
Każdy kibic na świecie chciałby być teraz kibicem AS Roma. Chciałby być tam, na trybunach w Rzymie. Przeżyć furię po bramce Kostasa Manolasa, poczuć ekstazę po ostatnim gwizdku sędziego Turpina. Za takie chwile kocha się futbol i życzę każdemu, aby mógł chociaż raz przeżyć to, co rzymianie wczoraj.
To będzie krótka forma publicystyczna, bo jako kibicowi Barcelony nawet nie wypada rozbijać tej porażki na czynniki pierwsze tak „na gorąco”. „Jaki koń jest, każdy widzi”. FC Barcelona zlekceważyła rywala w sposób najbardziej niedopuszczalny i zblazowany. Trzeba było dostać trzeciego gola od czwartej drużyny Serie A, zupełnie jakby wcześniejsze 2:0 było niczym strasznym, aby dokonać dwóch zmian ofensywnych. To tak, jakby jakiś szczypior okładał łysego karka, który dawał się oklepywać z zamkniętymi oczami i za pojedynczą gardą. Dopiero jak wielkiemu zaczęło brakować tlenu zaczął próbować walić sierpowymi na oślep. No i padł.
AS Roma. Dopiero co dostała od Fiorentiny na tym samym boisku, na którym kilka dni później wbiła trzy gole bezapelacyjnemu liderowi La Liga. Zespołowi z najlepszym piłkarzem świata. Drużynie, która w krajowych rozgrywkach mogłaby wystawić młodych z cantery, nie martwiąc się o utratę fotela lidera. Nagle przychodzi Liga Mistrzów i okazuje się, że nawet Liverpool z AS Roma mogą grać w półfinale tych rozgrywek. A Juventus? Dwadzieścia jeden punktów przewagi nad Romą w Serie A. Śmiało krocząca Stara Dama po kolejne scudetto. A jednak prawdopodobnie odpadnie po bezapelacyjnym dwumeczu z trzecią ekipą La Liga, Realem Madryt.
Ta edycja Ligi Mistrzów pokazuje, że każdy może być jak Arka Gdynia. Być zupełnie inną drużyną w pucharach i inną w krajowych rozgrywkach. Nie warto patrzeć na miejsca w tabelach, bo nawet na tak wysokim poziomie, gdzie ten margines błędu powinien być najmniejszy, kopciuszek może pobić bestię. To też jest jednak całe piękno Ligi Mistrzów.
Imagine not liking football. #RomaBarca pic.twitter.com/HcZyHDJOBe
— Alex Adams (@aIexandros_) April 10, 2018
Szkoda przy tym wszystkim Leo Messiego i wszystkich tych, którzy w Barcelonie naprawdę stają co sezon na rzęsach, żeby Duma Katalonii nie była tylko dumą z nazwy. Szkoda, że ostatnim jedynym trenerem, mogącym stać na najwyższym światowym poziomie, był Luis Enrique przez około półtora roku i Guardiola przez 3 lata. Wcześniej? Dopiero Cruyff.
Valverde pewnie i tak zostanie trenerem jeszcze przez kolejny sezon, bo nie wyobrażam sobie, żeby w Barcelonie zwalniano trenera po przegranej Lidze Mistrzów, ale zwycięstwie w lidze i jeszcze w innych pucharowych rozgrywkach. Trzeba byłoby być Tatą Martino, któremu jednak zabrakło szczęścia. Szczęścia, które ma Valverde.
I kończąc – gratulacje dla Romy. Życzę im zwycięstwa w Lidze Mistrzów. I raz jeszcze zazdroszczę im tego uczucia, bo sam mam świeżo takie uczucie w pamięci. Dalej Roma!