Wielu było znakomitych zawodników. Wielkich dryblerów, jak Maradona, znakomitych strzelców, jak Pelé, obrońców, którzy byli twardzi niczym skała, jak Beckenbauer czy Maldini, i ludzi, wyznaczających zupełnie nowe granice. Chyba wiecie, o jakiej dwójce piszę w tym przypadku. Mógłbym ciągnąć te wyliczankę w nieskończoność, a i tak konkluzją byłoby to: był tylko jeden Roberto Carlos.
Uwielbiam Marcelo. Zaskakująca zmiana tematu, wiem. Zaraz ogarniecie, skąd się wzięła. Uwielbiam go, bo nigdy nie wiem, czego się po nim spodziewać. Nie rozszyfrujecie tego gościa. Raz daje wszelkie podstawy do tego, by krytycy mogli twierdzić, że jest słaby w defensywie, a innym razem nie przepuszcza ani jednego rywala. W jednym meczu kilkukrotnie dogra do partnerów na centymetry, by centrować na głowy rywali w innym. Ale w ogólnym rozrachunku jest po prostu genialnym obrońcą, który potrafi zagrać w ofensywie tak, że rywale wkręcają się w murawę, bezradnie przyglądając się jego popisom.
Ale nie jest Roberto Carlosem. Być może jest lepszy. W sumie jestem niemal pewien, że jest. Problemem jest tylko to, że przed nim w Madrycie grał inny Brazylijczyk. I wyznaczył nowe pojmowanie lewej strony defensywy. Wszyscy fani Realu musieli przewartościować swoje definicje i dopasować je do tego, co pokazywał Carlos. Uwierzcie, zrobili to chętnie.
Kiedy ktoś nagina prawa fizyki, biega od jednej linii końcowej do drugiej, na wślizgu wyciąga każdą piłkę spod nóg rywala, dośrodkowuje z najgorszej możliwej piłki na głowę lub nogę kolegi (gol Zidane’a z finału Ligi Mistrzów dowodem), a do tego jest po prostu zajebistym kolesiem, jasne jest, że stanie się ulubieńcem kibiców.
Niewielu jest za to takich, których uwielbiają fani na całym świecie, nie tylko ci, którzy zakładają koszulki w konkretnym kolorze. A Roberto Carlos się do nich zalicza.
Mylą się ci, którzy ograniczają Carlosa do jego lewej nogi. I tak, wiem, że sam dałem temu wpisowi taki tytuł, który to jawnie robi. Ale, spokojnie, już się tłumaczę, chciałem, by jak najwięcej z was otworzyło ten krótki, być może najkrótszy wpis w historii V&N (kiedyś napiszę o Carlosie na kilkanaście tysięcy znaków, obiecuję). Po co? Żebyście mogli przeczytać te słowa:
Roberto Carlosie, w czasach, kiedy wszyscy skupiają się nad siłą Twojego strzału i wielkością Twojego uda, chciałem podziękować Ci za wielkość Twej ambicji i siłę determinacji, które pozwoliły wygrywać. Tobie i Realowi Madryt.
Wszystkiego najlepszego, El Hombre Bala.