Mistrzostwa Świata z 1998 roku są dla mnie szczególne, bo te pierwsze jakie z olbrzymią ciekawością oglądałem. Polaków na nich nie było, więc sympatia przelewała się na inne kadry. Codziennie rano meldowałem się na boisku pod blokiem… No dobra, “boisku” to za dużo powiedziane. W zasadzie był to sporej wielkości trawnik, gdzie jedna bramka znajdowała się pomiędzy huśtawkami i drabinkami, a druga od kępy krzywo rosnących drzew ze śliwkami do wbitego w ziemię patyka. Do obiadu wraz z kolegami rozgrywaliśmy swoje mistrzostwa. Bywałem brazylijskim Ronaldo, Davorem Šukerem, Markiem Overmarsem i innymi. Z tego okresu próbę czasu przetrwało jedynie zamiłowanie do reprezentacji Chorwacji.
Dziś we Francji Vatreni mają do dyspozycji najlepszą drużynę od czasów sukcesu w 1998 roku. I to w dodatku pomimo braku Dejana Lovrena i Alena Halilovicia. Wystarczy spojrzeć na ostatni mecz. Luka Modrić i Mario Mandžukić mają urazy? Żaden problem. Obok Nikoli Kalinicia czy Šime Vrsaljko w wyjściowym składzie pojawili się również dwaj młodzi piłkarze Marko Rog i Marko Pjaca (o których pisałem przy okazji opracowania kadry Vatreni na tej turniej), na co dzień występujący w lidze chorwackiej. Bądź co bądź przy klubach reprezentowanych przez Hiszpanów (Barcelona, Real Madryt, Atlético, Manchester United i City, Juventus…) Dinamo jest kilka półek niżej. Ba, dla nowych pereł znad Adriatyku był to pierwszy występ na tak poważnej imprezie. Trochę odstawali jakością, ale nadrabiali zaangażowaniem i brakiem strachu. Marko Pjaca jak gdyby nigdy nic próbował strzałów z przewrotki, czy wchodził w drybling przeciwko trzem rywalom. Niemal z powodzeniem, lecz faulu na nim w polu karnym Hiszpanów sędzia nie odgwizdał. To także nie była dla Vatreni przeszkoda, żeby pokonać aktualnych mistrzów Europy.
Ten mecz jest dla nas niezwykle istotny, ponieważ zadecyduje o objęciu pierwszego miejsca w grupie, co będzie miało olbrzymi wpływ na dalszą część turnieju.
Podkreślał przed spotkaniem Frabregas. Del Bosque posłał najlepszy skład jakim dysponował, tak jak w poprzednich dwóch meczach. Ante Čačić trochę kombinował, lecz wyszło na jego. Zwycięstwo Chorwatów to mała zemsta za ostatnie Euro, kiedy to La Roja wyrzuciła z ME ekipę spod czerwono-białej szachownicy. W zamian Hiszpanie muszą teraz odbyć drogę przez mękę jeśli marzą o obronie tytułu. Jedynie Ivan Rakitić będzie się musiał ostro tłumaczyć w domu przed żoną, jak żartował dla hiszpańskiej telewizji.
Tragedie uczyniły ich silniejszymi. W trakcie turnieju Darijo Srna oraz trener bramkarzy kadry Marijan Mrmić stracili swoich ojców. To niesamowicie zespoliło drużynę, stworzyło wspólnotę i rozpaliło w piłkarzach ogień. Zresztą ostatnim życzeniem ojca Srny było, aby jego syn dał z siebie wszystko dla Chorwacji na mistrzostwach. W reprezentacji od dawna nie było takiego ducha walki.
Nowy lider?
“Będziemy czekać okoliczności zadecydują czy będzie mógł zagrać czy nie” tak o możliwościach powrotu Modricia mówił selekcjoner Ante Čačić. Tymczasem pod nieobecność naczelnego architekta na lidera kadry wyrasta rozkręcający się z meczu na mecz Ivan Perišić. Nie jest postacią anonimową, lecz do największych gwiazd też się nie zalicza. Dlatego sądzę, że warto przybliżyć jaką drogę przeszedł, by zachwycać nas na Euro.
Koka czyli Kura, tak w młodości nazywali go koledzy, ponieważ pomagał ojcu na kurzej fermie. Nie przejął się tym zbytnio, a ksywka nie podążyła za nim do akademii Hajduka. Klub ze Splitu tak jak inne ekipy z Chorwacji działał wówczas według nowej strategii – wyciągać do siebie jak największą liczbę młodych i utalentowanych zawodników. Nikt nie przejmował się już zbytnio tym, co się z nimi będzie działo później. Koszty są małe, a któryś w końcu musi wypalić, prawda?
Ivan piłkarski świat poznawał od tej trudniejszej strony. Dostał ostro w kość. “Kiedy siedzę na ławce, umieram” – mawiał kiedy pomijano go przy doborze wyjściowego składu. Z drugiej strony to ukształtowało jego charakter. Sprawiło, że walczy o swoje, lub gdy to konieczne zmienia otocznie żeby tylko występować. Jeśli nie w wyśnionym Hajduku to szczęścia trzeba szukać gdzieś indziej. Tak było w 2006 roku. Po zaledwie 17-letniego chłopka władze Sochaux wysłały prywatny odrzutowiec, który zabrał go z matką i siostrą do Francji. Ivan odmówił wówczas podpisania profesjonalnego kontraktu z Hajdukiem. Później ojciec Perišicia wyznał, iż cała sytuacja była jego winą, gdyż popadł w tarapaty finansowe i prosił syna o przyjęcie oferty oraz zaopiekowanie się rodziną. W międzyczasie senior został w kraju i próbował ratować biznes. Sochaux po przepychankach porozumiało się z Chorwatami, zapłacili za Ivana 360 tys. €.
Ligue 1 Perišić nie podbił, ale Jupiler League i owszem. Zadebiutował także w reprezentacji narodowej za Slavena Bilicia. Powiedział wówczas, że “Jeśli trzeba to będzie podawał piłki podczas treningów, żeby tylko dostać szansę by grać z takimi piłkarzami jak Luka Modrić i Niko Kranjcar”.
Później zdarzało mu się jeszcze wygłaszać głośno swoje niezadowolenie z braku wystarczających występów w BVB. Zwłaszcza po transferze Marco Reusa. Jego buntownicze zapędy szybko zgasił jednak Jürgen Klopp: “Publiczne marudzenie to poziom przedszkola, a nie świata dorosłych. Jeśli zawodowy piłkarz nie gra to zaciska zęby i pracuje jeszcze ciężej, żeby trener w końcu go wybrał – nie idzie na skargę do dziennikarzy”. Chyba była to najlepsza rada i lekcja jaką Ivan mógł otrzymać i zdaje się też, że z niej skorzystał. Co prawda z Borussią się pożegnał, ale w Wolfsburgu i Interze marudą już nie był. Grał regularnie, umocnił swoją pozycję w reprezentacji i nikt nie mógł już mu zarzucić, iż za mało angażuje się w defensywie. Jest znacznie dojrzalszy, a przy tym niebezpieczniejszy pod bramką przeciwnika, co zresztą może uświadczyć na tych mistrzostwach.
Wojna domowa
Jedynymi, którzy mogą wszystko zniweczyć są sami Chorwaci. Tak jak w spotkaniu z Czechami, gdy grupka kiboli postanowiła przerwać spotkanie wrzucając race na murawę. Co zresztą doprowadziło do szarpaniny między nimi, a kibicami, którzy chcieli ich powstrzymać. Race nie pojawiły się na boisku bez powodu. To nie był czysto chuligański wybryk kilku przygłupów. Stający za tym zagorzali fani chcą by chorwacki związek piłkarski (HNS) płacił jak najwyższe kary, gdyż ich celem jest wyleczenie chorwackiego futbolu z wszelkiej patologii. Uosabia je Zdravko Mamić ze swoimi braćmi, poplecznikami i przyjaciółmi z krajowego związku. Rządzi w Dinamie (obecnie z tylnego siedzenia) i jednocześnie odpowiedzialny za wyprowadzenie z klubu części pieniędzy zarobionych na sprzedaży gwiazd (według oskarżeń to 17 mln dolarów, lecz może być tego więcej). A przy tym niemal bezkarny. W prawdzie toczy się przeciwko niemu kilka spraw w sądzie, ale kto wie czy dzięki ukradzionym milionom i wpływom się nie wywinie.
Gdzieś na początku ruchu przeciwko Mamiciowi można było sympatyzować z jego organizatorami wywodzącymi się z Bad Blue Boys, gdyż ideały były szczytne i doprowadzili oni do zawieszenia broni z ich największymi wrogami, czyli Torcidą z Hajduka Split. Nic tylko przyklasnąć. Nawet gdy wymierzyli otrze w HNS, który był niezbyt skory do działań przeciwko Mamiciowi. Mało tego, jego działacze czynnie pomagali Zdravko w zatajaniu prawdy. Federacja umorzyła między innymi śledztwo w sprawie pamiętnej porażki Dinama 1:7 z Olympique Lyon w Lidze Mistrzów. Też chcieliśmy w pewnym momencie rozbić beton PZPN-u i zaorać, co przejawiało się chociażby odśpiewywaniem na meczach Biało-Czerwonych hymnu “na cześć” polskiego związku.
Ruch kibicowski przekroczył jednak granicę, gdy sięgnęli po faszystowskie symbole i okrzyki. Gdy od wywijania ich mieczem rany musiała leczyć i reprezentacja kraju, a Chorwaci musieli się wstydzić. To sabotaż i zamach na dobro narodowe! Równie dobrze mogliby zagrozić wysadzeniem w powietrze Dubrownika. Czy zmieniłoby to cokolwiek w świecie piłki? Z pewnością nie. Rośnie za to rzesza ich przeciwników, na trybunach nie ma jedności, a i zwolennicy Mamicia dostają do ręki oręż: “To oszołomy, nie warto ich słuchać”.
To trudne, by znaleźć właściwe słowa. Przykro mi, że istnieją kibice, na nazwanie których nie mogę znaleźć właściwego określenia – takiego dozwolonego w telewizji.
Komentował Ivan Rakitić dodając przeprosiny za ich zachowanie. Pozostaje mieć nadzieję, że to był ostatni taki incydent na mistrzostwach. Gdyż powtórka oznaczałoby zadeptywanie marzeń niesamowicie uzdolnionego, nowego pokolenia piłkarzy oraz reszty Chorwatów. Jeśli mają odpaść to przegrywając czysto piłkarsko, na placu gry, a nie przez dym na trybunach.
Oczywiście silna Chorwacja to nie najlepsza wiadomość dla nas. Może zdarzyć się przecież i tak, że spotkamy się z nimi w ćwierćfinale. Ale krok po korku, najpierw przed nami misja “Szwajcaria”, a o dalsze mecze będziemy martwić się później. Życzę Vatreni wszystkiego najlepszego, przynajmniej do meczu z Polską.