“Legendarna „23” Espanyolu – idol, kapitan, wzór do naśladowania, najlepszy strzelec w historii klubu, zawodnik, który zawsze wzbudzał największe zainteresowanie wśród fanów Papużek. Krótko mówiąc – Raúl Tamudo. Imię i nazwisko wyryte w sercu każdego espanyolisty. Żywa legenda Los Pericos dnia 5. września ogłosiła zawieszenie butów na kołku (…)”
W jaki sposób podjąłeś decyzję o zakończeniu kariery?
To nie przyszło nagle. Lata lecą, czas płynie i w pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że nadszedł odpowiedni moment. To, co zadecydowało ostatecznie, jest bardzo proste – jedenaście miesięcy temu miałem operację tkanki chrzęstnej i więzadeł. Ciągle mi to przeszkadzało, nie byłem w stanie już kontynuować gry na profesjonalnym poziomie. Wiedziałem jednak, że ta chwila musi w końcu przyjść, dlatego decyzja nie była trudna do podjęcia.
I co dalej?
Na chwilę się odcinam. Całe moje życie trenowałem, mieszkałem w hotelach, podróżowałem. Teraz będę mógł robić rzeczy, jakich nie mogłem wcześniej.
W sobotę zostanie Ci złożony hołd na Cornella-El Prat. Ponownie spotkasz się ze swoimi największymi fanami… (wywiad został przeprowadzony jeszcze przed ceremonią)
Kibice zawsze świetnie mnie traktowali. Z tego miejsca pragnę podziękować wszystkim za wsparcie, które okazali mi już po ogłoszeniu przejścia na emeryturę. Zawsze czułem się lubiany i doceniany. Mówię to do wszystkich fanów z całego świata, a szczególnie do kibiców Papużek. To zawsze napawało mnie dumą.
Sobota będzie wzruszająca.
Tak, będzie wyjątkowa. Mając w pamięci te momenty, kiedy płakałem przed kamerami… To były chwile niezwykłe, niezapomniane, historyczne… I teraz na pewno też będę płakał. Wspaniale będzie po tych wszystkich latach otrzymać takie uznanie i wdzięczność od publiczności.
Marzysz o powrocie do domu?
Tak, byłoby świetnie. Dyrektor sportowy, Óscar Perarnau, podczas naszych spotkań powtarzał, że będzie gotowy na powrót, kiedy tylko Espanyol będzie chciał. A skoro nie jako piłkarz, to może zacznę karierę trenera lub dyrektora sportowego w oczekiwaniu na odpowiedni moment.
Spodziewałeś się, że kiedyś zostaniesz uhonorowany złotym herbem klubu z brylantami? (odznaczenie dla najważniejszych osób dla Espanyolu)
Kiedy odchodzisz do innego klubu, jedyne co zostaje ci w głowie to myśl, że będziesz robić to samo -grać, tylko w innych barwach. Chciałem zostać w Espanyolu, ale nie było takiej możliwości. Nie zadręczałem się tym, ponieważ pragnąłem nadal grać w piłkę, bo właśnie to lubię robić najbardziej. Teraz mam zostać uhonorowany i cieszę się, oczywiście. Gdy tylko klub mnie potrzebował, byłem dostępny. To jest mój dom, dla niego zawsze będę do dyspozycji.
Rozumiesz, że teraz złożą Ci hołd, otrzymasz odznaczenie i później nie pozwolą Ci zacząć pracy w klubie tak, jakby sobie tego życzył Óscar Perarnau?
Nie chcę o tym myśleć. Uroczystość odbędzie się akurat w takim czasie… Teraz, kiedy oficjalnie ogłosiłem zakończenie kariery, po prostu jestem zadowolony z uznania jakim się cieszę, zarówno ze strony klubu, jak i kibiców, z którymi będę mógł pożegnać się stojąc na murawie. Tak wiele zawdzięczam fanom i będę wobec nich zobowiązany do końca życia.
Żywisz do kogoś jakąś urazę?
Nie. Prawda jest taka, że na emeryturę przechodzę bardzo szczęśliwy, spokojny i świadomy tego, iż popełniałem błędy, tak jak każdy na świecie. Mogę zapewnić, że nie robiłem rzeczy, których nie chciałbym robić. Czasem myślałem tylko, czy niektórych kwestii nie dało się rozwiązać lepiej, ale teraz już nie warto do tego wracać. Jestem z siebie zadowolony, a tym momentem chcę się po prostu cieszyć.
Jakie są Twoje relacje z prezydentem Espanyolu, Joanem Colletem?
W zasadzie odkąd odszedłem z klubu nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu. Pozdrawialiśmy się za każdym razem, gdy mierzyły się nasze drużyny, ale nic więcej.
Jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie z czasów gry w Espanyolu?
Jest kilka takich… Na przestrzeni tych lat wydarzyło się naprawdę wiele wspaniałych chwil, dlatego trudno jest mi wybrać tylko jedną. Na pewno chciałbym wyróżnić moment, który w pewien sposób naznaczył całe moje życie – debiut w Alicante w Primera División. Przeszedłem drogę od bycia kompletnie nieznanym, aż do pierwszych stron gazet, przez co ludzie ludzie na ulicach zaczęli mnie rozpoznawać, zaczepiać i pozdrawiać na przykład kiedy akurat spacerowałem przez Santa Coloma.
Paco Flores miał w tym niemały udział…
Zawsze będę mu wdzięczny, za to, że postawił na mnie w tak trudnej chwili. Jeśliby tego nie zrobił, moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Chciałbym mu podziękować, bo w tamtych czasach nikt nie stawiał na zawodników z cantery. On jednak był zawsze w porządku wobec mnie, jeszcze za czasów, gdy grałem w juniorach.
Przechodzisz na emeryturę jako najskuteczniejszy strzelec w historii klubu.
Dla mnie to jest coś niesamowitego i nieprawdopodobnego. To znaczy, że miałem naprawdę długą i owocną karierę. Mam nadzieję, iż zdobycie tylu bramek w barwach Espanyolu jeszcze przez długi czas pozostanie niezapomniane.
Którego gola wspominasz z największą sympatią?
Sporo! Najszybciej na myśl przyszedł mi ten strzelony Celcie na Balaídos. Trenował nas wtedy Luis Fernández, znajdowaliśmy się bardzo blisko Segunda División. To był mecz na śmierć i życie, ponieważ również rywale grali o wysoką stawkę. Rozegrałem wtedy perfekcyjne spotkanie. Drużyna zareagowała wówczas bardzo dobrze, wyszliśmy na prowadzenie… Udało nam się uratować w ostatniej kolejce, przeciwko Murcii.
Można nazwać Cię „katalońskim Pichichim”…
Tak. Napastnik jest rozliczany przede wszystkim z goli, musi być regularny, strzelać w każdym sezonie, bo jeśli nie, to pewnie zaraz przyjdzie ktoś, kto Cię zastąpi.
Po odejściu z Espanyolu grałeś w Realu Sociedad, Rayo i Sabadell. Czułeś się komfortowo w takiej sytuacji?
Tak. Jestem wdzięczny wszystkim klubom, w których byłem, ponieważ w każdym traktowano mnie bardzo dobrze. Nie zapominam też o Deportivo Alavés i Lleidzie, gdzie grałem kiedyś będąc wypożyczonym z Espanyolu, ani o Pachuce. Chcę podziękować wszystkim, nie zapominam o nikim.
Teraz masz już swojego następce – syna Erica. On też będzie bronił barw Espanyolu w przyszłości?
W tym momencie ledwo co kopie piłkę, a kiedy tylko zobaczy, że w telewizji leci jakiś mecz, zawsze krzyczy „Tato, popatrz!” Na razie jednak niewiele rozumie jeśli chodzi o futbol. W sobotę zabiorę go ze sobą. To będzie jego pierwszy raz i mam nadzieję, że nie spanikuje kiedy zobaczy to co go czeka. Pomoże mi honorowym kopnięciu przy rozpoczęciu spotkania.
A potem, razem z synem, obejrzycie wszystko z trybun… Ty masz karnet nr 7430 i pomimo tego, że swego czasu odszedłeś z klubu, nigdy nie musiałeś za niego płacić.
Kiedy tylko mogę przychodzę z synem. Jeśli nie, przychodzę sam, ale chciałbym spędzać w jego towarzystwie jak najwięcej czasu. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mógł z nim obejrzeć jeszcze wiele meczów.
„23” to dla Ciebie liczba magiczna…
Nosiłem ją przez cały mój pobyt w klubie. Zostałem poproszony o wybranie jakiegoś, zdecydowałem i nie chciałem się tym martwić. Taki sam miał Michael Jordan. Moje sprawy potoczyły się bardzo dobrze. Cieszyłem się każdą minutą, sekundą, włączając w to również te złe momenty, które zresztą były pouczające. Patrzę wstecz i jestem naprawdę szczęśliwy dzięki temu co osiągnąłem.
Co do tych złych chwil… Jedna z nich odcisnęła piętno na całym espanyolismo – śmierć Daniego Jarque.
To był zdecydowanie jeden z najtrudniejszych momentów w moim życiu. Każdy członek tamtej drużyny powiedziałby Ci to samo. Dla sportowca to najgorszy z możliwych sposobów na stratę przyjaciela. Byliśmy źli i zszokowani tym co się stało jeszcze przez długi czas. Nigdy o nim nie zapomnę. Dani pozostanie w pamięci każdego espanyolisty na zawsze.
Z drugiej strony fani Papużek na pewno nie zapomną też o Ivánie de la Peñi i Luisie Garcíi. Zapewnili Espanyolowi oraz kibicom kilka wieczorów w glorii zwycięstwa. Byliście nierozłączni, zarówno na boisku, jak i poza nim. Ciągle utrzymujecie takie bliskie relacje?
Kiedy odszedłem z drużyny nadal rozmawialiśmy. Z Ivánem często spotykaliśmy się też by wspólnie coś zjeść. Z Luisem już niestety nie. Nie chcę przez to powiedzieć, że dogadujemy się źle. W życiu są różne zakręty, każdy wybiera własną drogę. Ja jestem szczęśliwy, że mogłem dzielić z nimi szatnię.

Papużki nierozłączki :)
Od lewej: Luis García, Raúl Tamudo oraz Iván de la Peña
Źródło: mundodeportivo.com
Jednym z Twoich kolegów z szatni był Mauricio Pochettino. Graliście razem, a potem on został trenerem i wtedy już nie układało Wam się tak dobrze.
Każdy ma swój odmienny tok myślenia. On podejmował decyzje, które odbierałem jako ataki na mnie i w końcu postanowiłem odejść. Było mi żal, ale w futbolu często zdarzają się takie sytuacje i nie warto do nich wracać. Tak jak już mówiłem wcześniej, teraz jestem spełniony i spokojny. Dobre momenty, które spotkały mnie w piłce nożnej, zrekompensowały mi w pełni te wszystkie złe.
Pamiętna jest „fobia” dziennikarska z końcówki Twojego pobytu w Espanyolu. Czemu byłeś i jesteś tak „anty” nastawiony do mediów?
Nie, nie jestem. W tamtym okresie byłem już zmęczony niektórymi sprawami. Nie chciałem o nich rozmawiać i zaburzać swojego spokoju.
W Espanyolu zawsze ufano „swoim” ludziom. Sergio González, Jordi Lardín i Angel Morales pracują w klubie jako trenerzy i odnoszą bardzo dobre rezultaty. Nadeszła godzina dla Raúla Tamudo?
Cieszę się ich szczęściem. Wszyscy trzej wynieśli ogromne doświadczenie z kariery piłkarskiej i teraz ma to pozytywne przełożenie na klub. Byli piłkarze, wychowankowie dobrze wiedzą i czują to, co znaczy grać dla Espanyolu, więc mogą bardzo pomóc klubowi kreując tę wizję u młodych graczy!
Dwa Puchary Króla, które wygrałeś z Espanyolem, muszą być dla Ciebie pięknymi pamiątkami…
To były historyczne chwile. Mam nadzieję, że w tym sezonie również powalczymy o zwycięstwo, choć dzisiaj jest to znacznie trudniejsze ze względu na drużyny takie jak Barcelona, Real Madryt, Valencia, Atlético czy Athletic. Oni są bardzo mocni. Kiedyś wygranie w Copa del Rey było znacznie łatwiejsze dla ekip takie jak my.
Z Espanyolem grałeś w dwóch finałach Pucharu UEFA – oba okazały się przegrane. W tym drugim tylko siedziałeś na ławce. Wyszedłeś w pierwszej połowie ale wydalenie z boiska Moisesa Hurtada sprawiło, że ówczesny trener, Ernesto Valverde zmienił taktykę i musiałeś opuścić boisko. Europa jest dłużna Espanyolowi puchar?
Myślę, że prędzej czy później Espanyol wygra Ligę Europy. Byliśmy w dwóch finałach, dwa przegraliśmy. Widocznie wtedy zwycięstwo nie było nam pisane.
Byłoby miło, gdybyś wygrał Ligę Europy jako szkoleniowiec Espanyolu, albo chociaż jeden z członków sztabu szkoleniowego.
Świat futbolu stał się bardzo dynamiczny. Jeśli zespół strzela gole, wszyscy są zadowoleni z trenera. Jestem spokojny, czas pokaże, gdzie trafię i w jakiej roli. Pożyjemy, zobaczymy.
Jak oceniasz obecną drużynę?
To dopiero początek sezonu. Latem odeszło wielu ważnych zawodników, przyszło kilku innych, którzy dopiero muszą się takimi stać. Musimy być cierpliwi, bardziej optymistyczni niż pesymistyczni, również w trudniejszych chwilach i przede wszystkim zawsze wspierać zespół, zarówno podczas wzlotów, jak i upadków. To jest to, co wszyscy powinniśmy robić jako fani Papużek.
Kibice chyba nigdy nie zapomną Twojego gola strzelonego Barcelonie, który w efekcie odebrał im tytuł, a dał go Królewskim.
To jest coś, czego oni sami nie pozwolą mi zapomnieć. Zawsze trafi się ktoś, kto przypomni mi tamto wydarzenie, na ulicy, w barze, gdziekolwiek… Od tego historycznego momentu minęło już osiem lat, a fani Barcelony, Espanyolu i Realu Madryt wciąż to żywo komentują. Nigdy tego nie zapomną.
Tak samo jak o golu, który dał reprezentacji Hiszpanii awans do później wygranego Euro 2008, na które ostatecznie nie zostałeś powołany…
Selekcjoner zawsze musi szukać najlepszych rozwiązań. Tamtego dnia nie mógł grać ani Torres, ani Villa. Jeszcze przed wyjściem na murawę Luis Aragonés powiedział mi: „Raúl, spokojnie, jestem pewny, że sobie bardzo dobrze poradzisz.” Faktycznie, nie poszło mi najgorzej. Wygraliśmy mecz i pomieszaliśmy szyki w klasyfikacji, dzięki czemu awansowaliśmy i ostatecznie zostaliśmy mistrzami Europy. Nie pojechałem na Mistrzostwa, z powodu złamania kości łokciowej i długo wracałem do pełnej sprawności. Nigdy jednak nie zapomnę tego, że byłem częścią tak wspaniałej reprezentacji.
Chciałbyś przekazać kibicom Espanyolu jakąś specjalną wiadomość?
Jesteśmy jednością i wiemy, że wszystko ułoży się po naszej myśli – razem możemy mieć w sobie tę radość i przekazywać ją innym.