
Nie jest dobrze. To łagodnie powiedziane. Tak złych wyników Real Madryt nie miał od dawna. O ile kiedykolwiek miał. Jednak spokojnie, drodzy madridistas, winny już się znalazł. Hiszpańska prasa prawdę Wam powie. Wyliczamy winy Julena Lopeteguiego.
Winą Julena Lopeteguiego jest odejście najlepszego strzelca i lidera drużyny nie tylko w ostatnim sezonie, ale i w całej historii zespołu.
Winą Julena Lopeteguiego jest, że nie został on zastąpiony żadnym graczem światowego formatu, który mógłby pociągnąć tę ekipę do sukcesów.
Winą Julena Lopeteguiego są indywidualne błędy Raphaela Varane’a, który najwyraźniej zapomniał o tym, że jest jednym z najlepszych środkowych obrońców na świecie.
Winą Julena Lopeteguiego jest absolutny brak skuteczności wszystkich graczy ofensywnych. To przez trenera Realu Mariano trafia w poprzeczki, Bale kiksuje, a Benzema nie jest w stanie wykorzystać łatwych sytuacji.
Winą Julena Lopeteguiego jest fakt, że kadra Królewskich może czuć się wypalona sukcesami, które odnosiła w poprzednich latach i nie otrzymała napływu świeżej krwi.
Winą Julena Lopeteguiego jest słabsza forma jednego z najlepszych bramkarzy na świecie, a przy okazji największego letniego wzmocnienia Los Blancos.
Winą Julena Lopeteguiego jest to, że piłkarze w obecnej kadrze Realu pasują bardziej do stylu gry opartego na posiadaniu piłki, przez co taki stara się wprowadzić szkoleniowiec Królewskich.
Winą Julena Lopeteguiego jest też słaby występ reprezentacji Hiszpanii w mistrzostwach świata, nie zapominajmy o tym. A obecne wyniku Realu Madryt to nic innego, jak karma za to, co wówczas Hiszpan zrobił.
To chyba oczywiste?
Prawidłowa odpowiedź brzmi: nie. Czytam i słucham takich opinii od kilku tygodni. Opinii, w których fani proszą o zwolnienie Julena. Opinii, które wszystko, co w zespole najgorsze, zrzucają właśnie na niego. Jasne, trener zawsze jest odpowiedzialny i to jego głowa leci pierwsza. Ale to zdecydowanie nie jest czas, by Florentino Perez wcielił się w rolę kata i chwycił w swe ręce topór.
Bo wszyscy wiedzieliśmy, że ten sezon będzie przejściowy. Odszedł Zinedine Zidane (przypominam zresztą, że – moim skromnym zdaniem – na tym samym etapie sezonu w zeszłym roku graliśmy jeszcze gorzej), odszedł Cristiano Ronaldo, nie było wielkich transferów do klubu. Postawiono na trenera, od którego oczekiwano zmiany stylu gry i uporządkowania tego wszystkiego. Na razie się nie udaje. Zwalnianie go jest jednak niepoważne.
Bo nie zatrudnia się gościa takiego jak Lopetegui, by dać mu kilka miesięcy. Szczególnie, gdy warunki są jakie są. To ten typ trenera, który zbuduje coś na dłuższym dystansie, zamiast wyników na już, da wyniki w kolejnych sezonach. Jeśli Real chciał kogoś, kto byłby idealnym szkoleniowcem na sezon, miał do wyboru takich szkoleniowców.
Jasne, Julen nie był pierwszym wyborem Królewskich. To zresztą dość oczywiste, biorąc pod uwagę sytuację, jaka panowała wtedy na rynku trenerskim. I oczywiste było też, że za tym wyborem stoi pewne ryzyko. I to nie tylko takie, że Lopetegui może zostać wyrzucony na zbity pysk przed rozpoczęciem mundialu. Wiadomym było, że jego Real będzie grać inaczej i przestawienie się może zająć trochę czasu. Więc dlaczego teraz mamy mu ten czas tak drastycznie ucinać?
Nie wiem, co musiałoby się stać, bym przestał stać murem za Julenem. Manita w Klasyku? Pewnie tak, to mogłoby mnie przekonać. Na ten moment natomiast wiem jedno: nie winię za te wyniki Lopeteguiego. Albo inaczej: nie winię TYLKO jego. Bo popełnił już kilka błędów. Ale nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. A jeśli chcieliśmy takiego trenera, to można było zatrudnić Fernando Hierro.