Real Sociedad musi przebudować formację ofensywną. Każdy kibic, który choć trochę interesuje się sytuacją baskijskiego klubu, po zakończeniu sezonu z czystym sumieniem mógł wystawić taką diagnozę. Do momentu wypożyczenia Brumy, media sypały jak z rękawa nazwiska potencjalnych skrzydłowych. Do poniedziałku, kiedy to pod poliklinikę Gipuzkoa podjechał klubowy Volkswagen z Jonathasem w środku, identycznie przedstawiała się sytuacja z napastnikami.
Nic nie działa, nic nie szkodzi
Kiedy na początku kwietnia sytuacja La Realu w lidze stała się względnie bezpieczna, rozpoczął się proces nazwany przez lokalne media castingiem. David Moyes dwoił się i troił, żeby w krótkim czasie uzyskać jak najwięcej informacji o swoich piłkarzach w kontekście nowego sezonu. Sprawdzał kolejnych zawodników, którzy wcześniej z różnych powodów nie mogli grać. Zmieniał ustawienie zespołu rezygnując z gry klasyczną dziewiątką na rzecz tej fałszywej. Jednak wciąż jeden problem pozostawał otwarty – sytuacje do zdobywania bramek częściej tworzyli obrońcy swoim rywalom, niż atakujący Txuri Urdin swoim kolegom. Warto nadmienić, że obrońcy byli wtedy w niezłej dyspozycji, a linia obrony zawodziła względnie rzadko. W ostatnich dziewięciu kolejkach napastnicy strzelili zaledwie dwa gole. Próba gry dwójką snajperów przeciwko Granadzie skończyła się hańbiącym 0:3. Lato musiało być czasem trudnych decyzji i drastycznych zmian.
W listopadzie ubiegłego roku Szkot odziedziczył po Jagobie Arrasate zespół kompletnie nieprzygotowany fizycznie do trudów sezonu. Lekkie sesje treningowe w lipcu i zabawy w windsurfing szybko odbiły się czkawką Jagobie Arrasate, który na początku listopada po kolejnej ligowej porażce przepadł jak kamień w wodę. W tym roku jest zupełnie inaczej. Panuje prosta zasada „no pain, no gain”. Wymagające treningi pod okiem Davida Billowsa, który pomaga Moyesowi w budowaniu formy swoich piłkarzy, mają dać efekt od początku rozgrywek. Powinny również chronić piłkarzy przed kontuzjami mięśniowymi, które ze względu na intensywność zajęć, trapiły piłkarzy w trakcie sezonu. Fakt, że prawie wszyscy wytrzymali austriackie piekiełko trzech sesji dziennie napawa lekkim optymizmem.
Szanse…
Przez dłuższy czas Real Sociedad nie był aktywnym graczem w oknie transferowym. Jeżeli coś się działo, to chodziło o piłkarzy, którzy opuszczali klub w poszukiwaniu nowych wyzwań. Presja zwiększyła się po nieudanej próbie zakontraktowania angielskiego napastnika Danny’ego Ingsa, któremu z końcem czerwca wygasł kontrakt w Burnley. Na 13 dni przed rozpoczęciem przedsezonowych przygotowań kadra pierwszego zespołu liczyła zaledwie 17 nazwisk. Co gorsza, pod znakiem zapytania stała przyszłość Geronimo Rulliego i to na jego zatrzymaniu koncentrowali się wszyscy ludzie w klubowych biurach. Sprawa została ostatecznie zamknięta na początku lipca, a Argentyńczyk opuścił jedynie pierwszy pourlopowy trening w Zubiecie. Media, głównie zagraniczne, prześcigały się w żonglowaniu nazwiskami kolejnych piłkarzy, którzy mieli być już jedną nogą w Kraju Basków. Ostatecznie włodarze klubu postawili na szybkiego skrzydłowego Brumę oraz środkowego obrońcę Diego Reyesa, których wypożyczono odpowiednio z Galatasaray i FC Porto. W umowie Portugalczyka zawarta jest klauzula wykupu za 8 milionów euro, którą klub może aktywować przed końcem sezonu. W przypadku Meksykanina takiej opcji nie ma i po zakończeniu sezonu na pewno wróci do drużyny Julena Lopeteguiego. Wśród kibiców cały czas trwała dyskusja o tym, kto zostanie nowym napastnikiem. Mówiło się m.in. o niechcianym w Liverpoolu Fabio Borinim, a także Jordanie Rhodesie, Roberto Soldado i Leonadro Ulloi. Do klubu uśmiechnęło się jednak szczęście i zdołano przeprowadzić transfer, który jeszcze niedawno wydawał się niezbyt realny.
14 bramek i 7 asyst w barwach karnie relegowanego z ligi Elche, to najlepsza wizytówka jaką mógł sobie wystawić Jonathas po pierwszym sezonie gry w Hiszpanii. Na Anoeta trafił za 7 milionów euro – z czego 600 tysięcy trafiło na konto Los Franjiverdes, a kwota może urosnąć o kolejne 200 tysięcy jeśli Real Sociedad do 10 sierpnia nie wypożyczy im jednego ze swoich zawodników – i tylko najwięksi pesymiści mogliby upatrywać w nim niewypałów na miarę Alfreda Finnbogasona, Harisa Seferovicia, czy Diego Ifrána. La Real potrzebuje skuteczności. W zeszłym sezonie ani Agirretxe, ani Carlos Vela, nie wspominając o Finnbogasonie, nie zbliżyli się do granicy dziesięciu bramek. Brazylijczyk ma być odpowiedzią na ten wynik. David Moyes bez przeszkód może zbudować wokół niego atak mniej więcej taki, jaki marzył mu się niemal od początku pracy w San Sebastian. Atak opierający się na szybkości, dryblingach i szukaniu nieszablonowych rozwiązań pod bramką rywala. Statyczność, przewidywalność i niedbałość ma odejść w zapomnienie.
… i zagrożenia
Co może pójść nie tak? Agirretxe i Jonathas mają pewne wspólne cechy fizyczne. Obaj są wysocy i silni, ale więcej zwrotności jest w starym Ikarusie niż w nich dwóch razem wziętych. Szkocki trener w razie kłopotów chciał mieć odrobinę szerszy wachlarz opcji na pozycji numer dziewięć. Na początku mogło się wydawać, że szuka zawodnika o profilu zbliżonym do Carlosa Veli, czyli zwinnego, błyskotliwego dryblera, ale z dobrym wykończeniem. Ewentualny plan B będzie teraz zakładał grę na szpicy właśnie Meksykaninem, który nie zawsze potrafi zachować się odpowiednio w polu karnym i najzwyczajniej brakuje mu strzeleckiego nosa. Neutralizacja skrzydeł może zmusić Moyesa do topornej gry długimi piłkami, którą prezentował Real Sociedad w końcówce poprzedniego sezonu.
Stosunkowo sprzyjający terminarz, okres przygotowawczy przeprowadzony według własnej metody, zbudowanie kadry wedle własnych potrzeb z delikatnym naciskiem na obecność wychowanków w pierwszym zespole. Nic się nie stanie jeśli na początku sezonu zespół poślizgnie się raz, czy dwa. Kibice będą w stanie to wybaczyć jeśli zobaczą, że drużyna się rozwija. Trzy sezony temu Real Sociedad był porywającym zespołem, który z wielką gracją atakował niemal non stop. Po dwóch sezonach bolesnego upadku tamtego stylu wszyscy oczekują odrodzenia. Piłki, która ponownie wleje dumę w serca Txuri Urdin. Nie będzie miejsca na usprawiedliwienia tym bardziej, że na szali leży nowy kontrakt. Nowy atak ma sprawić, że David Moyes znowu wygra walkę o reputację.