Patrzy się ostatnimi czasy na ter Stegena i nie chce się wierzyć, że to ten sam zawodnik, co chociażby w poprzednim sezonie. Na ten moment jest jednym ze słabszych punktów drużyny, z czego notorycznie korzystają rywale.
Sztuka bramkarska to trudna sztuka. Gdy idzie ci dobrze, to wszystko gra, ale nikt za bardzo nie zwraca uwagi na twoje interwencje. Ot, po prostu wykonujesz swoją robotę, to wszystko. Kiedy jednak popełnisz najmniejszy błąd, od razu trafiasz na celownik i na swoją obronę przeważnie masz niewiele. Szczególnie w Barcelonie, której podejście do bramkarzy jest dość specyficzne. Nie chodzi tu nawet o kwestie taktyczne (o czym później), ale też i punkt widzenia culés. Ci, dzięki Valdésowi i Bravo, przyzwyczaili się, że o sprawy bramkarskie martwić się nie muszą. Z drugiej strony, kiepska forma ter Stegena znów obudziła demony z czasów początku kariery Victora, które przez ostatnie lata spały smacznie w najciemniejszych zakamarkach pamięci fanów Barcelony niczym niedźwiedzie zimą. Teraz powstały one, by ruszyć na żer. I jedno, i drugie podejście jest złe, bo w kontekście Niemca potęguje aurę nerwowości i braku zaufania do jego umiejętności.
Przesadzam? Być może trochę, ale to nie zmienia faktu, że na Marca-André spadło ostatnio tsunami krytyki. Psioczą na niego kibice, psioczą media, a nawet niektórzy eksperci. Apogeum tychże niepochlebnych opinii miało miejsce oczywiście po meczu z Romą, w którym padł słynny gol strzelony przez Florenziego. Wtedy zawrzało, nie tylko w barcelonismo. No bo jak to, bramkarz stoi kilka metrów przed bramką, zawodnik uderza ze skrzydła, z pierdyliarda metrów, golkiper zostaje przelobowany i nawet nie próbuje interweniować? Na pozór to wielbłąd rozmiarów Wielkiego Kanionu. Szkoda natomiast, że tak mało osób wzięło pod uwagę kwestię taktyczną, bo patrząc z tej perspektywy, ter Stegen właściwie nic złego nie zrobił.
Dlaczego? Przez prawdopodobieństwo. Czyż właśnie nie o przewidywanie tego co zrobi rywal i minimalizację najbardziej realnych scenariuszy chodzi w grze obronnej? Jasne, że tak! Bramkarz Barcelony był więc przygotowany na to, co w 99,9% zrobiłby każdy piłkarz, będąc na miejscu Florenziego – na dośrodkowanie. Gdyby Włoch zagrał szablonowo, Niemiec nie miałby żadnego problemu z interwencją. Złapałby futbolówkę, przed wpadnięciem do siatki. Stało się inaczej, bo zawodnik Romy wybrał zagranie niekonwencjonalne. Sam Florenzi przyznawał zresztą po meczu: „Zadziałał instynkt, może szaleństwo, może serce i to dzięki temu strzeliłem gola. To było jedyne możliwe rozwiązanie, bo Edin Dżeko nie miałby szans na dojście do piłki będąc krytym”. Zgadzam się więc w pełni z tym, co o tej sytuacji napisał Michał Zachodny“skala trudności uderzenia Florenziego z biegu, z tej pozycji powinna całkowicie odrzucać teorie o błędzie bramkarza”.
No es error de Marc! Es 100% acierto de Florenzi. Ter Stegen nos da la vida a los centrales jugando avanzado. https://t.co/7xrVRBwuP6
— Gerard Piqué (@3gerardpique) wrzesień 16, 2015
Liczby są jednak bezlitosne. Ter Stegen po raz ostatni zachował czyste konto w meczu z… Bayernem, w poprzednim sezonie, który odbył się 6 maja Od tamtego momentu Niemiec zagrał w dziewięciu spotkaniach i stracił w nich – co wrażliwszych proszę o teraz, by usiedli – aż 20 goli, więcej niż w całym poprzednim sezonie. Daje to katastrofalną średnią 2,2 wpuszczonej bramki na mecz.
Czego więc brakuje golkiperowi Blaugrany? Wydawałoby się, że potrafi wszystko, czego wymaga się od bramkarza Barcelony. Ma dobrą technikę, a co za tym idzie nieźle gra nogami, wychodzi do prostopadłych podań zagrywanych za plecy defensywy Blaugrany kiedy trzeba, umie czytać grę, ale mimo to wciąż popełnia błędy. Rachunek jest prosty – zawodzi głowa. Jeśli traci się gola tak niesamowitego jak ten z Romą, to rzeczywiście może podkopać pewność siebie. Prawdopodobnie to efekt ogromnej presji, z jaką musi się zmagać. Co prawda przed sezonem mówił, iż jest gotowy, by zostać numero uno w bramce Dumy Katalonii, ale takie deklaracje zawsze trzeba traktować z przymrużeniem oka. Co innego miał powiedzieć? Że się cyka? Dziś tej pewności siebie ewidentnie mu brakuje, bo nagle zaczął się wahać przy wyjściach w sytuacjach jeden na jeden oraz do dośrodkowań. Tu jako przykład może posłużyć chociażby mecz z Levante, który to podsumował „zrobieniem Casillasa” przy golu Casadesusa.
Victor Valdés zawsze powtarzał, że najważniejsza w grze bramkarza Barcy jest koncentracja. Golkiper Blaugrany musi zachowywać 200% czujności, co okazuje się szczególnie trudne w meczach, w których rywal kreuje sobie dwie czy trzy klarowne sytuacje.
Póki co Niemiec ma szczęście, że Masip to bardziej statysta niż bramkarz i że Lucho na razie nie może skorzystać z usług Bravo. Chilijczyk nie jest jednak Vermaelenem i wiecznie kontuzjowany nie będzie, więc pewnie prędzej czy później wróci do bramki. Ter Stegen ma mało czasu, bo mówi się, iż Claudio wykuruje się już na mecz z Sevillą w następny weekend.
Niemiec potrzebuje natychmiastowego przełamania negatywnej passy meczów z wpuszczonym golem. Spotkanie z Las Palmas to do tego idealna okazja, choć sam fakt, że Los Amarillos są beniaminkami jeszcze niczego nie przesądza. Kiedy jak nie teraz? Czyste konto na pewno podbudowałoby golkipera Blaugrany, zmotywowało i dodało mu animuszu, którym tak imponował zarówno w poprzednim sezonie, jak i nawet za czasów gry w Gladbach. Może dobrym rozwiązaniem byłoby też skorzystanie z pomocy psychologa? To przecież żaden wstyd, a problem ter Stegena wydaje się poważny. W klubie pracuje przecież Joaquín Valdés, na co dzień współpracujący tylko z Lucho, ale gdyby Marc-André się do niego zgłosił, ten by mu nie odmówił. A nawet jeśli, to przecież nie on jedyny zajmuje się profesjonalnie tego typu psychologią.
Jedno jest pewne – Niemiec ma wielkie umiejętności. W zeszłym sezonie poprowadził przecież Barcelonę do tryumfu w Lidze Mistrzów oraz Pucharze Króla, a obroniony przez niego strzał Lewandowskiego został uznany przez internautów za interwencję sezonu. Teraz jednak przeżywa trudniejszy okres, ale musi wziąć się w garść, bo inaczej sam pomoże przyspawać się do ławki. Dla młodego, perspektywicznego bramkarza to najgorszy z możliwych scenariuszy dalszej kariery.