Kradzież! – wystukał na swej klawiaturze sfrustrowany internauta. Chwilę później inny, sfrustrowany komentarzem pierwszego z nich, wystukał, słowami uznawanymi powszechnie za wulgarne, co dokładnie myśli o pierwszym. Po chwili dołączyli się trzeci, czwarty, piąty… i tak dalej.
Dzień jak co dzień dla kogoś, kto regularnie obserwuje media sportowe, zwłaszcza te dotyczące hiszpańskiej piłki nożnej. Wszak wiadomo, że sędziowie w La Liga bystrością oka nie grzeszą, a i asertywności im często brak, wbrew temu, co sugerują ich przełożeni. Tym razem problem dotyczy jednak arbitra spoza Hiszpanii.
I być może nie byłoby takiej afery, być może „krzyki” zdenerwowanych kibiców (z rzadka) PSG, a częściej tych, którzy po prostu Barcelony nie lubią, nie byłyby tak słyszalne, gdyby to wszystko nie dotyczyło Blaugrany. A przecież oczywistym jest, że kradli z Chelsea, że kradli z Realem i kradną dalej. UEFAlona nigdy nie odpuści, a do celu przepchną ją sędziowie. Prawda?
No właśnie nie do końca. Problem w tym, że osoby po jednej stronie barykady – czyli te krzyczące wszem i wobec, że Barca, jak to jest w jej zwyczaju, ma po swej stronie arbitra – jak i te z naprzeciwka, które wieszczą, że o żadnych pomyłkach nie ma mowy, a w ogóle to osoby, które tak piszą to k… i ch…, i powinny sp…, robią to wszystko bez żadnej refleksji. Żadnej. I, stosując ich retorykę, to właśnie to mnie w tym wszystkim wk…
Zacznijmy od najważniejszego. Barcelona zagrała genialny mecz. GE-NIAL-NY. Na ile była to zasługa kompletnie przestraszonego PSG, a na ile jej świetnej gry, tego nie jestem w stanie ocenić. Wiem jednak, jak wyglądało to na boisku i kto dominował przez całe spotkanie. Czy z przebiegu dwumeczu zasłużyła na awans bardziej niż paryżanie? Optowałbym za dogrywką. Ale jestem przekonany, że w tym meczu o ćwierćfinał zawalczyła i to jej się opłaciło.
PSG z kolei, mimo tego co wieszczył Unai Emery, że przeciwko Barcelonie nie można grać wycofanym, że autobus nie zadziała… ustawił nie tyle autobus, co mur. Nie wiem, czy radził się w tej kwestii Donalda Trumpa, ale jeśli prezydent USA wybudowałby taki na granicy Stanów z Meksykiem, to liczba nielegalnych imigrantów pewnie w ogóle by się nie zmniejszyła. Bo szczelny to on, panie Emery, nie był.
PSG completed just FOUR passes between the 85th minute and full-time.
THREE of those were from kick-off after conceding Barcelona goals. pic.twitter.com/G0odu6jhjj
— James McManus (@JamesMcManus1) March 8, 2017
Zresztą zostawmy już to, jak Francuzi grali w defensywie. Z przodu wcale nie było lepiej. Przecież śmiało mogli zapakować gospodarzom jeszcze kilka bramek. Sytuacja Di Marii i Cavaniego to jakiś inny wymiar piłkarskiej abstrakcji i marnowania znakomitych okazji. Byłoby 2-3, byłoby po dwumeczu. A że strzelić się nie udało, to Neymar i spółka pokazali rywalom, jak to się robi.
Problem w tym, że pokazali… ale z pomocą arbitra. I zanim ktokolwiek pomyśli, żeby napisać o mnie niezbyt miłe słowa – tak, sędzia pomógł Barcelonie. Z boiska wylecieć mógł Piqué (faul taktyczny na drugą żółtą kartkę), Neymar (kopnięcie rywala bez próby odbioru piłki), a być może znalazłby się i karny na Di Marii, skoro sam Mascherano przyznał się po meczu, że Argentyńczyka faulował (za co wręczyłbym mu chętnie nagrodę za cytat miesiąca). Karny na Suárezie? Okej, można go było odgwizdać, Luis był zahaczony. Ale to, co Urugwajczyk zrobił – łapanie się za głowę przed upadkiem, a tuż po nim za szyję – wyglądało wręcz komicznie. I najchętniej rozwiązałbym to jedenastką i… kartką dla Luisa*.
Nie ma mowy za to o żadnych spalonych – tu wszystko zostało wyjaśnione jeszcze w trakcie meczu. Sergi Roberto wyszedł na pozycję idealnie, także i w innych sytuacjach gracze Barcelony tej linii dobrze pilnowali, a obrońcy paryżan niemiłosiernie się gubili. A że za plecami mieli jeszcze dodatkowo słabego Trappa… to nie mogło się skończyć dobrze.
Czy więc Barcelona skorzystała z błędów arbitra? Oczywiście, że tak! Ale sędzia jest człowiekiem i ma prawo się mylić. Ci z Hiszpanii udowadniają to co tydzień, a i w innych ligach narzekanie na arbitrów to chleb powszedni. Zapytajcie jakiegoś Niemca, Anglika czy Włocha o to, kiedy sędzia po raz ostatni skrzywdził ich zespół. Zakład, że wystarczą maksymalnie dwie kolejki, by coś się znalazło? Taki to już zawód.
Czy Barcelona zagrał genialny mecz i sama zapracowała sobie na ćwierćfinał? Tak, jak najbardziej! To, że arbiter mógł ten mecz „zamknąć” wcześniej to inna sprawa, ale nie można podopiecznym Luisa Enrique odmówić tego, że zagrali na nieprawdopodobnym poziomie, wykorzystując wszelkie słabości beznadziejnie nijakiego PSG. I chwała im za to, bo dokonali czegoś fantastycznego. A takie historie futbol kocha.
Czy w tym sezonie arbitrzy sędziują „pod” Blaugranę? Nie. Nigdy tego nie robili, tak samo, jak nigdy nie sędziowali na korzyść Realu czy kogokolwiek innego (nie liczę tu afer korupcyjnych). Każdy z sędziów ma prawo się pomylić. Wiadomo, trzeba ich z tych błędów rozliczać. Ale oskarżanie klubów o to, że to ich zasługa jest po prostu śmieszne.
Czy ten tekst cokolwiek zmieni? Pewnie nie. Internetowe kłótnie po podobnych meczach to norma. I zawsze będą w modzie. Ale to nie znaczy, że nie mam prawa czuć się nimi znużony na tyle, by to w ten sposób wyrazić. A jeśli choć jedna osoba przed kolejnym komentarzem okraszonym słowami na „k” i „ch”, w którym wyrazi niezadowolenie z sędziowskiej kradzieży i swój stosunek do danego klubu, zastanowi się nad tym, co pisze – uznam się za człowieka spełnionego.
*nie mam pojęcia, czy takie rozwiązanie dopuszczają przepisy, tym bardziej, że Suárez wyleciałby wtedy z boiska. Ale to był ewidentny nur, mimo tego kolana, którym został zahaczony.