
Strzelił najwięcej goli w historii Osasuny i słynął ze swojej gry głową. Choć nie pochodzi z Nawarry, to w Pampelunie jest traktowany jak prawdziwa legenda. Nigdy nie należał do najszybszych, ale nadrabiał to innymi walorami.
Pożegnanie
Pampeluna, El Sadar, 14.03.2015
Osasuna na własnym stadionie podejmuje Alcorcón. To już 29. kolejka rozgrywek Segunda División w sezonie 2014/15. Choć ekipie z Pampeluny zapowiadano rychły powrót na najwyższy szczebel, ten rok wszystkich sprowadził na ziemię. Zespół pod wodzą Jana Urbana, drugiego strzelca w historii Osasuny w Primera División, spisywał się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Tego dnia drużynę z Nawarry prowadził już José Manuel Mateo Azcona.
Mecz ledwo się rozpoczął, a Osasuna wywalczyła stały fragment gry. Piłka dośrodkowywana w pole karne, najlepiej ustawiony był Nikola Vujadinović… ostatecznie piłka wylądowała daleko obok prawego słupka bramki strzeżonej przez portero Alcorcón, Javiego Jiméneza. Zapewne przez czysty przypadek Serb przyjął w powietrzu postawę podobną do tej, po której mnóstwo bramek strzelał legendarny napastnik ekipy z Pampeluny, Sabino Andonegui Belaustegui.
Przed rozpoczęciem spotkania zawodnicy obu ekip ustawili się na środku boiska i zarządzono minutę ciszy. Właśnie na cześć zawodnika, który był ze swoją drużyną na dobre i na złe, na tyle, że co do jego lojalności nikt nie mógł mieć najmniejszych wątpliwości. Zawodnik z Mutriku, który pomógł Osasunie wejść na odpowiednie tory. Co najważniejsze człowiek, o którym lokalna prasa pisała, że stał się legendą jeszcze przed śmiercią.
Jeden z wielu
Campo de San Juan, 20.09.1953
Sezon 1953/54, Osasuna wraca do Primera División. Zespół odmłodzony, z wieloma nowymi twarzami, mierzy się z najlepszymi piłkarzami z Półwyspu Iberyjskiego. Włodarze klubu wiedzą, że to będzie trudny okres, ale zdecydowanie trzymają się swojej filozofii. W zespole jest zaledwie trzech zawodników powyżej 30 roku życia, a tylko jeden z nich zalicza regularne występy.
Wśród zgrai niedoświadczonych piłkarzy już w drugiej kolejce zaczyna wyróżniać się on. Napastnik urodzony w baskijskim Mutriku, pozyskany przed sezonem z Racingu Ferrol. Strzela premierowego gola już w 21. minucie meczu przeciwko Espanyolowi, jednego z wielu w swojej długiej przygodzie z Los Rojillos. To jednak na nic się nie zdaje i ekipa z Pampeluny przegrywa na własnym stadionie. Bolesne zderzenie z rzeczywistością. Mimo fantastycznej postawy 22-letniego napastnika, Osasuna ostatecznie spada z ligi. Do utrzymania zabrakło zaledwie jednego punktu.
Nie pomogło nawet to, że w ostatnich spotkaniach Sabino strzelał nieprzerwanie między kolejkami 26 i 29. Cztery mecze, pięć goli, to było za mało. Tyle samo trafień zanotował w siedmiu spotkaniach barażowych. Cały sezon zakończył z trzynastoma trafieniami, nie licząc tych z fazy play-out. To był tylko początek.
Przyjaciele
Jeśli chodzi o szatnie w Osasunie, Sabino nie należał do najbardziej wylewnych i gadatliwych. Był spokojny, miał jednak wyjątkowy, twardy charakter. Po strzelonych bramkach, bez względu na okoliczności, nigdy nie biegał ze szczęścia jak wariat, nie prezentował patetycznych gestów. Zachowywał się jak snajper, dla którego gole są codziennością, po prostu wypełniał swoją powinność.
Specyficzna postawa nie przeszkodziła mu jednak w tym, żeby zawiązać prawdziwe przyjaźnie. O nim, Manolo Gonzálezie, José Luisie Aretcie i Peio Egañie mówiło się, że byli nierozłączni. Stanowili o sile Osasuny nie tylko na boisku, ale także poza nim. Nic dziwnego, że szybko znaleźli wspólny język. Do zespołu weszli w podobnym czasie, kiedy Osasuna mocno zaczęła stawiać na canterę, dzięki czemu po prawie 20 latach wróciła do Primera División. Choć ekipa z Pampeluny miała problemy z utrzymaniem się przez dłuższy czas, tamten okres jest szczególnie ważny w dziejach klubu. Wcześniej ekipa z Nawarry grała w najwyższej klasie rozgrywkowej tylko przez jeden sezon.
Zawodnicy byli na tyle zżyci, że zażyłe kontakty zachowali również po zakończeniu kariery. Sabino wraz z Egañą otworzyli nawet kawiarnie Nevada w Pampelunie.
Drapieżnik
Nigdy nie wygrał trofeum w najwyższej klasie rozgrywkowej, nie był też najlepszym strzelcem. Swojego czasu był jednak określany jako najlepszy zawodnik w walce o górne piłki. Miał z kim rywalizować.
Nadawał piłce niesamowitej mocy. To był najlepiej grający głową zawodnik jakiego widziałem. Byli inni naprawdę dobrzy zawodnicy jak César z Barcelony, Pepillo z Sevilli czy Santillana z Realu Madryt, ale Sabino miał wszystko: wyskok, siłę i z niezwykłą łatwością kierował piłkę w odpowiednie miejsce. Wyróżniało go to, że nie tylko wykonywał ruch głową, ale siła szła z ruchu całego ciała czym nadawał uderzeniu większą dynamikę. Piłka zmierzała do niego, on się odpowiednio ustawiał i wysyłał ją dokładnie tam, gdzie sobie wymyślił.
Adolfo Pérez Marañón (piłkarz Osasuny w latach 1954-60) o Sabino
Osoby, które miały okazję obserwować jego grę podkreślały mądrość w boiskowych poczynaniach Sabino. Bask nie dysponował wcale zastraszającą szybkością, zawsze wiedział jednak jak się odnaleźć, w którym miejscu się pojawić. Piłka go szukała, był niesamowicie sprytny i zabójczo skuteczny w polu karnym. Dysponował też niezwykłą siłą, bardzo dobrą techniką, bez problemu oddawał potężne strzały zarówno prawą jak i lewą nogą. Był trudny do powstrzymania, a jego pojedynki z Jesúsem Garayem kibice śledzili z wypiekami na twarzy. To właśnie dlatego został nazwany przez lokalnych dziennikarzy drapieżnikiem.
Sabino nie musiał wcale szybko biegać żeby być tam gdzie powinien w danej chwili. Do tego nigdy nie wykonywał żadnych obraźliwych gestów, nie prowokował ani nie wdawał się w boiskowe dyskusje. Szczytem jego frustracji było wykrzykiwanie do przeciwnika – ale człowieku… po czym się uspokajał i koncentrował na grze.
Mimo tego, że w trakcie pobytu w Pampelunie, jego klub raz awansował, raz spadał, odszedł dopiero mając 33 lata na karku. Zostając zawodnikiem Sabadell i dokonując z nim rzeczy niebywałej. Katalońska drużyna rok w rok awansowała, by z Tercery trafić do najwyższej klasy rozgrywkowej (tercera była wtedy faktycznie trzecim poziomem rozgrywkowym, nie było Segunda División B – przyp. red.). Sabino cały czas był ważnym elementem zespołu, nie strzelał jednak już aż tylu goli. Po roku gry w Primerze trafił do Tudelano, małego klubu z Nawarry, w którym zakończył piłkarską karierę.
W 1956 roku znalazł się na długiej, 32-osobowej liście powołanych przez selekcjonera Meanę, co zostało gorąco przyjęte przez prasę. Ostatecznie nie zdołał jednak nawet zadebiutować w reprezentacji Hiszpanii, podobnie jak wielu innych wielkich hiszpańskich piłkarzy. Samo dostrzeżenie pokazuje jednak, że nie była to tylko gwiazda z pogranicza pierwszej i drugiej klasy rozgrywkowej. To zresztą dobitnie widać po zainteresowaniu jakie wykazywały inne kluby. W trakcie lat świetności o Sabino starał się oczywiście Athletic, ale równie intensywnie zabiegały o jego angaż Atlético Madryt, Real Saragossa oraz Valencia, która była najbliżej pozyskania zawodnika. Władze klubu nie zdecydowały się jednak wpłacić 500 tys. peset jakich żądała Osasuna. Z ekipą z Pampeluny 3 razy spadał z pierwszej dywizji, dwa razy awansował. Rozegrał 235 meczów, w których strzelił 129 goli, w tym 57 w Primera División. O 12 więcej niż drugi w tej klasyfikacji Jan Urban.