Na przełomie XIV i XV wieku przez ponad czterdzieści lat Francją rządził Karol VI Szalony. Swój przydomek zawdzięczał postępującej chorobie psychicznej, która prowadziła do coraz bardziej absurdalnych sytuacji. Jedną z nich było przekonanie króla, iż jest on zrobiony ze szkła, co poskutkowało wszywaniem w ubrania żelaznych prętów, mających chronić go od stłuczenia przy kontakcie z innymi ludźmi. Z czasem zaczęto nazywać go “szklanym królem”.
Dziś – ponad sześćset lat później – na podobny tytuł zaczyna zasługiwać Filipe, choć z nieco innych powodów. Brazylijczyk jest w tym sezonie tak bardzo podatny na kontuzje, że Diego Simeone kończą się już zapewne zapasy leków na ból głowy – tyle razy musiał już borykać się z absencjami w defensywie, a zwłaszcza na jej lewej stronie, gdzie w normalnych warunkach króluje 32-letni zawodnik. Jego problemy zdrowotne i upodabnianie się do najbardziej znanych “szklanek” pokroju Garetha Bale’a zaczyna poważnie spędzać Argentyńczykowi sen z powiek.Filipe jest bowiem na swojej pozycji jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Pod okiem Cholo dojrzał i wszedł na niezwykle wysoki poziom, z którego nie zwykł schodzić. Pomijając nieudaną roczną przygodę w Chelsea, Brazylijczyk konsekwentnie utrzymuje stałą formę i udowadnia, że na lewej obronie czuje się jak ryba w wodzie. Choć w teorii należy jeszcze do poprzedniej futbolowej generacji, fantastycznie odnajduje się w obecnych realiach. Gra jak prawdziwy nowoczesny boczny defensor: nie tylko zasuwa w tyłach, nie tylko hasa po połowie rywala jak rasowy skrzydłowy, ale także potrafi zejść do środka i wziąć udział w rozegraniu piłki. Nic dziwnego, że w połączeniu z jego charakterem i przywiązaniem do Atlético czyni go to jednym z ulubieńców kibiców.
Fani Los Rojiblancos traktują go jako jednego ze swoich, nazywając go “nabytym wychowankiem”. Filipe jest zresztą nie do podrobienia. Prywatnie jest pasjonatem kina i nauki, zwłaszcza astrofizyki. Każdą wolną chwilę spędza ze swoją rodziną, która powiększyła się niedawno o nowego członka – synka Lucasa. Można się spodziewać, że podobnie jak jego rodzeństwo – brat Tiago i siostra Sara – on także będzie od małego uczony tego, czym jest Atlético. Jego Instagram jest zresztą pełen zdjęć i filmików z dziećmi, na których widać, że te są jego oczkiem w głowie.
Wróćmy jednak do futbolu, który liczy się jednak najbardziej. Po powrocie z Londynu 32-latek nie miał najmniejszego problemu z ponowną aklimatyzacją w stolicy Hiszpanii. Z miejsca znowu stał się fundamentem zespołu, a sezon 2016-17 był prawdopodobnie najlepszym w jego karierze. Patrząc całościowo, lepszy w LaLiga był jedynie Marcelo, który jest zresztą jedynym powodem, dla którego Filipe nie robi w reprezentacji Brazylii większej kariery. Świetna forma lewego obrońcy długo zamiatała pod dywan wiszący nad Los Rojiblancos problem. Spora część kibiców odsuwa bowiem od siebie myśl, że jest on coraz starszy i coraz bliższy zakończenia kariery, a na horyzoncie nie widać żadnego następcy.
Backup dla Filipe to zresztą jedna z bolączek Diego Simeone. Przez pierwsze pół roku był nim Antonio López, jednak w lecie 2012 roku zasłużony dla klubu wychowanek postanowił odejść, nie widząc dla siebie miejsca w ówczesnym zespole. Kolejne transfery na tę pozycję kolejno przebijały same siebie pod względem całkowitej nieprzydatności. Domingo Cisma, Emiliano Insúa, Guilherme Siqueira, Cristian Ansaldi… Wszyscy ci piłkarze kopali się po czole. Paradoksalnie pod nieobecność Filipe radę na jego pozycji dawał jedynie Jesús Gámez, ale on przychodził pierwotnie jako opcja rezerwowa na prawą stronę defensywy. Od dwóch sezonów z braku laku 32-latka zastępuje Lucas Hernández i choć często robi to bardzo poprawnie, to nigdy nie był i nie będzie bocznym obroncą i jeśli ma na stałe wskoczyć do światowej czołówki, musi być konsekwentnie ogrywany jako stoper.
Filipe Luis: I'm not used to scoring goals so when I do I try to do all 30 of the various celebrations I think of when I'm in bed at night
— Sid Lowe (@sidlowe) December 2, 2017
Trwająca kampania jest dla Brazylijczyka drogą przez mękę. Licząc od pretemporady, zmagał się już z sześcioma urazami, których wykaz sporo mówi o tym, dlaczego trudno liczyć na to, że będzie on w stanie jeszcze przez sezon lub dwa w stu procentach wypełniać zapotrzebowanie Atlético na swojej pozycji.
4 sierpnia 2017:
Obrzęk mięśnia płaszczkowatego w lewej nodze (1 przegapiony mecz)
28 września 2017:
Kontuzja mięśniowa I stopnia w tylnej grupie mięśni uda w lewej nodze (1 przegapiony mecz)
2 listopada 2017:
Naciągnięcie mięśnia czworogłowego uda w lewej nodze (1 przegapiony mecz)
30 grudnia 2017:
Kontuzja mięśniowa I stopnia w tylnej grupie mięśni uda w prawej nodze (5 przegapionych meczów)
18 stycznia 2018:
Tendinopatia ścięgna Achillesa w lewej nodze (4 przegapione mecze)
16 marca 2018:
Złamanie kości strzałkowej w lewej nodze (co najmniej 12 przegapionych meczów)
Po pierwsze, problemy mięśniowe dokuczają mu przede wszystkim w lewej nodze, którą na co dzień najczęściej operuje. Po drugie, Filipe ma tendencję do tego, by przez zbyt szybkie podnoszenie obciążeń odnawiały mu się urazu, zmuszając go do jeszcze dłuższej pauzy (miało to miejsce choćby w styczniu tego roku). Po trzecie, ostatnia kontuzja stawia pod znakiem zapytania nie tylko występ na Mundialu, ale także powrót do optymalnej dyspozycji. Co prawda koledzy – także ci byli – wspierają go w stu procentach, a jemu samemu nigdy nie brakowało pogody ducha i motywacji do ciężkiej pracy, ale po tak skomplikowanym urazie może być trudno w wieku 33 lat wrócić jak gdyby nigdy nic. Jasne, że udało mu się to osiem lat temu – w barwach Deportivo złamał kość strzałkową w prawej nodze, do którego doszło zwichnięcie kostki, ale wrócił już po trzech miesiącach (przewidywano nawet pół roku przerwy) – ale wówczas jego organizm nie był aż tak eksploatowany i miał dopiero przed sobą setki rozegranych meczów.
Buen gesto del equipo y de Asenjo con Filipe Luis. #ÁnimoFilipe pic.twitter.com/knyEUGorg6
— La Gradona Atleti (@LaGradona_ATM) March 18, 2018
O ile w mistrzowskim sezonie balans pomiędzy prawą, a lewą flanką był zachowany, o tyle od momentu powrotu Filipe, który zbiegł się z obniżką formy Juanfrana, to lewa strona obciążana jest zdecydowanie bardziej. Choć dla fanów Los Rojiblancos Brazylijczyk jest już królem i żywą legendą, która nie musi niczego udowadniać, z pewnością będzie chciał jeszcze pograć na Estadio Metropolitano, bo dostarcza mu to mnóstwo radości. Klub musi jednak pogodzić się z sytuacją i kondycją 32-latka i zrozumieć, że znalezienie dla niego backupu jest tak samo ważne, jak znalezienie następcy Antoine’a Griezmanna. W przeciwnym razie “szklany król” rozbije się na dobre w drobny mak.