
Autor: R4six
Nieprawdopodobnie przewrotny i nieprzewidywalny jest bieżący mundial. Kibice już pakowali torby podopiecznym Bento, twitterowcy załadowali je na samolot, a Hiszpanie rezerwowali dodatkowe miejsca dla współpasażerów. Tylko Ronaldo postawił veto.
Gdy zawodzi wszystko
Powiedzieć, że Portugalia gra fatalnie to jak nic nie powiedzieć. I właściwie nie wiadomo, czy temu stanowi rzeczy najbardziej winna jest presja, brak zgrania, kontuzje, przygotowanie motoryczne, skostniały system gry czy złe wybory taktyczno-personalne. A może to jednak przeciwnicy – Niemcy, USA, Ghana – są tak niesamowicie twardymi orzechami do zgryzienia? Gdyby to pytanie zadano na szkolnym teście, a wyżej wymienione kwestie stanowiłyby poszczególne możliwe odpowiedzi, większość osób zapewne zakreśliłaby długopisem każdą z nich. I wszyscy dostaliby za to zadanie maksymalną ilość punktów.
O tym, jak Ronaldo źle wpłynął na swych kolegów podczas meczu z Niemcami była mowa wcześniej. W spotkaniu z USA pokazał zupełnie inne oblicze – mimo przeszkód starał się, wierzył i wspierał partnerów. Efekty były takie same.
Inna sprawa, jak bardzo wyrównana jest grupa, w której gra Portugalia. Niemcy są z jednej strony jak zwykle solidni, a z drugiej nieprzewidywalni, wszystkich zaskakuje swą determinacją Drużyna – wielka litera użyta nieprzypadkowo – Stanów Zjednoczonych, czy niezwykle waleczna Ghana. Truizm mówiący o tym, iż w nie ma słabeuszy w futbolu w przypadku grupy G jest jak najbardziej trafny. Podczas gdy Portugalczyków raz po raz dziesiątkują kontuzje i wykluczenia kartkowe wielu z ich rodaków zapewne zadaje sobie pytanie – jak grać Panie trenerze?
Cóż, na pewno nie tak jak zaplanował selekcjoner. Nie wolno umniejszać jego umiejętności, ale pytanie, czy czasem nie potrzebuje okularów aż samo ciśnie się na usta. Portugalczycy choć mieli łatwą grupę w eliminacjach już wtedy się męczyli. Podobnie zresztą było w barażach, a ostateczny dowód na potrzebę zmian dostali w pierwszym meczu grupowym z Niemcami. Bento nie reagował. Ronaldo gra na 50% swoich możliwości, a i tak jest centralnym punktem zespołu, ustawianego pod niego. Nikogo nie zdziwiłby fakt, gdyby odprawy taktyczne ograniczały się do podobnego (niedziałającego zresztą) schematu:
Nani upersonifikowany
Komentatorzy TVP wytypowali zawodnika Manchesteru United na zawodnika meczu. Strzelił bardzo ważnego, aczkolwiek szczęśliwego gola, trzykrotnie groźnie uderzał na bramkę rywali, próbował odważnych pojedynków jeden na jeden. “Nani był chyba najjaśniejszym punktem drużyny Portugalii” – Jacek Jońca. Z drugiej strony, niecelnie podawał (67%), rzadko wygrywał indywidualne pojedynki – główki, dryblingi, wywalczone faule, odbiory (39% zawyżone statystyką 75% udanych dryblingów), w kreowaniu sytuacji był praktycznie bezproduktywny (tylko jedno kluczowe podanie).
Indywidualności miały stanowić o sile reprezentacji Portugalii. Póki co są one raczej jej słabym punktem, a Nani jest tego najlepszym przykładem. Co z tego, że się stara, że dużo biega, często drybluje i strzela, skoro nie ma to żadnego pozytywnego przełożenia na rezultaty? Powiedzmy sobie otwarcie – w futbolu za dobre chęci profitów się nie dostaje. Paradoksalnie, ten właśnie wyróżniony Nani jest uosobieniem słabości całej reprezentacji. Z jednej strony wybija się na ich tle, z drugiej jednak jest tak samo bezproduktywny jak reszta Portugalczyków. I tak jak jego partnerzy oraz cały sztab trenerski nie za bardzo wie co z tym fantem zrobić. „Vanitas vanitatum, et omnia vanitas” (marność nad marnościami i wszystko marność).
Magic touch
A jednak w tej całej marności do Bento i spółki uśmiechnęło się szczęście. Mogli już pakować walizki, a tak wciąż pozostają w grze. I nikogo nie zdziwi fakt, że wszystko to zasługa Cristiano Ronaldo. Była ostatnia minuta doliczonego czasu gry, gdy z chirurgiczną precyzją posłał dośrodkowanie w pole karne Amerykanów, wprost na nos Vareli, który z łatwością umieścił piłkę w siatce…W ten oto sposób ten, który w równie dużym stopniu zawodził na turnieju w jednej chwili z winowajcy przerodził się w bohatera.
Cierpliwość, opanowanie i determinacja popłaciły zatem. Cristiano, który przeszedł obok meczu stał się jego postacią centralną. Nie genialny tego wieczoru Howard, nie heroicznie walczący Jones, nawet nie wyróżniany przez komentatorów Nani – tylko właśnie CR7.
Ronaldo swoją genialną centrą przedłużył nadzieje każdego Portugalczyka na dalsze mundialowe sukcesy. W swych boiskowych partnerach Cris zaszczepił nadzieję, a jak wiemy, takie chwile potrafią uskrzydlać znacznie lepiej niż Red Bull. I jak tu po takich momentach nie wierzyć w tzw. „magic touch”?
Praca, praca i jeszcze raz Ronaldo
Wątpliwa jest zmiana podejścia Paulo Bento co do stylu w jakim prowadzi drużynę. Na pewno nie wywróci jej do góry nogami, chociaż dokręcenie kilku śrub powinno pomóc Portugalczykom wywalczyć korzystny rezultat w meczu z Ghaną. Selekcjoner musi przede wszystkim tchnąć nowe życie w drugą linię, tak by Ronaldo pozostając centralną postacią zespołu nie został jednocześnie osamotniony w walce z przeciwnikami. Powinien popracować także nad szczelnością zasieków obronnych zespołu – Portugalia traci mnóstwo bramek, a forma defensorów daleka jest od idealnej.
Nie należy rozpatrywać potencjalnego come-backu Bento i spółki w kategorii cudu. W sporcie nie można polegać tylko i wyłącznie na szczęściu – trzeba mu bowiem maksymalnie pomagać. Selekcjoner Portugalczyków tak jak i jego piłkarze stoją zatem przed trudnym zadaniem. Nie mogą wybiegać za daleko w przyszłość, wskazane byłoby jednak podreperowanie taktycznego warsztatu drużyny. Morale zostało bowiem już zbudowane właśnie w 94. minucie ostatniego meczu. Teraz, Portugalczycy dzierżą własny los w swoich rękach (a właściwie nogach). Podołają wyzwaniu?