Smutny to dzień, gdy nagle orientujesz się, że jesteś potrzebny w drużynie równie mocno jak przysłowiowe piąte koło u wozu. A coś takiego musiał w ostatnich miesiącach przeżyć Paco Alcácer, który – trzymając się terminologii znanej z Football Managera – z „wykorzystywanego w rotacji zespołu” zmienił się w „niepotrzebny dla drużyny”.
Początki Ernesto Valverde w Dumie Katalonii są na tyle obiecujące, że nie można przyczepić się do baskijskiego szkoleniowca. Nawet jeśli całkowicie skreślił on Paco Alcácera, przynajmniej teraz pozostanie to na marginesie najważniejszych wydarzeń w szatni. Wygląda na to, że jak Luis Enrique miał przez długi czas niechęć do wpuszczania na boisku Aleixa Vidala, tak nowy trener Barcelony znalazł sobie innego „kozła ofiarnego”.
Alcácer nie ma zbyt dobrej opinii wśród wielu kibiców Dumy Katalonii, ale czemu nie wcielić się w jego adwokata? Gdy zaczynał poprzedni sezon, faktycznie wydawało się, że jego przybycie na Camp Nou to jakiś ponury żart. Brak goli, a przede wszystkim problemy z dostosowaniem się do stylu zespołu, wystawiały dość słabą ocenę Hiszpanowi. Ale już druga część sezonu była całkowicie inna w wykonaniu wychowanka Valencii. Ostatnie trzynaście ligowych kolejek to sześć goli i trzy asysty, pomimo że Alcácer nadal wchodził głównie z ławki rezerwowych. Średnio miał udział przy trafieniu co około 70 minut, czym wydawało się, że w pełni usatysfakcjonuje zarówno kibiców jak i sztab trenerski.
Niestety, Liga Mistrzów oraz mistrzostwo Hiszpanii powędrowało do gabloty Realu Madryt i nikomu w Barcelonie, ani wśród jej kibiców, nie było w smak docenianie „mniej istotnych piłkarzy”. Tak jak po sezonie z trypletem Paco zebrałby sporo pochwał za swój udział w sukcesach, tak po oglądaniu pleców w rywalizacji z odwiecznym rywalem, fani Dumy Katalonii oczekiwali krwi. Myśleli o rewolucji przed kolejną kampanią, a jedną z jej ofiar miał być właśnie hiszpański napastnik. Innego zdania podobno był jednak Valverde, o którym w czerwcu mówiło się, że chce odbudować w Barcelonie zarówno Alcácera jak i André Gomesa. I jak ten drugi faktycznie znajduje się wciąż w planach trenera Barcelony, tak były napastnik Valencii wpadł z deszczu pod rynnę.
Dobre złego początki
Kiedy 26 sierpnia, na kilka dni przed zakończeniem okna transferowego, Paco wchodził z ławki w meczu z Alavés i zaliczał asystę przy golu Messiego, nie mógł jeszcze wiedzieć, że to będzie jego, jak dotąd, ostatni występ w barwach Barcelony. Chociaż miał udział przy bramce, to po tym spotkaniu Valverde skreślił go z planów na najbliższe kolejki. Doskonale było to widać, podczas meczu z Eibarem, gdzie pomimo niedyspozycji Luisa Suáreza na środku ataku eksperymentalnie (choć w przypadku Argentyńczyka eksperyment brzmi jak kuriozum – przyp. red.) zagrał Leo Messi. Na domiar złego Argentyńczyk trafił wówczas czterokrotnie, co potwierdziło, że pod nieobecność Urusa, to Leo może być najdalej wysuniętym zawodnikiem w schemacie taktycznym.. Wtedy też być może Paco zrozumiał, że jego sytuacja staje się fatalna. Niestety był to już wrzesień i znalazł się on w „złotej klatce”.
Złotej, bowiem nadal jest piłkarzem Barcelony, nadal ma też szansę, że przy szczęśliwym zbiegu okoliczności jego los się odmieni i znów zacznie grać. Klatce, gdyż jeśli wszystko potoczy się tak jak dotąd, to do stycznia czeka go w najlepszym razie oglądanie większości spotkań z pozycji widza i granie w Copa del Rey, gdzie w pierwszej fazie ekipa z Katalonii zmierzy się z trzecioligowcem. A przecież równie dobrze może on czekać na transfer czy wypożyczenie do lata lub dłużej, patrząc z jaką skutecznością zarząd Barcelony potrafi pozbywać się tytułowych zawodników „niepotrzebnych dla drużyny”.
Trójka piłkarzy, którzy nie są w planach Valverde w tym momencie: Arda Turan, Paco Alcacer i Thomas Vermaelen. Sport pic.twitter.com/oSqpamYne4
— ■ neυropнaтe (@neurophate) October 9, 2017
Seria niefortunnych zdarzeń
Właśnie zła polityka sterników wymusiła poniekąd takie zachowanie u Ernesto Valverde. Szkoleniowiec dostał kadrę, w której roi się od zawodników mogących grać na kilku pozycjach w pomocy i na skrzydłach ataku. Dodatkowo transfery Paulinho, Dembélé i Deulofeu, nawet przy odejściu Neymara, tylko zagęściły i tak liczny tłum chętnych do wejścia na boisko. Szkoleniowiec musiał więc z kogoś zrezygnować, a że Messi sprawnie wyręczył Suáreza, wybór padł na Alcácera.
Pozostali zawodnicy nie mogą jednak popaść w samozadowolenie, bowiem aktualna sytuacja Paco powinna być dla nich przestrogą na przyszłość. Wszak od dawna po różnych serwisach niosą się plotki, że Blaugrana może wciąż w styczniu ściągnąć Philippe Coutinho z Liverpoolu albo spróbować namówić do powrotu na Camp Nou Thiago Alcântarę. Przy wyleczonym już Dembélé tacy piłkarze jak André Gomes, Paulinho czy Denis Suárez, dotychczas grający jedynie około 20-25 procent maksymalnego czasu gry we wszystkich rozgrywkach, znajdą się ogniu zagrożenia, jakie wchłonęło Alcácera. Fatalny zbieg okoliczności i wszyscy oni mogą stać się w klubie niepotrzebni.
Przykład Hiszpana nie uroni pewnie wielu łez z oczu kibiców. Jest on przecież wciąż młody i jeżeli faktycznie odejdzie, to czekają go jeszcze długie lata kariery na poważnym europejskim poziomie. Ale jest to doskonały przykład na to, jak przewrotne są losy piłkarzy. Ronald Reng w swojej książce pod tytułem „Bundesliga”, kiedy opowiada o losach Juriego Judta, byłego piłkarza 1.FC Nürnberg, pokazuje, że wraz ze wzrostem profesjonalizacji piłki nożnej pojawia się problem, że masa dobrze wykształconych piłkarzy nie może liczyć na grę w najwyższych ligach. A raz odstawionym ciężko wrócić do pierwszej drużyny, ponieważ na ich miejsce gotowych jest kilkunastu kolejnych piłkarzy. Nie inaczej jest w przypadku Paco. Nie dość, że stracił miejsce w kadrze Valverde właśnie z powodu Denisa Suárez, Deulofeu czy André Gomesa, tak już pojawiają się doniesienia medialne o jego potencjalnych następcach. 22-letni napastniku z Barcelony B. José Manuel Arnáiz, w pierwszych ośmiu kolejkach strzelił cztery gole na zapleczu La Liga i już jest przymierzany do pierwszej drużyny. Poniekąd w miejsce Paco Alcácera, czyli człowieka, który na koniec poprzedniego sezonu wydawał się integralną częścią drużyny, a dziś jest łączony choćby z Celtą Vigo.