Czy Real Madryt przeliczył się wybierając stadion Alfredo Di Stefano do zakończenia sezonu? Los Blancos mogą stracić wpływy z biletów, tymczasem Duma Katalonii może stracić znacznie więcej. Dziś głównie wieści z obozów odwiecznych przeciwników.
Realny błąd z realnymi konsekwencjami
Jak już wiemy Królewscy oficjalnie zgłosili władzom ligi, że pozostałe mecze sezonu rozegrają na niewielkim Estadio Alfredo Di Stefano. Nic w tym dziwnego. Przecież mniejszy stadion to mniejsze koszta utrzymania, szczególnie że dzięki tej zmianie pełna parą ruszyła modernizacja na Bernabeu, które z kolei ma szansę być gotowe na przyjęcie kibiców dużo szybciej niż pierwotnie zakładano. Do tego doszło zamknięcie trybun dla kibiców w związku z pandemią. Javier Tebas prognozował, że fani mogą na stadionach pojawić się dopiero w 2021 roku. Do tej pory wszystko się zgadza poza jednym. Rząd rozważa wpuszczenie kibiców na stadiony już w lipcu, czyli jeszcze w obecnym sezonie, który zostanie wznowiony jutro. Wprawdzie LaLiga rozważa 30% obłożenia trybun dopiero od września i ewentualne zwiększenie do 50% w listopadzie jednak głosy z hiszpańskiego ministerstwa zdrowia zdają się zapowiadać lipiec jako termin stopniowego powrotu dopingu. W takim przypadku Królewscy, wydaje się byliby mocno poszkodowani, gdyż 30% krzesełek obiektu z Valdebebas ma się nijak do adekwatnej liczby miejsc stadionu z Madrytu.
Fans could be allowed into #LaLiga games this season, with the possibility of 30% attendance next month. That would mean around 30,000 fans at Camp Nou, but only 2,000 for Real Madrid in their home games at the Alfredo Di Stéfano…https://t.co/01MazhVeqU
— Midfielders Blog (@MidfieldersBlog) June 10, 2020
Pomocna ręka zza miedzy
W obecnej sytuacji Los Blancos, gdy trybuny i murawa na Bernabeu nie dają możliwości na goszczenie spotkań z kibicami, pomocną rękę wyciąga przeciwnik zza miedzy. Prezes Atletico Madryt oświadczył “Pozwolilibyśmy Madrytowi na użycie Wanda (Metropolitano) – nikt nie powinien mieć co do tego wątpliwości.” “Jeśli w końcowych etapach sezonu, będziemy mogli grać z fanami, jesteśmy do dyspozycji Madrytu jeśli chcą grac na naszym stadionie.”
Nie po raz pierwszy Real Madryt miałby możliwość rozegrania meczu jako gospodarz na obiekcie Atletico. Wprawdzie miało to miejsce jeszcze na pamiętnym Vicente Calderon ale m.in. w sezonie ’96-’97 wygrali tam z Celtą Vigo 2-0.
Jeśli Real skorzystałby z gościnności Los Rojiblancos, byłby to piękny gest klarownie wskazujący na brak podziałów poza murawą i realny fair play przeciwników.
Atletico ready to let Real Madrid finish season at Wanda Metropolitano https://t.co/JOzT2K0SwS
— SPORT English (@Sport_EN) June 10, 2020
Kolejny piłkarz łamie przepisy
Nelson Semedo został rozpoznany na zdjęciu z imprezy urodzinowej u znajomego tatuażysty. Nie byłoby pewnie w tym nic złego, gdyby nie fakt, że po pierwsze protokół przywracania rozgrywek zobowiązuje do utrzymania piłkarzy w sporej samodyscyplinie aby uniknąć ewentualnego rozprzestrzeniania się wirusa na treningach czy meczach. Po drugie na przyjęciu nikt nie stosował się do żadnych obowiązujących jeszcze w Hiszpanii zasad związanych z sytuacją epidemii. W Barcelonie nadal obowiązują całkiem spore restrykcje związane z epidemią, a Portugalczyk nie zastosował się ani do zaleceń klubu, ani do protokołu przywrócenia ligi. Co więcej wygląda na to, że zostało również złamane rządowe nakazy dotyczące wzajemnych odległości pomiędzy poszczególnymi osobami jak i przekroczono dopuszczalną liczbę zgromadzonych osób. Na razie nie wiadomo czy i ewentualnie jak zostanie ukarany Portugalczyk. W podobnych sytuacjach jak na razie kilku piłkarzom podobne wybryki uszły płazem, jednak w końcu LaLiga zdecyduje ukarać kogoś choćby dla przykładu.
? ÚLTIMA HORA
⚠ Nelson Semedo se saltó este lunes el protocolo de desescalada del coronavirus https://t.co/zcx68hHE6E— Diario AS (@diarioas) June 10, 2020
Czarne chmury nad Bartomeu
Wiele osób z niecierpliwością oczekuje publikacji wyniku zakończonego audytu w Dumie Katalonii dotyczącego tzw. Barcagate. Afera ta miała związek z kontami internetowymi, z których przypuszczano ataki na przeciwników obecnego prezydenta klubu oraz najpopularniejszych piłkarzy klubu, którzy również niejednokrotnie byli w opozycji do Bartomeu.
Jak się okazało konta były połączone z zewnętrzną fimrą opłacona z kont klubu. Mowa o sumie blisko miliona euro, którą sprytnie rozbito na mniejsze kwoty aby uniknąć szybkiego zidentyfikowania. Cała sprawa jednak wyszła na jaw i mocno zachwiała wizerunkiem klubu i obecnym zarządem, z którego odeszło kilka kluczowych postaci.
Bartomeu z kolei usiłuje utrzymać się za sterem i nie zamierza podawać się do dymisji przed upływem kadencji w przyszłym roku. Zawieszono w obowiązkach Noelię Romero, osobę odpowiedzialną za nadzorowanie i ostrzeganie zarządu o ewentualnych naruszeniach zasad przez dyrektorów i pracowników klubu. Jak oświadczyła, nie rozumie decyzji podjętej przez Barcelonę. Złośliwi twierdzą, że Bartomeu stara się ze wszystkich sił zatrzeć wszelkie łączące go z aferą ślady bo jak twierdzą media wyniki audytu są już znane zarządowi. Do tego dochodzi czerwiec, w którym należy dopiąć finansowy bilans Klub musi sprzedać piłkarzy na kwotę minimum 70 euro, a straty przez pandemię sięgną ponad 150 milionów. Wygląda na to więc że nadchodzące okno transferowe może być dla finansów Barcelony straszną męczarnią. Ogólne straty klubu mogą przewyższyć 211 mln, które klub zarobił w trakcie jego kadencji. Przyszłość sternika Blaugrany maluje się w szarych kolorach.
#LoMásVisto 'El Barcelona, en jaque: el sospechoso 'despido' de Bartomeu', por @Luis_F_Rojo https://t.co/daFP4d9Cyz
— MARCA (@marca) June 9, 2020