Wokół Realu Madryt dużo się ostatnio dzieje. Najpierw powróciła afera z herbem, a później okazało się, że marzenia o potrójnej koronie można odłożyć na kolejny rok. W obu kwestiach trzeba sobie kilka spraw wyjaśnić. Zapraszam.
Gdy wszyscy zaczęli chóralnie dopytywać się „Gdzie jest krzyż?”, przez chwilę zastanawiałem się, czy gram w jakiejś chorej wersji „Ukrytej kamery” lub przeżywam swoją własną, osobistą wersję „Dnia świstaka”. Okazało się, że nie. To po prostu Real zawarł nową umowę, nieco rozszerzającą zakres „działania” bez krzyża w koronie. Wciąż jednak zadawałem i zadaję sobie jedno pytanie: co z tego?
W czasach, gdy kluby co i rusz zmieniają swoje herby, przeprowadzają się z jednych obiektów na drugie, przy okazji zmieniając ich historyczne nazwy, czy to, co zrobił Real, jest aż tak strasznym przewinieniem? Dla mnie odpowiedź jest jasna. Współczesny futbol to biznes, to sprawa oczywista. Kluby muszą zarabiać. A Florentino Perez, jakkolwiek podejmuje często nietrafione decyzje sportowe, tak pod tym względem jest wręcz geniuszem.
Zresztą, wydaje mi się, że akurat prezydent Los Blancos o tradycji nie zapomina. Również w tym przypadku. „Moment, ale jak to „nie zapomina”?! Przecież dopiero co przehandlował krzyż!” możecie zakrzyknąć. Zanim to jednak zrobicie, wejdźcie na oficjalną stronę Realu, obejrzyjcie zdjęcia z meczu z Celtą Vigo. Widzicie krzyż na koszulkach? Widzicie krzyż na samej górze strony? Widzicie. Więc na co właściwie się tu oburzać? Że gdy pojedziecie do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kataru, Kuwejtu, Bahrajnu, Omanu lub Arabii Saudyjskiej, to tego zabraknie?
Od zawsze twierdziłem, że gdy przyjeżdżasz do danego kraju, powinieneś szanować jego tradycję, religię czy prawo. Oczywiście nie znaczy to, że nie możesz wyznawać własnej religii czy przestrzegać swoich tradycji, ale pamiętaj – jesteś w obcym kraju, nie u siebie. Uszanuj to. Mniej więcej tak, przynajmniej moim zdaniem, stara się teraz postępować Real. Chce skuteczniej działać na innym rynku, więc robi miły gest w stronę milionów muzułmanów, którzy tam żyją. I tylko dla nich. Dlaczego więc tak oburza to wszystkich w Europie?
Nie dawajcie nabierać się clickbaitom. Na trzech portalach, które odwiedziłem przed pisaniem tych akapitów, nie znalazła się informacja, że chodzi tu tylko o Bliski Wschód. Wszędzie „grożono” całkowitym usunięciem krzyża. Na jeszcze innym w tytule napisano, że „Real się szmaci”. Nie no, jeśli tak ma wyglądać współczesne dziennikarstwo, to ja wysiadam.
Mam w mieszkaniu koszulkę Realu. Z krzyżem w herbie. Wiele razy go całowałem i wciąż będę to robić. Jeśli muzułmanie pragną tego samego, ale bez krzyża, to czemu nie dać im takiej możliwości? To tacy sami fani jak ja. Skaczą ze szczęścia przy zwycięstwach, chowają twarz w dłoniach przy porażkach. I to jest najważniejsze. Nie to czy na ich koszulkach znajdzie się krzyż, czy go zabraknie.
*****
Skoro o porażkach mowa – środowy mecz z Celtą Vigo, mimo że zakończony wynikiem 2:2, był największą dotychczasową porażką Zidane’a w roli trenera Realu Madryt. Niestety, madryckie gazety po raz kolejny nie miały racji. Zresztą, ogłaszanie zdobycia triplete w styczniu ma mniej więcej taki sens, jak prognozowanie, kto wygra Oscara w 2020 roku. Za charakteryzację.
Na wyeliminowanie z rozgrywek złożyło się oczywiście wiele elementów – zmarnowane (świetne!) okazje na zdobycie bramek, szpital w drużynie, Danilo, słabsza forma Kiko Casilli w porównaniu do dwumeczu z Sevillą (choć przyznać trzeba, że nie miał łatwo), brak innego pomysłu na ataki w kluczowych momentach niż wrzutki w pole karne, Danilo, fatalnie rozegrane ostatnie minuty, beznadziejny (poza rzutem wolnym) Cristiano… Wspominałem już o Danilo?
Największym problemem były oczywiście kontuzje, ale mimo tego uważam, że taki klub jak Real nie powinien się nimi tłumaczyć. Nie powinni tłumaczyć go kibice, bo wśród piłkarzy i członków sztabu szkoleniowego nikt raczej tego nie robił. Wciąż potencjał zawarty w ofensywie był ogromny. Problem w tym, że – o czym pisałem już na Twitterze – Realowi brakuje zawodników, którzy w pojedynkę byliby w stanie rozstrzygać mecze.
Spójrzcie na Barcelonę. Jasne, jest tam Messi. A co gdy ma gorszy dzień? Pojawia się Iniesta, czasem znajdzie się Neymar, jeśli trzeba to i Suarez da radę. W Realu aktualnie mamy jednego gościa, który sam umie zmienić wynik spotkania. Problem w tym, że jest środkowym obrońcą i to nie powinna być jego rola. Dlatego, jeśli już mówić o tym, co poza boiskiem, to nie mówiłbym o kontuzjach, ale o jednej z nich. Bo cholernie brakuje Garetha Bale’a. Przypomnijcie sobie, co robił w końcówce poprzedniego sezonu i uświadomicie sobie dlaczego.
Ta porażka bolała wszystkich fanów Królewskich. I to bardzo. Ale liczę na to, że odbije się na zespole… pozytywnie. Przez 40 meczów z rzędu drużyna i kibice żyli w niebie. Potem przyszedł trzeci mecz z Sevillą, jeszcze później dwumecz z Celtą. Szybko z nieba trzeba było zejść na ziemię i uświadomić sobie, że rekordy to nie cel sam w sobie, a przystanek na drodze do tytułów. Jeden już z rąk wypadł. Pozostały dwa i piłkarze muszą zrozumieć, że do każdego z nich jeszcze daleka droga. Inaczej łatwo mogą zabłądzić.