Estadio Anoeta doświadczyła wczoraj największego pożegnania od czasów Mikela Aranburu (po którym protagonista tego wpisu przejął numer #11). O tym, w jak iście hollywoodzkim stylu Carlos Vela zakończył wieloletnią przygodę z La Realem będzie się wspominać latami. 250. mecz w pasiastej, biało-niebieskiej koszulce i 73. gol, ostatni. I choć w tym sezonie pełnił marginalną rolę w zespole, a w lwiej części jego występów dało się zauważyć delikatny spadek motywacji – kilkanaście godzin temu nie miało to najmniejszego znaczenia.
W jedenastej minucie głośne „Carlitos Vela” w rytm Franka Sinatry i oklaskiwanie tego z ławki przez samego zainteresowanego, w 78. wejście na murawę przy głośniejszej wrzawie niż po wygranych nad Barceloną, a na koniec bramka pieczętująca zwycięstwo. Tę noc z pewnością można zaliczyć do jednych z najlepszych w karierze Messicanina, choć w wymiarze nostalgicznym.
Pozostałe dwie, które przychodzą na myśl to dzieła piłkarstwa, za którym Vela przecież kompletnie nie przepada. Cztery gole z Celtą w listopadzie 2013 roku, gdzie ze stanu 1:3 dla gości z Galicji potrafił przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swojego klubu. Jednak crème de la crème jego kariery w ekipie Txuri Urdin, to dla mnie postawienie kropki nad „i” w czwartej rundzie el. LM i rewanżowe starcie z Lyonem. Druga bramka przeciwko Francuzom to demonstracja tego, co mógł wyprawiać na światowych arenach, gdyby nie zdecydował się na bycie “tylko” Carlosem Velą.
Nie sposób nie podkreślić jego przywiązania do kolegów z drużyny, w szczególności Antoine’a Griezmanna i Gorki Elustondo. Po odejściu najlepszego przyjaciela do Atlético stopniowo wytracał wielką formę i coraz częściej myślał o opuszczeniu pokładu w San Sebastián. Choć szatnia pierwszej drużyny są charyzmatyczni Xabi Prieto czy Iñigo Martínez, to Meksykanin z nikim nie nawiązał takiej relacji jak z wymienioną powyżej dwójką, która odeszła z klubu latem 2015 roku. Błyski geniuszu stały się po tych wydarzeniach nieregularne.
Druga strona Veli, ta która nie pozwoliła mu osiągnąć w europejskim futbolu więcej, to mentalność. Zdarzało mu się stawiać własne dobro ponad drużynowym np. wtedy, kiedy koncertowe urodziny Antoine’a Griezmanna w madryckiej dyskotece Shoko skutkowały bumelką na treningu, odsunięciem od pierwszej drużyny i karą finansową. Odsunięcie trwało kilkanaście godzin, bo przemówiła szatnia – „on musi wrócić”. Kilka miesięcy później po prostu wyszedł ze stadionu w trakcie meczu po tym, jak Eusebio zdecydował się go zmienić z powodu katastrofalnej dyspozycji. W ciągu dziesięciu minut od sytuacji sam na sam z bramkarzem Rayo znalazł się w samochodzie i odjechał. To skończyło się kolejnym odsunięciem od zespołu, tym razem nie było zmiłuj i na ostatni mecz w sezonie do Walencji nie poleciał.
Śmiało można powiedzieć, że Carlitos wkroczył do panteonu klubowych legend, szczególnie rozpatrując je pod kątem zmian w polityce transferowej klubu po 1989 roku. Z zagranicznych piłkarzy broniących barw pasiastej koszulki więcej od niego grał i strzelał jedynie Darko Kovacević, czyli bohater poprzedniej dekady. Vela równoważył to magiczną aurą jaką wokół siebie roztaczał – zupełnie niepiłkarska osobowość, bajeczne umiejętności i niesztampowość. Sześć i pół roku w San Sebastián można określić jako wybitne. Całując herb po skierowaniu futbolówki między słupki można wierzyć, że ten gest był prawdziwy jak rzadko kiedy w jego branży. Pożegnał się godnie i tak samo został pożegnany.
Partidos, goles y asistencias de Vela en la Real por temporadas:
2011-12: 37 / 12 / 5
2012-13: 37 / 14 / 9
2013-14: 52 / 21 / 13
2014-15: 32 / 10 / 4
2015-16: 36 / 5 / 4
2016-17: 39 / 10 / 2
2017-18: 17 / 1 / 0
Total: 250 partidos, 73 goles y 37 asistencias— Pedro Martin (@pedritonumeros) December 20, 2017
No tengo palabras para agradecer todo el cariño recibido en estos años. Hoy se cierra un capitulo hermoso en mi vida y no podia tener un mejor final. Eskerrik asko eta Gora Real ? pic.twitter.com/D6qsGP3tJh
— carlos vela (@11carlosV) December 21, 2017
¡Esto no es un adiós, es un hasta luego!