Reprezentacja Chile to produkt, który fani futbolu ofensywnego kochają od wielu lat. Najpierw Bielsa, teraz Sampaoli na ławce trenerskiej, do tego cała plejada świetnych graczy tworzą wybuchową mieszankę. Skąd się biorą? Jednym z takich miejsc jest Universidad de Chile. Obok Colo Colo największy i najpopularniejszy klub w Chile, który kilka lat temu swoją grą fascynował i szokował. Być może był to najefektowniejszy zespół w Ameryce Południowej początku XXI wieku. Warto zobaczyć, co słychać obecnie w klubie, przez który przewinęło się tak wielu wyjątkowych zawodników i trenerów.
Twórca
Być może i nie był największą gwiazdą tamtej drużyny, ale zdecydowanie jej najważniejszą postacią. Jorge Sampaoli miał ogromny wpływ na ukształtowanie drużyny Universidad de Chile, ale dopiero po jego odejściu w 2012 roku wyszło na jaw, ile znaczył dla zespołu. Następcy w szybkim czasie rozmontowali świetnie działającą maszynę i nawet mistrzowski tytuł w ubiegłym roku niewiele tu zmienia. Nie wszystko to zasługa kolejnych trenerów, bo transfery „z klubu” mocno przetrzebiły stan posiadania, ale już sam gra jest gorsza, dużo gorsza. Przede wszystkim zrezygnowano z efektownego, ofensywnego stylu, widoczny jest brak pomysłu na konstruowanie akcji, czego pokłosiem są obecne wyniki – słabo w lidze i żenujący początek Libertadores. Niestety znowu, jak to w Ameryce Południowej wiele pozostawiono samym piłkarzom i niemalże wszystko zależy od zrywów indywidualnych i ich inwencji do improwizacji.
Jorge Sampaoli to kolejny z wyznawców bielsizmu. Kierunek ten w piłce nożnej został nakreślony przez Marcelo Bielsę i to dzięki niemu wprowadzono do kanonów futbolowego piękna to określenie. Kolejni studenci tego kierunku starają się zrozumieć, a później udoskonalić, lub ewentualnie przerobić na swoją modłę ten styl. Obecny selekcjoner reprezentacji Chile poukładał La U w sposób wyjątkowy. Kto miał okazje oglądać kilka, kilkanaście meczów ligi chilijskiej ten wie, że taktyka nie jest głównym aspektem, na który kładzie się nacisk. Duża liczba goli (po siedmiu kolejkach obecnego sezonu średnia 2,8 gola/mecz), do tego szalone spotkania – widowiska, jazda bez trzymanki – to są znaki rozpoznawcze ligi. Sampaoli wprowadził ogromną ruchliwość wszystkich zawodników. Tyle, że nie było to bieganie jak podczas biegunki, a wszystko miało swój cel i sens. Defensywa z Johnnym Herrerą w bramce śrubowała dobre rezultaty. Średnia w okolicach jednej bramki traconej na mecz być może w Europie nie robi wielkiego wrażenia, ale w Chile to już jest „coś”.
Poza tym, Sampoli w swojej drużynie wypromował wielu zawodników. Eduardo Vargas po odejściu z klubu zwiedził kilka innych drużyn, ale nigdzie nie zbliżył się nawet do swojego maksimum możliwości. Kiedy przychodzi mu zagrać w reprezentacji Chile, to od razu wiadomo, że będzie – wraz z Alexisem – postrachem dla obrońców rywali. Dlaczego? Wydaje się, że taki wpływ ma na niego trener i jako nieliczny potrafi dotrzeć i wokół niego zbudować zespół. Edu musi być jednym z liderów, gdyż role drugo i trzecioplanowe zabijają w nim motywację.
Copa Sudamericana i Libertadores
Jeśli na Starym Kontynencie o Lidze Europy mówi się jako o „pucharze pocieszenia” to trudno znaleźć określenie na Copa Sudamericana w Ameryce Południowej. Raz, że pieniądze z tego żadne, dwa to niski prestiż rozgrywek, a obecnie jedynym czynnikiem ratującym ten twór jest awans dla ich zwycięzcy do kolejnej edycji Libertadores.
W 2011 roku La U zaliczyli genialną drogę po trofeum. Dwanaście meczów i bilans 10-2-0, w bramkach 21:2! Robi wrażenie tym bardziej, że po drodze wyeliminowali dwie brazylijskie drużyny! W 1/8 finału sprawili potężne lanie Flamengo. Najpierw wyjazd na Engenhão (Maracanã była wtedy przebudowywana na mundial) i wygrana 4:0. Brazylijczycy doznali kompletnego szoku. Taka wpadka zespołu Ronaldinho?! Żeby chodziło o jakąś poważną firmę (w ich mniemaniu za takową mogłaby uchodzić tylko argentyńska) to można byłoby tę porażkę jakoś wytłumaczyć, ale nic nie znaczący Chilijczycy? Wolne żarty… 1/4 finału to wygrana z Arsenalem de Sarandi i przy okazji pierwsza stracona bramka w rozgrywkach, w półfinale ograne Vasco da Gama (m.in. Juninho Pernambucano w składzie) i w finale LDU Quito z Egdardo Bauzą na ławce (wygrał Libertadores w 2014 roku z San Lorenzo), gdzie nawet w osławionym stadionie w Quito nie stracili gola. Absolutna dominacja!
Sam wynik czyli wygrana to jedno, ale styl w jakim to odnieśli był niesamowity. Ultraofensywna gra, która nie powodowała problemów pod własną bramką. Ustawienie ewoluowało na boisku, ale bazowo można przyjąć, że było to 3-4-3 i też warte jest zdefiniowania. Trzech stoperów – w tej roli Osvaldo i Marcos Gonzalezowie i kapitan José „Pepe” Rojas. Po bokach wahadłowi skrzydłowi, którzy byli takimi zawodnikami „box to box” – Matías Rodríguez po prawej i Eugenio Mena po lewej. W środku duet pomocników Marcelo Díaz i Charles Aránguiz, których można określić mianem „volante” i tutaj też kwestia wyjaśnienia. Volante w krajach hiszpańskojęzycznych będzie dotyczyły pomocników i jest dość szeroko rozumiane, a dla Brazylijczyków to stricte defensywny pomocnik, którego rola kończy się na odebraniu piłki i dostarczeniu jej do „8”/„10”. Idealnym przykładem dla nas jest Javi Fuego z Valencii.
Z wielką przyjemnością oglądało się ich akcje. Nie były to jedynie popisy indywidualne – chociaż mieli kilka gwiazd, które stać było na niekonwencjonalne zagrania – ale poukładana gra zespołowa. Duża ilość wymienianych podań, mnóstwo ruchu z przodu, który dezorganizował obronę rywali i ,co najważniejsze, potrafili uśpić rywala wieloma podaniami, by w kolejnych zyskać kilkadziesiąt metrów i stworzyć koledze okazje do strzelenia gola. Najlepszym przykładem tego, jest akcja na 5:0 z meczu z Deportivo Quito (od 9:00):
W Libertadores brakowało już Vargasa i Canalesa, ale kupiony w zimie Junior Fernándes oraz wyjęty z młodzieżowych zespołów Ángelo Henríquez byli idealnymi uzupełnieniami, a nawet więcej, wzmocnieniami i tak już dobrze funkcjonującego organizmu. Marsz w Pucharze Wyzwolicieli nie był tak efektowny jak w Sudamericanie, ale dopiero Boca Juniors w półfinale zatrzymała ich marzenia o końcowym triumfie w rozgrywkach.
Bohaterzy rozeszli się po świecie
Oczywiście nie wszyscy, ale zdecydowana większość składu z 2011 i 2012 roku gra/jest już w innych miejscach. Największą karierę wróżono Eduardo Vargasowi. Około 16 milionów euro, jakie zapłaciło za niego Napoli musiało robić wrażenie. Niestety, ani we Włoszech, ani w Hiszpanii i Brazylii nie zrobił do tej pory furory porównywalnej do tej, która miała miejsce przy okazji jego występów w La U. W 2011 roku był rywalem Neymara do zgarnięcia tytułu najlepszego piłkarza Ameryki Południowej, przyznawanego co roku przez urugwajski „El País”. Wydaje się, że obecny gwiazdor Barcelony musiał wygrać ze względu na sukces Santosu w Libertadores oraz ogromną renomę i popularność, którą Brazylijczyk cieszył się od samego początku swojej kariery.
Vargas jest obecnie wypożyczony do Queens Park Rangers i regularnie występuje w Premiership. Dużą karierę miał zrobić Ángelo Henríquez, gdyż przebojem wdarł się do składu w 2012 roku. Wiadomo było, że Manchester United miał go zaklepanego za grosze – 3,5 mln funtów – wtedy wydawało się, że jest to strzał w „10”. Kilka goli w Libertadores i transfer do wielkiego klubu, który – jak się potem okazało – okazał się przekleństwem. Wypożyczano go do Wigan (strzelił nawet gola w Premier League), Realu Saragossy, a teraz do Dinama Zagrzeb. Strzelał nawet gole w obecnej edycji Ligi Europy, w barwach chorwackiej drużyny. Jego obecnym kolegą klubowym jest Junior Fernándes. To kolejny zawodnik, który objawił się dopiero w 2012 roku (w styczniu transfer z Palestino) i wyfrunął z Universidad. Bayer Leverkusen zapłacił za niego około 7 milionów euro, ale szybko okazało się, że Aptekarze najzwyczajniej w świecie przepłacili. Najpierw wypożyczyli go, a później sprzedali do mistrza Chorwacji, gdzie teraz musi się odbudować.
Wyżej wspomniałem o znakomitym duecie środkowych pomocników i tutaj też różnie ułożyła się historia. Marcelo Díaz dość nieoczekiwanie poszedł do FC Basel, ale zebrał doświadczenie w europejskich pucharach. W minionym okienku transferowym zdecydował się na przenosiny do HSV. Z kolei Charles Aránguiz pozostał na kontynencie, chociaż jego przypadek jest bardzo złożony. Teoretycznie Udinese miało 50% praw do tego pomocnika, ale sam zainteresowany nigdy w barwach Udine, ani innych klubów w posiadaniu Giampaolo Pozzo (Granada i Watford) nie zagrał. Ubiegły rok spędził na wypożyczeniu w Internacionalu Porto Alegre i był jednym z najbardziej wyróżniających się zawodników. Aránguiz skorzystał na otwarciu brazylijskiego rynku dla piłkarzy zagranicznych. Wcześniej, każdy klub w Campeonato Brasileiro mógł zatrudniać maksymalnie trzech obcokrajowców, a po wprowadzonych zmianach pięciu. Inter zdecydował się wykupić na stałe Charlesa i podpisać z nim kontrakt do połowy 2018. Wydaje się, że na nim mogą zarobić godziwe pieniądze, chociaż w tym roku skończy już 26 lat.
Gdy zliczymy wszystkie transfery zawodników, którzy byli w drużynie w 2011 i 2012 roku wychodzi nam bardzo zacna, jak na warunki chilijskie kwota – około 30 milionów euro. Niestety tylko Brazylijczycy mogą liczyć większe pieniądze i to też za swoje gwiazdy, reszta kontynentu (w tym Argentyna) musi się zadowolić mniejszymi wpywami, ale to nie przeszkadza im „produkować” na masową skalę kolejnych świetnych piłkarzy.
Trenerskie transfery receptą na przyszłość?
Universidad de Chile chce wzmacniać szkolenie i nie jest to czcze gadanie. Edorta Murua i Jonathan Cabanelas to niewiele mówiące nazwiska. Jednak, jeśli dodamy do tego fakt, że obaj panowie do niedawna pracowali w Lezamie (ośrodek Athleticu Bilbao) to wychodzi nam, iż mamy do czynienia z ciekawym projekt stawiającym na rozwój młodych zawodników. Wraz z przejściem Muruy, który w styczniu zmienił barwy klubowe, prezydent La U, Carlos Heller przyznał, że klub dofinansuje kwotą 2,5 miliona dolarów projekt szkolenia młodzieży. Murua został dyrektorem technicznym akademii, a warto tutaj dodać, że jest to wybitny specjalista w swojej branży. Ponad piętnastoletnie doświadczenie oraz pozycja w ścisłej światowej czołówce, jeśli chodzie o ustalanie metodologii szkolenia. Z jego pracy korzystała UEFA, a później takie kluby jak Atlético, Chelsea, Bayer Leverkusen czy Chivas Guadalajara. Głównym założeniem jego pracy jest nagrywanie wszystkich sesji treningowych oraz późniejsze ich analizowanie, wychwytywanie błędów, co daje podstawę do dalszego, efektywniejszego szkolenia.
Póki co największe nadzieje w klubie wiązane są z Nelsonem Espinozą (bramkarz reprezentacji U20), ale być może już za chwilę kolejni zawodnicy na miarę Igora Lichnovsky’ego czy Ángelo Henríqueza wyfrunął do Europy. Oby tylko z lepszym skutkiem…