
38. kolejka zmagań w Primera División sprawia, że żegnamy się z emocjami towarzyszącymi nam na hiszpańskich arenach w sezonie 2013/14. Z mistrzowskiej karuzeli wyleciał już Real, co nie oznacza, że w ostatnim akcie na Camp Nou przed pierwszym gwizdkiem przeciwnicy Dumy Katalonii ustawią się wzdłuż wyjścia z przebieralni, czyniąc zaszczytne pasillo Messiemu, Neymarowi i Inieście. Wręcz przeciwnie — na ogromnym obiekcie spróbują Blaugranie wyrwać z rąk… najważniejsze trofeum. Oto w Madrycie narodziła się trzecia siła, swobodnie rozpychająca się łokciami między dominantami ostatnich dekad. Życzenie rzesz miłośników najlepszej ligi na świecie spełniło się, wyjątkowość tej okazji skłoniła nas ku kosmetycznej zmianie formuły naszej pożegnalnej zapowiedzi. Tym razem z pytaniami zmierzy się Piotr Laboga, komentator La Liga w nc+!
W ostatnim czasie wiele dzieje się w Barcelonie, ale poza boiskiem. Dużo czasu poświęcono, aby złożyć hołd Carlesowi Puyolowi, niewiele mniej mówi się o kontraktach Gerada Piqué i Leo Messiego, nie brak nowych informacji o przybyciu Marca-André ter Stegena czy Luisa Enrique, wciąż wspomina się Tito Vilanowę. Czy w ten sposób piłkarze Dumy Katalonii nie są odciągani od presji przed decydującą o mistrzostwie bitwą? Bo o pojedynku z Atlético niezwykle cicho w katalońskich mediach.
Barcelona, mająca problemy instytucjonalne, jest w takim okresie tranzycji. Stary projekt odniósł gigantyczny sukces i dobiegł końca. Jeszcze w poprzednim sezonie wiele się oczekiwało. Wydawało się, że można pozmieniać parę klocuszków i maszyna będzie dalej funkcjonować, ale dzisiaj już wszyscy wiedzą, iż łatwo nie będzie. Potrzebny jest nowy projekt, coś zupełnie innego, co pójdzie z duchem czasu. Nie mamy już 2010 roku. Mamy zupełnie inną rzeczywistość futbolową, a drużyna klocek po klocku rozpada się jak domek z kart. To, że dzisiaj kończy swoją przygodę z piłką Puyol i odejdzie kilku innych piłkarzy nie stanowi źródła komplikacji. Tak naprawdę problem jest głębszy, bo dotyczy zawodników równie ważnych jak Xavi, który nie będzie w stanie dać więcej tej drużynie w kolejnych sezonach. Wymagania są gigantyczne. Wszyscy przyzwyczaili się, że Barca wygrywa i zdobywa wszystko automatycznie. Teraz już tak nie będzie. Coś, co stworzył Guardiola jest efektem występującym raz na kilkadziesiąt lat. Kiedyś Real Madryt Alfredo Di Stefano, później Milan z przełomu lat 80. i 90. Nie da się tego kontynuować w prosty sposób. Era wielkiej Barcelony minęła. Pytanie: kto będzie budował nową, jacy będą piłkarze, czy dalej można stosować tiki-takę, która moim zdanie świetnie się sprawdzała, kiedy w genialnej dyspozycji byli Xavi, Dani Alves i Messi. Dzisiaj Messi nie gra już niczym maszyna.
Niewątpliwie liczba problemów Blaugrany jest ogromna i skumulowała się w jednym momencie. Odejścia piłkarzy, zmierzch bogów, bo wiadomo, że Xavi już młodszy nie będzie, Puyol kończy karierę, Alves też najprawdopodobniej odejdzie – a nawet jeśli, to już nie będzie grał na takim samym poziomie. Oczywiście mogą pokonać Atlético i zdobyć mistrzostwo, ale każdy będzie miał świadomość, że tryumf ten jest szczęśliwy, będący efektem jakichś nieprawdopodobnych okoliczności, nie wynikających z siły, wielkości i dynamiki Barcelony. Nikt – mimo ewentualnie zdobytego mistrzostwa – nie będzie tego sezonu zaliczał w kategorii sukcesu, tylko w kategorii porażki.
W minionych kolejkach La Liga Atlético imponuje, niestety nieskutecznością. Nie zapowiada się, aby Rojiblancos rzucili się do gardła przeciwnikowi, bowiem z madryckiego obozu dochodzą słuchy, jakoby Diego Simeone knuł defensywny spisek na Messim i spółce. Myśli pan, że powtórzy się scenariusz z ćwierćfinałów Ligi Mistrzów czy raczej Cholo używa zasłony dymnej, bo inne źródła donoszą, iż Argentyńczyk przewiduje w wyjściowej jedenastce dwóch napastników: Diego Costę i Davida Villę?
Myślę, że Simeone jest wybornym strategiem taktycznym, ale odpowiedzi jaki będzie skład Barcelony i jak zagra nie zna. Trzeba przygotować kilka wariantów, na przemian stosowanych w trakcie meczu. Na tym polega siła Rojiblancos, że nie jest drużyną jednowymiarową. Jest drużyną wielowymiarową. Idealnym przykładem był rewanż z Barceloną w Lidze Mistrzów. Nie sądzę, że będzie to taktyka stricte defensywna, bo Atlético tak nie gra.
Madrytczycy na pewno będą mieli kilka wariantów. Schemat gry, jeśli chodzi u ustawienie, będzie podobny: z czterema obrońcami, dwójką defensywnych pomocników, na skrzydłach może być Koke i Arda Turan. Pytanie: kto zagra z przodu? Czy to będzie Diego Costa z Raúlem Garcią, a wtedy – proszę mi wierzyć – system w ataku zmienia się zupełnie, czy Villa z Diego Costą, czy Diego Costa z Adriánem, czy może bez Diego Costy – Villa z Adrianem? Cała reszta funkcjonuje w podobny sposób – wielowymiarowo. Zespół raz spróbuje podejść wysokim pressingiem odebrać wysoko piłkę, innym razem – może być głęboko cofnięty, złapać oddech i dopiero przystąpić do zmiany systemu. Nie obawiam się o Rojiblancos i ich formę. Wraca po kartkach Godín, Costa powinien być już przygotowany. Myślę, że nie będzie ani autobusu, ani na wskroś ofensywnej taktyki. To będzie wielowymiarowy pojedynek z płynną zmianą systemu w trakcie meczu.
Która z ekip bardziej zasługuje na mistrzowski tytuł według pana? Kto po ostatnim gwizdku będzie przelewał szampana, a kto łzy?
Zdecydowanie na mistrzostwo bardziej zasługuje Atlético. To nie ulega wątpliwości. Przyznam szczerze: nigdy nie widziałem w historii drużyny, która pod wodzą jednego szkoleniowca dokonała tak gigantycznej zmiany na plus. Żaden trener nie wpłynął na psychikę zawodników, sposób gry, dobór piłkarzy i ich rozwój w tak ogromnej mierze, jak Diego Simeone. Wydawało mi się, że ta drużyna osiągnęła już swój sufit w poprzednich rozgrywkach, kiedy bardzo szczęśliwie, ale jednak – dzięki cechom wolicjonalnym, zaangażowaniu i szczęściu – zdobyła Puchar Króla w konfrontacji z Realem na Santiago Bernabeu. Ale też pamiętajmy, że wtedy Real nie wykorzystywał wybornych wręcz okazji. Dzisiaj Atlético pokonało kolejny stopień i chyba nikt nie jest w stanie jednoznacznie stwierdzić, że ta drużyna osiągnęła już absolutny top. Ona może sięgnąć jeszcze wyżej, choć wydaje się to nieprawdopodobne. Dla mnie i dla każdego obiektywnego fana Barcelony czy Realu Madryt zasługuje na ten tytuł. Ta praca zasługuje na koronację. Jestem przekonany, że Altético dysponuje zasobem piłkarzy, wielowariantowym doborem taktyki, by spokojnie poradzić sobie na Camp Nou. Zmora regularnie przegrywanych meczów z Realem czy z Barceloną zakończyła się. Nie obawiam się o Colchoneros. Zaskakują mnie natomiast tezy, że Barcelona jest faworytem, bo gra u siebie. Cały czas powszechne są stare opinie, gdy Atlético przyjeżdżało na Camp Nou, dostawało 0:4, czasami 1:5, i wracało do domu z nosami spuszczonymi na kwintę. Nie, nie, nie! Tym razem tak nie będzie. Ja w to nie wierzę i jestem przekonany, że Atlético stawi czynny opór. Poza tym im wystarcza remis. Barcelona musi wygrać, a skoro tak, to musi się przebić przez opór rywala. A przejść przez tą ścianę łatwo nie będzie.
Oprócz „finału” o mistrzostwo Hiszpanii, w niedzielę zostanie rozegrany inny „finał” – o przetrwanie. Valladolid i Granada w bezpośrednim starciu zagrają o zachowanie ligowego bytu. Która z tych ekip – w pana ocenie – powinna wygrać? Która z nich w przekroju całego sezonu bardziej przekonała pana swoim futbolem?
Ciężko mi się odnieść do samego spotkania. Forma tych drużyn jest wielką zagadką i chyba nie ma eksperta, który byłby w stanie spokojnie powiedzieć: „tak, ci są lepsi”. Jeśli miałbym się kierować logiką, to bardziej preferuję drużynę, która ma za sobą mocną historię, jest poukładana w kwestiach zarządzania, dobór piłkarzy i pewną ciągłość. Stawiam zdecydowanie na Real Valladolid. To jest zespół, który w tym sezonie – w meczach z gigantami – pokazał, że jest groźny. Owszem, forma była bardzo sinusoidalna, to nie była drużyna tak grająca pięknie, jak za czasów Miroslawa Djukicia. Miała swoje problemy, zwłaszcza z kontuzjami.
Więcej jakości i wartości widzę w drużynie z Valladolid. Nie jestem miłośnikiem ekip, które składają się z piłkarzy ściągniętych na zasadzie kooperacji z inną, mocniejszą, drużyną. Oni są takimi żołnierzami najemnymi, którym się raz chce, raz się nie chce. Gra Granady nigdy mnie specjalnie nie porywała. Była siermiężna, bardzo czytelna, mimo, że jest tam naprawdę wielu piłkarzy z dobrymi umiejętnościami. Valladolid potrafiło w kilku meczach fajnie zaskoczyć, ma ciekawych piłkarzy, cenię w ogóle trenera Martíneza. Jeśli miałbym kierować się sercem, to wybieram Real Valladolid.