Fenomen Victora Machina jest trudny do uchwycenia jeśli patrzymy tylko na bazowe statystyki – ilość goli i asyst. Pod tym względem nie bije żadnych rekordów. W kompilacjach z jego zagraniami nie znajdziemy mnóstwa piłkarskich fajerwerków. A mimo to znalazł drogę do reprezentacji, jest uwielbiany przez kibiców i trenerów. Gdzie leży jego siła?
Kanaryjczyk może i nie trafia do siatki zbyt często, ale jego nazwisko pojawia się przy wielu kluczowych sytuacjach Sevilli. W dwóch półfinałowych spotkaniach poprzedniej edycji Ligi Europy z Szachtarem zaliczył gola i dwie asysty, a do tego dorzucił ostatnie podanie w finale z Liverpoolem. Podobnie było rok wcześniej. W zaciętym ćwierćfinałowym rewanżu z Zenitem, gdy ważyły się losy awansu (dwie asysty, spotkanie zakończyło się wynikiem 2:2) i podczas triumfu na Stadionie Narodowym (asysta). A także w drodze Sevillistas po pierwsze zwycięstwo w Lidze Europy z serii trzech, w rozbiciu Porto (gol i asysta) oraz pokonaniu Valencii (asysta). Vitolo nie należy jednak do zawodników, których docenia się po jednym meczu – przekonuje natomiast do siebie po kilkunastu, gdy za każdym razem widzisz jak zostawia wszystkie swoje siły na murawie.
Nie do zatrzymania
Pochodzący z Las Palmas zawodnik w młodości był prawdziwym utrapieniem swojej rodziny. Jako chłopiec od siódmej rano bez ustanku biegał po mieszkaniu przy Sabino Berthelot, czym doprowadzał do szału swoje dwie starsze siostry – Tanię i Jennifer. Siły opuszczały go dopiero około godziny jedenastej lub dwunastej. Nie można było z nim wytrzymać, zatem rodzice postanowili zabrać go do lekarza. Ten okazał się na tyle dobrym doktorem, że nie przepisał Victorowi ton środków uspakajających, ale poradził, żeby znaleźć dziecku więcej zajęć. W tym czasie Vitolo już uczęszczał na pływanie, lecz to nie wystarczało. Nie mniejsze trudności pojawiały się wieczorami, nie można go było położyć do snu. Zaraz wstawał i ponownie biegał. Po lekcjach w szkole, które kończył około 17.00 nadal rozpierała go energia. Na pomoc rodzinie pośpieszyli ich znajomi. Podpowiedzieli, że jest drużyna piłkarska Árbol Bonito (filialny zespół UD Las Palmas) rozpoczynająca treningi o 18.00. W ten właśnie sposób w życie małego Vitolo wkroczył futbol.
Jego pierwsi trenerzy byli zaskoczeni atutami i pewnością siebie chłopca. Jeden z nich – Pericuco, tak wspomina Victora Machina: „Był najlepszy ze wszystkich. Wystarczyło spojrzeć na sposób chodzenia, by to stwierdzić. Biegał szybciej od każdego z kim się mierzył, jego siła też była niezwykła jak na dziecko”. Kanaryjski szkoleniowiec z powodu upodobania Vitolo do ciągłego przemieszczania się spod jednej bramki pod drugą zrobił z niego skrzydłowego. To właśnie w Árbol Bonito Victor poznał Jonathana Vierę, swojego najlepszego przyjaciela, z którym zresztą występował później dla Los Amarillos.
Czas zwątpienia i zwycięstw
W końcu Victor został dostrzeżony także przez współpracowników lokalnego giganta – UD Las Palmas. Siedem lat temu, w drużynie rezerw Kanarków rozpoczął swoją zawodową karierę. Tam próbowano zrobić z niego napastnika, ale nie powiodło się to, gdyż młody zawodnik miał trudności ze zdobywaniem bramek. Wściekał się z tego powodu, co tylko pogłębiało problem. Germán Dévora, legendarny piłkarz Los Amarillos, ówczesny szef cantery chluby Gran Canarii, także dostrzegał wielki potencjał Vitolo: „Już wtedy ten chłopak miał wszystko by stać się wielkim piłkarzem. Już w tym wieku chciał więcej i więcej. Nie spoczywał na laurach” .
Sezon 2008/09 Vitolo rozgrywał w Las Palmas Atlético, nie była to udana kampania – zakończyła się relegacją zespołu do Tercera División. Rozczarowanie było na tyle duże, iż Victor rozważał nawet odejście od futbolu. Alternatywą miała być służba w policji. Piłka nożna postawiła jednak na swoim. Vitolo walnie przyczynił się do powrotu rezerw do Segundy B w następnej temporadzie, co doceniono przeniesieniem 20-letniego piłkarza do pierwszej drużyny.
Rok 2010 ogłoszono w UD Las Palamas „rokiem cantery” , nie był to najlepszy czas dla klubu, konieczność zaciskania pasa ze względu na długi robiła swoje. Dlatego też postanowiono oprzeć się na młodych zawodnikach z rezerw. Jednym z nich był i Vitolo, który przebojem wdarł się do seniorskiej ekipy. Został nawet zauważony przez selekcjonera reprezentacji U-21, Luisa Millę, jednak ten wspaniały start został brutalne przerwany już 27 listopada. Tego dnia Vitolo doznał poważnej kontuzji kolana, co oznaczało siedem miesięcy przerwy od futbolu. „Jestem załamany” – przyznał piłkarz tego feralnego dnia. Problemy zdrowotne mogły go spowolnić, ale nie zatrzymać. Swoje wszystkie siły skoncentrował na powrocie do pełnej dyspozycji. W walce wspierała go rodzina, znajomi oraz klub. Władze Los Amarillos rozpoczęły rozmowy w sprawie nowego kontraktu na miesiące zanim powrót Victora na boisko był w ogóle możliwy. I to wszystko dla zawodnika, który wystąpił w zaledwie dziesięciu spotkaniach drugiej ligi. Trudno się dziwić, kiedy spojrzymy na jego trzeci mecz w seniorskiej drużynie i debiutancki gol w Segunda División.
Stany zapalne spowodowały, że proces powrotu piłkarza na boisko jeszcze się wydłużył. Po dziewięciu miesiącach, Vitolo w końcu dopiął swego. Powrócił w wielkim stylu zdobywając w kampanii 2011/12 dziesięć bramek. Szybko stał się liderem drużyny i ulubieńcem kibiców. Po tej temporadzie krok naprzód (choć ostatecznie nie udany) w karierze poczynił Jonathan Viera przenosząc się za 2,5 miliona euro do Valencii. Odejście Vitolo utrudniała natomiast klauzula 12 milionów euro widniejąca w kontrakcie. Zawodnik otrzymał jednak obietnicę od prezydenta klubu – jeśli drużyna nie wywalczy awansu, nie będzie czynił żadnych problemów Victorowi w zmianie ekipy. W kolejnym sezonie Vitolo walczył do upadłego strzelając piętnaście goli, lecz nie dało to Los Amarillos upragnionej promocji. Otworzyło jednak drzwi samemu piłkarzowi do Primera División.
Stachanowiec
Victor nie należy do futbolowych artystów, lecz do rzemieślników. Zawsze szuka prostych rozwiązań, tych najbardziej efektywnych, choć kiedy trzeba, potrafi pokazać swoje wysokie umiejętności techniczne. Jest niesamowicie wytrzymały, pracowity i waleczny. Zawsze znajdziemy go w czołówce zawodników, którzy na boisku pokonują najwięcej kilometrów. Oprócz niezłej szybkości jego wielkim atutem jest również duża siła fizyczna (zwłaszcza jak na skrzydłowego). Wykorzystuje ją skutecznie przy interwencjach w defensywie. Nie będzie wielką przesadą jeśli powiem, że to mniej więcej tak, jakby na lewym skrzydle Sevilla dysponowała dwoma bocznymi obrońcami. Przez Hiszpanów nazywany jest zawodnikiem todoterreno – „całego boiska”, bo jego uniwersalność pozwala na wystawianie go na dowolnej pozycji w ofensywie czy na flance. Zdarzyło się, że u Jorge Sampaoliego występował w roli wahadłowego, albo nawet lewego obrońcy. Niestety, Victor cierpi na przypadłość charakterystyczną dla współczesnych piłkarzy, im bliżej pola bramkowego rywali, tym bardziej podatny jest na podmuchy wiatru. Jak wiadomo nie ma ludzi, ani piłkarzy idealnych.
Vitolo doskonale wpisał się w założenia filozofii Unaia Emery’ego. Wizji drużyny potrafiącej zaadaptować się do każdych warunków na boisku. Czasem przechodzącej od ekstremum do ekstremum – od zmasowanych ataków, do stawiania autobusu. Któż mógłby sprawdzić się lepiej jeśli nie zawodnik wysoce wszechstronny? Jorge Sampaoli, mówiąc wprost, ma fioła na punkcie Victora. W reprezentacji Chile dysponował walczakami, piłkarzami nie do zdarcia. W Sevilli ma Vitolo, który jest w stanie podołać intensywności ataków i pressingu wprowadzonych przez Argentyńczyka. Wystąpił w każdym spotkaniu od początku sezonu, choć nie w każdym od pierwszych minut. Szkoleniowiec chciał dać mu odpocząć np. przed pojedynkami w Lidze Mistrzów. Zwykle jednak, ze względu na niekorzystny wynik, szybo musiał rewidować plany i Kanaryjczyk pojawiał się na boisku. Jako ta najmocniejsza broń zdolna do odwrócenia losu meczów. Vitolo, bowiem bez zbędnego hałasu robi swoje – ma na koncie 16 kluczowych podań (liga i europejskie puchary), o 6 więcej niż rozchwytywany Nasri. Dziś bardzo trudno jest uwierzyć, że przed trzema laty kosztował Sevillistas jedynie 3,2 mln euro.
Uwielbia go i Diego Simeone. Atleti próbowało pozyskać skrzydłowego dwukrotnie. Po raz pierwszy, gdy należał jeszcze do Las Palmas, ale był już po słowie z Sevillą, dlatego Kanaryjczyk propozycję odrzucił. Rojiblancos pozostawili go jednak na swoim radarze. Drugą próbę przeprowadzili w ostatnim okienku. Cholo miał sam nalegać w zarządzie na sprowadzenie Victora. Jednakże tego samego dnia, kiedy informacja o ruchach Atlético wyciekła do prasy, Sevilla ogłosiła podpisanie nowego kontraktu z Vitolo do 2020 roku wraz z klauzulą podniesioną o przynajmniej 10 mln, w stosunku do poprzedniej, równej 25 mln. Victor potwierdził tym samym swoją lojalność wobec klubu, czym jeszcze bardziej zyskał w oczach kibiców. „W Sevilli czuję się kochany i doceniony, a tego nie można z niczym porównać” – skomentował Kanaryjczyk.
Machín otrzymał pierwsze powołanie do kadry Hiszpanii, kiedy zaledwie półtora roku wcześniej grał jeszcze w Segunda División. Decyzja Vicente Del Bosque była całkowicie słuszna, docenił on waleczność oraz ówczesną, wysoką formę pomocnika. Drugą szansę otrzymał od Julena Lopeteguiego i chwycił się jej obiema rękami, strzelając gola przeciwko Włochom. W pełni popieram to, by Vitolo miał okazję do częstszych występów dla reprezentacji. Jak dotąd podobni piłkarze byli przeważnie przez kadrę pomijani, a La Roja przyda się trochę charakteru.
Concluye la conferencia de prensa de @julenlopetegui. ¡Estos son los convocados! #SEFlive pic.twitter.com/AW3OHGL6JV
— Selección Española (@SeFutbol) November 4, 2016