To kiedy i gdzie narodziła się piłka nożna pozostaje do dzisiaj kwestią sporną. Anglicy uważają, że pełnia praw autorskich należy do nich i, że to właśnie z Anglii piłka nożna przywędrowała na kontynent, do Hiszpanii przez Baskonię. Z kolei Włosi mają własne zdanie na ten temat. Oto historia włoskiego calcio, rozegranego na placu Santa Croce w 1530 roku podczas oblężenia Florencji przez wojska Karola V, gdzie zmierzyli się królewscy „podopieczni” z florentczykami. Mecz był szczególnym wydarzeniem, bo jego wynik miał przesądzić o przyszłości miasta.
Wojny włoskie
Karol V, jak przystało na wnuka Królów Katolickich, zaangażował się w wojnach włoskich, wdając się przy tym w konflikt z kuzynem Franciszkiem I, królem Francji, który podobnie jak Karol był pretendentem do zdobycia carskiej korony. Panowie wprawdzie podpisali ugodę w Madrycie, w myśl której Franciszek I w zamian za wolność musiał uznać zwycięstwo Karola. Ostatecznie jednak Franciszek nie wywiązał się z obietnicy, ale Karolowi sprzyjało szczęście, bo nie dość, że wygrywał bitwy, to nawiązał współpracę z papieżem Klemensem VII, który sam postanowił ukoronować go na cesarza. Celem Karola V było nie tylko zwrócenie papieżowi władzy w Italii, ale także, wynikające wprost z takiego obrotu sprawy, zniesienie ustroju republikańskiego we Włoszech. Florencja miała przejść w ręce Medyceuszy. Takie było zobowiązanie Karola wobec papieża, który był nieślubnym synem Juliana Medyceusza. Na datę koronacji Karola wybrano 24 lutego 1530 roku, dzień jego trzydziestych urodzin.
Oblężenie Florencji
Wojska Karola V przez kilka miesięcy stały pod murami Florencji, będąc zależne zarówno od swojego króla jak i od papieża, florentczyka z pochodzenia. Starając się w jak najmniejszym stopniu używać amunicji, aby nie niszczyć miasta strzałami, Karol wydał też zakaz jakichkolwiek zabaw karnawałowych pod przykrywką nietolerowania herezji. Prowadzone były nawet spokojne rozmowy pomiędzy carskim wojskiem a florentczykami, którzy nie chcieli oddać władzy bogatym i wpływowym Medyceuszom.
Tym, co najbardziej dotknęło mieszkańców Florencji, był rozkaz o zaprzestaniu zabaw i dlatego, pomimo sprzeciwu Hiszpanów postanowili uczcić karnawał zgodnie z tradycją. Wśród wielu rozrywek, jakie wówczas miały miejsce, znalazł się także rozgrywany już tradycyjnie mecz calcio. Nadmienić jednak należy, ze ówczesna gra w znaczmy stopniu różniła się od obecnej piłki nożnej. Zawody rozgrywane były pomiędzy czterema dzielnicami miasta, a miejscem tej rywalizacji był florencki plac Santa Croce, mieszczący się pomiędzy kościołem a fontanną. Dzień wydarzenia też nie był przypadkowy, bo 17 lutego to święto rzymskiego boga Kwiryna, które wypadło na tydzień przed zaplanowaną koronacją Karola V. Mieszkańcy Florencji całkowicie zapomnieli o zakazie i dobrze się bawili w rytmie bębnów i trąbek, krzycząc przy tym obelgi przeciwko wojskom królewskim i wywieszając transparenty w języku hiszpańskim. Na odpowiedź Hiszpanów nie trzeba było długo czekać, słysząc dźwięki muzyki, kopanej piłki i obelgi dotyczące ich ojczyzny rozpoczęli atak z użyciem armat, podczas którego zniszczono między innymi krzyż. Florentczycy pomimo to świętowali dalej i ku niezadowoleniu Hiszpanów, do domów rozeszli się dopiero, gdy zakończyła się impreza na placu.
Warto zwrócić uwagę, że w trakcie oblężenia wojska Karola były w znacznie gorszej sytuacji niż mieszkańcy Florencji. Podczas gdy ich król w Bolonii przygotowywał się do koronacji, oni zmarznięci, bez dostępu do żywności czekali w błocie na włoską kapitulację. Florentczykom udawało się przerywać oblężenie w czasie gdy Hiszpanie spali, bo tylko wtedy łatwiej było wymknąć się po zaopatrzenie.
Hiszpanie widzieli, że ich ataki nie przynoszą żadnego rezultatu, a wręcz jeszcze bardziej mobilizują i jednoczą mieszkańców Florencji. W końcu z ust jednego z żołnierzy padła propozycja aby spróbować pokonać ich własną bronią, rozgrywając na boisku mecz calcio. Na ten pomysł przystał nawet sam Karol V, który podczas przygotowań osobiście udał się do Florencji, by dopilnować aby wszystko poszło po jego myśli. Na samym meczu ostatecznie był jednak nieobecny.
Florentczycy zgodzili się na propozycję wojsk Karola pod warunkiem, że jeśli oni wygrają to zyskają wolność, a jeśli nie, to Hiszpanie zdobędą miasto. W przygotowaniach do meczu Hiszpanom pomagał pewien Turek znający zasady do gry. Z biblioteki bolońskiej, cesarz przywiózł nawet książkę o calcio, napisaną przez Niccolo Machiavellego.
Calcio
Nasz „historyczny bohater”, nazywany również caccia w dużym stopniu różnił się od tego co określamy dzisiaj mianem piłki nożnej. Drużyny mogły liczyć nawet po 27 osób, przy czym na boisku pojawiało się aż czterech bramkarzy (datori indietro), trzech obrońców (terzino), pięciu biegaczy (sconciatori) i siedemnastu atakujących (innanzi). Do tych ostatnich należało wykończenie akcji i trafienie do bramki. Rolę murawy pełnił piasek, który w połowie przedzielała biała linia, a na przeciwległych dwóch końcach boiska znajdowała się sieć, pełniąca rolę bramki. Najważniejszym zadaniem graczy był oczywiście umieszczenie za wszelką cenę piłki w sieci przeciwnika. Calcio zazwyczaj towarzyszyła bogata oprawa muzyczna. Chociaż podczas meczu obecni byli także sędziowie, to gra była dużo bardziej agresywna od współczesnego footbolu.
Wojna
20 lutego 1530 roku Hiszpanie obudzili się bardzo wcześnie. Rano czekał na nich jeszcze trening (próba generalna) pod wodzą Turka, drobny posiłek, kubek wina i droga do Florencji, miasta które z bliska wydawało im się jeszcze piękniejsze. W przeciwieństwie do elegancko ubranych na zielono Florentczyków, przyodziani w czarne koszule i skórzane kamizelki Hiszpanie, prezentowali się znacznie gorzej. Dla lokalnej publiczności calcio było wielkim świętem, dlatego na tę okoliczność włożyli swoje najlepsze ubrania.
W drużynie Karola V nie zabrakło wsparcia z innych nacji. Wśród graczy pojawili się więc muzułmanie, Murzyni, a nawet „zawodnicy” pochodzący z nowych Indii. Zgodnie z tradycją przed meczem odbyła się defilada, czyli dwukrotne przejście orszaku graczy wokół placu. Po niej można było już zająć pozycję na placu gry i rozpocząć spotkanie. Mecz był zacięty i brutalny do tego stopnia, że komisarz zawodów musiał go przerywać, by porozmawiać z kapitanami obu drużyn, namawiając ich do tego, aby pomimo wojny zastosowali się do zasad calcio. Co ciekawe, pomimo mniejszego doświadczenia drużyna dowodzona przez Turka, który okazał się pierwszym grającym trenerem, nie ustępowała pola rywalowi. Emocje rozgrzały głowy Hiszpanów do tego stopnia, że jeden z nich sięgnął nawet po nóż, by powstrzymać włoskiego przeciwnika. Tak więc znów musiał interweniować komisarz. Kolejne pouczenie zakończyło się wprowadzeniem zasady używania tylko nóg, co wzbudziło protest tłumu. Jak przystało na bardziej doświadczonych, to Włosi zdobyli pierwsze caccia i zaraz potem podwyższyli wynik na 2:0. Wtedy sprawy w swoje ręce, choć raczej stosownie byłoby napisać nogi, wziął wspominany już wcześniej Turek, który potwierdził niezwykłe umiejętności, asystując przy dwóch trafieniach Hiszpanów. Zdobycie przez Florentyńczyków trzeciej bramki, która mogła przesądzić o wolności Florencji opisuje w swojej książce pt. Calcio! Juan Esteban Constaín. Zawodnik z Florencji “(…)bardzo szybko znalazł się naprzeciwko sieci, więc niemal bez żadnego oporu mocno strzelił i piłka wpadła w sieć wraz z zębami jednego ich człowieka…”. Mecz mógłby zakończyć się wynikiem 3:2 dla florentczyków, gdyby nie grający w barwach drużyny Karola V Indianin, który „…pięścią lekko wepchnął ją [piłkę] do siatki”, stając się pierwowzorem Diego Maradony. Uśmierconą kozę, która miała być nagrodą dla zwycięskiej drużyny podzielono tasakiem na pół. Florentczycy nie mieli więc powodów do radości, a i dumni Hiszpanie, mimo niewątpliwego sukcesu, nie okazywali tego w – swoich emocjach i bez słowa wrócili tam, skąd przyszli.
Kilka dni po meczu odbyła się uroczysta koronacja Karola w Bolonii. Oblężenie Florencji trwało zaś jeszcze sześć miesięcy. W 1530 roku miasto przeszło w ręce Medyceuszy i z okazji tego wydarzenia rozegrano mecz calcio na Santa Croce, przywracając zasadę możliwości zdobycia piłki ręką. Na meczu obecny był sam papież Klemens VII. Patrząc na opisane tu zdarzenia nie możemy się już dziwić, że w tegorocznym finale Ligi Mistrzów stanęły naprzeciwko siebie jedenastki hiszpańskiego Realu i włoskiego Juventusu, bo drużyny wywodzące się z tych dwóch narodów wzięły udział w pierwszym w dziejach meczu piłkarskim, a tradycja zobowiązuje…