Swoimi opiniami i błyskotliwymi spostrzeżeniami zrewolucjonizował rolę analityka futbolowego. Teraz miał łatwo, szybko i przyjemnie przenieść swoje wizje w praktykę i podbić trenerski świat. Jednak póki co, delikatnie mówiąc, Gary Neville zawodzi w Valencii i jest już nawet nazywany najgorszym szkoleniowcem w historii klubu.
W grudniu jak grom z jasnego nieba na sympatyków futbolu spadła informacja, że to były wybitny piłkarz został nowym głównodowodzącym Nietoperzy. Tym samym dołączył do swojego brata Phila, który już wcześniej był asystentem w hiszpańskiej drużynie. News jest jednak mniej sensacyjny, gdy spojrzymy na postać właściciela Valencii z Singapuru – Petera Lima, dobrze znającego Neville’a, gdyż od dawna prowadzi z nim wspólne interesy.
Były gracz Manchesteru United zaczął jednak swoją trenerską karierę co najmniej źle – jego podopieczni nie wygrali żadnego z ośmiu ligowych spotkań. Obecnie ekipa Los Ches ma tylko pięć punktów przewagi nad strefą spadkową, a w polu pokonały ją takie potęgi jak Sporting Gijon czy Real Sociedad. “Czy wygranie dwóch meczów czyni mnie świetnym trenerem? Nie, będę miał po prostu sześć punktów więcej. Podobnie jeśli przegram dwa mecze, to nie znaczy, że jestem słabym szkoleniowcem” – tłumaczył Anglik w wywiadzie dla The Telegraph. W myśl tej zasady wspierali go kibice. I to mimo licznych nerwowych ruchów niedoświadczonego trenera, takich jak ciągłe korekty taktyczne czy zmiana kapitana. Całe swoje niezadowolenie względem wyników sympatycy walenckiej drużyny koncentrowali bowiem na piłkarzach. Zaufanie do umiejętności szkoleniowych Neville’a uleciało jednak po środowej klęsce z Barceloną.
Koszmar na Camp Nou
0-7 to wynik wstydliwy, kompromitujący oraz haniebny i to bez względu na to, że Valencia mierzyła się z prawdopodobnie jedną z najlepszych drużyn w historii futbolu. Wystarczy wspomnieć, że jedynym momentem, kiedy zespół Nietoperzy zasłużył na brawa kibiców zgromadzonych na Camp Nou, było wejście Denisa Czeryszewa – współwinnego usunięcia Realu Madryt z Pucharu Króla. “To było jedno z najbardziej bolesnych doświadczeń w moim życiu. Nasi fani na to nie zasłużyli” – mówiła na pomeczowej konferencji legenda Czerwonych Diabłów. Na tym samym spotkaniu z mediami trzech dziennikarzy zapytało go, czy poda się do dymisji. Odpowiedź brzmiała “nie”.
Cierpliwość skończyła się już nie tylko żurnalistom, ale również sympatykom walenckiej ekipy, którzy w liczbie ponad 300 czekali na lotnisku na powrót swoich ulubieńców ze stolicy Katalonii. Żądali głowy Neville’a, a zawodników zwyzywali od “najemników”. O desperacji kibiców może świadczyć fakt, że była to… 2:30 w nocy. Fatalna postawa Los Ches spotkała się z krytyką także ze strony legend Valencii, Davida Albedy, Rubena Brajy i Santiago Canizaresa. Były bramkarz Nietoperzy opublikował swoje przemyślenia na profilu społecznościowym: “Czekam na rezygnację i przeprosiny Neville’a. Nie przypominam sobie gorszego meczu w wykonaniu Valencii”. Według medialnych doniesień nie próżnują także włodarze klubu, którzy ponoć już kontaktowali się z Rafą Benitezem. Wśród potencjalnych następców Anglika wymienia się także Manuela Pellegriniego, Quique Sancheza Floresa czy nawet Jose Mourinho.
Ultimatum dla Gary'ego Neville'a: w niedzielę z Benito Villamarín ma przywieźć chociaż punkt i zagrać dobry mecz. Dość cierpliwości.
— Dominik Piechota (@dominikpiechota) February 5, 2016
Neville wydaje się tym jednak nie przejmować i jest pewny swojej pozycji w klubie. Wraz ze sztabem szkoleniowym są przekonani, że wykonują dobrą robotę. Jego zdaniem na stworzenie swojego zespołu szkoleniowiec potrzebuje 2,5 roku. – Średnio trenerzy są zwalniani po 13 miesiącach, a to za mało czasu by wprowadzić swoje idee. Możesz w tym czasie dokonać korekt, ale nie stworzysz swojej drużyny w ciągu jednego czy dwóch okienek transferowych – powiedział były zawodnik Manchesteru United. Valencii wyniki potrzebne są jednak już teraz – jeszcze niedawno Nietoperze walczyły w Champions League (odpadły po ostatnim meczu fazy grupowej z Lyonem, w którym prowadził je właśnie Anglik), teraz jedynym realnym celem jest spokojne utrzymanie w La Liga.
Bolesne wyjście ze strefy komfortu
Neville, podejmując pracę w Valencii, zrezygnował ze swojej „strefy komfortu”. Do tej pory sprawdził się praktycznie we wszystkich rolach, jakie pełnił – znakomity piłkarz, zdolny biznesman, zaradny właściciel klubu, świetny telewizyjny ekspert, przenikliwy felietonista The Telegraph i uznany asystent w angielskiej kadrze. Mimo to zdecydował się podjąć kolejne wyzwanie. “To jest ryzyko. Ale większym ryzykiem byłby żal za 20 lat, że nie wykorzystałem szansy i nie przyjąłem tej oferty” – wyjaśnił swoją decyzję Gary.
Na swoje nieszczęście Neville nie trafił do ułożonej drużyny czy też samograja. O ile na początku Peter Lim dowodził Los Ches z dużym rozmachem i nie szczędził grubych milionów na inwestycje, tak teraz musiał zakręcić kurek z powodu ograniczeń Financial Fair Play. Dlatego też zimą klub sprowadził tylko dwóch piłkarzy i to na zasadzie wypożyczenia. Do tego dochodzi zespół rozbity wewnętrznie przez autorytarne rządy Nuno i olbrzymie wpływy superagenta Jorge Mendesa, który sprowadził na Estadio Mestalla głównie swoich klientów. Anglik, zamiast trafić do raju, trafił na zgniłe jabłko. “Cokolwiek się wydarzy w ciągu następnych pięciu miesięcy, ludzie będą chcieli nazwać to porażką albo sukcesem. Ja nazwę to nauką i zdobywaniem doświadczenia” – powiedział asystent Roya Hodgsona. Oby wyciągnął z tej przygody owocną lekcję, bo póki co jego szkoleniowej kariery sukcesem nazwać z pewnością nie można. Co bardziej złośliwi już zastanawiają się czy może jeszcze wrócić na stanowisko telewizyjnego eksperta i krytykować innych szkoleniowców. Jak ma to robić, skoro sam nie potrafi wprowadzić swoich pomysłów oraz doświadczeń do prawdziwej piłki?
Wydaje się, że praca Anglika zakończy się sromotną klęską szybciej niż misja Moyesa w Realu Sociedad. Neville zapowiadał, że na pewno za pół roku nie przejmie ani reprezentacji Anglii ani Manchesteru United. Teraz nikt chyba nie ma wątpliwości dlaczego. Póki co Sky is the limit.
“Wierzę w sukces. Nie możesz zaplanować porażki”