W chwili pisania tego artykułu (22.03.15) cała piłkarska Hiszpania, jak i Europa żyje Klasykiem. W dziesiątkach gazet dyskusje wywołuje pojedynek dwóch śmiercionośnych tercetów BBC i MSN, walka trenerów Ancelottiego i Enrique oraz sam fakt ważności meczu dla pozostałej części sezonu. Skupmy się na posadzie trenera Realu Madryt.
Z jednej strony Florentino Perez apeluje o wsparcie dla Carletto oraz jego podopiecznych i zarzeka się, iż wynik Gran Derbi nie wpłynie na stabilność posady Włocha. Patrząc jednak z drugiej strony da się słyszeć pogłoski mówiące, że ewentualna klęska na Camp Nou mogłaby skłonić Pereza do zwolnienia Ancelottiego i powierzenia drużyny do końca sezonu 14/15 jego asystentowi, Fernando Hierro [tekst został napisany przed El Clásico – przyp. red.]. W nowej kampanii opiekę nad Królewskimi przejąłby natomiast Zinedine Zidane. Taką obietnicę miał dostać od Pereza były as Les Bleus. Ponoć to właśnie dlatego Zizou odrzucił dwie poważne oferty z Ligue 1. Nasuwa się więc pytanie czy Zidane jest już teraz gotowy do objęcia, jak niektórzy mówią, najtrudniejszej posady trenerskiej na świecie?
Tak, bo jest legendą klubu. Zizou to idol madridistas i zawsze będzie miał większy kredyt zaufania, niż człowiek z zewnątrz, nawet z taką marką jak Carlo Ancelotti. Kibice Realu Madryt oczywiście nie są głupi i doceniają ogromne sukcesy Włocha na arenie międzynarodowej i krajowej w tak wielkich klubach jak Chelsea, Milan czy PSG. Marzy im się jednak ich własny Pep Guardiola, były piłkarz znający klub od podszewki i wiedzący co to znaczy grać w koszulce z herbem Madrytu. Nikt nie zabierze Carletto wywalczonej La Décimy, jednak w największym klubie na świecie trzeba wygrywać wszystko i takie czarne serie, jak ta na początku roku 2015, zawsze osłabią pozycję trenera pierwszej drużyny.
Tak, bo jest świetnym motywatorem. Zidane będąc asystentem w pierwszym zespole, a wcześniej dyrektorem sportowym dostał zadanie przede wszystkim uczyć się od doświadczonego Włocha i podpatrywać, by być w przyszłości gotowym do zajęcia jego miejsca. Tajemnicą Poliszynela jest jednak, że oprócz tych najbardziej logicznych wytycznych miał też zająć się Karimem Benzemą i nadzieją klubu, Jesé Rodríguezem. W owym czasie na młodego Francuza spadła fala krytyki za brak skuteczności. Wielu podważało również jego umiejętności i zaangażowanie. Kibice mieli wątpliwości czy słusznie zrobiono pozbywając się Gonzalo Higuaina, a zostawiając byłego snajpera Olympique Lyon. Młody Jesé natomiast dopiero co dołączył do pierwszej drużyny po wspaniałym sezonie w Castilli (22 bramki i tytuł drugiego najlepszego strzelca Liga Adelante) i został okrzyknięty nowym Raúlem. Niewątpliwie jego sukces był warty uwagi, lecz porównania do słynnego „El Siete” są zdecydowanie na wyrost i mogły zaszkodzić Kanaryjczykowi. Zidane wziął pod swoje skrzydła dwóch obu piłkarzy i niczym ojciec swoich synów zadbał, by nie stała się im krzywda. Dodatkowe treningi strzeleckie, długie rozmowy, umiejętne zdejmowanie presji, ale także, jeśli trzeba było, zasłużona krytyka sprawiły, że potem Zizou mógł słuchać samych komplementów od swoich podopiecznych, którzy nie kryli wdzięczności.
Tak, bo ma cojones. Główny zarzut wobec Carlo Ancelottiego to zbyt miękkie traktowanie swoich gwiazd. Ponoć jest zbyt łagodny, z czym się nie kryje, jednak na swoje usprawiedliwienie mówi: „Łagodna ręka pomogła mi zdobyć La Decime”. Kibice martwią się jednak, że pomimo wyraźnej obniżki formy BBC Włoch jakby bałby się posadzić jednego z nich na ławce. Trener Realu powinien być bezkompromisowy i nie patrzeć na nazwisko czy karierę zawodnika. Zidane mimo swojego, na pozór spokojnego charakteru jest niewątpliwie kimś, kto nie zawahałby zostawić na ławce, np. samego Cristiano Ronaldo. Patrzyłby przede wszystkim na drużynę i to, czy owy zawodnik jest w stanie jej pomóc, czy nie. Niedawno „ośmielił się” posadzić dwie największe gwiazdy Castilli: Álvaro Medrána i Martina Ødegaarda. Choć to tylko trzeci poziom rozgrywkowy można w tym dostrzec próbkę jego charakteru.
Jednak jak zawsze pojawiają się też argumenty „przeciw”. W tym przypadku jest to oczywiście doświadczenie, a właściwie jego brak, bo czy prowadzenie zespołu drugiej drużyny Realu Madryt w Segunda División B przeciwko takim „tuzom” jak Sestao River, Fuenlabrada czy Conquense ma przygotować Zizou do walki na trzech frontach w elitarnej Champions League, La Liga i Copa del Rey, w których będzie trzeba mierzyć się ze znacznie lepszymi drużynami? Może warto pozwolić Francuzowi „trzaskać się w lidze francuskiej, a dopiero potem dać mu możliwość powrotu? Ktoś powie „Guardiola nie potrzebował takiej drogi, wystarczyła mu praca w Barcelonie B i doświadczenie z własnej kariery”. Racja, tyle że wtedy w Barcelonie nie było Ancelottiego, jednego z niewielu trenerów, który jest w stanie ogarnąć kryzys w klubie tak wielkim jak Realu Madryt. Barca postawiła wtedy wszystko na jedną kartę, udało się im, ale przecież nie ma pewności, iż historia powtórzyłaby się w drużynie Królewskich.
Zidane jest moim wielkim idolem i bardzo chciałbym zobaczyć go na ławce Realu, jednak tak jak wspominałem to najgorętszy stołek trenerski i bardzo łatwo z niego wypaść. Przestrogą niech będzie przypadek Alana Shearera, który osłabił swoją legendę, kiedy będąc trenerem Newcastle nie uratował ich przed spadkiem do drugiej ligi. Jednak Sroki to nie Królewscy i wierzę, że władze Blancos wiedzą najlepiej co będzie dobre i dla Ancelottiego i Zidane’a ale przede wszystkim, dla samego Realu.