
Wraz z powierzeniem funkcji pierwszego trenera Zinédine’owi Zidane’owi przez Florentino Péreza w Madrycie zza chmur wyjrzało słońce. Na twarzach piłkarzy ponownie pojawił się uśmiech, obrazki z treningów wręcz emanowały pozytywną energią. Madridismo zaczęło odzyskiwać wiarę i wszyscy związani z Realem Madryt zaczęli z optymizmem spoglądać w przyszłość. Nawet najwięksi malkontenci, zahipnotyzowani „efektem Zidane’a”, zaczęli ważyć swoje słowa, w końcu mowa była o legendzie, człowieku „stąd”. Dokładnie za 8 dni miną dwa miesiące odkąd Zizou podjął się ambitnego wyzwania, jakim jest uratowanie sezonu Realu Madryt. Wraz z nieoficjalnym pożegnaniem się z mistrzostwem kończy się okres ochronny Francuza jako szkoleniowca. Jak wiele wniosków możemy wyciągnąć z dotychczasowych ośmiu spotkań i czy w grze Królewskich zmieniło się dostatecznie wiele, aby wciąż wierzyć w uratowanie obecnego sezonu?
Sześć zwycięstw i dwa remisy – takim bilansem w pierwszych ośmiu spotkaniach jako szkoleniowiec Realu Madryt może pochwalić się zarówno Zinédine Zidane, jak i Rafa Benítez, a Królewscy, zamiast gonić – zwiększyli dystans do liderującej Barcelony. Mimo przyjemnego terminarza zespół Zizou dwukrotnie tracił punkty w Andaluzji i to w mocno rozczarowującym stylu, niewiele różniącym się od tego, co prezentowała drużyna Beníteza. Choć to była dopiero druga wpadka pod wodzą Zidane’a, to w niecierpliwym madryckim środowisku powoli słychać głosy krytyki, czy słusznie? Co jest genezą problemu, którego efektem jest jeden tytuł ligowy na przestrzeni ostatnich 8 lat?
Efekt Zidane’a… wytworem wyobraźni?
Nie ulega wątpliwościom fakt, iż zmiana trenera w trakcie sezonu powinna wywołać natychmiastowe efekty. O tyle, o ile Zizou solidnie przewietrzył szatnię pozbywając się zgęstniałego powietrza stworzonego przez Beníteza, tak ostatecznie nie miało to bezpośredniego wpływu na wyniki zespołu, zważywszy, że strata do Barcelony jedynie wzrosła, a walka o mistrzostwo właściwie została zamknięta. Królewscy na Bernabéu wciąż wygrywają i to okazale, prezentując przy tym przyjemny dla oka futbol, lecz spotkania wyjazdowe wyglądają wręcz fatalnie.
Można dojść do wniosku, że Real mecze poza Madrytem rozgrywa jednostajnie. Swoboda, z jaką rywale operują piłką w środkowej strefie jest niedopuszczalna. Być może wynika to z braku naturalnej „szóstki”, która byłaby w stanie zapewnić niezbędną asekurację bocznych obrońców. Czy w obecnej sytuacji Toni Kroos jest niezastąpiony dla tej drużyny? Niemiec, występując jeszcze w barwach Bayernu, grał wyżej względem tego, czego oczekują od niego kolejni trenerzy Realu Madryt. Zidane stara się maskować braki defensywne Kroosa poprzez ustawienie obok dzielących się zadaniami Modricia i Isco, lecz można polemizować, czy na dzień dzisiejszy Casemiro nie byłby lepszym wyborem. Málaga tworząc przewagi na skrzydłach w doskonały sposób obnażyła wszystkie problemy Realu, zdecydowanie zawiódł Kovacic, który wielokrotnie tworzył dziury w środku.
Kłopoty Królewskich to w zasadzie zamknięte koło, ciąg przyczynowo – skutkowy. Poprzez brak kontroli nad środkiem pola Real z trudem dochodzi do klarownych sytuacji podczas meczów wyjazdowych. Wobec tego Zidane przekazuje większą rolę w ataku Marcelo, lecz zarówno Javi Gracia, jak i Luciano Spaletti wykorzystywali braki w powrotach Brazylijczyka wystawiając na prawym skrzydle szybkich Juanpiego czy Salaha. To powoduje, że w celu asekuracji na lewej stronie pojawiał się Ramos, zostawiając za sobą sporo wolnej przestrzeni. Nie wydaje się jednak, aby Zidane zdecydował się na postawienie na klasycznego pivota, bez którego, jak pokazuje przeszłość, nie można wygrać Ligi Mistrzów.
Podczas spotkania na La Rosaleda niewątpliwie wyszedł także brak doświadczenia Zidane’a. Remis w Maladze był równoznaczny z porażką i w końcowych minutach z pewnością zabrakło ryzyka. Zamiast wystawiać Ronaldo na nienaturalnej dla Portugalczyka pozycji być może lepszym rozwiązaniem byłoby ściągnięcie obrońcy i postawienie na napastnika, jakim jest Borja Mayoral. Sytuacje wyjątkowe potrafią tworzyć niecodziennych bohaterów, Zizou ostatecznie nie zdecydował się na wykorzystanie trzeciej zmiany.
Brak mentalności zwycięzców?
Jednak czy przegrana w lutym liga jest wyłącznie winą szkoleniowców? Piłkarze Królewskich wyraźnie nie radzą sobie z przeszkodami pojawiającymi się w trakcie kolejnych spotkań wyjazdowych. Popularna remontada, która leży w DNA Realu Madryt nie istnieje. Drużyna nie potrafi zwyciężać w meczach, w trakcie których przeciwnik wychodzi na prowadzenie. Taka sytuacja miała miejsce w obecnej temporadzie pięciokrotnie – trzykrotnie Real nie zdołał wywalczyć nawet punktu.
Mimo, iż fundamenty względem mistrzowskiej drużyny Mourinho z sezonu 11/12 pozostały w dużej mierze niezmienne, tak widać ogromną zmianę w mentalności. W szatni wciąż panują Ramos, Ronaldo, Arbeloa czy Marcelo, lecz na boisku nie widać wyraźnego lidera, który swoim zachowaniem, swoją grą dawałby wyraźny sygnał do ataku. Z drużyny zwycięzców, która niezależnie od okoliczności boiskowych szła po zwycięstwo, Real Madryt stał się zespołem, dla którego najmniejsza przeszkoda powoduje bezsilność i zniechęcenie na twarzach piłkarzy.
Ciężko powiedzieć co jest bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy. Real Madryt, symbol „walki do końca” jeszcze w latach 80. i 90., stał się zespołem, który na przestrzeni ostatniej dekady w najważniejszych momentach zazwyczaj zawodził. Jeszcze większe pole do analizy mentalności piłkarzy Królewskich dają wyniki odnoszone w Lidze Mistrzów. Różnica względem Pucharu Europy a rozgrywkami ligowymi jest aż nadto widoczna a najdobitniej udowodnił to poprzedni tydzień, bowiem zespół Zidane’a w Rzymie był zupełnie inną drużyną, aniżeli na La Rosaleda czy Estadio Benito Villamarín.
„Cierpliwość jest podporą słabych, niecierpliwość ruiną mocnych”
Dwa miesiące pracy Zizou jako szkoleniowiec Realu Madryt to wystarczająco dużo czasu, aby kibice byli w stanie dokonać pierwszych ocen. Jednakże musimy zadać sobie pytanie, być może kluczowe w perspektywie kolejnych kilku miesięcy – czy dotychczasowe osiem spotkań to dostatecznie wiele, aby przewidywać przyszłość i wyciągać dalekosiężne wnioski?
Nie można zapomnieć, że Zidane przejął zespół w sytuacji ekstremalnej. Jak donoszą około klubowe raporty – Rafa Benítez pozostawił Królewskich w opłakanym stanie pod względem przygotowania fizycznego, dzięki czemu Francuz musiał w trakcie sezonu zrealizować plan „mini-pretemporady”, który ma na celu przygotowanie Real do dalszych zmagań. Sytuacja zupełnie odrębna od tej, z jaką musiał radzić sobie Rafa, mając czas na przepracowanie okresu przygotowawczego w lato. Dlatego wydaje mi się, że porównanie pierwszych ośmiu spotkań w wykonaniu obu trenerów jest niewymierne i nie byłbym surowy wobec pierwszych poczynań Zizou, który od początku przygody z ławką na Bernabéu nie posiadał jakiegokolwiek marginesu błędu.
Zidane obejmował Królewskich z pięciopunktową stratą do Barcelony, która miała w zanadrzu zaległy mecz ze Sportingiem. Wobec regularności, z jaką punktuje kolejnych rywali Blaugrana zniwelowanie takiej straty było niezwykle trudne. Czy ktokolwiek mógł oczekiwać od Francuza zdobycia ligowego tytułu w sezonie 15/16? Moim zdaniem nie i choć wszyscy kibice Królewscy mogą czuć rozczarowanie po nieoficjalnym zakończeniu zmagań na krajowym podwórku już w lutym, tak Primera División nie powinna być wyznacznikiem w kontekście wystawiania oceny Zidane’owi.
Myślę, że stwierdzenie, iż Real Zizou nie daje jakichkolwiek nadziei byłoby zakłamaniem rzeczywistości. Na przestrzeni ostatnich ośmiu spotkań można dostrzec wiele pozytywów. Przede wszystkim widać w jakim kierunku Francuz chce podążać, a priorytetem pozostaje utrzymywanie się przy piłce i dominacja nad przeciwnikiem, co zdecydowanie bardziej pasuje do stylu gry Realu Madryt, aniżeli wizja gry preferowana przez Rafę Beníteza.
Europejski debiut na ławce trenerskiej, który był pierwszym poważnym sprawdzianem dla „tego” zespołu, można ocenić na piątkę z plusem. Uważam, że Królewscy na Olimpico zagrali świetne spotkanie, głównie pod względem taktycznym. Real zagrał rozważnie, czekając na błędy przeciwnika i mimo, że drużyna Zidane’a nie dochodziła do zbyt wielu sytuacji podbramkowych to w ostatecznym rozrachunku wypunktowała Romę. Zaangażowanie w pressingu widoczne było przez cały zespół, wielokrotnie sygnał do podejścia wyżej dawał Cristiano Ronaldo. Myślę, że wrzucenie najwyższego biegu, tak, jak ma to miejsce na Bernabéu, wobec Romy, która po zmianie szkoleniowca wygląda z tygodnia na tydzień coraz lepiej, byłoby nieroztropne. W fazie pucharowej Ligi Mistrzów nie ma miejsca na błędy, a wynik 2:0 przed rewanżem jest świetnym rezultatem, zwłaszcza, że został wywieziony z Włoch. Dość powiedzieć, iż Real na 31 spotkań rozgrywanych na Półwyspie Apenińskim wygrał zaledwie pięć, wliczając w to zwycięstwo z poprzedniego tygodnia.
Kibiców Królewskich z pewnością napawa optymizmem fakt, iż liga oraz Liga Mistrzów nie idą ze sobą w parze. Tylko dwa razy w historii Real Madryt sięgał podczas jednego sezonu po Primera División i Puchar Europy. Co ciekawe – w sezonie 99/00 Los Blancos po 25. ligowych kolejkach zajmowali trzecią lokatę, a w trakcie sezonu nie oszczędzono Johna Toshacka, którego zastąpił Vicente del Bosque. Ostatecznie Królewscy zakończyli sezon pokonując Valencię na Stade de France, sięgając tym samym po La Octavę. Choć historia daje nadzieje na pozytywne zakończenie sezonu, tak do jedenastego pucharu Ligi Mistrzów wciąż daleko, a przeszłość można traktować jedynie jako ciekawostkę.
Kolejny test – Atlético
Już w sobotę czeka nas prawdziwe partidazo, Derbi Madrileño, Atlético przyjeżdża na Santiago Bernabéu. Mimo, iż wszystko wskazuje, że będzie to mecz jedynie o wicemistrzostwo, tak powinien dać nam więcej odpowiedzi na pytanie: „W jakim kierunku zmierza Real Zidane’a”.
Colchoneros w ostatnim czasie przeżywają mały kryzys i coraz więcej osób krytykuje styl gry zespołu Simeone. Mimo to Cholo na szczeblu ligowym wciąż posiada patent na Królewskich i pomimo tego, że sobotnie starcie nie będzie miało bezpośredniego przełożenia na trofea, to duże prawdopodobieństwo, iż Derby będą poważniejszym sprawdzianem dla Zidane’a i jego drużyny, aniżeli mecz w Lidze Mistrzów z Romą.
Czy Zinédine Zidane to odpowiedni trener dla Realu Madryt? W obecnej sytuacji wstrzymałbym się z odpowiedzią na to pytanie. Myślę, że osiem meczów to niewystarczający materiał aby już dziś stwierdzić, czy Zizou zasługuje na szansę w kolejnym sezonie. Mimo dwóch remisów w Andaluzji, które w zasadzie przekreśliły ligę nie zapominajmy, że Francuz w roli pierwszego trenera Królewskich nie doznał porażki, choć do tej pory nie było ku temu wielu okazji. Zakończona walka o tytuł ligowy wcale nie kończy sezonu Realu Madryt, wręcz przeciwnie, skupienie się na Lidze Mistrzów może wyjść Los Blancos z dużą korzyścią. Osobiście twierdzę, że jeszcze w tym sezonie Real jest w stanie zapewnić swoim kibicom dużo radości i sądzę, iż Madridismo powinno pozostać cierpliwe. „Niecierpliwość jest ruiną mocnych”, co wielokrotnie udowodnił Florentino Pérez. W klubie, nad którym wisi wszędobylska presja, czas i spokój okazany Zidane’owi może stać się fundamentem przyszłych sukcesów Realu Madryt.