Sytuacja Jamesa Rodrigueza od wielu tygodni jest gorącym tematem w sportowych mediach. Przyszłość Kolumbijczyka jest jedną wielką niewiadomą – jeszcze do niedawna wydawało się, że pomocnikowi jest bliżej do tego, by zostać w Bayernie niż wrócić do Madrytu, jednak na ten moment wcale nie jest to pewne. Niepokorny James (a przynajmniej tak kreowana jest jego postać w mediach) zdaje się mieć problem przede wszystkim z trenerem Niko Kovačem, z którego decyzjami często wyraźnie się nie zgadza i ostentacyjnie to okazuje. Czy przygoda pomocnika z niemiecką Bundesligą chyli się ku końcowi?
Pomysł na gwiazdę
Rewelacyjne występy na Mistrzostwach Świata w Brazylii otworzyły Rodriguezowi drzwi na piłkarskie salony. Kolumbijczyk szybko stał się najbardziej pożądanym na tamten moment piłkarzem w Europie – wybrał Real Madryt. Bez problemu, niemal od razu, odnalazł się w Hiszpanii i zyskał zaufanie ówczesnego szkoleniowca Los Blancos, Carlo Ancelottiego. W swoim debiutanckim sezonie James rozegrał 46 meczów, a 43 z nich to spotkania, w których znajdował się w wyjściowej jedenastce. Kreatywny pomocnik opuścił zaledwie 11 meczów w całej kampanii, czego powodem była kontuzja. Spędził na murawie 85,1 procent możliwego czasu i bez wątpienia był jedną z największych gwiazd w drużynie. Aż do chwili, gdy madryckie stery objął Zinedine Zidane.
Trudno wskazać, co poszło nie tak. James nie otrzymał kredytu zaufania od francuskiego szkoleniowca; choć zawodnik cieszył się praktycznie nieustannym zdrowiem, to przebywał na boisku przez zaledwie 43,3 procent możliwego czasu. Aż 20 piłkarzy Realu mogło pochwalić się lepszymi statystykami minut spędzonych na boisku. Za plecami Jamesa znalazło się jedynie czterech piłkarzy: Danilo, Mariano Díaz, Fábio Coentrão oraz Ruben Yanez. Podobnie sytuacja reprezentanta Kolumbii miała się podczas krótkiej kadencji Rafy Beniteza – wówczas procent jego czasu na boisku wyniósł jedynie 31,8, lecz w tym przypadku sporą rolę odegrały też kontuzje.
Zarówno w czasach, gdy Real był prowadzony przez Beniteza, jak i wtedy, gdy funkcję szkoleniowca pełnił Zidane, w mediach spekulowano o wątpliwej poprawności relacji Jamesa z trenerami. Dziennikarze niejednokrotnie informowali o niesportowym trybie życia prowadzonym przez Rodrigueza, ale informacje te nigdy nie zostały w żaden sposób potwierdzone, choć według mediów to właśnie to miało być punktem zapalnym w relacjach z Zidane’em. Być może wybory Francuza były jednak podyktowane wyborem określonej taktyki, do której James, mimo swojej wysokiej klasy, po prostu nie pasował.
Nie do końca wierzę, że chodziło o konflikt z Zizou. Francuz po prostu w ważnych momentach wolał postawić na pracę na całej długości boiska, także w defensywie, a to gwarantowali mu Marco Asensio i Lucas Vázquez. Dyskusja nad wyższością piłkarskich umiejętności Jamesa nad tym drugim z Hiszpanów nie ma większego sensu, jednak ważne było poświęcenie się dla drużyny. Z tego też powodu status Jamesa w pewnym momencie nie był taki, jakiego oczekiwałby Kolumbijczyk – mówi Maciej Leszczyński, redaktor portalu RealMadryt.pl.
Rzadkie występy zdecydowanie nie satysfakcjonowały pomocnika. Wkrótce stało się jednak jasne, że jeśli James chce grać, musi znaleźć sobie nowy klub. Trenerzy, z jakimi spotkał się w Realu – wyłączając Ancelottiego – zdawali się po prostu nie mieć pomysłu na to, jak wykorzystać potencjał kreatywnego piłkarza.
Dobre złego początki
Wypożyczenie Jamesa Rodrigueza przez Bayern było jasnym sygnałem, że monachijczycy wzmacniają się, by walczyć o najwyższe cele nie tylko na krajowym podwórku, ale również na europejskiej arenie. Dla samego zawodnika ruch ten miał być doskonałą okazją na powrót do regularnej gry, na co nie mógł liczyć wówczas w prowadzonym przez Zinedine’a Zidane’a Realu Madryt. Wydawałoby się, że to układ idealny.
I rzeczywiście, James bardzo szybko zaaklimatyzował się w stolicy Bawarii, a na dodatek miał szansę współpracy ze znanym już sobie trenerem – Ancelottim. To właśnie popularny Carletto proponował władzom bawarskiego klubu taki ruch. Współpraca ta nie trwała jednak długo, bo pod koniec września Włoch został zwolniony, a jego miejsce zajął Jupp Heynckes. Legendarny szkoleniowiec Bayernu również świetnie dogadywał się z kolumbijskim pomocnikiem. Niemiec wziął Jamesa pod swoje skrzydła, obdarzył go wielkim kredytem zaufania i pozostawiał mu dużą swobodę na boisku. Jednak to, co najbardziej imponowało piłkarzowi, to fakt, iż obaj panowie bez problemu mogli komunikować się po hiszpańsku, gdyż uwielbiany w Monachium trener biegle się nim posługuje. Niestety, wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Zgodnie z planem, Heynckes opuścił Bayern wraz z końcem sezonu 2017/18, a posadę trenera Bawarczyków objął prowadzący dotychczas Eintracht Frankfurt Niko Kovač. A James ponownie stanął przed stromymi schodami.
Z deszczu pod rynnę, czyli trenerskie nemezis Jamesa
Niko Kovač, Chorwat z krwi i kości, ma konkretne wymagania wobec swoich zawodników. Tak było we Frakfurcie i tak jest w Monachium. Dyscyplina i ciężka, systematyczna praca to podstawa dla surowego 47-latka. Jeśli wierzyć niemieckim mediom, James nie jest jedynym piłkarzem Bayernu, któremu nie odpowiadają rządy Kovača, ale zdecydowanie jednym z najdobitniej okazujących ten fakt. Choć nie można odmówić mu klasy i piłkarskiej jakości, to pojawiają się głosy mówiące o tym, że to właśnie reprezentant Kolumbii jest niejako źródłem – a raczej jednym z co najmniej kilku źródeł – problemów, z jakimi boryka się w tym sezonie Bayern Monachium.
O niesnaskach pomiędzy Kovačem a Rodriguezem można pisać bez końca. Jedną ze spraw, która odbiła się chyba największym echem w mediach, była pełna frustracji reakcja zawodnika na trudne sportowe chwile: „Nie jesteśmy we Frankfurcie!”, miał – jak podaje Bild – wykrzyczeć James po kolejnym nieudanym meczu. W szatni nie było wówczas trenera, jednak piłkarz miał obiecać kolegom, że osobiście przekaże swoje uwagi Kovačowi.
James bez wątpienia może czuć się jedną z ofiar systemu rotacji stosowanego przez chorwackiego szkoleniowca – większym uznaniem trenera cieszył się nawet będący w kiepskiej formie Thomas Müller. Rodriguez rozegrał świetne spotkanie z Schalke, w którym nie tylko wpisał się na listę strzelców, ale również był jednym z najbardziej wyróżniających się zawodników na boisku. W kolejnym spotkaniu Kovač umiejscowił go jednak, z niewiadomych przyczyn, na ławce. Tęsknota za Heynckesem jest więc poniekąd uzasadniona, ale raczej nie usprawiedliwia ustawicznych fochów.
Jakiś czas temu Kovač wprowadził nową zasadę: każdy piłkarz, nawet rezerwowy, który nie gra od pierwszej minuty, ma obowiązek wzięcia udziału w rozgrzewce. Dość sensowne, bo nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się konieczność zmiany. O ile żaden zawodnik nie miał z tym problemu, o tyle James miał zignorować polecenie trenera, zostać w szatni i grać na smartfonie. Mnożące się przykłady braku pokory u kolumbijskiego pomocnika pokazują, że raczej nie zależy mu na łagodzeniu zaognionej sytuacji.
Słowo przeciw słowu
Rzecz jasna, James kategorycznie zaprzecza zarzucanemu mu brakowi dyscypliny, choć to akurat dość logiczne. Piłkarz zapewnia o swoim oddaniu dla Bayernu i podkreśla, że czuje zaufanie ze strony zarządu. Część osób da zapewne wiarę mediom, inni wezmą pod obronę zawodnika. Trudno wskazać, kto w tym konflikcie ma rację, bo plotki raczej nie wzięły się znikąd, ale każdy w klubie stara się je bagatelizować. Nic dziwnego, bo chyba każdy zespół chciałby, aby sprawy wewnętrzne nie opuszczały klubowych budynków. Ale ta sztuka rzadko się udaje, zwłaszcza w tak dużych instytucjach jak Bayern.
W zespole są dobrzy chłopcy oraz diwy. Kolejny kłopot stanowią poważne kontuzje kluczowych zawodników. Góra problemów w zespole piętrzy się – powiedział niedawno były trener Bayernu, Jupp Heynckes.
Znając dotychczasowe relacje Rodrigueza z jego szkoleniowcami, można pomyśleć, że jest on jednym z tych, którzy zaliczają się do wspomnianych przez Heynckesa diw. Warto jednak pamiętać, że z Niemcem James dogadywał się bardzo dobrze, a nawet miał za nim tęsknić, gdy ekipę z Monachium przejął Kovač.
Być może po prostu jest tak, że niemieckie media z jakichś powodów nie przepadają za Kolumbijczykiem? Mimo jego dobrych występów w minionym sezonie, przez całe lato spekulowano o rzekomym przedwczesnym powrocie do Madrytu. A jednak – nie dość, że pomocnik został w Bayernie, to klub zapowiedział, że ma w planach skorzystanie z opcji wykupu. Ponieważ Zidane opuścił już Real, media twierdzą, że James może chcieć wrócić do Hiszpanii. Z wielokrotnych wypowiedzi zawodnika wynikało jednak, że problemem nie był konflikt z Francuzem, a raczej z władzami Realu.
Kovač kontra opozycja
Niko Kovač nie ma łatwego życia z wieloma piłkarzami Bayernu. W listopadzie niemiecki magazyn Kicker poinformował, że w drużynie znajduje się trzech zawodników, którzy stoją w opozycji do trenera. Piłkarze ci to Mats Hummels, Sandro Wagner i oczywiście James Rodriguez. Piłkarze mają być niezadowoleni z metod treningowych Chorwata i z wyników odnoszonych przez Bayern. Tak – tych samych wyników, na które sami pracują na boisku.
Zarząd Bayernu nieustannie zapewnia o pełnym poparciu dla Kovača i zaufaniu wobec niego. Przekonująca wygrana z Benfiką oraz trzy punkty zdobyte w Bremie lekko przygasiły rozszalały pożar i zapewniły szkoleniowcowi kolejną szansę. Czy słusznie? Prawdopodobnie w najbliższych miesiącach pojawią się kolejne odcinki bawarskiej telenoweli, ale raczej sytuacja powoli się klaruje. Dawni przeciwnicy Kovača, jak Robben czy Müller, zaczynają stawać po jego stronie. Punktu raczej nie zmieni ani Sandro Wagner, który musi pogodzić się z rolą rezerwowego, ani Mats Hummels, którego pozycja w klubie w ostatnim czasie spadła. Kibice Bayernu mogą mieć jednak nadzieję, że powracający po kontuzji James miał czas na przemyślenie pewnych spraw i pójdzie po rozum do głowy. Rodriguez w formie i bez konfliktu potrafi być kluczową postacią dla Bayernu. A w Monachium zdecydowanie potrzeba teraz kogoś, kto weźmie na siebie ciężar gry.
Czy plany Bayernu pokryją się z planami Jamesa?
Pomijając wszelkie okoliczności i konflikty, wykupienie Jamesa jest po prostu mocno opłacalną inwestycją dla Bayernu. Monachijczycy mają prawo do pierwokupu za 42 miliony euro, co przy tak wysokiej klasie zawodnika jest raczej promocyjną ceną. Dodatkowo James wzbudza zainteresowanie wielu klubów, więc istnieje szansa, że w razie potrzeby Kolumbijczyk może być sprzedany z dużym zyskiem. Trudno uwierzyć, że Bayern nie skorzystałby z takiej okazji, zwłaszcza, że pozostanie Kovača na stanowisku trenera w przyszłym sezonie wydaje się obecnie bardzo mało prawdopodobne. Nie będzie więc konfliktu na linii Rodriguez – Kovač, a nowy trener to nowa, czysta karta.
Reprezentant Kolumbii nie wyklucza pozostania w Bayernie, ale jednocześnie zostawia sobie otwartą furtkę: „Sytuacja jest zupełnie inna niż w poprzednim sezonie. Pod wodzą nowego trenera nie otrzymuję zbyt wielu szans na grę. Nie jest to dla mnie łatwa sytuacja, ale sezon jest przecież długi. (…) Nie chcę składać obietnic. Jeśli będę musiał odejść z powodu braku minut na boisku, to to zrobię. Chciałbym jednak zostać, czuję miłość kibiców i całej rodziny Bayernu” – skomentował James podczas spotkania z fanklubem Straubing ’93, po czym wypowiedział się również na temat Niko Kovača: „To młody trener z dużą wiedzą piłkarską i świetlaną przyszłością”.
Zawodnik, który kilka tygodni temu doznał kontuzji kolana, miał wrócić do gry dopiero w styczniu, jednak przyznał, że planuje wrócić do pełni sprawności w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Kibice Bayernu bez wątpienia cieszą się z takiego obrotu spraw i czekają na jego powrót. Obecność Jamesa na boisku stanowi bowiem niekwestionowaną wartość dodaną dla całej drużyny. Pytanie tylko, czy powrót Rodrigueza nie będzie wiązał się z powrotem gęstej atmosfery w szatni?