W chwili, gdy pół Sewilli zameldowało się w Warszawie, my zaglądamy do stalicy Andaluzji. Już dziś, na murawie Stadionu Narodowego, Palangana zmierzy się z Dnipro, w walce o puchar Ligi Europy. Dla piłkarzy Unaia Emery’ego to nie tylko mecz na wagę obrony trofeum. Jeśli Sevilla zwycięży będzie to dla niej czwarty – rekordowy – triumf w tych rozgrywkach. To nie będzie zwykła zapowiedź. Poprosiliśmy trzech dziennikarzy z Sewilli, by przybliżyli nam warszawski finał z perspektywy stolicy Andaluzji. Specjalnie dla ¡Olé! opowiedzą oni o oczekiwaniach, obawach i emocjach, jakie towarzyszą europejskiej nocy, która rozegra się w Polsce.
„Chcemy żeby Sevilla sięgnęła po czwarty tytuł. Nie potrzebujemy do tego presji, potrzebujemy tylko motywacji”, stwierdził na konferencji prasowej Unai Emery. Czy tej motywacji mogłoby zabraknąć? O co zagra dziś wieczorem Sevilla, jakie oczekiwania towarzyszą kibicom i które z nich jest najważniejsze. O tym wszystkim opowiada nam Miguel Ángel Morán, korespondent MARCA Sevilla:
Sevilla ma za sobą najlepszy sezon ligowy w historii. W letnim okienku transferowym skład został niemal całkowicie przebudowany. Sprzedano jednych z najlepszych zawodników drużyny, jak Ivan Rakitić, Frederico Fazio czy Alberto Moreno. Jednak andaluzyjski klub udowodnił, że może polegać na stabilnej strukturze i sekretariacie technicznym, który jest w stanie stawić czoła każdemu wyzwaniu i potrafi znaleźć na rynku transferowym odpowiednie rozwiązania.
Jedynym celem, którego drużynie Unaia Emery’ego nie udało się osiągnąć było zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów z czwartego miejsca w tabeli. Mimo to już dziś, w Warszawie, Sevilla otrzyma drugą szansę. Jeśli andaluzyjska ekipa zdoła pokonać ukraiński Dnipro Dniepropietrowsk nie tylko sięgnie po puchar Ligi Europy, stając się klubem, który zdobył go najwięcej razy w historii turnieju. Równie ważny jest fakt, że wygrywając to trofeum Sevilla automatycznie wskoczy do fazy grupowej najbardziej prestiżowego turnieju klubowego na świecie.
Drużyna zachowuje spokój i rozwagę, choć nie ulega wątpliwości, że to Sevilla jest faworytem finału. Emery, nie chcąc żadnego rozluźnienia w szeregach ekipy, zadecydował o zgrupowaniu w Marbelli przez sobotnim spotkaniem z Málagą, w lidze. Wczoraj drużyna przyleciała do Polski, a jej jedynym celem jest zwycięstwo. Ten sezon był w jej wykonaniu nadspodziewanie udany – jeden z najlepszych w historii. Teraz może się on stać historyczną kampanią, która sprawi, że Sevilla powróci, z wszelkimi honorami, do elity europejskiego futbolu. Wszystko w rękach drużyny.
Wszyscy sevillistas liczą, że przyjdzie im dziś świętować w stolicy Polski. Nie można jednak zapomnieć, że na drodze do pucharu stoi jedna, drobna przeszkoda – Dnipro, które jak dotąd zmiotło wszystkich na swojej ścieżce. Czy Sevilla jest gotowa na starcie z Ukraińcami? Jak drużyna czuje się w roli faworyta finału? I przede wszystkim: co oznacza ten turniej dla ekipy z Andaluzji i dlaczego jest tak bliski jej sercu. Te kwestie przybliża naszym czytelnikom Eduardo Florido del Coral, dziennikarz Diario de Sevilla:
Sevillę i Puchar UEFA, znany teraz jako Liga Europy, łączy niepowtarzalna historia. Zdobywca trofeów z 2006 i 2007 roku – za złotych czasów wielkiej Sevilli Juande Ramosa, – triumfator z 2014 roku, osiem lat po wywalczeniu pierwszego trofeum aspiruje do powtórzenia tego wyczynu. Stawka jest wysoka, jak nigdy wcześniej: bezpośredni awans do Ligi Mistrzów. Jednak to nie wszystko – Sevilla może przejść do historii, zostając jedyną europejską drużyną, która sięgnęła po Ligę Europy czterokrotnie, pokonując tym samym takich potentatów futbolu jak Inter, Liverpool czy Juventus.
Sevilla kocha Ligę Europy. Sam Unai Emery zamanifestował publicznie tę miłość, która dotknęła go od pierwszej chwili, gdy przybył do stolicy Andaluzji. Podczas UEFA Open Media Day przekazał taką, niezwykle emocjonalną, wiadomość: „Liga Europy należy do wszystkich sevillistas. Kibice Sevilli przeżywają Puchar UEFA jako coś niezwykłego, nie ma innej drużyny, która traktowałaby ten turniej z takim entuzjazmem, jaki my – tutaj – odczuwamy. Nikt tak bardzo jej nie kocha, i tak bardzo nie pragnie”. Z tego powodu Sevilla, całe sevillismo, jest teraz podniecone i podenerwowane, jak zakochany chłopak, który czeka na kolejny dowód miłości i boi się, że jego pasja może nie zostać odwzajemniona.
Cały sztab stara się odsunąć jak najdalej ciężar związany z rolą faworyta. Pokora, szacunek, ambicja i, nade wszystko, respekt względem rywala – Dnipro, którego nikt nie spodziewał się zobaczyć w Warszawie. Zarówno trener, jak i zawodnicy Dnipro są tego świadomi: nikt nie stawiał na niezłomną pracowitość ukraińskiej drużyny. Nikt nie doceniał tytanicznej pracy Myrona Markiewicza. Wszyscy, na każdym etapie tych rozgrywek, w każdym losowaniu, chcieli trafić na Dnipro. A tymczasem, krok po kroku, niczym wilk w owczej skórze, ukraińska drużyna eliminowała rywala za rywalem – każdy z nich był a priori silniejszy – i zmierzała do finału w Polsce. Teraz Dnipro ma zamiar zniszczyć miłosną historię Sevilli i jej pucharu.
W Nervión przestudiowano na wszystkie strony silne i słabe punkty rywala. Sztab techniczny zdaje sobie sprawę, że będzie to trudny mecz. Być może najtrudniejszy ze wszystkich, po tym, jak Sevilla przebyła drogę do Warszawy z taką łatwością, jakby była ona usłana różami. Z rąk Andaluzyjczyków poległy wielkie ekipy ligi niemieckiej, hiszpańskiej i włoskiej. No i mistrz Rosji. Borussia Moenchengladbach, Villarreal, Zenit Sankt Petersburg i Fiorentina – Sevilla pozostawiła ich za sobą w drodze po czwarty puchar. Jednak w przeciwieństwie do drogi do Turynu, która wymagała remontady, dogrywki i karnych w starciu z Betisem, kolejnej remontady z Porto i gola-cudu M’Bii z Valencią, tym razem wszystko szło jak z płatka. Siedem zwycięstw i jeden remis – od 1/16 do półfinałów, tak zarysowała się zwycięska trajektoria Sevilli.
Jednak Dnipro nauczyło się cierpieć, na swojej nieoczekiwanej drodze ku chwale. Oczywiście, faworytem jest Sevilla. Ale w Sevilli nie znają słowa „faworyt”. Znają za to „determinację”, „pracę” i „szacunek”. Taką ścieżkę wybrała Palangana by ponownie napisać swoje wyznanie miłości do Ligi Europy.
Grzegorz Krychowiak, w klubowej stacji SFC TV, nagrał specjalny apel, w którym prosi swoich rodaków by „nie zmieniali barw” i na mecz na Stadionie Narodowym znów przyszli ubrani w biel i czerwień, wspierając Sevillę. Sami Sevillistas,grający finał w roli gości, wyjdą na murawę w jednolicie czerwonych strojach. Nie zdziwcie się, jeśli wydadzą się wam znajome. Może nawet rozpoznacie komplet numerów, które znajdą się na plecach zawodników Palangany. Stroje, w których Sevilla rozegra finał na Stadionie Narodowym, zostały zaprojektowane w hołdzie reprezentacji Polski z mundialu w 1974 roku.
Sevilla przybywa do Warszawy z takim samym entuzjazmem i nadzieją, z jakimi jechała by rozegrać swój pierwszy europejski finał. Sevillistas jadą do Polski z tą samą radością, z tym samym uśmiechem, które przed dziesięciu laty towarzyszyły im w drodze do Holandii.
Unai Emery przekazał swoim zawodnikom ducha walki, o którym w każdym meczu śpiewają kibice, w słowach hymnu Sevilli: „mówią, że nie poddaje się nigdy”. Piłkarze baskijskiego trenera nie zwykli się poddawać. Po prostu wychodzą na boisko i… grają. W ten sposób, nie zważając na to kto jest faworytem danego spotkania, Sevilla co mecz walczy o każdą piłkę. I walczy o nią jakby było to ostatnie zagranie, od pierwszej minuty do końcowego gwizdka arbitra. Siła Sevilli leży w jej odwadze i charakterze, to drużyna, która swojemu przeciwnikowi nie oddaje niczego za darmo, która świetnie rozkłada siły w trakcie meczu i gra z odpowiednią intensywnością – właśnie taką, jaka jest potrzeba w danym momencie.
To charakter i entuzjazm Sevilli sprawiły, że na przestrzeni ostatniej dekady podbiła ona stadiony i serca w całej Europie. Trzy finały. Trzy zwycięskie finały. Czas na czwarty.
Mamy nadzieję, że już dziś, w Warszawie, będziemy mogli usłyszeć ten hymn. ¡Vamos, mi Sevilla!