Większość klubów wznowiła już treningi i rozpoczęła okres przygotowawczy, a na ławkach trenerskich mnóstwo przetasowań. Niektórzy jak Pako Ayesteran czy Zinedine Zidane będą pracowali całkowicie na swoje konto. Innych zobaczymy po raz pierwszy, jeszcze inni jak Mauricio Pellegrino czy Quique Sanchez Flores wracają do Primera División. Jaka będzie liga z Poyetem, Sampaolim albo Jemezem w innym klubie? Chociaż jeszcze ponad dwa tygodnie do startu, warto zacząć się zastanawiać.
Zinedine Zidane
Czy dopiero po tym sezonie będziemy mieli pełen pogląd na pracę trenerską Zizou? W poprzednim zespół przygotował Rafa Benitez, sam Zidane niewiele zmienił w personaliach, dopiero teraz popracuje całkowicie na własne konto, planując okres przygotowawczy.
Po części tak. Wszyscy wiemy, że pretemporada stanowi ważną część sezonu, a dobrze przepracowana może przynieść owoce na końcówkę kampanii. Pamiętajmy jednak, że ten presezon jest nieco inny od tego sprzed roku. Teraz zawodnicy będą wracać „na raty” ze względu na występy w reprezentacjach. Zidane także szybko będzie miał do rozegrania bardzo ważne spotkanie o Superpuchar Europy, które może dać Realowi już pierwsze trofeum w tym sezonie. Co więcej… Prawdopodobnie zabraknie w nim kluczowego gracza Królewskich jakim jest Cristiano Ronaldo. Zidane będzie musiał znów wznieść się na wyżyny swoich umiejętności trenerskich, aby ustawić zespól tak, aby po nieco ponad dwóch tygodniach powrotu do pracy oraz bez największej gwiazdy drużyny poprowadzić ich do zwycięstwa. Pamiętajmy również, że Real będzie brał udział w Klubowych Mistrzostwach Świata, a więc czekać ich będzie prawdziwe zatrzęsienie spotkań co kilka dni. Jak poradzi sobie z tak wielkim wyzwaniem Zidane? Na pewno dobrze przepracowany okres przygotowawczy mu w tym pomoże, który jak zaznaczam do najdłuższych należeć nie będzie. Wiele będzie zależeć też od tego jakie transfery Królewscy przeprowadzą. W drużynie, która dopiero co została mistrzem Europy wiele zmieniać nie trzeba. Pytanie – co będzie, gdy z drużyny odejdzie Nacho, który był w stanie załatać każdą dziurę w obronie? Na te i inne pytania Francuz będzie musiał sobie odpowiedzieć w najbliższym czasie.
Co powiedziało nam ostatnie pół roku o Zizou jako trenerze? Czy Liga Mistrzów jest jego sukcesem? A może raczej większą zasługą piłkarzy i obowiązkiem przy takiej drabince?
Ostatnie pół roku pokazało nam przede wszystkim to, iż Zidane cieszy się szacunkiem w drużynie, czyli czymś, czego zabrakło w relacji Benítez-drużyna na początku kampanii 2015/16. Piłkarze od początku zaufali Francuzowi, jego wizji, koncepcji. Widać było chemię od pierwszego dnia pracy Zidane’a w tym klubie. Moment, w którym zmienił się trener w Realu Madryt był przełomowy.
Zawodnicy odetchnęli, kibice odetchnęli… Wszyscy wyczekiwali tylko odejścia Rafy i kiedy to faktycznie nastąpiło zaczęto pisać nową stronę w historii klubu. Każdy sukces jaki miał miejsce w zeszłym sezonie, czyli zdobycie Ligi Mistrzów, a także walka o Ligę do samego końca, kiedy jeszcze przed El Clásico wydawało się, że skończy się ona szybciej niż się zaczęła, to zasługa Zinédine’a. Aby w tak tragicznym położeniu w jakim wówczas znalazł się Real – dwucyfrowa strata punktów do lidera, kompromitacja w Copa del Rey – napełnić drużynę nadzieją w końcowy triumf to trzeba być chyba geniuszem psychologii. Widząc tę genialną Barcelonę, która kolejne trzy punkty kompletowała ot tak, nad którą wszyscy się rozpływali i mówili, że być może to najlepsza Blaugrana w historii, a Real…? Real był na drugim biegunie. To miał być jeden z najgorszych, o ile nie najgorszy sezon w ponad stuletniej historii klubu. Kiedy to Real był bliżej w tabeli miejsca premiującego do baraży o Ligę Mistrzów niż mistrzostwa być w stanie całkowicie odmienić morale drużyny, które nie oszukujmy się były fatalne, o czym świadczyły chociażby wypowiedzi piłkarzy przed i po odejściu Beníteza, to tylko czapki z głów panie Zidane. Francuz przede wszystkim pokazał, że w Real nie jest tylko Ronaldo, Benzema, Ramos… W Realu jest ponad dwudziestu facetów, którzy jeśli zagrają dobrze to dostaną swoją szansę i odwrotnie – posłużę się przypadkiem Jamesa – nieważne ile kosztowałeś, jeśli grasz słabo to nie ma dla ciebie miejsca na boisku.
Wiadomo, że w Realu grają najlepsi piłkarze na świecie, nazwiska z pierwszych stron sportowych gazet, zawodnicy, którzy co chwila łamią kolejne rekordy… Ale co z tego, skoro podczas pobytu Hiszpana brakowało zrozumienia, brakowało szacunku, brakowało pomysłu na grę? Wówczas ci genialni zawodnicy, których chciałby każdy klub w Europie grali bardzo przeciętnie. Naprawdę… Bardzo przeciętnie. Po przyjściu Zidane’a wszystko odmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Liga Mistrzów to przede wszystkim sukces Zidane’a. Zidane’a, który potrafił poukładać tę rozsypaną drużynę, który wlał w ich serca nadzieję i za którym drużyna ślepo podążyłaby w każdy nawet najbardziej szalony pomysł.
Oglądając Real pod sterami Zidane’a, jakie elementy zasługują na poprawę w najbliższym sezonie? Na czym powinien skoncentrować się Francuz?
Zidane to co najważniejsze, czyli równowagę w drużynie już ma. Kluczową postacią jest Casemiro. Brazylijczyk dał niezbędny balans pomiędzy linią obrony a ataku i świetnie się rozumie z resztą drużyny. Zidane nie musi się martwić także o obsadę bramki. Między słupkami znajduje się genialny Keylor Navas. Takiej pewności w bramce Królewscy nie mieli już od dawna, bo jak wiemy w ostatnich sezonach gry Iker Casillas był zdecydowanie daleki od swojej najlepszej formy. Tercet BBC, czyli Benzema, Bale i Cristiano grają już ze sobą tak długo, że można powiedzieć, że rozumieją się bez słów. Zizou sprawił też, że Karim zaczął strzelać więcej bramek, jest bardziej pewny siebie. Możemy oglądać także najlepszą wersję Garetha Bale’a. Walijczyk swoje możliwości zaczął prezentować już za czasów Beníteza i utrzymał ten wysoki poziom także w drugiej części sezonu. Największy ból głowy Francuz może mieć jeśli chodzi o ławkę rezerwowych.
Do czego zmierzam? Do dwóch genialnych pomocników, którzy w ostatnim sezonie nie pokazali nawet ułamka swoich możliwości. James i Isco, bo o nich mowa, nie są pierwszym wyborem Zidane’a, często nawet nie są zmiennikami. Tutaj z dużym naciskiem na osobę Rodrígueza, który w obecnej hierarchii Zizou znajduje się za Lucasem Vázquezem, który kosztował kilkanaście razy mniej. To tylko pokazuje w jak fatalnej dyspozycji jest zawodnik, za którego Real zapłacił aż 80 milionów euro! Drugą rzeczą, jaką Zidane powinien poprawić w Królewskiej maszynie są strzały z dystansu, a właściwie ich brak. W Realu Madryt nie brakuje zawodników, którzy potrafią uderzyć z daleka i tym samym strzelać przepiękne gole, tylko dlaczego tak rzadko się na to decydują? Jeśli już jesteśmy przy strzałach z nieco dalszej odległości niż obręb pola karnego, to Zizou powinien (choć wiemy, że to raczej niewykonalne) zmienić na stałe wykonawców rzutów wolnych. Ronaldo pod tym względem nie jest postrachem dla rywali. Większość prób Portugalczyka ląduje albo z daleka od bramki, albo prosto w murze. A w Realu także jest wielu graczy, którzy te stałe fragmenty gry wykonywać potrafią. Real mógłby zdecydowanie lepiej wykorzystać szanse nadarzające się po rzutach wolnych.
Analizuje: Marika Zimna
Mauricio Pellegrino
Argentyńczyk dopiero poznaje zespół. Awans wywalczył José Bordalás, ale zatrudniono w roli trenera Pellegrino. Skąd taka zmiana i dlaczego?
To był spektakularny awans. Dzięki José Bordalásowi Deportivo Alaves po 10 latach powróciło do Primera Division. Po nieudanym sezonie 2014/15 zakończonym przez baskijski klub na 13. miejscu, włodarze zatrudnili Bordalása aby odbudował klub i faktycznie, nowy trener poprawił przede wszystkim grę w defensywie Deportivo. Dodatkowo klub zadbał o napływ nowych, obiecujących zawodników, żeby wspomnieć choćby tylko Gaizki Toquero. Pomimo wyśmienitego wręcz sezonu włodarze Alaves zdecydowali się niespodzianie na zastąpienie twórcy sukcesu Argentyńczykiem Mauricio Pellegrino. Nie ulega żadnej wątpliwości, że ta decyzja jest olbrzymim zaskoczeniem. Tym niemniej pytanie, skąd taka zmiana i dlaczego nie wydaje się być najlepiej sformułowaną kwestią. Nie było bowiem w tej historii tak, że włodarze klubu w wizji jego najbliższej przyszłości zauważyli nagle gdzieś na horyzoncie majaczącą niewyraźnie sylwetkę argentyńskiego trenera i postanowili podporządkować realizacji tej wizji swoje działania zwalniając Bordalása. Zwolnienie jednego i zatrudnienie drugiego trenera należy rozpatrywać jak dwie niezależne kwestie, a jedyny związek pomiędzy nimi jest taki, że Pellegrino dopisało szczęście i skorzystał z nadarzającej się okazji jaką było zwolnione miejsce po Bordalásie. Trudno znaleźć racjonalne uzasadnienie dla decyzji kierownictwa Deportivo. Za Argentyńczykiem nie przemawiają ani trenerskie doświadczenie ani sportowe osiągnięcia na trenerskiej ławce. Co prawda udało mu się awansować z Valencią do Ligi Mistrzów, ale głównym powodem jego odejścia z tego klubu przed ponad… trzema laty były fatalne wyniki w rozgrywkach ligowych. To co przemawia jeszcze przeciw racjonalności decyzji o jego zatrudnieniu w Alaves to fakt, że od tamtego moment nasz bohater był w zasadzie na trenerskich wakacjach. Cóż więc zadecydowało? Czyżby styl gry z okresu kariery zawodniczej i fakt jej zakończenia w baskijskim klubie miały jedyne decydujące znaczenie…
Sporo tu sentymentów, bo Pellegrino kończył w tym klubie karierę. Czy skupi się przede wszystkim na defensywie jako były obrońcy? Czy ten ruch w ogóle wydaje się sensowny?
Jeśli Pellegrino będzie chciał przenieść do nowego klubu styl gry jaki preferowała trenowana przez niego Valencia, to na pewno nie można liczyć na dominację w posiadaniu piłki, nawet w meczach z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Za to można mieć gwarancję dobrze zorganizowanej gry w obronie. W ofensywie spodziewać się będzie można długich podań i licznych strzałów z dystansu. Całkiem dobrze za jego czasów wyglądały także w wykonaniu zawodników Valencii stałe fragmenty gry. Prawdopodobnie więc właśnie głównie temu elementowi piłkarskiego rzemiosła będzie Argentyńczyk poświęcał wiele czasu na treningach. Czy taki styl gry może przynieść założony cel w postaci utrzymania w La Liga? Patrząc na hiszpańskie rozgrywki wydaje się, że jest taka szansa. W końcu bijące się o najwyższe cele drużyny z Madrytu także nie przykładają zbyt wielkiej wagi do dominacji w posiadaniu piłki z tą jednak drobną różnicą, że tamtejsi trenerzy maja znacznie lepszych aktorów od reżysera Pellegrino. Dostrzega to zresztą sam zainteresowany. Pytany bowiem o stylu gry, jaki będzie prezentowała jego nowa drużyna, nie wypowiada się w ogóle lub udziela wymijających wypowiedzi w stylu „wszystko zależy od nowych zawodników, którzy dołączą do zespołu”.
W Valencii wytrzymał nieco ponad pół roku, choć miał kontrakt na dwa lata. Wróżysz mu dłuższy epizod w Alaves?
Ciężko porównywać Valencię z Deportivo Alaves, zwłaszcza że pierwszy z nich to jeden z najbardziej rozpoznawalnych na świecie hiszpańskich klubów od lat zadomowionych w najwyższej klasie rozgrywkowej, podczas gdy drugiemu historia przypisała w tym roku rolę beniaminka. Jest jednak coś co łączy nie tylko te dwa, ale większość piłkarskich klubów. O losach ich trenerów z reguły nie decydują kontrakty, a wynik uzyskiwane na boisku przez ich podopiecznych. W przypadku Mauricio Pellegrino i jego nowego klubu trudno snuć wizje przyszłości w oparciu racjonalne fakty, bo tych jest jak na lekarstwo więc faktycznie pozostaje tylko wróżenie i to niestety chyba nawet nie z fusów. Ja więc nie będę wróżyć, a zaufam raczej mojej intuicji. Sukcesem będzie jeśli Argentyńczyk dotrwa do końca pierwszej rundy rozgrywek La Liga.
Analizuje: Kinga Wiśniewska
Jorge Sampaoli
Jakiej zmiany stylu mogą się spodziewać kibice Sevilli po wymianie Emery’ego na Sampaoliego?
Tak naprawdę styl gry ulegnie pewnym zmianom. Będzie bardziej ofensywniej a pressing zacznie się na polu karnym przeciwnika. Wyjątkiem może być inne ustawienie bazowe niż u Emery’ego: 3-4-3 lub 3-3-1-3, które są hołdem dla jego mentora i nauczyciela Marcelo Bielsy. Sampaoli nie będzie się patyczkował, tylko od razu będzie chciał, żeby jego drużyna siadła na przeciwnika tak, by jedyne o co może poprosić to o jak najniższy wymiar kary. Tyle teoria. A praktyka? Dokładnie taka sama.
To jego pierwsza praca w Europie. Należy się spodziewać jakiegoś okresu ochronnego i dłuższej aklimatyzacji?
Myślę, że kilka porażek z rzędu w zupełności wystarczy, żeby kibice zażądali jego dymisji (śmiech). A tak na poważnie, to w końcu Argentyńczyk, który posługuje się językiem hiszpańskim. Tym samym, który jest niezbędny do swobodnego poruszania się po mieście. To twardy facet i nie będzie szukał pierwszego lepszego samolotu do Buenos Aires. Wiem natomiast, że piłkarze będą potrzebowali przynajmniej dwóch obozów przygotowawczych, żeby poczuli przekaz jaki im niesie filozofia Sampy “Nie brać jeńców, gwałcić, plądrować i palić miasta”.
Według mnie Jorge bardziej szalony jest na konferencjach, ze względu na kwiecistość wypowiedzi. Owszem na ławce będzie aktywny jak wulkany w Andach ale to trochę inny rodzaj szaleństwa. Emery jest szalony sam z siebie, natomiast Sampaoli ma obsesyjną miłość do piłki i taktyki. To uczeń Bielsy, który będzie gonił za doskonałością tak jak jego wielki mistrz. To może niekoniecznie zadziałać od razu, ale piłkarze na pewno mu zaufają, jak spojrzą na jego twarz skalaną.
Gus Poyet
Co kierowało Betisem, by nawiązać współpracę z byłym menedżerem Sunderlandu i AEK-u Ateny?
Nic (śmiech). Myślę, że Betis dalej szuka jakiejś tożsamości pod maską wielu trenerów. Ta aktualna przypomina mi nieco Gabriela Calderona z 2014 roku. Obaj jako piłkarze byli świetni, ale gdy już przechodzi się do tematu trenerki… to tu powstaje dość mocny znak zapytania. Calderon triumfy święcił tylko na bliskim Wschodzie, zaś Poyet po prostu sobie był. Nie wróży to specjalnie niczego dobrego, ale na jego obronę miał naprawdę ostatnio dobre wyniki w AEK-u Ateny.
Ten Urugwajczyk mentalnie i trenersko jest bardziej angielski czy hiszpański?
Nie będę zdziwiony, jak na konferencjach prasowych Poyet będzie mówił tylko po angielsku (śmiech). Nieprzypadkowo mówi o sobie Gus, który jest zdrobnieniem od imienia Gustavo. Jeśli spędziło się blisko 17 lat na Wyspach Brytyjskich, to trudno żeby nie przesiąknąć tamtejszą kulturą czy też obyczajami. Myślę, że on też tak na dobrą sprawę szuka w ten sposób swojego zakopanego przez lata “Ja”. W końcu w Hiszpanii urodził mu się syn Diego, więc myślę, że kierunek Betis obrał ze względu na powrót do korzeni. Chce przypomnieć swoją nutę latino futbolu, jaką obdarzał kibiców w latach 90-tych w barwach Saragossy.
Jakie stawia się oczekiwania przed Poyetem? Jaką cząstkę siebie ma dać klubowi z Sewilli? Dlaczego nie ktoś obeznany w lidze, tylko Gus?
“Żeby Betis nie spadł z ligi” – to główny cel. Natomiast co do cząstki siebie to myślę, że jedyne czego od niego będą oczekiwać to mentalności zwycięzcy. Na ta chwilę, Betis jest wyraźnie słabszy od swojego rywala ze stadionu Sancheza Pizjuana. A wybór Poyeta ma zrobić na drużynie takiego Gusa, żeby zielona część Sewilli nie musiała tylko płakać i iść w poniedziałek do roboty ze spuszczoną głową.
Analizuje: Michał Borowy
Gaizka Garitano
Co współpraca z tym trenerem może oznaczać dla Przemysława Tytonia? Na jakiej jest pozycji na początku pretemporady?
Każdy z trójki bramkarzy: Lux, Rubén, Tytoń, mógłby być numerem jeden u Garitano. Ale Bask jest nowy w klubie, więc pewnie jego faworyt wykrystalizuje się podczas pretemporady. Jeśli będzie miał problem z wyborem, wtedy odpowiedzialność sceduje na Manu Soltero, szanowanego w Hiszpanii trenera bramkarzy, który w Deportivo jest w sztabie czwartego z rzędu trenera. Tytoń jest najmłodszy i ma najdłuższy kontrakt z wymienionej trójki golkiperów. To sugeruje, że myślą o nim poważnie w Galicji.
W ostatnich latach w Deportivo zredefiniowano cele. Styl spadł na drugie miejsce, za utrzymaniem. Garitano to wojownik, goniący piłkarzy do walki w każdym spotkaniu, a to może pomóc w uratowaniu ligowego bytu długo przed czerwcem. Poza tym EURO 2016 to szablonowy przykład, że tryumfatorem nie musi być trener z wyszukanym stylem, ale ten, który wyciągnie wnioski po każdym meczu. Tego w Dépor ostatnio brakuje. A potencjał do atrakcji lepiej zostawić Lucasowi.
Pamiętajmy, że w Eibarze Garitano miał garstkę walczaków, znających Primera División z telewizji, a w Deportivo będzie inaczej. Bask nie zasłynął z przygotowania fizycznego, ale teraz daje do zrozumienia, że już to poprawił. Wysiłkowy rygor na treningach, planowanie sesji niczym Nawałka, angaż dwóch zaufanych pomagierów – Patxiego Ferreirę i José Luisa Ribera – to już jest więcej, niż na starcie u Sáncheza. A tak w ogóle jedną z misji Garitano jest również odbudowa naruszonych relacji w szatni po poprzedniku. Jeśli te wszystkie elementy zadziałają, to logikę takiego wyboru dostrzeżemy.
Paco Jemez
Co kieruje człowiekiem wybierającym Granadę, jeśli przez pół sezonu mówi się, że może dostać szansę w czołowych klubach ligi albo nawet reprezentacji? To rzeczywiście brak innych ofert czy wydaje ci się, że są inne motywy takiej decyzji?
Oczywiście to, co się mówi, a to jak jest w rzeczywistości to dwie różne sprawy. Choć to tylko moje prywatne podejrzenia to jednak sądzę, że Paco propozycji z kadry nie otrzymał, ponieważ niejednokrotnie mówił, że gdyby poproszono go o prowadzenie reprezentacji, przyjąłby tę ofertę. Pytanie o to czemu Granada mimo propozycji z lepszych klubów, to jak pytanie o to czemu z roku na rok Jémez przedłużał kontrakt z Rayo, mimo możliwości przejścia wyżej. Powody odejścia z Vallecas były dla Paco czysto instytucjonalne, takie też są przyczyny objęcia Granady. Ten trener uwielbia mieć kontrolę nad wszystkim, zaś w Rayo nie podobał mu się sposób traktowania klubu oraz jego samego jako szkoleniowca przez Presę. Dużo mówiło się o konfliktach z Miñambresem, ale tak naprawdę i on, i Paco musieli działać pod prąd zarządu, który zamiast ułatwiać – utrudniał. Nie wiem czy Granada to dobry wybór, nie siedzę też w głowie trenera z Kordoby. Jestem za to pewna, że Granada to wyzwanie i to właśnie go przyciągnęło. Dla niego wyzwanie większe niż chociażby Sevilla, jest klub, w którym więcej będzie zależeć od niego. A przynajmniej taką nadzieję może mieć w tej chwili. Być może takie deklaracje pojawiły się ze strony zarządu? To tylko moja fantazja. Pewne jest jedno: to gość, który potrafi “zrobić” drużynę i “zrobić” klub od podstaw. Widocznie taka forma pracy mu odpowiada i wyciskanie 100% z piłkarskich średniaków jest dla niego ważniejsze niż pogoń za trofeami w klubie, w którym byłby ważnym, ale jednak tylko trybikiem.
W Granadzie możemy się spodziewać kopii stylu Rayo Vallecano? Czy jednak to nie ci sami wykonawcy i to raczej będzie tylko kilka punktów wspólnych wyznawanej filozofii?
Prawdopodobnie będzie próbował, na ile się to uda, pozostaje zagadką, którą być może rozwiąże ten sezon. Widać to już po transferach Jona Torala i Bogi, widać po tym, że Paco zabrał z Rayo skład swoich zaufanych ludzi. Asystenta, specjalistę od przygotowania fizycznego. To wszystko wskazuje na to, że jego projekt będzie podobny, a przynajmniej takie będą jego założenia.
Jednak casus Paco w Rayo był trochę podobny do Guardioli w Barcelonie. Kataloński klub zawsze, w szczególności od czasów Cruyffa, miał pewien rys, który Pep doprowadził praktycznie do perfekcji. Analogicznie było z Rayo. Klub z Vallecas zawsze był taki jak ekipa Jémeza, ale nigdy tak bardzo, jak pod jego ręką. Granadą to klub o kompletnie innym piłkarskim DNA. Czy taki przeszczep się uda? Wyzwanie, które chyba faktycznie jara Paco.
Trafia do klubu stabilniejszego finansowo, jednak dotąd uznawanego za mało wyrazisty. Jakie są największe misje Jemeza po przyjściu do andaluzyjskiej drużyny, patrząc na zeszłoroczną Granadę?
Wszystko. W kategorii “najnudniejszy klub zeszłego sezonu” pierwsze miejsce zgarnia u mnie Granada. Zresztą nie tylko poprzedniego. Drużyna bezbarwna, nudna, która mimo potencjału ekonomicznego prześlizguje się na koniec sezonu i to w budzących wątpliwości okolicznościach. Misją jest to, co napisałam w poprzedniej odpowiedzi. Zrobić z Grany drużynę piłkarską, zamiast zestawu bezbarwnych kopaczy. To będzie jeden z najciekawszych eksperymentów tej temporady, bo kto jak kto, Paco umie elektryzować.
Analizuje: Magdalena Żywicka
Pako Ayesteran
Czytasz nazwiska w mediach – Pellegrini, Mourinho, Jemez – a w klubie zostaje Pako. Co kierowało zarządem przy tej decyzji?
Poza Pellegrinim, o którym marzyło wielu Valencianistas, kandydaci do objęcia stanowiska trenera Valencii to piłkarscy rewolucjoniści, którzy wszystko muszą zrobić po swojemu, odmieniają każdy zakamarek w klubie, trenerzy ustawiający nie tyle zespół, co często cały klub pod swoją wizję. Tak jest ewidentnie w przypadku Mourinho (choć w wiarygodność wiadomości o możliwości dołączenia do Valencii można było powątpiewać), tak jest jeśli chodzi o Paco Jemeza, ale także w wypadku innych trenerów, którzy byli wymieniani, jak Sampaoli czy Bielsa. Ten drugi zresztą jest wymieniany za każdym razem, kiedy zwalnia się miejsce na ławce trenerskiej VCF. Być może ze względu na walenckie zamiłowanie do Argentyńczyków. Wracając jednak do głównego wątku, wymienieni panowie to szkoleniowcy, których najlepszymi tworami można się zachwycać, aczkolwiek nie sądzę, aby pasowali do Valencii. Wszystko zmieniać na Mestalla chcieli także Ronald Koeman oraz Nuno Espirito Santo i jak to się skończyło, wszyscy doskonale pamiętamy. Dlatego tak oczekiwany i upragniony na Mestalla był Pellegrini, człowiek, który potrafi budować projekt solidnie, w spokoju, latami. Zdecydowanie to trener zapewniający klubowi stabilizację i wyniki na odpowiednim poziomie.
Natomiast co do samego Pako, chyba mało kto się spodziewał, że zostanie na stanowisku, dlatego wszyscy marzyli o Chilijczyku, który przecież doskonale spisywał się w La Liga, prowadząc Villarreal. Baskijski szkoleniowiec natomiast być może nie ma jakiegoś ogromnego doświadczenia jako pierwszy trener, jednakże doskonale zna walenckie środowisko. Spędził tu przecież wiele lat u boku Rafy Beniteza, rozumie valencianismo, w dużej mierze zna osoby pracujące w klubie jak Ochotorena, Voro czy wielu innych, a przede wszystkim ma autorytet, zarówno u kibiców, piłkarzy, jak i współpracowników. Tego nie można było powiedzieć o poprzednikach. Ayestaran to facet, który wie, czego chce, potrafi diagnozować problemy w zespole i nie podejmuje nerwowych decyzji. Pozostaje mieć nadzieję, że to właśnie to zadecydowało o tym, że Pako utrzymał swoje stanowisko. Czysty rozsądek, którego na Mestalla ostatnio bardzo brakowało.
Co musi zrobić Ayesteran, by nie powtórzyć dramatu z zeszłego sezonu? Chodziło o okres przygotowawczy, podejście, piłkarzy? Jakie stają przed nim wyzwania?
Absolutnie to Valencii nie grozi. Kataklizm jaki napotkał klub z Mestalla w tamtym sezonie dotyczył skłócenia zawodników z trenerem, złego przygotowania fizycznego, stawiania na tych samych zawodników mimo braku formy i odsuwania od składu dobrze dysponowanych. Logiki brak. Później, po przejęciu drużyny przez Gary’ego Neville’a, widać było ewidentny chaos spowodowany, jak twierdził Pako i tutaj trudno mu nie przyznać racji, zbyt dużą liczbą trenerów na treningach, z których każdy przekazywał instrukcje zawodnikom, co wprowadzało zamieszanie w szeregach Nietoperzy.
Pako musi dobrze wprowadzić zespół w rozgrywki La Liga. Co do przygotowania można być pewnym, że ekipa będzie gotowa do sezonu o wiele lepiej niż rok wcześniej. Dobrze zna się z Suso, który szykuje w klubie ogrom zmian. Póki co może tego nie widać, ale lada dzień z Mestalla ma wyfrunąć kilku piłkarzy, szykowane są kolejne transfery do klubu. Ayestaran będzie musiał wkomponować nowych zawodników do obecnego składu, a można powątpiewać, że klub zdecyduje się na jakieś wielkie transfery. Umiarkowany spokój zapewnia to, że dyrektor sportowy i trener będą ze sobą wszelkie decyzje konsultować, o ile oczywiście obędzie się bez ingerencji władz klubu, co wcześniej doprowadziło do katastrofy i wielu nietrafnych transferów. Valencia z Pako u steru powinna spokojnie zająć miejsce w górnej połówce tabeli, ale czy zajmie miejsce premiowane grą w pucharach? To będzie zależało w dużej mierze od tego, jak szybko zawodnicy zgrają się i zyskają pewność na boisku. Ayestaran powinien wycisnąć maksimum z każdego swojego podopiecznego.
Co różniło Valencię Neville’a od Ayesterana? Jakich Nietoperzy możemy oczekiwać w tym sezonie pod względem stylu? Dominacja? Kontry? Co mogą zaproponować zespoły Pako?
Pako kiedy tylko został ogłoszony pierwszym trenerem, odsunął niektórych członków sztabu od pełnienia dotychczasowych funkcji, co od razu pozytywnie poskutkowało. Valencia zaczęła grać prostszy futbol, wreszcie spisując się nieźle. Zawodnicy dopiero wtedy wiedzieli, czego oczekuje od nich trener i starali się wykonywać jego polecenia, przestali przypominać dzieci we mgle. Oczywiście, wyniki osiągane przez drużynę nie do końca Baska bronią, ale wierzę, że fachowiec m.in. od przygotowania fizycznego, będzie wiedział jak poprowadzić tę drużynę. Czy powinniśmy się spodziewać jakiegoś konkretnego stylu? Myślę, że nie. Na pewno siłą Valencii powinny być wspomniane kontry, zwłaszcza w meczach z ekipami teoretycznie silniejszymi. W dłuższym okresie na pracy Pako musi zyskać defensywa, ale kiedy przyjdzie do spotkania z ekipami z niższej półki, Blanquinegros powinni wiedzieć, jak zaatakować. Bask jest szkoleniowcem, który stara się odpowiednio dobrać taktykę i skład personalny właśnie pod kątem przeciwnika. Wynik ponad styl, aczkolwiek ten nie powinien być nadto siermiężny.
Analizuje: Krystian Porębski
Juande Ramos
Skąd taki wybór Andaluzyjczyków?
W marcu Javi Gracia przedłużył kontrakt z Malagą do 2019 roku, przez dwa lata pracy wywalczył ósme i dziewiąte miejsce, młody-zdolny trener miał zająć się Malagą przez dłuższy czas, a pokierowało nim pieniądze, bo wybrał ofertę Rubina Kazań. I stąd wybór, też nieco absurdalny, Juande Ramosa. To szkoleniowiec doświadczony i obyty, po zagranicznych wojażach w ostatnich latach, ale trochę mi się gryzie z tymi opowieściami o stawianiu na młodość – i na ławce, i na boisku. Wkurzyli się na Javiego, więc wybrali kogoś, kogo zatrudnienie nie powinno być obarczone dużym ryzykiem.
Można się spodziewać wielu zmian?
Patrząc chociażby po transferach, celują w kontynuację i podobną filozofię, a nie rozpoczynanie nowego cyklu. Trzon zespołu został utrzymany, dokonali kilku bezgotówkowych ruchów, jakieś sumy wydali też na obserwowanych dłużej piłkarzy jak Keko czy Michael Santos, więc wszystko idzie stabilnym torem. Ale czy to oznacza, że mieliby przestać oglądać plecy pucharowiczów?
Będzie lepiej niż w poprzednim sezonie?
Więcej obiecywałbym sobie po pracy z Javim Gracii, choć doświadczeniem nie może się równać z Ramosem. Juande jednak wydaje mi się być już po drugiej stronie rzeki tzn. że największe sukcesy już świętował, a nie dopiero je osiągnie albo nawiąże do poprzednich. Uznana marka, być może więcej respektu ze strony młodszych, ale nie sądzę, by wyczarował drużynę, którą moglibyśmy się zachwycać tydzień w tydzień. Ligowy solidniak.
Analizuje: Dominik Piechota
Quique Sanches Flores
To już piąte podejście Quique w Hiszpanii. W Espanyolu zbuduje coś długoterminowego?
Mimo całej sympatii do madrytczyka, mam wątpliwości. Jest doświadczony, uczy się na swoich błędach, nie bez przyczyny zatrudniały go Valencia czy Atletico, ale stabilność to słowo przeczące dotychczasowemu CV Floresa. Ze względu na podobieństwo do Hugha Lauriego nazywamy go hiszpańskim doktorem Housem, a jego specjalizacją jest leczenie, ratowanie, wyciąganie z trudnego stanu. Później jednak rodzą się problemy. Quique to trener o wspaniałym warsztacie i wielkiej wiedzy taktycznej, ale ma problem z psychologicznym podejściem do piłkarzy. Gdziekolwiek nie pracował, kończyło się konfliktami, niszczeniem szatni i ostatecznie… zwolnieniem. Albo dobrowolnym odejściem.
Będzie dysponował lepszym składem niż jego poprzednik?
Choć transfery są dziełem dyrektora sportowego, to słyszałem, że wyszły również spod ręki trenera. Wziął ludzi, których zna i wie, że drzemią w nich duże możliwości, czyli Pablo Piattiego, Jose Antonio Reyesa, Jose Manuela Jurado czy Leo Baptistao. Może i perełka Marco Asensio wrócił do Madrytu, ale możliwości będą jeszcze większe. Trzeba się tylko dogadać z tymi doświadczonymi piłkarzami, którzy mają o sobie duże mniemanie. Może tylko Leo Baptistao jest głodny, by jak najszybciej się wypromować.
W Barcelonie mogą się zająknąć o pucharach czy to poważna przesada?
Zapewne działacze wyobrażają sobie, że w tym kilkuletnim projekcie uda się dostać do europejskich pucharów. Wątpię, by takie otwarte żądania stawiali już w pierwszym sezonie, ale kadra którą skompletowali naprawdę robi wrażenie. Wróżę im mocny początek sezonu, ale gdzieś w środku tej ligowej młócki stracą kontakt z przeciwinikami. Nie tyle chodzi o słabość Espanyolu, co siłę ich przeciwników. Klub z Barcelony będzie jednak urywał punkty tym wielkim.
Analizuje: Dominik Piechota