Jorge Sampaoli – szaleniec i jego obsesja doskonałości

Choć ten tekst powstaje kilka dni po oficjalnym zatrudnieniu Jorge Sampaolego w Sevilli, to w redakcji ¡Olé! możemy odtrąbić tryumfalne „nareszcie!” Po 22 latach kariery trenerskiej Argentyńczyk w końcu trafia na europejskie salony. Sevilla to nie lada wyzwanie, zwłaszcza kiedy przejmuje się ją po Unaiu Emerym, który zdobył z nią Ligę Europy i to trzy razy z rzędu.

Szkoda tylko, iż przyjście Sampaolego splotło się z odejściem Grzegorza Krychowiaka do PSG. Pomocnik mógłby się od niego wiele nauczyć, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Inna sprawa, że to właśnie sam nowy trener Los Nervionenses ponoć niespecjalnie nalegał na pozostanie Polaka w drużynie. No i w końcu znaczenie miały też kwestie finansowe. Mamę oszukasz, tatę oszukasz, ale praw rynku nie oszukasz, że tak sobie pozwolę sparafrazować klasyka.

Jeśli interesują Cię aktualne wydarzenia sportowe, wyniki meczów i tabele, a także dostęp do transmisji z meczów – wykorzystaj Superbet kod promocyjny.

Sampaoli, presentado en @SevillaFC: “Vamos a intentar transmitir amateurismo” https://t.co/Q4j4B0zsyo pic.twitter.com/9dAE0F6MOq

— La Tercera (@latercera) 5 lipca 2016

Szalony perfekcjonizm

Mimo tego wizja możliwości obserwowania pracy Argentyńczyka z jeszcze bliższej odległości i z jeszcze większą częstotliwością intryguje. Jego etos pracy jest wyjątkowy, choć historie o trenerskim pracoholizmie słyszeliśmy już wielokrotnie. Sampaoli też należy do tego rodzaju szaleńców. Jego żona wspominała kiedyś, że ten obiecał jej spędzenie całego wieczoru tylko z nią. Standard, jakieś wyjście na miasto, kolacja przy świecach, potem kino. Jorge jednak nastawił się na nieco inny seans. – Ale mecz też obejrzymy, prawda? – zapytał w końcu.

Przed ważnym spotkaniem częściej puszczam drużynie filmy, niż z nią rozmawiam. Dobre kino pomaga piłkarzom utrzymać wysoką koncentrację przed meczem. – Sampaoli

Na korzyść szkoleniowca działa jednak fakt, iż ma wokół siebie bliskich, którzy jego pasję manię tolerują. No i sam jest też świadomy niedociągnięć we własnym życiu rodzinnym. – Piłka jest dla mnie jak tlen, nic na to nie poradzę, choć wiem, że proporcje powinny być odwrotne – przyznał swego czasu.

W poprzednim akapicie słowo „pasja” nie bez przyczyny zostało skreślone i zastąpione „manią”. Ono znacznie lepiej oddaje etos pracy Argentyńczyka. Jedną sytuację, po której jego zespół stracił gola, potrafi analizować kilka godzin, a co dopiero cały mecz. Ale to jeszcze nic. Najlepszym dowodem jego futbolowego opętania jest sytuacja, która zdarzyła się podczas mundialu w Brazylii. Sampaoli wściekł się niczym typowy berserk, kiedy zobaczył drona latającego nad boiskiem, gdzie trenowali akurat jego podopieczni. Niby nic, w końcu to tylko dziennikarze chcieli podejrzeć co w reprezentacji Chile piszczy. Nasz bohater jednak ma do takich spraw całkiem inne podejście. – Dla mnie futbol to wojna. Cały czas muszę sprawdzać, czy aby ktoś mnie nie podgląda. Dlatego tak bardzo denerwuje mnie wścibstwo dziennikarzy – opowiadał, jakby recytował fragment własnego dekalogu. – Wykrycie jednego detalu akcji może być kluczowe dla późniejszego losu meczu. Mam na tym punkcie obsesję – przyznawał.

(To chyba jedyny człowiek na świecie, który cieszyłby się, że został skazany na Shawshank.)

Inny przykład? Kiedy już w końcu dał się namówić na to, by na kwadrans wpuścić kilku pracowników mediów na trening, swoim podopiecznym zaordynował w tym czasie… same ćwiczenia rozciągające. Racje Sampaolego zawsze muszą być na wierzchu!

Wzorowy uczeń

„Jeśli [moi zawodnicy] wychodzą na boisko, to mają grać z dziecięcą radością. Atak, drybling, klepka i piękny strzał. Wierzę, że jedyną drogą do zwycięstw jest zaszczepienie w zawodnikach miłości do piłki.”

Najlepszym określeniem podejścia Argentyńczyka jest chyba „skrajny perfekcjonizm”. Pragmatyzm to dla niego raczej obca rzecz. Można się domyślać, iż utożsamia go z minimalizmem. – Doceniam, ale nie wierzę w ten rodzaj futbolu – mówił chociażby o Atlético Simeone. Zwiastun tego, co czeka nas w związku z jego pracą w Sevilli mogliśmy usłyszeć podczas jego pierwszej konferencji prasowej w nowym klubie. – Będziemy ekstremalnie ofensywną ekipą, co bardzo pomoże nam w szukaniu rozwiązań, zanim one znajdą nas – zapowiedział.

Nie zdziwicie się – Sampaoli swoją piłkarską filozofię kształtował w oparciu o poglądy, dokonania i metody pracy Marcelo Bielsy. Gdyby El Loco zbudował swój własny uniwersytet, prowadził na nim wykłady, to Jorge miałby 100% frekwencji na każdych zajęciach, konsultacjach oraz seminariach, a doktorat zaliczyłby na 7 w skali ocen od 1 do 6. Nie bez powodu o nowym szkoleniowcu Sevilli mówi się El Loquito – to zdrobnienie od przydomku jego mentora.

– Zawsze go podziwiałem – powiedział bez zastanowienia w trakcie rozmowy z dziennikarzem dziennika AS. – Swego czasu byłem bankierem, ale w wolnych chwilach, kiedy tylko mogłem, chodziłem oglądać treningi oraz mecze drużyn Bielsy. Mam również na myśli czasy, gdy pracował w trzeciej czy czwartej lidze – opowiadał. Podczas innego wywiadu wspominał natomiast jak zakradał się z lornetką, by podglądać pracującego z piłkarzami idola, czy też nagrywał na kasety jego konferencje prasowe, a potem słuchał ich namiętnie na walkmanie podczas joggingu.

Kiedy prowadzony przez Sampaolego Sporting Cristal został zmiażdżony 0:5 przez Américę, szkoleniowiec tak naprawdę nie martwił się tym jednym rezultatem. – Nigdy nie spełnię jego [Bielsy] oczekiwań… – dramatyzował, bo bardzo chciał doścignąć rzekomy ideał.

Nic dziwnego, że tak samo „zwariowane” są prowadzone przez niego drużyny. Podobieństwa da się zauważyć na pierwszy rzut oka – maksymalnie elastyczne ustawienie, które w jednym meczu potrafi przejść z 4-2-3-1, prze z 4-3-3 do 3-3-1-3 i miliona innych wariantów. Terror siany w defensywie rywali poprzez pressing oraz posiadanie piłki. El Loquito słusznie zauważa jednak, że ostatni z wymienionych aspektów powinien być jedynie środkiem, a nie celem.

https://youtube.com/watch?v=5mGk1WtGoaU%3Ffeature%3Doembed%26wmode%3Dopaque

Sampaoli opowiadał o tym po przegranym przez Chile 0:3 meczu z Urugwajem. Alegorię zapewne znacie doskonale, lecz jest ona tak świetna, że bez wahania warto przytoczyć ją jeszcze raz. – Pewnej nocy siedziałem w barze. Spotkałem fantastyczną kobietę. Cały czas żartowaliśmy, flirtowaliśmy, postawiłem jej kilka drinków. Około piątej rano do pubu wszedł jednak zupełnie obcy facet, złapał ją za rękę i zaciągnął do toalety. Kochali się, a po wszystkim razem opuścili lokal. Nie miało znaczenia kto dłużej ją posiadał – to on strzelił gola.

Nic dodać, nic ująć.

Zwycięskie kamikaze

Szczytowym okresem w karierze trenerskiej Sampaolego były lata 2012-2015. Prowadził on wówczas reprezentację Chile. Największy sukces to oczywiście wygrana w poprzedniej edycji Copa América, pierwsza w historii tego kraju. Warto natomiast to zwycięstwo rozebrać na czynniki pierwsze. Zwrócić uwagę jak udało mu się stworzyć drużynę przez wielkie „D”, choć składały się na nią w większości trudne charaktery.

Argentyńczyk to jednak świetny psycholog. Potrafił namówić do pressingu i powrotów do obrony Jorgę Valdivię, który na co dzień jest tak flegmatyczny, że kiedy grał w Palmeirasie jego kibice mogli zawierać zakłady czy El Mago aby zaraz nie upadnie nieprzytomny na murawę. Sprawił, iż Vidal i Alexis, choć na boisku zawsze rywalizowali, potrafili w pełni poświęcić się dla drużyny. Akcje dwójkowe rozgrywali jakby na pamięć. Pyk-pyk-pyk, piłkeczka chodzi, a obrońca rywala może tylko patrzeć i podziwiać.

Obecnego zawodnika Bayernu potrafił też postawić do pionu, kiedy w trakcie zeszłorocznego turnieju rozbił samochód pod wpływem alkoholu. – Dzwonił wtedy do mnie sam prezydent! – mówił El Loquito– Postanowiłem pozostawić Vidala w składzie, to była moja suwerenna decyzja – podkreślał. Arturo spłacił kredyt zaufania.

Nie można walczyć z big ego’s. Jeśli masz w składzie zawodnika pokroju, powiedzmy, Messiego, to musisz zrobić wszystko, aby Messi ci zaufał. Musisz zyskać zaufanie. Poza tym nie można ciągle powtarzać tego samego. Piłkarzom czasem trzeba mówić to, co chcą usłyszeć. – Sampaoli

Rodzaj relacji, jaki Sampaoli i Bielsa utrzymują z piłkarzami to chyba jedyna wielka różnica pomiędzy nimi. – Bielsa zawsze był zimny, Sampaoli z kolei każdemu chce pomóc i dużo z nami rozmawia – opisywał niegdyś José Fuenzalida.

Kolejny wielki sukces Sampaolego-psychologa? Francisco Silva wychodzi wyjściowym składzie w finale Copa América i przez 120 minut zasuwa jakby chwilę temu pożarł całą hurtownię baterii duracell. Co w tym wyjątkowego? Fakt, iż dla El Gato był to pierwszy mecz w reprezentacji od kilku miesięcy. Przez cały ten czas grzał ławę. Mógł po prostu strzelić focha? Mógł i w sumie byłoby to zrozumiałe. Wielką sztuką jest utrzymać tak wielką motywację wśród rezerwowych, zwłaszcza tych krewkich, a naszemu głównemu bohaterowi się to udało.

– Moja ekipa ma grać futbol w stylu kamikaze – mówił przed tamtym finałem. – Albo przejdę do historii, albo napiszecie, że jestem obłąkany – dodawał. Wiadomo, okrzyknięto go geniuszem, zasłużenie zresztą.

Źródło: weloba.com

Punkty kulminacyjne

Kto uważniej śledził piłkę południowoamerykańską zorientował się na pewno, że praca w reprezentacji Chile była przedłużeniem wszystkiego tego, co wcześniej mogliśmy obserwować w prowadzonym przez Argentyńczyka Universidad de Chile. O sile La Roja stanowili potem gracze, których wcześniej sam Sampaoli kształtował właśnie w La U – Osvaldo González, Marcos González, José Rojas, Charles Aránguiz, Eugenio Mena, Marcelo Díaz, Eduardo Vargas, a nawet Johny Herrera. Niemal ¾ składu wyjściowego z finału Copa Sudamericana 2011 trafiło później do reprezentacji!

El Loquito natomiast zapisał się złotymi literami na kartach historii stołecznego klubu, choć początki miał trudne, bo kibice prześmiewczo nazywali go „Bielsa de los pobres” – Bielsa dla biedaków. Potem natomiast jednak Sampaoli sam sobie zbudował „pomnik trwalszy niż ze spiżu”. Zdobył z La U dwa mistrzostwa kraju z rzędu, zwyciężył we wcześniej wspomnianym turnieju Copa Sudamericana – seria 12 meczów bez porażki, bilans bramkowy 21:2. Ponadto dotarł także do półfinałów Copa Libertadores, w lidze zaś zanotował passę 36 spotkań bez ani jednej przegranej. Rekord wszech czasów. Tamto Universidad de Chile miało w sobie coś z walca wiedeńskiego – piękno – i z drogowego – miażdżenie wszystkiego co znajdzie się na jego drodze.

Powyżej opisane sukcesy były bezpośrednimi argumentami w kwestii objęcia przez El Loquito reprezentacji La Roja. Dzięki nim o Sampaolim zaczęto też głośniej i dłużej opowiadać również poza Ameryką Południową. Choć swoje momenty sławy Jorge miał już wcześniej, lecz trzeba przyznać, że dość nietypowe. Słynne jest zdjęcie przedstawiające szkoleniowca siedzącego na… gałęzi. – Podczas jednego z meczów [Belgrano de Arequito – przyp. red.] dostałem czerwona kartkę. Nie mogłem dyrygować poczynaniami drużyny z ławki, więc wspiąłem się na drzewo i stamtąd wydawałem polecenia – opowiadał. W lokalnych mediach Sampaoli zrobił wtedy prawdziwą furorę.

Źródło: thesun.co.uk

Druga twarz

Te wszystkie cytaty i sukcesy mogą przyprawić o zawrót głowy. Postać jaka wyłania nam się z tego obrazu rzeczywiście wygląda na zdrowo szurniętą. Z drugiej strony jednak nasz bohater ma też nieco inne oblicze. Jest na przykład bardzo skromny. Za osiągnięcia z La U zarząd klubu zaoferował mu ekstrawagancki apartament oraz wcale nie gorsze auto. Sampaoli z obu zrezygnował, co argumentował „koniecznością twardego stąpania po ziemi”.

Tę cechę charakteru wyrobił sobie po tym jak złamanie nogi uniemożliwiło mu kontynuowanie kariery w wieku 19 lat. Musiał więc zarabiać jak przeciętny, szary obywatel – jako bankier lub urzędnik cywilny. Natomiast kiedy już jako trener pracował w peruwiańskim klubie Sport Boys, podobno zarabiał tak mało, że nie starczało mu na wynajem kawalerki, więc nocował w pobliskiej remizie strażackiej. W takich warunkach wytrzymał dość długo, bo około rok. Dlaczego nie rzucił tej roboty w cholerę? Bo ją kochał. Tylko i aż.

Zapewne właśnie ta niemal idylliczna miłość do piłki miała również znaczenie, kiedy to w marcu tego roku pokłócił się z władzami chilijskiego związku piłkarskiego. – Traktują mnie jak zakładnika! – grzmiał, bo pracodawcy nie chcieli rozwiązać z nim kontraktu. – Gdy na jaw wyszła afera korupcyjna oskarżono mnie o czerpanie korzyści z tej sytuacji – żalił się Sampaoli, odnosząc się do pogłosek, jakoby lokował swoje oszczędności w popularnych ostatnimi czasy rajach podatkowych.

Obie strony zażegnały konflikt dopiero po jakimś czasie. El Loquito uniósł się jednak honorem, zrezygnował z premii za wygranie Copa América 2015, a nawet sam jeszcze dopłacił, byleby tylko odejść z reprezentacji Chile.

Jorge Sampaoli leaves post as Chile manager after row https://t.co/Zxq5H1gXv1 via @guardian_sport

— The Guardian (@guardian) 19 stycznia 2016

Sztuka dobrego wyboru

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Tym trzecim była oczywiście Sevilla, która ostatecznie zgarnęła Sampaolego. Ale nie za darmo. Los Nervionenses wzięli na siebie opłatę miliona dolarów wobec chilijskiej federacji oraz 100 tys. euro dla Granady za zerwanie wstępnego porozumienia między szkoleniowcem, a klubem.  Jeszcze jakiś czas temu konkurencja wyglądała na groźną. Najgłośniej było o rozmowach szkoleniowca z Chelsea, co zresztą on sam potwierdził. Z tej pracy zrezygnował jednak, ponieważ stwierdził, że za słabo zna angielski. Inni kandydaci na pracodawców? Wymieniano chociażby Lazio oraz reprezentację Argentyny. El Loquito szczególnie dobrze zrobił odrzucając tę drugą opcję. Z wielkiego bałaganu przeniósłby się w jeszcze większy burdel. Po co?

W Sevilli natomiast dostanie wszystko czego zechce, no może z wyjątkiem ogromnych pieniędzy, ale te nie są mu aż tak skrajnie potrzebne. Przecież ma wokół siebie Monchiego. Tandem łysych z Sánchez Pizjuán stać na wiele. A zatem niecierpliwie czekamy na efekty!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *