
Wszystkie inne spotkania zeszły na dalszy plan, a najwspanialsi aktorzy globu znów sprezentowali nam 90-minutowy spektakl, który pozostanie w pamięci jeszcze przez jakiś czas. Co przykuwało wczoraj największą uwagę?
Ani Real taki słaby, ani Barcelona taka mocna
Biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie, wydawało się, że Królewscy są skazani na pożarcie. Barcelona zyskała psychologiczną przewagę, wyprzedzając rywala w tabeli po trwającym większość sezonu pościgu, a w środę ograła Manchester City najmniejszym nakładem sił, prezentując przy tym spektakularną momentami grę. Real w tym czasie nie dostarczył swoim kibicom wielu powodów do optymizmu. Niedzielnym wieczorem okazało się, że wszystkie te przesłanki straciły jakiekolwiek znaczenie. Oglądaliśmy starcie dwóch równorzędnych rywali, wygrane ostatecznie przez tych, którzy byli skuteczniejsi. Mecz pokazał, że klasowa drużyna wciąż może zdominować będącą w świetnej formie Dumę Katalonii. Z kolei kibice Los Blancos nie powinni jeszcze spisywać sezonu na straty, co się już niektórym udzieliło.
Klasyk w krzywym zwierciadle
FCB 1-0 RMA (Mathieu 19') – Barca hasn't scored a header in a Clasico at Camp Nou in 12 years (Kluivert, 06.12.03)
— MisterChip (English) (@MisterChiping) March 22, 2015
Dawno nie widziałem El Clasico z Barceloną tak absolutnie nie po barcelońsku grającą.
— Piotr Żelazny (@ZelaznyPiotr) March 22, 2015
Konia z rzędem temu, kto przed meczem spodziewał się, że Barca wygra dzięki uderzeniu głową i notorycznie granym długim piłkom, a Real przez dłuższy czas będzie dominował. Niecodzienny widok trwał mniej więcej do czasu utraty przez Królewskich drugiego gola. Końcówka w wykonaniu gospodarzy była już bliższa temu, do czego się przyzwyczailiśmy – nie brakowało gry na jeden kontakt i świetnej współpracy tercetu MSN, która mogła przynieść Blaugranie kolejne gole.
Powroty udane, powroty nieudane
Fani zespołu z Madrytu przed Gran Derbi szukali nadziei w powrocie Luki Modricia i Sergio Ramosa. Obaj mieli za sobą przetarcie z Levante, Chorwat zagrał dodatkowo pół godziny z Schalke. Wczoraj Modrić miał zapewnić kontrolę i przegląd pola, a Ramos spokój w defensywie i większe możliwości w ataku, zwłaszcza przy kornerach. Nadzieje Królewskich spełniły się tylko połowicznie – magik z Bałkanów zaprezentował wczoraj kilka świetnych zagrań, chociażby podanie do Benzemy poprzedzające gola. Widać jednak było, że z czasem słabł i nie jest jeszcze gotowy na intensywne 90 minut. Niestety dla gości, Ramos przypominał wczoraj Tomasza Kędziorę w starciu Lecha z Legią. Kilka jego zagrań znamionowała niepewność i stres, to właśnie Ramos zawinił przy bramce Mathieu i złamał linię spalonego przy trafieniu Suareza. Wydaje się, że Varane spisałby się wczoraj lepiej, zwłaszcza, że to właśnie w Klasykach gwiazda Francuza świeci najjaśniej.
Mecz dwóch połówek
Ponad 20 lat oglądam, czytam, rozmawiam o piłce, ale takiej różnicy poziomów gry nie umiem wytlumaczyc. Inne zespoły wyszły po przerwie.
— Krzysztof Marciniak (@Marciniak_k) March 22, 2015
To spotkanie nie tylko podważyło wszelkie prawdy i przewidywania, które można było wysnuć jeszcze przed pierwszym gwizdkiem arbitra. To samo piłkarze zrobili z wszelkimi spekulacjami i propozycjami scenariuszy kreowanych w przerwie.
Do przerwy BBC > MSN. Nie możliwe żeby po przerwie Real czegoś nie strzelił. A Barca? Może znów jakiś stały fragment… #ElClaciso
— Michał Pol (@Polsport) March 22, 2015
Wydawało się pewne, że Real zwietrzył szansę i w drugich 45 minutach po prostu musi wykorzystać jakąś okazję do strzelenia gola, a wątpliwości dotyczyły tylko tego, czy Blaugrana będzie w stanie odpowiedzieć. Jeszcze na początku dwójkowa akcja Ronaldo i Benzemy, zakończona paradą Bravo po strzale tego drugiego zapowiadała, że te przewidywania będą miały swoje odbicie w obrazie gry. Był to jednak jedyny przebłysk nawiązujący do gry Królewskich w pierwszej połowie. Od momentu gola Suareza Duma Katalonii zdominowała mecz i mogła skończyć ten mecz z jeszcze okazalszym dorobkiem bramkowym.
It’s a kind of magic
Jeszcze w środę, czwartek, a pewnie nawet i w piątek, fani zachwycali się siatkami, które Leo Messi zakładał rywalom w starciu z The Citizens. W niedzielę magia znów zawitała na Camp Nou. W pierwszej połowie zachwycali zwłaszcza goście. Ruleta Isco, świetna sztuczka Marcelo, a przede wszystkim taconazo Benzemy. Zagranie to z pewnością przejdzie do panteonu pamiętnych momentów El Clásico, tuż obok rajdu Messiego w półfinale Champions League czy owacji Bernabeu dla Ronaldinho. Niewiele zabrakło, żeby podobnie stało się z rajdem Neymara w drugiej połowie. Brazylijczyk zaszarżował zupełnie w stylu swojego genialnego rodaka, ale jego strzał był niecelny. Piotr Żelazny napisał na Twitterze o najsłabszym Klasyku od lat, ale trudno mi się z tym zgodzić.
Bale who?
Czy oni serio mają tam wewnętrzny zakaz zdejmowania z boiska Bale'a?
— Rafał Stec (@RafalStec) March 22, 2015
Zgoda, w pierwszej części gry Walijczyka można było jeszcze chwilami dojrzeć na boisku. Zainicjował kilka akcji, zdobył słusznie nieuznaną bramkę, do tego raz niecelnie uderzył po zamieszaniu w polu karnym Bravo. Nie, żeby to oznaczało, że nie można było się o nic przyczepić – Bale zmarnował chociażby kapitalną okazję do wyłożenia piłki w szesnastce Ronaldo, zbyt długo holując piłkę, co dało tylko rzut rożny. W drugiej połowie skrzydłowy zniknął kompletnie. Dwa (!) podania przez 45 minut zakrawa na kpinę. Camp Nou wyraźnie Walijczykowi nie leży. Ten akapit miał nazywać się „MSN>BBC”, ale ten drugi tercet tak na dobrą sprawę wczoraj po prostu nie istniał, gdyż jeden z jego członków nie potrafił tego wieczora ani grać na tak koncertowym poziomie, jak Benzema, ani przynajmniej być tak aktywny, jak Ronaldo.
Cesarz Piquenbauer
Powiedzenie, że Pique rozegrał swój najlepszy mecz w karierze będzie z pewnością sporą przesadą, ale rosły stoper rozegrał prawdziwe partidazo, zwłaszcza w pierwszej połowie. Stuprocentowa skuteczność przy wślizgach (5/5), do tego sześć przechwytów i pięć skutecznych wybić. W dużej mierze to dzięki niemu Barcelona nie schodziła na przerwę przegrywając.
Polski akcent
Na koniec nieco mniej poważnie. Przez lata nieobecności polskich klubów w Lidze Mistrzów wyrobiliśmy nad Wisłą nawyk zaznaczania polskich akcentów w tych rozgrywkach. Tym razem nieco humorystycznie, ale możemy mówić o takowym we wczorajszym El Clásico.
Trzeba przyznać, że hasztag #JanuszeFutbolu pasuje tutaj idealnie. Z drugiej strony, doceniamy umiejętność miejskiego kamuflażu, no i zazdrościmy, bo spektakl, który nam dany był tylko na ekranach telewizorów i laptopów, ten kibic Barcelony/Korony/ obejrzał na żywo.