Czy braki w klubowej kasie zmuszają do bycia nijakim? W przypadku Rayo i Eibaru powiedzielibyśmy, że kompletnie nie. Kluby, których nie stać tylko na najtańszych zawodników są ozdobą Primera División. Z drugiej strony dostajemy Espanyol. Długi wysokie, trybuny raczej pustawe, atrakcyjność w ich meczach nie istnieje. To jest po prostu zespół nijaki. Początek miesiąca dał jednak kibicom Papużek powody do optymizmu.
Poniedziałek, 3 listopada 2015. Nagle gruchnęła wiadomość, że chiński biznesmen Cheng Yansheng przejmuje stery w Espanyolu kupując udziały w klubie od Ramona Condala i Daniela Sáncheza Llibre. Najciekawszy jest jednak fakt, ile procent zakupił chiński inwestor, bo tutaj wersji jest wiele. Najbardziej prawdopodobna jest taka, że Yansheng nabył pomiędzy 45,1% a 56% akcji, a łączna kwota inwestycji w klub ma wynieść około 65 mln euro. Każda akcja kosztowała około 78 euro, chociaż ich rynkowa wartość wynosi 60 euro. Tak wygląda porozumienie pomiędzy obiema stronami.
To dopiero początek, bo celem jest pozyskanie – w najbliższym czasie – aż 80% akcji klubu. Same negocjacje z Rastar Group – tak się nazywa firma, na czele której stoi wspomniany biznesmen – odbywały się w tajemnicy. Oczywiście, fakt próby sprzedaży klubu w zagraniczne ręce był znany, ale w lecie głośniej mówiło się o amerykańskiej firmie Cerberus Capital Management (swego czasu również zainteresowanej kupnem Valencii – przyp. red.) czy chińskiej spółce przemysłowej Fosun. Do niczego nie doszło, to i o temacie zapomniano. Wszyscy skupili się na okresie przygotowawczym i transferowym, który jak zwykle wyzwala sporo emocji.
Chińskie rządy
I w ten sposób, w szybkim tempie przedstawicieli najludniejszego kraju na świecie zaczęło przybywać w hiszpańskim futbolu. Najpierw firma Qbao włączyła się w sponsoring Realu Sociedad i Rayo Vallecano, później Wanda, firma Wanga Jianlina wykupiła 20% udziałów w Atlético Madryt (Wang prowadzi w Hiszpanii także projekt szkolenia chińskiej młodzieży, w który są zaangażowane właśnie Atléti, Valencia i Villarreal – przyp. red.), a teraz Cheng Yansheng został właścicielem Espanyolu. W międzyczasie Los Amarillos czy Królewscy otworzyli się na rynek azjatycki, a Peter Lim (Singapur) przejął Valencię.
Kim jest Cheng Yansheng? To prezes i dyrektor generalny Rastar Group. Firma zajmuje się nowymi technologiami oraz – a może przede wszystkim – zabawkami elektronicznymi i grami wideo. Wartość przedsiębiorstwa szacuje się na ponad trzy miliardy dolarów. Przy okazji warto przytoczyć wyniki finansowe tej spółki:
400 mln dolarów – tyle wyniosła sprzedaż Rastar Group w 2014 roku, co oznaczało ponad 13% wzrost w stosunku do roku poprzedniego, ale jeśli porównamy to do roku 2009, osiągnęła ona wzrost o 97,9% !
Majątek jej szefa, to z kolei prawie 1,2 mld dolarów, co daje mu „zaledwie” 254. miejsce na liście najbogatszych Chińczyków z 2015 roku według magazynu Forbes. To nie jedyne zajęcie Chenga. Jest także wiceprezydentem stowarzyszenia chińskich zabawek i produktów dla najmłodszych, członkiem rady chińskiego stowarzyszenia na rzecz spraw publicznych, dyrektorem firmy Great-Sun Foods oraz dyrektorem Guangdong Rastar Investments. Brzmi nieźle i wydaje się, że to poważny biznesmen, który myśli długofalowo. “Świadczy o tym chociażby fakt, iż jego firma jest notowana na chińskiej giełdzie. Scenariusz z Racingu Santander raczej się nie powtórzy, chociaż zawsze trzeba być czujnym” – tak o Chengu wypowiadał się Javier Tebas, prezydent La Liga.
Rastar chce mieć 80%, ale są osoby, które mogą temu zapobiec. Stowarzyszenie GENÈTICA PERICA zrzeszające kilkudziesięciu biznesmenów sympatyzujących z Espanyolem, bądź pełniących w nim wcześniej funkcje dyrektorskie. Tak było m.in. z Sergio Oliveró, prezesem stowarzyszenia oraz byłym wiceprezydentem ds. finansowych w klubie. Obecnie Genetica ma w swoich rękach 22% akcji klubu, lecz ich celem jest wykup kolejnych kilkunastu od… Daniego Sáncheza Llibre. To wiązałoby się z wypłaceniem odszkodowania chińskiej grupie w wysokości trzech milionów euro za zerwanie umowy, ale Oliveró i spółka są zdeterminowani, by za około siedem milionów euro nabyć blisko 13% akcji klubu.
Priorytety nowobogackich
Mimo radości władz i kibiców Papużek z inwestycji w biało-niebieski klub z Barcelony, początek współpracy nie ułożył się po ich myśli myśli. Dług Espanyolu wynosi około 135 mln euro, w tym aż 40 na rzecz urzędu skarbowego. I właśnie ta druga wartość oraz instytucja, wobec której Los Pericos mają zobowiązania, budzą największy strach. Prezydent klubu Joan Collet liczył na szybką pożyczkę ze strony chińskiego inwestora w wysokości 12 mln euro. Pozwoliłaby ona na spłatę część zaległości w najbliższym czasie i uspokojenie skarbówki. Wszystkie zobowiązania mają zostać uregulowane do 2018 roku, ale tutaj pojawił się problem i klub prawdopodobnie weźmie kredyt w… australijskim banku. Nie jest żadną tajemnicą, że spłacanie jednych długów przez zaciąganie kolejnych nie jest najlepszym pomysłem, ale wydaje się, iż włodarze Espanyolu nie mieli wyjścia w tej sytuacji.
Jak wygląda lista priorytetów klubu? Z pewnością na pierwszym miejscu stoi uregulowanie zobowiązań oraz poprawa ogólnej sytuacji finansowej Los Pericos. Dopiero w dalszej perspektywie mówi się o ewentualnych wzmocnieniach personalnych. Wydaje się jednak, że machina transferowa ruszy dopiero latem 2016 roku. Dlaczego? Cheng Yansheng obejrzał mecze z Granadą i Athletikiem, ale teraz wraca do Chin. Do Barcelony przyleci dopiero pod koniec roku, a konkretnie 22 grudnia, gdy odbędzie się nadzwyczajne zebranie akcjonariuszy klubu. To wtedy ma wygłosić swoje expose. Tego samego dnia mają też zapaść kluczowe decyzje w kwestii najbliższej przyszłości Espanyolu, co może oznaczać brak czasu na przeprowadzenie transferów już zimą.
.@RCDEspanyol Muchas Felicidades , Moltes Felicitats !!! #Rcde115Anys #Rcde pic.twitter.com/ookRVwUPp8
— José Luis Cerro (@JosepLuisCerro) October 27, 2015
Kasa, wzmocnienia, a gdzie młodzież?
Od początku miesiąca minęło już kilkanaście dni, a mimo tego nikt nie zająknął się o kluczowym aspekcie klubu – szkoleniu młodzieży. Jakość ich kształcenia w ośrodku Sant Adrià jest wysoka, skoro w ostatnich lata spore kłopoty z ogrywaniem Papużek ma słynna La Masia, ale mimo dobrych wyników, problemów szkółce imienia Daniego Jarque nie brakuje. Bo jak inaczej nazwać fakt, że przychodzi taki Juventus czy Manchester City i wyciąga najzdolniejszych chłopaków za bezcen?
Pol Lirola i Erik Sarmiento odeszli w tym roku z Espanyolu, wybierając bogatsze kluby. W przypadku tego pierwszego Juve zapłaciło najpierw 150 tys. euro za półroczne wypożyczenie, a później kolejne pół miliona za transfer definitywny, z kolei Sarmiento poszedł od razu za pół miliona w europejskiej walucie do Manchesteru. Papużki mogą jedynie liczyć na jego 20 występów w pierwszej drużynie, co zapewni im przelew kolejnych 250 tys. Kwoty niewielkie, bo obaj kosztowali niemal tyle samo co jedyny transfer gotówkowy, jaki tego lata przeprowadził Espanyol – sprowadzenie Gerarda Moreno za 1,5 mln euro. To chyba najlepiej oddaje obecną sytuację Papużek…