Cztery hiszpańskie zespoły i cztery wyjazdowe spotkania. Wszystkie drużyny z La Liga swoje pierwsze mecze w 1/16 Ligi Europy rozgrywają na wyjeździe, dlatego celem numer jeden dla każdej z ekip jest przywiezienie jak najlepszego wyniku, który w razie czego pozwoli rozstrzygnąć dwumecz na swoim stadionie.
Lazio – Sevilla: Włosi bez gwiazd
Para w której przyszło rywalizować ekipie z Andaluzji wydaje się być jedną z najciekawszych w tej fazie rozgrywek. Obie drużyny mają uznaną markę w Europie, obie posiadają też piłkarzy, których postronni kibice mogą dobrze znać. Wygrany z tej pary od razu uzyska status jednego z faworytów całych rozgrywek.
Problemem gospodarzy przed tym spotkaniem niewątpliwie są kontuzje dwóch czołowych zawodników. Na Sevillę ekipa prowadzona przez Simeone Inzaghiego wyjdzie najprawdopodobniej bez Sergeja Milinkovića-Savića oraz bez najlepszego strzelca Ciro Immobile. Zwłaszcza absencja tego drugiego może być mocno odczuwalna. Doświadczony już napastnik strzelił w tym sezonie piętnaście bramek i jest niekwestionowanym liderem swojej drużyny. Drugi pod względem statystyki goli w ekipie Lazio jest Marco Parolo do spółki z Joaquínem Correą, którzy mają po pięć goli. Zresztą o tym jak ważny jest Immobile najlepiej świadczy fakt, ze od kiedy trafił do Lazio, zespół grał bez niego tylko czternastokrotnie, z czego wygrał jedynie pięć meczów.
Kiedy dorzuci się do tego statystykę mówiącą, iż na ostatnich osiemnaście meczów z hiszpańskimi drużynami Lazio wygrało zaledwie pięć, cztery razy remisując i dziewięć razy przegrywając, to fani ze Stadio Olimpico muszą mocno ściskać kciuki, by spotkanie z Sevillą ułożyło się po ich myśli.
Aby nie było zbyt kolorowo dla fanów hiszpańskich drużyn to warto zauważyć, że Sevilla też nie jest w świetnej formie. W ostatnich trzech meczach zanotowała dwie porażki i jeden remis. Optymizmem może co najwyżej powiewać fakt, że w ostatnim spotkaniu z Eibar pokazali prawdziwy charakter, odrabiając dwubramkową stratę w cztery minuty, pomimo grania w dziesiątkę.
Dwumecz między Lazio, a Sevillą, będzie szczególny zwłaszcza dla wspomnianego już wcześniej Joaquína Correi, który trafił do drużyny z Rzymu właśnie z Andaluzji. Jako, że jego gwiazda w La Liga nie rozbłysła tak, jakby sobie to wymarzył, to zapewne będzie chciał w tym dwumeczu przypomnieć o sobie kibicom z Hiszpanii.
Rennes – Betis: Posiadaniem piłki na podbój Francji
O tej samej porze co Sevilla swoje spotkanie rozgrywać będzie też drugi klub z tego miasta, Betis. Siódmej obecnie drużynie La Liga przyjdzie zmierzyć się z ósmą ekipą francuskiej Ligue 1. Szukając faworyta tego dwumeczu, trzeba wskazać na zespół Quique Setiéna, który już w fazie grupowej pokazał, że zamierza ruszyć na podbój Europy. Zero porażek w sześciu meczach pierwszej rundy, gdzie rywalizowali z AC Milanem, Olympiakosem Pireus i Dudelange może robić wrażenie, także na francuskim rywalu.
Stade Rennais o awans do 1/16 musiał drżeć dużo dłużej niż Betis, ponieważ udało im się go zapewnić dopiero w ostatniej kolejce w bezpośrednim meczu z kazachskim FK Astana, gdzie dwie bramki strzelił Ismaïla Sarr. I to właśnie na tego piłkarza najbardziej uważać będą musieli defensorzy Betisu. Piłkarz, którymi podobno już dość poważnie interesuje się sporo zagranicznych klubów, w tym Arsenal, jest jednym z liderów swojej drużyny, notując w tym sezonie już dziewięć goli i siedem asyst.
Pojedynków z Sarrem, przynajmniej w pierwszym meczu, uniknie Marc Bartra, który przez uraz mięśniowy najprawdopodobniej nie będzie mógł wystąpić w starciu z Rennes. Oprócz niego Sentien nie może też skorzystać z Tello, również z powodu urazu. Jednak to jedyne poważniejsze osłabienia drużyny z Sevilli jakie szykują się na to spotkanie. Jest szansa, że obu byłych piłkarzy Barcelony zastąpią zawodnicy pozyskani w styczniu. Dla osiemnastoletniego Diego Laineza byłby to absolutny debiut w europejskich pucharach. Piłkarz, który jeszcze niedawno grał w meksymańskim CF América zdążył już zadebiutować w La Liga i kto wie, czy trener Betisu nie postawi na niego. Dla drugiego z nowych nabytków, Jesé Rodrigueza byłby to także pierwszy mecz w ramach Ligi Europy. Tremy z jego strony nie należy jednak oczekiwać, bowiem ma on już na koncie 21 spotkań w ramach Ligi Mistrzów.
¡El #EuroBetis quiere seguir soñando! ???? pic.twitter.com/GQa4CnjEh8
— Real Betis Balompié (@RealBetis) February 12, 2019
O tym jednak na kogo faktycznie postawi Quique Setién dowiemy się dopiero na kilka godzin przed meczem. Pewni możemy być jednak tego, że niezależnie od tego jaką jedenastkę wystawi trener Betisu, zadaniem piłkarzy będzie zdominowanie spotkania i wygranie walki o piłkę. Reszta będzie miała przyjść sama.
Celtic – Valencia: Do Szkocji odkopać wspomnienia
Nietoperze wylosowały zdecydowanie najmniej korzystnie pod względem geograficznym ze wszystkich hiszpańskich drużyn. Kiedy Betis, Sevilla czy Villarreal będą lecieć do odpowiednio Francji, Włoch czy Portugalii, to ekipa Marcelino musi zawędrować aż do zimnej Szkocji.
Chociaż żaden z obecnych piłkarzy Valencii już tego nie pamięta, to kiedyś ich klub już przemierzał tę drogę. W sezonie 2001/2002 drużyna Nietoperzy, także w fazie 1/16 rozgrywek, wtedy nazywanych Pucharem UEFA, trafiła na drużynę Celtiku Glasgow. Wówczas to pierwszy mecz był rozgrywany w Hiszpanii, gdzie gospodarze wygrali 1:0, a o sile zespołu decydowali tacy piłkarze jak Ayala, Vicente czy Pablo Aimar. W rewanżu lepsi byli rywale, jednak w karnych znów tryumfowała Valencia. Tegoroczna powtórka zapewne byłaby mile widziana, chociaż fani z Mestalla liczą zapewne, że obędzie się bez nerwów i uda się już w wyjazdowym meczu potwierdzić, kto jest faworytem w tym dwumeczu.
Co do samego spotkania, to obie drużyny podchodzą w dość umiarkowanych nastrojach. Z jednej strony już sam awans Celtiku z fazy grupowej, gdzie rywalizował z Red Bull Salzburg, RB Lipsk i Rosenborgiem jest sukcesem, lecz z drugiej strony tylko dziewięć punktów w sześciu meczach oznacza, iż ekipa z Glasgow nie zaprezentowała się jakoś szczególnie świetnie. A rozgrywki w lidze szkockiej niewiele mogą powiedzieć o obecnej formie zespołu, dlatego kibice Celtów sami zapewne nie wiedzą czego spodziewać się po swojej drużynie.
Podobnie jest w przypadku Valencii, dla której Liga Europy jest swoistą nagrodą pocieszenia po dzielnej, acz nieskutecznej walce w Lidze Mistrzów, gdzie okazała się być słabsza od tandemu Juventus Turyn – Manchester United. Nie oznacza to jednak, że drużyna Marcelino będzie zamierza odpuszczać te rozgrywki. Patrząc na dość słabą pozycję w lidze, gdzie Valencia plasuje się dopiero na ósmej pozycji, właśnie europejskie puchary mogą stać się głównym celem na drugą fazę sezonu. Dwumecz z Celtikiem może być dobrym testem dla Nietoperzy, który wskaże na co ich stać w Europie.
Sporting – Villarreal: By odbić się od dna
Najbardziej iberyjski z czterech dzisiejszych pojedynków, może też być tym najtrudniejszym dla hiszpańskiej ekipy. Drużyna prowadzona przez Javiera Calleję znajduje się obecnie na dziewiętnastym miejscu w La Liga i nie w głowie jej zapewne europejskie rozgrywki. Zwłaszcza, że Villarreal ostatni raz wygrał swoje spotkanie jeszcze w starym roku, 13 grudnia, grając właśnie w Lidze Europy, przeciwko Spartakowi Moskwa. Było to ukoronowanie dobrych występów w fazie grupowej, gdzie popularna Żółta Łódź Podwodna nie zanotowała żadnej porażki i awansowała z pierwszej pozycji. I chociaż w lidze zajmowali wówczas siedemnastą pozycję, to większość ekspertów przewidywała, że gdy Liga Europy wróci na wiosnę, to Villarreal przystąpi do niej już odbudowany. Niestety tak się nie stało i hiszpańska drużyna jest w jeszcze większym kryzysie niż była, nie mogąc zbyt optymistycznie patrzeć na starcie ze Sporingiem Lizbona.
Dla Portugalczyków zaś pokonanie sąsiada zza wschodniej granicy może mieć wielkie znaczenie, bowiem ich ligowa sytuacja też nie należy do idealnych. Czwarte miejsce w tabeli może nie jest tak kompromitujące jak przedostatnie Villarrealu, ale też odbiega od marzeń kibiców. Kiedy jednak doda się do tego też fakt, że w ostatnich dziesięciu dniach Sporting dwukrotnie przegrywał prestiżowe starcia z Benfiką, to dzisiejszy mecz może być dla nich idealną okazją na poprawę morale.
Chociaż w drużynie gospodarzy może zabraknąć walczących z czasem Jérémiego Mathieu i Naniego, to i tak drużyna Sportingu ma kim straszyć. Jeżeli Villarreal chce osiągnąć dobry wynik, musi skupić się na neutralizacji Bruno Fernandesa, który z pozycji ofensywnego pomocnika zanotował już dwadzieścia goli i dziesięć asyst oraz wysokiego, mającego prawie dwa metry napastnika Basa Dosta. Holenderski snajper w samej lidze zaliczył już dwanaście trafień. Tylko powstrzymanie tych dwóch zawodników może dać szansę hiszpańskiej drużynie na przywiezienie jakiegokolwiek dobrego wyniku, który wlałby też trochę optymizmu w zmartwione serca kibiców.
Czery spotkania i cztery wyjazdy. Drużyny z La Liga czeka ciężki czwartek. Najważniejsze jest więc, aby żadna z drużyn nie przegrała swojego dwumeczu już w pierwszym spotkaniu. Mając w obwodzie rewanż na swoim stadionie Betis, Sevilla, Valencia i Villarreal są w uprzywilejowanej pozycji względem swoich rywali i muszą umieć to wykorzystać.
Czwartkowy rozkład jazdy:
Lazio – Sevilla, godz. 18:55
Rennes – Betis, godz. 18:55
Celtic – Valencia, godz. 21:00
Sporting – Villarreal, godz. 21:00