Pomimo sporych trudności, w przeciągu roku, River Plate wygrał Copa Sudamericana, Recopa Sudamericana oraz Copa Libertadores. W ich kontekście powiedzenie „co cię nie zabije, to wzmocni” jest aż nadto celne.
Jednak przede wszystkim ze względu na formę, jaką prezentowali kilka miesięcy temu mało kto upatrywał w nich kandydatów do (jakiegokolwiek) zwycięstwa. Wystarczy zresztą przypomnieć sobie początek sezonu – obstawiając ich mecze nie dało się zawrzeć zakładu pewniejszego niż BTS (dla nieobeznanych – both score). W lutym i marcu Los Millonarios zaliczyli bowiem niechlubną serię dziesięciu meczów bez czystego konta, jednak nie była to historia z cyklu „strzelimy jednego więcej”. Ta sztuka udawała się River bardzo rzadko, bo klub z Buenos Aires, z owych dziesięciu spotkań wygrał tylko dwa i aż siedem zremisował. Podopieczni Marcelo Gallarda kiepsko radzili sobie też w Copa Libertadores – do fazy pucharowej awansowali dopiero po ostatniej kolejce i to tylko dzięki uprzejmości Juan Aurich, które tego samego dnia przegrało 4:5 z Tigres.
Z czego wynikały tak słabe wyniki drużyny? Wpływ na ten stan rzeczy miała głównie dość spora reorganizacja drużyny pomiędzy sezonami. Wielu graczy zostało wówczas wymienionych, zatem brak zgrania był poniekąd naturalny. Gallardo dość długo musiał więc szukać odpowiedniej formuły dla swojego zespołu. Sporo testował, sporo przestawiał i rotował. Z drugiej strony, przez długi czas River wyglądał na zespół, w którym piłkarzy po prostu rozstawia się po pozycjach, a potem mówi się, niczym dzieciom na wfie, coś w stylu Johana Cruyffa – „idźcie i cieszcie się grą”. Radości jednak nikt z tego nie uświadczał, bo Milionerzy popełniali dużo prostych błędów. Często zdarzały się im sytuacje rodem z polskiej Ekstraklasy – podopieczni Gallarda zostawiali rywalom wolne nie korytarze, lecz całe autostrady, przez co tracili sporo goli, a w konsekwencji i punktów.
Patrząc więc z perspektywy czasu, tym większe pokłony należą się El Muñeco, że potrafił tę drużynę poukładać, choć szlifował stosunkowo wolno. W niewielu klubach właściciele mieliby równie dużą cierpliwość, bo przecież w ogóle w Ameryce Południowej sporo jest swego rodzaju Józefów Wojciechowskich… Na szczęście Rodolfo D’Onofrio do takowych nie należy, a zaufanie do Gallarda się opłaciło. Muñeco odstawił na boczny tor co bardziej chimerycznych piłkarzy, jak Balanta czy Pisculichi, odważniej postawił na młodzież, ustabilizował linię obrony, w końcu też poprawił stałe fragmenty i grę z kontry, w czym jak się okazało tkwił największy potencjał drużyny. Efekty? Licząc od meczu z Godoy Cruz, który zakończył ich wcześniej wspomnianą serię, do dzisiaj, Milionerzy przegrali jedynie dwa z 24 meczów we wszystkich rozgrywkach. W lidze jak równy z równym walczą z San Lorenzo i Boca Juniors o fotel lidera, no i oczywiście wygrali Copa Libertadores, trzeci raz w swojej historii.
River Plate wygralo Copa Libertadores por 19 latach. Za rok kolej na polski klub w Lidze Mistrzow
— Rafal Lebiedzinski (@rafa_lebiedz24) sierpień 6, 2015
Mało? W kluczowym momencie sezonu nagle zbuntował się Teófilo Gutiérrez, jeden z kluczowych zawodników w układance El Muñeco. O chęci odejścia Kolumbijczyka mówiło się co prawda od dłuższego czasu, ale nikt nie przypuszczał, że w swoim postanowieniu będzie aż tak radykalny. Po powrocie z Copa America napastnik ogłosił wszem i wobec, że w barwach River już więcej nie zagra i jak obiecał, tak zrobił. Problem polegał jednak na tym, że połowę praw do jego karty posiadał podmiot zewnętrzny, wskutek czego D’Onofrio chcąc odzyskać zainwestowane w niego pieniądze żądał sum kilkukrotnie przewyższających jego wartość. Status quo trwał stosunkowo długo, co nie podobało się Gallardowi, ponieważ Teo wciąż pozostawał zarejestrowanym członkiem zespołu, blokował więc jedno z miejsc przeznaczonych dla obcokrajowców i tym samym uniemożliwiając grę Tabaré Viudezowi. Problem został rozwiązany dopiero po kilku tygodniach – koniec końców D’Onofrio i tak zszedł z ceny, puszczając Kolumbijczyka do Sportingu za nieco ponad dwa miliony euro.
Teofilo Gutierrez oficjalnie w Sportingu. Czyli Viudez wreszcie będzie mógł zagrać w barwach los Millonarios. pic.twitter.com/zqWco1TssT
— Mariusz Bielski (@B_Maniek) lipiec 19, 2015
W międzyczasie udało się postawić na nogi Pablo Aimara, który z wakacji na malezyjskich plażach z malezyjskiego klubu Johor Darul Ta’zim FC powrócił jako wrak piłkarza. Długo nadganiał zaległości, udało mu się nawet zagrać kilkanaście minut w meczu z Rosario Central, ale niedługo potem ogłosił, że nie jest już w stanie dłużej kontynuować kariery. Szkoda, bo pewnie gdyby tylko zdrowie mu pozwoliło, byłby dla River kimś równie ważnym, jak jeszcze niedawno Riquelme dla Boki. Aimar to jednak postać, która zasłużyła na osobny tekst…
Jednak Marcelo Gallardo i jego nowi zawodnicy szybko zamknęli usta sceptykom. Bardzo dobrze do drużyny wprowadzili się szczególnie Lucho, Viudez oraz Alario. Pierwszy, choć nie jest zawodnikiem pierwszego składu, potrafi wprowadzić dużo spokoju do drugiej linii, drugi robi sporo wiatru z przodu, ale najlepiej prezentuje się ostatni z wymienionych. Można powiedzieć, że niemal w pojedynkę wygrał dla River oba półfinały i finały – w czterech meczach zaliczył bowiem dwie asysty i strzelił dwa gole, czyli dołożył swoją cegiełkę do 2/3 ze wszystkich zdobytych w tych spotkaniach bramek.
W związku z ostatnimi sukcesami, w świetle fleszy znalazł się nie kto inny jak sam El Muñeco, którego media już zaczęły porównywać z Diego Simeone. Osiągnięcia Gallarda docenili także twórcy rankingu Coach World Ranking, umieszczając go na 6 miejscu listy najlepszych trenerów na świecie. Szkoleniowiec River zajął więc wyższe miejsce niż tacy fachowcy jak José Mourinho, Arsené Wenger, czy El Cholo właśnie. Niektórzy chętnie widzieliby Muñeco nawet w roli selekcjonera kadry narodowej. Gdzie będzie jego następny przystanek – w drużynie reprezentacyjnej, czy w Europie?
Przyszłość River, przynajmniej ta najbliższa, maluje się w całkiem pozytywnych kolorach. Zakładając, że nowe nabytki nagle nie spuszczą z tonu, Milionerzy wyglądają na drużynę odpowiednio zbalansowaną, w której Gallardo umiejętnie łączy doświadczenie z młodzieńczą świeżością. Druga strona medalu jest jednak taka, że ostatnie sukcesy przyciągnęły nie tylko zainteresowanie kibiców czy mediów, lecz też europejskich klubów. I tak jego “pierwszą ofiarą” został Matias Kranevitter, który ma dołączyć do Atlético. Pojawienie się kolejnych informacji o zainteresowaniu innymi graczami, jak chociażby Mammaną, to zapewne kwestia czasu. Jeśli jednak trzon zespołu zostanie zachowany – a wygląda na to, że tak się stanie – River zapewne powalczy także o mistrzostwo Argentyny. Boca i San Lorenzo muszą zatem mieć się na baczności!