
Turniej rozgrywany na rosyjskiej ziemi, nie jest końcem potęg piłkarskich jako takich, a raczej reorganizacją, której nieuchronnie są ofiarami. Bo o tym, że nic nie może wiecznie trwać słusznie przekonywała tragicznie zmarła Anna Jantar, a dziś dowiadują się o tym Argentyńczycy i Urugwajczycy. Choć dla takich tuzów, którzy zgarnęli już cztery tytuły mistrzowskie, słowo „koniec” brzmi groteskowo.
Z tym problemem mierzy się głównie Argentyna. Opasłe tomy książek i miliardy godzin rozmów przed telewizorem wciąż nie dały ostatecznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego pokolenia Messiego, Batistuty, Zanettiego i Riquelme – mimo opatrzności Bożej – nie sięgnęły po Puchar Świata. Z wielkością nieco bardziej nostalgicznie bije się Urugwaj, który jak na małe państewko nigdy nie miał problemów z narodzinami klasowych futbolistów. Ich dylemat jest zgoła odmienny, bardziej sentymentalny i nieco ograniczony zasobami ludzkimi.
Urugwaj – konserwatyzm z zderzeniu z (r)ewolucją
Urugwaj. Państwo liczące niemal 3,5 mln mieszkańców. W stolicy, Montevideo, żyje blisko 45% jej mieszkańców, gdy reszta z dala od zgiełku miejskiego oddaje się życiu w miasteczkach i na roli. Montevideo jest jednak najważniejszą wizytówką i miejscem, gdzie młodzi walczą w życiu o coś innego. Lepsze zarobki, możliwości, a życie mają tylko jedno. Ośrodki piłkarskie skupione właśnie w stolicy, z kultowymi już Nacionalem i Peñarolem, stanowią główną oś przejścia na wyższy etap życia. Im większa ambicja, mądrość i umiejętności, tym większa szansa na wyjazd do bogatszego sąsiada, Argentyny, ociekającego złotem Majów Meksyku lub nawet na wypatrzenie przez europejskich skautów. Federacja piłkarska kraju, choć posiada program szkoleniowy, stawia dość mocno na improwizację i wiarę w pragmatyzm. Olbrzymich akademii piłkarskich próżno tutaj szukać, a cała reszta jest oparta na wiedzy tych, którzy wspominają z rozrzewnieniem czasy młodości Enzo Francescoliego. Niewielu z nich po zakończeniu piłkarskiej kariery chce pracować dalej przy sporcie. Jedynie nieliczni poświęcają się, głównie dla pieniędzy lub przez brak wykształcenia.
Dlatego też przez dwanaście lat na tronie selekcjonera króluje Óscar „El Maestro” Tábarez, który nie poddaje się chorobie Guillaina-Barrego. Od kilku lat nie sprawia jednak, by Celestes rozwijali się. Ba, dopiero za namową jego wieloletnich asystentów, Celso Otero i Mario Rebollo, udało się nieco odmłodzić drużynę Wciąż Tábarez nie miałby oporów, by powoływać do niej Diego Forlána, Egidio Arévalo, czy nawet – pół żartem, pół serio – kazać 60-letniemu Hugo de Leónowi założyć korki i uczyć gry obronnej Diego Godína. Sukces z Copa América 2011 był właściwie zastygłym kadrem zwycięstwa, na jakie Urugwaj się zdobył w ostatnich latach. Oczywiście, wywalczone rok wcześniej czwarte miejsce na MŚ w RPA i wielki powrót z zaświatów Forlána też miał swój piękny akcent, lecz za tym nie szły kolejne akordy chwały. Zamiast tego, maszyna Tábareza przypominała mocno zużyte części, których głównym napędem jest aktualnie najlepsza „dziewiątka” świata, Luis Suárez. W pewnym momencie uznano, że stan posiadania Urusów jest wystarczający, zamykając drzwi świeżej krwi. Solidność i prostota Arévalo, Maxiego Pereiry, Sebastiána Abreu czy Diego Péreza były większą pokusą niż niepewna aura magii i kreatywności.
Dziś już wiemy, że Tábarez po mistrzostwach pożegna się z reprezentacją, gdyż postępująca choroba, jak i wiek, mocno ograniczają możliwości dalszej pracy. Wtedy Urugwaj dokona albo nagłej rewolucji, albo statecznej ewolucji. Tą ostatnią jest 51-letni Fabián Coito, piastujący stanowisko selekcjonera kadry U-20. Od ponad dekady pracuje nad młodzieżą w reprezentacji, w umiejętny sposób wprowadza kolejne garstki swoich podopiecznych piętro wyżej. To spod jego ręki wyszło już 3/4 aktualnej dorosłej już kadry Celestes, a następni są już w kolejce do wypłynięcia z portu w Montevideo. Od kilku lat konsultuje się z Tábarezem przy wprowadzaniu świeżości do kadry i jak widać odnosi przy tym niemałe sukcesy. Znajomość środowiska oraz otwartość na nowinki taktyczne sprawiły, że staje się wręcz wymarzonym kandydatem na selekcjonera.
Właśnie ta znajomość z przeszłości powinna procentować, bo autorytet i szacunek zdążył już zdobyć w szatni. Tym bardziej, że starszyzna z Suárezem, Godínem czy Cavanim powoli będzie żegnać się z kadrą, ale jako gwiazdy pozostaną w niej możliwie na tyle długo, na ile pozwolą im nogi. Rozwiązanie z Coito jest bezpieczne nie tylko ze względu na znajomość środowiska i kreatywne podejście taktyczne. W tym społeczeństwie trener spoza kraju brzmi jak rewolucja, choć patrząc obiektywnie – ona też nie zaszkodziłaby w sentymentalnej piłkarskiej podróży w czasie, pozwalając Urusom nawiązać do lat 20. i 30.
Argentyna, czyli ile znaczą długie włosy
Po drugiej stronie dorzecza La Platy mamy Argentynę. Ponad 40 mln mieszkańców, z których blisko 1/3 możesz spotkać w potężnym Buenos Aires i przyległych miastach. Tu pytanie o piłkę kończy się odpowiedzią, po czyjej stronie barw występujesz. Jakakolwiek odpowiesz, zawsze zaskarbisz sobie miłość jednych, kosztem nienawiści drugich. Podział ten, przenikający także poprzez politykę, jest żywym przykładem na to, jak skłóconym narodem jest „Kraj Srebra”. Od niewyobrażalnych bogactw do biedoty ulicznej. Rozwarstwienie społeczne w państwie jest na tyle wysokie, że radość z nieszczęścia sąsiada uznajesz za swój dobry dzień. I nie można ukrywać, że Argentyna choć piłkarsko nie ma powodów do wstydu, to sukcesy na niwie zespołowej są nikłe. Co zatem kryje się pod tym, że indywidualnie każdy z piłkarzy jest potężnym lwem, a w grupie zamieniają się w pieszczotliwe kociaki?
Pragmatyzm i racjonalne myślenie – to pierwsze, już wymienione wcześniej, pokazuje, jak samotny Argentyńczyk radzi sobie w najmniej sprzyjających okolicznościach życia, np. w takiej Europie. Jak dobrze się przypatrzymy, to zobaczymy mocne wsparcie rodziny, która jest najważniejsza, ale to także upór i determinacja, by swoje życie zmienić na lepsze. Dobrze to widać również po piłkarzach. Tacy Batistuta czy Crespo na emeryturze prowadzą pomniejsze interesy, jak restauracje czy deweloperka. Diego Latorre czy Juan Pablo Sorin mieli epizody w firmach pijarowskich i grą na giełdzie. Jednak to co ich łączy, to twardy upór, by pozostać przy piłce po zawieszeniu butów na kołku. Piłka jest ich całym życiem i dlatego widzimy ich w roli: trenerów, agentów piłkarskich, ekspertów a nawet komentatorów telewizyjnych.
Piłkarze zażądali aby Sampaoli już teraz opuścił drużynę, by w jego miejsce przyszedł Jorge Burruchaga (inicjatywa Mascherano).
Sampa od dziś dołączył do swojego mistrza Bielsy i z fanatycznego taktyka, stał się jego lustrzanym odbiciem – człowieka uznanego za chorego
— Michał Borowy (@MiBorowy) June 22, 2018
Argentyńczycy powoli żegnali upadłą już gwiazdę Diego Maradony, którą miał zastąpić tuzin kolejnych zdolnych. Lecz nawet ich talenty dawały się ogrywać mniej zdolnym, a bardziej zorganizowanym ekipom. Pokazały to klęski z Rumunią na mundialu w USA i Holandią cztery lata później. Jak z rękawa wysypywały się skandaliczne informacje o tym, jak wyglądają zgrupowania kadry. Jak piłkarze tworzą swoje „klany”, do których inni mają zakaz wstępu. Często to właśnie one decydowały o wszystkich jej aspektach, poczynając od finansów a na hotelach kończąc. Tego ujarzmić nie mogły nawet potężne umysły z Marcelo Bielsą, który swoich żołnierzy był gotów postawić przed plutonem egzekucyjnym nawet za niewinny uśmiech. Ani nawet lata wcześniej Alfio Basile, który w pokoju tylko dla wybranych piłkarzy, degustował swoich pupili wysokoprocentowymi trunkami.
Dziennikarz: Sampaoli powiedział, ze piłkarze nie dostosowali się do projektu.
Aguero: Niech mówi, co chce.— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) June 21, 2018
Egoizm, osiągający wielkość Układu Słonecznego dotknął nawet jego! Messi do swojego prywatnego grona dopuścił raptem kilku kompanów, ignorując pozostałych. Przykład? Emmanuel Mammana. Obrońca Zenitu na niedawnym zgrupowaniu w Rosji zmierzył się z kordonem ochroniarzy, kiedy chciał sfotografować się z Leo. Rzecz jasna przyszli oni na wezwanie La Pulgi, któremu nie przeszkadzało, że nieznany mu „kolega” nosi reprezentacyjny dres. Z odsieczą Mammanie przyszedł Sergio Agüero, ale z Messim pogodził się (i cyknął upragnione zdjęcie) dopiero przy kolacji.
Doszło do takich czasów, że Argentyńczyków muszę googlować, a Chorwatów recytuję z pamięci.
— Tomasz Pietrzyk (@tomek2648) June 21, 2018
Długie włosy były też przyczyną szczerej nienawiści Passarelli do Diego Maradony z czasów kariery piłkarskiej. I tak samo Boski Diego zalewał się łzami przez brak powołania na mundial na ojczystej ziemi w 1978 roku, gdy selekcjoner późniejszych mistrzów świata César Menotti bał się, że blask jego wiedzy i kunsztu taktycznego zostanie mu przysłonięty talentem pełnego werwy młodzieńca z biednego Villa Fiorito.
Ten niekończący się spektakl nieprawdopodobnych historii nieprędko zazna końca. Dopóki Argentyna nie przejdzie mentalnej metamorfozy, wykraczającej poza piłkę nożną. Bo tak samo jak w Urugwaju – talentów im nie brakuje. Akademie piłkarskie, choć skromne infrastrukturą, przepełnione są kadetami, którzy od starszych nie tylko czerpią futbolową mądrość, ale też uczą się, jak stać się lepszymi od nich. Jeszcze miną lata zachwianych emocji, zanim Albicelestes przestaną marnować szczere skarby świata. Lata zanim Argentyńczycy wyrzucą samolubność z własnego podwórka i przestaną czerpać radość z cieknącego brudu po twarzy sąsiada–rodaka.