Młodym piłkarzom wiele się wybacza. Im większy jest talent, tym szersze są granice wyrozumiałości. Wiadomo, że pierwsze zetknięcie z futbolem najwyższej klasy są trudne i trzeba zapłacić frycowe. Nie można jednak wiecznie zasłaniać się wyłącznie potencjałem i umiejętnościami, popełniając w kółko te same błędy. Na topowym poziomie są one bowiem niewybaczalne i zbyt często stanowią zagrożenie dla zespołu. Poza tym kibice też mają swoją cierpliwość, której koniec oznacza początek irytacji.
Cztery lata temu spełniło się marzenie Ángela Correi. Po 19-letniego wówczas piłkarza zgłosiło się Atlético, któremu kibicuje od dziecka. Gdy wszystko wydawało się przyklepane, pojawił się spory problem – podczas testów medycznych wykryto problemy z sercem. Potrzebna była operacja, a rekonwalescencja trwała pół roku, ale na szczęście dla młodego gracza Los Rojiblancos nie zamierzali z niego zrezygnować i spokojnie poczekali do momentu, w którym można było podpisać kontrakt. Choć z roczną obsuwą, szybko zadebiutował on w pierwszym zespole.Fani madryckiego klubu wiązali z nim ogromne nadzieje. Pół roku wcześniej – świeżo po otrzymaniu od lekarzy zgody na powrót na boisko – Ángelito poprowadził młodzieżową reprezentację Argentyny do triumfu w Copa America, zgarniając przy okazji nagrodę dla najlepszego piłkarza turnieju. Szybkość, efektowny drybling, niezła skuteczność i wszechstronność – wszystko to mogło imponować i stanowiło idealny fundament pod pracę z Diego Simeone, który miał dodać do tego umiejętności taktyczne. W rezultacie miał wyjść zawodnik, będący jeszcze lepszą wersją Sergio Agüero.
Mijały kolejne tygodnie, miesiące, lata. Ángelito kończy właśnie swój trzeci sezon w barwach Atlético, notując najlepsze statystyki, jeśli chodzi o minuty na boisku i liczbę meczów w pierwszym składzie. Duży w tym udział niedawnego zakazu transferowego i ogólnej sytuacji kadrowej, obfitującej w kontuzje i zawieszenia. Problem jednak w tym, że do postawy Argentyńczyka można mieć wiele zarzutów. Teoretycznie wydają się one irracjonalne, bowiem bywają mecze, w których jest on zdecydowanie najlepszym graczem na murawie. Drybluje, szarpie, stwarza zagrożenie, asystuje, strzela gole – robi wszystko, czego powinno wymagać się od ofensywnego piłkarza na tym poziomie. Sęk w tym, że takie występy tylko bywają i nie można mówić o jakiejkolwiek regularności.
Ángel Correa wraz ze wzrostem otrzymywanych minut:
➡ 2015/16:
⚽⚽⚽⚽⚽⚽⚽⚽
????
➡ 2016/17:
⚽⚽⚽⚽⚽⚽⚽⚽
???????????
➡ 2017/18:
⚽⚽⚽⚽⚽⚽⚽⚽⚽
????????— Marian Dylanowicz (@dylanowicz) April 15, 2018
Tras el buen inicio de liga de Correa, aquí el impacto positivo que ya tuvo en el Atleti la temporada pasada siempre que estuvo en el campo. pic.twitter.com/HpVoZvrU3J
— Fútbol Avanzado (@FutbolAvanzado) September 18, 2017
Po trzech latach występów na najwyższym poziomie i treningów pod okiem El Cholo powinno być widać jakąś poprawę w obszarach, które najbardziej irytują kibiców i samego trenera. Tymczasem wszystko się poniekąd pogarsza. Jak tracił piłki, tak dalej to robi; jak miał problemy z jej przyjęciem, tak dalej mu odskakuje; jak podejmował złe wybory i decydował się na niepotrzebne próby karkołomnych zagrań, tak dalej wygląda jak jeździec bez głowy, pomysłu i planu taktycznego w głowie. Pokazuje to zresztą poniższe porównanie gry Ángela Correi w poprzednim (łososiowy kolor) i obecnym (turkusowy kolor) sezonie. Co prawda nieco lepiej wygląda skuteczność strzałów i dryblingów, ale pozostałe parametry spadają, a szczególnie alarmujące są straty i celność podań. Dość powiedzieć, że z gorszą dokładnością podają w całym zespole jedynie Jan Oblak i Fernando Torres.
Od stycznia głównym rywalem Ángelito jest sprowadzony Vitolo. Hiszpan to oczywiście nieco inny typ piłkarza, ale wyraźnie widać, że w strategii Diego Simeone odnajduje się znacznie lepiej. Już w Sevilli pokazywał, że jest prawdziwym żołnierzem, który haruje dla całego zespołu i który umiejętnie łączy pracę w defensywie z ofensywnymi ciągami na bramkę przeciwnika. Obecna kampania jest dla niego trudna, bo najpierw kontuzje przeszkodziły mu w regularnej grze dla Las Palmas, a teraz musi zaadaptować się do nowego otoczenia i nowych wymagań. Kolejne występy pokazują jednak, że coraz lepiej rozumie założenia El Cholo i nabiera pewności siebie, dogadując się z drużyną na każdym polu. Porównując poniższe statystyki za ten sezon jego (niebieski kolor) i Argentyńczyka (łososiowy kolor) widać, że być może 28-latek nie daje tyle dobrego z przodu, ale całościowo jest piłkarzem lepiej dopasowanym do tego, czego wymaga Diego Simeone.
Oczywiście jest jeszcze jeden argument, który w teorii może bronić Ángela Correi. Chodzi o to, iż nie gra on na swojej nominalnej pozycji i z napastnika został przemianowany na bocznego pomocnika/skrzydłowego, którym nigdy nie był i zapewne nie będzie. O ile daje to kolejną przewagę dla Vitolo, który po przepracowaniu pełnej pretemporady powinien być pewniakiem do gry na boku pomocy (bo odejścia od założeń Cholismo i opierania gry przede wszystkim na bieganiu, ciężkiej pracy i walce raczej nie należy zakładać), o tyle zmusza do postawienia kolejnego pytania: czy Argentyńczyk może być naturalnym następcą Antoine’a Griezmanna i grać u boku Diego Costy?
Ponownie trudno o jednoznaczną odpowiedź. Z jednej strony próbka meczów, w których 22-latek faktycznie grał jako drugi napastnik, wskazuje, że nie do końca spełniał oczekiwania. Z drugiej strony jednak grał wówczas najczęściej w duecie z Francuzem, a nie z typową dziewiątką, przy której mógłby odnajdywać się nieco lepiej. Z trzeciej strony wszyscy wiemy, jak mocno i ciężko na boisku haruje były gracz Realu Sociedad i z pracy w defensywie wywiązuje się efektywniej niż Ángelito, więc wskoczenie w buty Antoine’a Griezmanna to nie tylko strzelanie goli i asystowanie kolegom. Z czwartej strony, ściągnięcie kogoś nowego i tak będzie wymagało nauczenia go odpowiednich zachowań i wyeliminowania niepasujących cech, więc dlaczego nie skupić się na Ángelu Correi i nie starać się do upadłego, by wybić mu z głowy niepotrzebne straty i dryblingi?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że widzę w Argentyńczyku piłkarza na pierwszy skład w przyszłym sezonie. Przy całej sympatii dla jego ponadprzeciętnych umiejętności i przywiązania do Atlético, jego nierozsądne boiskowe zachowania i ogromne wahania formy każą widzieć w nim jedynie rezerwowego, który z roli jokera nie raz wywiązywał się fantastycznie. Trzymanie takiego piłkarza na ławce mogłoby jednak zabić jego karierę, bo nie oszukujmy się – w zespole, w którym ofensywni gracze mają więcej luzu, byłby zapewne gwiazdą. Kluczową kwestią wydaje się być to, czy w końcu nauczy się odpowiedzialności taktycznej, czy też prędzej lub później skończy w Madrycie jak Yannick Carrasco. Na razie pewne jest tylko to, że regularny jest tylko w jednym – w irytowaniu.