Po latach niepowodzeń zmiany są nieuchronne, jeśli chce się wrócić na szczyt. Czasami są to przemiany celowe, czasami natomiast wymuszone. Valencia na przełomie lat 50. i 60. przeszła bardzo trudną drogę, ta jednak zaprowadziła ją do historycznych sukcesów, których wielu wtedy mogło pozazdrościć.
Posucha lat 50-tych
Valencia powstała w roku 1919, rozgrywki ligowe na dobre ruszyły 10 lat później, a po kolejnej dekadzie, Blanquinegros byli już jednym z głównych graczy na hiszpańskich boiskach. Lata czterdzieste to złoty okres w historii klubu ze stolicy Lewantu. Trzykrotny zwycięzca rozgrywek ligowych, zdobywca dwóch Pucharów Króla oraz triumfator Copa Eva Duarte. Dla Nietoperzy grali wtedy legendarni zawodnicy, Mundo, Gorostiza, Asensi, Epi, Pasieguito czy Puchades. Zawodnicy w większości do dziś uchodzący, za najlepszych piłkarzy w historii klubu, stanowiących najlepszy atak jaki występował na Mestalla.
Część z zawodników, którzy stanowili o świetności Valencii w latach 50-tych jeszcze grała i zespół przez długi czas utrzymywał się w czołówce ligowej, zazwyczaj na podium, najdalej w pierwszej piątce. Sezony 55/56 i 56/57 to jednak wielkie załamanie. Najpierw szóste, potem jedenaste miejsce w tabeli ligowej. Valencię dzieliły wtedy tylko 4 punkty od spadku. Kibice przyzwyczajeni do sukcesów, nie mogli być zadowoleni, nikt w klubie nie mógł być zadowolony. Niewystarczające były nawet te drugie czy trzecie miejsca, co więc można powiedzieć o takim rozwoju spraw?
Tragiczne początki
Porażka goniła porażkę. Valencia traciła swoją pozycję w krajowym futbolu. Doświadczeni zawodnicy poszli w odstawkę, a do młodej linii defensywnej, z Mestre, Juanem Quincocesem i Piquerem, która była dowodzona przez doświadczonego Socratesa, dodano dynamicznych i skutecznych atakujących. Na Mestalla zawitali Brazylijczyk Walter Marciano oraz Ricardo Alós. Ten drugi już w pierwszym sezonie sięgnął po Pichichi. To zresztą postać niezwykle ciekawa. Sezon 56/57 to aż 45 jego bramek w Segunda División, wspomniany już 57/58 to 19 trafień w pierwszym sezonie w Primera, jako 26 latek… A potem gwiazda Alósa zgasła. Z powodu różnych problemów zawodnik do końca kariery rozegrał tylko jeden pełniejszy sezon, w którym spędził na boisku więcej niż 1000 minut. I to w drugoligowym Ontinyent.
Walter radził sobie natomiast mniej przebojowo, ale stabilnie. Szybko stał się ulubieńcem kibiców. Do klubu sprowadzony został kolejny Brazylijczyk, Joel, z którym stworzył przyzwoity duet. Czwarte miejsce w dwóch kolejnych sezonach spowodowało, że napływ zawodników z Ameryki Południowej się zwiększył. Do zespołu dołączyli także m.in. Brazylijczyk Juan Machado i Paragwajczyk José Aveiro. Sezon 58/59 przyniósł powrót starego znajomego, uwielbianego na Mestalla Jacinto Quincocesa w roli trenera. Gdyby nie on, Valencia mogłaby skończyć sezon w jeszcze gorszym stylu, gdyż to właśnie pierwsza połowa rozgrywek zadecydowała o kolejnej, wielkiej klapie. Quincoces był natomiast fachowcem od gry w pucharach. Doszedł do półfinału tego krajowego, który wtedy nosił nazwę Copa del Generalismo. Quincoces jednak odszedł, a nowym trenerem, wraz z trendem północnoamerykańskim, został przybysz z Brazylii, Otto Bumbel. Niestety dla klubu ze stolicy Turii, te zmiany kompletnie nie wypaliły. Bumbel był krytykowany za swoje twarde podejście do zawodników, zarówno przez piłkarzy jak i kibiców. Innym zarzutem było to, że nie potrafił stworzyć drużyny. Na boisku były tylko indywidualności. Valencia zajęła 9. miejsce w lidze. Potrzebne były drastyczne przemiany w klubie.
Pierwszą z nich, jeszcze przed feralnym sezonem, było odejście klubowej legendy. Osoby, która powinna być wymieniana jako najważniejsza w historii Nietoperzy. Która do czasu rezygnacji odpowiadała za wszelkie dotychczasowe sukcesy. Mowa o Luisie Casanovie Ginerze. Człowieku, który przez 18 lat był prezydentem klubu, który poprowadził go w dobie walenckiej złotej ery. Mimo ostatnich niepowodzeń, jego decyzja nie spotkała się z dobrym odbiorem u kibiców czy działaczy, jednak była ostateczna i niepodważalna, choć wielu liczyło na inny obrót spraw. Casanova wszak kilkukrotnie próbował odejść wcześniej. Tym razem pozostała mu jedynie funkcja prezydenta honorowego. Jego dotychczasową posadę objął Vicente Iborra. Wraz z Casanovą Mestalla opuściła inna legenda, także rozpatrywana w kategorii tych największych – Antonio Puchades.
To jednak nie koniec trzęsienia na Mestalla. Wydarzeniem, które wstrząsnęło nie tylko całą drużyną, ale także Valencianismo, był wypadek trzech zawodników, w którym zginął ulubieniec kibiców, Walter. Brazylijczyk prowadził swój samochód, wraz z nim do Sueci (miejscowość nieopodal Walencji), podróżowali także Socrates i Coll, którzy z sytuacji wyszli bez szwanku. Piłkarze spotkali się wraz z innymi Nietoperzami: Ribellesem, Sendrą, Mestre, Ginestą i Piquerem, a także byłym zawodnikiem, Antonio Fuertesem, aby uczcić transfer nowego zawodnika, Luisa Colla. Śmierć Waltera i pogrzeb wstrząsnął wszystkimi Los Ches. Trumna na cmentarz została przeniesiona przez jego przyjaciół, prosto ze szpitala. W marszu żałobnym wzięło udział tysiące Valencianistas. Walter Marciano zmarł 21 czerwca 1961 roku, dwa dni później odbył się jego pogrzeb, a już 1 lipca odbyło się spotkanie ku jego pamięci. Zostało rozegrane pomiędzy Valencią, a Fluminense, w którym grał Waldo, zawodnik, który zastąpił Waltera na Mestalla. W najlepszy możliwy sposób. Ekipę Valencii w tym meczu wzmocnili Didi z Realu, Recaman z Espanyolu i Evaristo z Barcelony. Walter w barwach Valencii rozegrał 81 meczów i zdobył w nich 26 goli.
Złota ekipa Balmanyi
W tragicznie zakończonym sezonie 1960/61 drużynę prowadził Domingo Balmanya, były zawodnik i trener FC Barcelony. Hiszpan z miejsca poprawił grę Nietoperzy, choć w lidze było bez fajerwerków. Wspomniane wcześniej rozgrywki Valencia zakończyła na 5. miejscu, co było dobrą prognozą na przyszłość.
W kolejnych rozgrywkach zespół został wzmocniony o wcześniej już wspomnianych: następcę Waltera, Waldo Machado oraz innego Brazylijczyka, Recamana. Z miejsca zawodnicy świetnie zaczęli się rozumieć z Urugwajczykiem Héctorem Núñezem. I choć drużyna prezentowała ciekawy futbol, w lidze zajęła wtedy dopiero 7 miejsce, które musiało być rozczarowujące. Na osłodę, Waldo w debiutanckim sezonie strzelił 14 goli.
Był to jednak sezon przełomowy, wyjątkowy, wręcz historyczny. A to ze względu na Puchar Miast Targowych, w którym grały dwie inne hiszpańskie drużyny — Barcelona i Espanyol. Valencii trafili się silni rywale: Inter, Kolonia, Nottingham Forest, Lozanna, Hearts i UR Antwerpia. Valencia w tych rozgrywkach zasłynęła bardzo ofensywną i skuteczną grą. Angielską ekipę, na ich stadionie, pokonała 5:1, a w półfinale MTK Budapeszt uległ aż… 7:3. Finał natomiast ekipa ze stolicy Turii grała z FC Barceloną, drużyną, która miała wtedy już jedną wygraną na koncie w tych rozgrywkach.
Lata 60-te mogły jednak stać pod znakiem kolejnej, jeszcze większej tragedii. Kiedy zawodnicy Valencii wracali po wygranym 5:1 meczu z Nottingham Forest, prawie doszło do katastrofy. Samolot był bliski rozbicia się w Pirenejach, piloci jednak opanowali sytuacje i ekipa dotarła do stolicy Lewantu cała i zdrowa. Miało to miejsce zaledwie 3,5 miesiąca po śmierci Waltera, 4 października 1961 roku. Socrates i Coll ponownie mieli mnóstwo szczęścia.
Wracając jednak do samych rozgrywek, Balmanya mógł się już wtedy pochwalić fantastyczną wygraną w lidze z Barceloną 6:2. Czterokrotnie trafiał wtedy Waldo, a dla Barcelony wcześniej już wspominany Evaristo. Spotkanie to odbyło się na Mestalla, podobnie jak pierwsze finałowe starcie Pucharu Miast Targowych 1961/62. Problem w tym, że… Balmanyi już wtedy w klubie nie było. Spotkania mające wyłonić mistrza odbywały się we wrześniu, a pałeczkę po byłym trenerze Barcelony przejął Argentyńczyk Scopelli… I wyczyn Domingo powtórzył. Po pierwszym meczu wszystko było praktycznie przesądzone, Valencia wygrała 6:2, a bohaterem meczu został zdobywca hattricka, Vicente Guillot, który w cieniu pozostawił Waldo (0 goli) i Nuneza (1 gol). W rewanżu padł remis 1:1 i Blanquinegros mogli się cieszyć z pierwszego, historycznego triumfu w europejskich pucharach.
Scopelli nie zrobił niczego niesamowitego w lidze, powtórzył wynik z poprzedniego sezonu, Valencia po raz kolejny zajęła słabe, jak na aspiracje klubu, 7 miejsce. W edycji 62/63 Pucharu Miast Targowych, Nietoperze aż do półfinału, grali z samymi wyspiarskimi ekipami, z którymi radzili sobie dobrze… Choć bliskie wyeliminowania Valencii było Dunfermline. Podopieczni Scopelliego wygrali w pierwszym meczu 4:0, aby na wyjeździe odnieść porażkę 2:6… Ostatni, trzeci mecz, który miał wyłonić zwycięzcę, skończył się wynikiem 1:0 dla Blanquinegros. Końcówka tym razem była mniej szalona, a dzięki lepszej organizacji, Scopelli dokończył dzieła — puchar kończył się w czerwcu. Valencia wygrała w finałowych meczach 2:0 i 2:1 z Dinamem Zagrzeb i sięgnęła po trofeum po raz drugi z rzędu…
Koniec epoki
W kolejnym sezonie, 63/64, drużynę, po połowie sezonu, prowadziły postaci legendarne dla Valencii, najpierw był to Pasieguito, potem Mundo. I choć zarówno jeden jak i drugi może się pochwalić wieloma sukcesami zarówno na ławce trenerskiej Nietoperzy (w późniejszym okresie), jak i jeszcze z czasów gry w piłkę, to ten sezon nie mógł być uznany za udany. Valencia po raz kolejny dotarła do finału Pucharu Miast Targowych. Wydarzenie niebywałe i bezprecedensowe. Jednak lepsza okazała się w finale drużyna z Saragossy. Ekipa, dla której był to sezon fenomenalny, bo oprócz PMT, triumfowała także w ówczesnym odpowiedniku Copa del Rey. Na dodatek został rozegrany tylko jeden mecz finałowy, to jedyny taki przypadek w historii tych rozgrywek.
Valencia nie odnosiła już więcej sukcesów w Pucharze Miast Targowych. Kolejne świetne wyniki w Europie nadeszły dopiero kilkanaście lat później, jednak na prawdziwe nawiązanie do hegemoni na boiskach starego kontynentu trzeba było czekać do przełomu XX i XXI wieku…
Z jednej strony to piękny okres, z drugiej, skończony w brutalny dla kibiców i włodarzy sposób. Valencia przez 21 lat była najlepszą ekipą w regionie. Wcześniej Blanquinegros dwukrotnie byli wyprzedzani przez Herculesa (35/36 i 39/40) oraz Castellón (42/43). Przez prawie całą przygodę Casanovy z klubem, Los Ches nie byli do pokonania przez miejscowych rywali. Jednak kolejny średni sezon ligowy spowodował, że Elche przerwało walencką hegemonię. W rozgrywkach 1963/64, zespół z Elx zajął 5., a Valencia 6. miejsce. Nie jest to jednak wydarzenie wspominane i opłakiwane przez Valencianistas, gdyż stosunki z Elche zawsze prezentowały się dobrze. Policzkiem byłoby powtórzenie sytuacji z lat 30-tych, kiedy Blanquinegros uległo Herculesowi, wspólnemu wrogowi Nietoperzy i Elche.
Umniejszony sukces
Kilka lat temu UEFA uznała, że zwycięstw w Pucharze Miast Targowych nie można traktować równorzędnie z triumfami odniesionymi w Pucharze UEFA. Choć przecież to jego poprzednik. Oczywiście, bez większego wahania swój sprzeciw wyraziły zarówno Valencia jak i Barcelona, która w PMT zwyciężała trzykrotnie. Skąd taka a nie inna decyzja? Pierwsza edycja pucharu przypada na lata… 1955-58. Tak, trwała aż trzy lata. Początkowo, jak już wspomniałem, rozgrywki nie mieściły się w ramach sezonu. Nawet te pierwsze wygrane przez Valencię. Ważniejszym powodem jest jednak fakt, ze drużyny nie kwalifikowały się do tych rozgrywek, a zwyczajnie były do nich zapraszane. Dlatego Valencia, zajmując 7. miejsce w lidze i tak grała w pucharze. Podobnie jak niegdyś… w Intertoto. Nie można jednak uznawać sukcesów hiszpańskich drużyn w tamtym okresie, za coś mniej wartościowego. Hiszpanie zwyczajnie zdominowali te rozgrywki.