Jeden punkt w ostatnich dwóch meczach. Siedem straconych w tym sezonie. Do tego przegrany Superpuchar z Atlético. Znajdą się tacy, którzy już przestają ufać trenerowi. I tego kompletnie nie rozumiem.
Bycie fanem Realu Madryt ma to do siebie, że co chwila spotyka się ze zdaniem innych kibiców, którzy każdą porażkę traktują jak koniec świata, co jest nie tylko niepotrzebne, ale wręcz głupie. Porażki się zdarzały, zdarzają i będą zdarzać. W końcu zawsze się jakąś zaliczy – zapytajcie Barcelony z zeszłego sezonu. Dlatego uspokójcie się, rozsiądźcie wygodnie w fotelu i czekajcie na kolejne mecze Królewskich. Bez paniki, bo nie ma do niej powodów. Dlaczego? Cóż, pozwólcie, że zaprezentuję to w formie najbardziej przejrzystej ze wszystkich: punktami.
- Plac budowy
Julen Lopetegui w Realu pojawił się na początku lata. W teorii dość wcześnie, w praktyce wielu piłkarzy do dyspozycji miał dopiero po mistrzostwach świata (doliczcie sobie do tego jeszcze ich urlopy). W tym tak istotnych dla zespołu jak Luka Modrić czy Raphael Varane. Nowemu trenerowi, który chce to wszystko poustawiać po swojemu, utrudnia to nieco pracę. Możliwe, że znalazłby się trener, który od razu trafiłby z taktyką i jej wykonawcami, po czym Królewscy ruszyliby w zwycięski marsz. Ale to scenariusz rodem z futbolowej utopii.
Prawda jest taka, że jak na tę fazę budowy zespołu – tak, wiem, że wiele się w nim nie zmieniło, ale każdy trener chce wprowadzić swoje pomysły – Real gra nieźle. Jasne, przydarzył się cholernie zły mecz (Sevilla), ale pozostałe spotkania napawają me serce optymizmem. Podopieczni Julena grają spokojnie, ale stanowczo. Tak to można określić. Gdy trzeba – potrafią nacisnąć, a gdy wiedzą, że mogą – odpoczywają. Większość błędów to te indywidualne, nie systemowe. A im często trudno zapobiec.
- Nie ma gwiazdy
Pamiętajmy, że z klubu odszedł Cristiano Ronaldo. Jasne, Real nie był od niego uzależniony, co pokazywał w meczach, w których Portugalczyka brakowało, ale to w dużej mierze na jego barkach spoczywał ciężar zdobywania goli czy rozstrzygania najważniejszych spotkań. Teraz drużynie brak takiego lidera (co wcale nie musi być złe), bo Gareth Bale jeszcze się nim nie stał.
Słuchając wypowiedzi zawodników nie ulega wątpliwości, że odejście Ronaldo ma pozytywny wpływ na atmosferę. Ale na boisku CR naprawdę się przydawał. Lopetegui dostał dodatkowe zadanie, z którego na razie wywiązuje się całkiem dobrze – załatać lukę po genialnej jednostce grą drużynową.
- Rywale
Jeśli tracić punkty to niech to przynajmniej ma swoje uzasadnienie. I na razie tak jest. Żaden fan Królewskich nie może powiedzieć, że „ten rywal nie miał prawa z nami wygrać/zremisować”. Wszystkie te mecze, które Real musiał wygrać, faktycznie wygrał. Przegrał z Atlético w Superpucharze, co bolało, jasne, ale przesadnie nie zaskoczyło. Remis z Atleti u siebie też nie jest nowością – w ostatnich sezonach Blancos nie wygrywają na Bernabéu ani z lokalnym rywalem, ani z tym z Katalonii.
Pozostałe dwie straty punktów? Athletic i Sevilla. Oba mecze na wyjeździe. San Mamés i Ramón Sánchez Pizjuán. Ten drugi stadion to przekleństwo Realu – mecze z Sevillą na wyjeździe Królewscy właściwie mogliby oddawać walkowerem. Przegrywają tam z regularnością Sergio Ramosa zdobywającego żółte kartki. Pierwszy? Też nie należy do najłatwiejszych w Hiszpanii. Czego jak czego, ale wyjazdów do Bilbao obawiam się od dobrych kilku lat. Tam zawsze gra się trudno.
Jasne, najlepiej byłoby nie tracić punktów w ogóle. Ale to nie my, a Barcelona może zastanawiać się, jakim cudem straciła oczka z Leganes i Gironą (tak, wiem, że Real przegrywał z nimi w zeszłym sezonie).
- Tabela
Jeśli patrzeć tylko na miejsce, to mogłoby być lepiej, wiadomo. Real powinien być na szczycie, zgadzam się z narzekającymi. Ale punktowo wygląda to nieźle – Królewscy mają dokładnie tyle samo oczek co Barcelona, kilka trudnych meczów za sobą, niezły terminarz… Trudno narzekać. Tym bardziej, że to dopiero początek sezonu, a za niespełna miesiąc El Clásico. Może się okazać, że pod koniec października Real wygodnie rozsiądzie się na pierwszym miejscu. A Julen Lopetegui będzie mógł śmiać się ze wszystkich, którzy wieszczyli mu porażkę.
- Zawodnicy
Szatnia Realu to… specyficzny twór. I zwykle bardzo szybko dobiegają stamtąd głosy, że coś jest nie tak. Do tej pory nic takiego nie słyszałem (no dobra, raz, ale nie było potwierdzenia z żadnego innego źródła, więc wyrzuciłem to z pamięci) w kwestii Julena i obecnego sezonu. Gdyby Królewskich prowadził Rafa Benítez prawdopodobnie „AS” i „Marca” rozpisywałyby się o tym, jak bardzo piłkarze są niezadowoleni. A skoro nie ma takich informacji to – tak zakładam – wszystko gra.
A skoro wszystko gra w klubie, to i my nie mamy powodów do niepokoju. Logiczne, prawda?