
W dzisiejszej piłce coraz większą rolę odgrywają młodzi zawodnicy, nie kiedy nawet niepełnoletni. Na przykład Real Madryt latem ściągnął za 40 mln euro Viníciusa, który dopiero co zmuchnął osiemnastą świeczkę na torcie. Kluby chętnie stawiają na utalentowaną młodzież, ale nie zapominają o bardziej doświadczonych piłkarzach.
Wiadomo, że po trzydziestce zdrowie jest inne i nie pozwala na to samo, co jeszcze wcześniej wydawało się normalne. A im bliżej czterdziestki, tym coraz trudniej utrzymywać poziom. Jednak, jak to w życiu bywa, są odstępstwa od tej reguły. Są piłkarze, którzy nic nie robią sobie metryki i pokazują, że oldboje też potrafią kopać piłkę.
Joaquin Sánchez (rocznik 1981)
Gdyby Joaquin Sánchez był winem, sięgalibyśmy po niego szybciej niż nastolatka po nowy album Justina Biebera. Zaczęcie tego zestawienia od kogoś innego byłoby wielką ujmą dla charyzmatycznego zawodnika. Skrzydłowy Betisu zatrzymał się chyba gdzieś w 2006 roku. Mimo 37 lat na karku wciąż potrafi zakręcić niejednym obrońcą i ma ogromny wpływ na grę Verdiblancos. Był ważnym ogniwem w układance Quique Setiena w poprzednim, jakże udanym sezonie. Na boisko wybiegał 35 razy, z czego tylko sześciorotnie jako zmiennik. Strzelił cztery gole i zaliczył siedem asyst.
Oprócz tego jest świetną duszą towarzystwa i podobnie jak niektórzy zawodnicy, potrafi robić atmosferę. Uwielbia go cała Hiszpania, nie tylko kibice Betisu. Można powiedzieć, że swoim poczuciem humoru i charyzmą zyskał status celebryty, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To on kilka tygodni temu zafarbował włosy w tajemnicy przed żoną, ot tak – rano wstał i stwierdził, że czas na kolejną zmianę.
Właśnie wchodzi w swój 15. sezon na hiszpańskich boiskach. Zaczynał tam gdzie jest teraz, w Betisie. W La Liga zadebiutował w przegranym 2:3 spotkaniu z Malagą w sezonie 2001/2002. Po 6 latach spędzonych na Villamarin, przeniósł się na Mestalla. Jako nietoperz grał przez 5 sezonów, po czym wrócił do rodzinnej Andaluzji, ale do Malagi. W napędzanym przez arabskie pieniądze zespole spędził tylko 2 sezony, w których zaszedł chociażby do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, w którym w dramatycznych okolicznościach odpadł z Borussią Dortmund. Przed powrotem do Betisu był jeszcze dwusezonowy epizod na Półwyspie Apenińskim, gdzie grał w barwach Fiorentiny.
Si SI SI…. Hoy es mi cumpleaños!! 37 Tacos!!?? Daros las gracias por tantas muestras de cariño y admiración. A mi familia, a mi gente, a mis Fans… OS QUIERO TELA!! Un abrazo chillado ?? #micumpleaños #37tacos #nonina #mushobetis pic.twitter.com/pq4rP30VHe
— Joaquín Sánchez (@joaquinarte) July 21, 2018
Aritz Aduriz (1981)
Rówienik Joaquina. Bask to kolejny przykład, że mimo 37 wiosen, wciąż można grać na wysokim poziomie i ciągnąć swój zespół. Aduriz od lat ma niepodważalną pozycję w Atleticu, będąc głównym goleadorem zespołu. A najlepsze, że wysoką formę osiągnął właśnie po trzydziestce. Jeszcze przed nią trafiło mu się nawet powołanie do reprezentacji, ale ni z niego nie wyszło i wydawało się, że kariery w koszulce La Roja już nie zrobi...
W 2012 roku wrócił na San Mamés, a jego osiągi poszły w górę. Dotychczas najlepszym wynikiem Aduriza było dwanaście goli, strzelonych w sezonie 2009/2010 w barwach Mallorki. W sumie jego przygoda na Balearach zakończyła się na 69 spotkaniach i 23 golach. Potem była Valencia. Na Mestalla spędził dwa sezony, tak jak w Mallorce. Bilans – 58 spotkań i 17 trafień.
Po transferze do zespołu Lwów, liczby tylko rosły, aż w sezonie 2015/2016 uzbierał 20 trafień, będąc najlepszym hiszpańskim strzelcem, a w ogólnej klasyfikacji zajął 7. miejsce. Poprzedni sezon jednak należał do absolutnie najgorszych w jego wykonaniu, zresztą jak całego zespołu z Bilbao. W 33. spotkaniach strzelił tylko dziewięć goli. Jak będzie w obecnym sezonie? Znowu nas zaskoczy, czy eliksir młodości już mu się skończył?
O swojej wysokiej formie po trzydziestce mówi skromnie, że to zasługa genów:
Myślę, że ma to związek z moimi genami, więc powinienem dziękować rodzicom. Również istotne jest to, że kocham to, co robię. To cała tajemnica
Diego López (1981)
Powiedzieć, że lata świetności ten urodzony w Paradela bramkarz ma już za sobą, to spore zakłamanie rzeczywistości. Niedługo kończy 37 lat, a mimo to nikt w Espanyolu nie myśli, by nie korzystać dalej z jego usług. Po odejściu innego Lópeza, Pau Lópeza, jego pozycja między słupkami katalońskiego zespołu jest jeszcze pewniejsza.
Na Cornella El Prat trafił pod koniec okienka w 2016 z włoskiego Milanu. Najpierw na wypożyczenie, a po roku Espanyol wykupił bramkarza. Powrót z ziemi włoskiej do hiszpańskiej był dla niego udany. Z miejsca stał się podstawowym golkiperem drużyny Papużek. W całej kampanii dał się pokonać 38 razy, a jedenaście spotkań kończył bez straty bramki. Poprzedni sezon był wyjątkowo pechowy dla niego. Najpierw całą rundę musiał uznawać wyższość wspomnianego Pau (smarkacza dla niego – zaledwie 23-latka), a gdy udało się już mu wejść do wyjściowego składu, kontuzja wykluczyła go na dwa miesiące. Gdy tylko wyzdrowiał, wrócił do gry na dwie ostatnie kolejki.
Borja Fernández (1981)
Absolwent madryckiej La Fábriki, a obecnie zawodnik beniaminka z Valladolid. W zasadzie należałoby powiedzieć lider beniaminka z Valladolid. 37-latek, który zasmakował wielkiej piłki biegając w linii pomocy obok Zinedine’a Zidane’a czy Davida Beckhama i to jako ich partner z drużyny. Walnie przyczynił się do powrotu Realu Valladolid do hiszpańskiej elity. Nie zagrał tylko w pięciu spotkaniach, z czego w trzech pauzował ze względu na kartki. Płuca, mózg i serce zespołu i to w jednej osobie.
Dla oldboja z Valladolidu to dopiero dziesiąty sezon w La Liga. Skromnie jak na tyle przewróconych kartek w kalendarzu. Wpływ na to miały głównie dwa czynniki. Tułanie się po zapleczu Primera División oraz częste wypady do Indii. Aż trzykrotnie trafiał do tamtejszego ATK. W zasadzie wyglądało to tak – jedna runda w Hiszpanii, druga w Azji. Dopiero teraz, na starość się ustatkował.
Jorge Molina (1982)
Gdybyście zapytali siebie, czy mając 35 lat można zapewnić swojemu zespołowi awans do La Liga, odpowiedzi szukajcie u Jorge Moliny. Dzięki jego 22 trafieniom przed poprzednim sezonem Getafe mogło wrócić do elity, a sam Molina był jednym z najlepszych strzelców sezonu. Przeskok z drugiej, do pierwszej ligi może i okazał się dla niego duży – poprzedni sezon zakończył z siedmioma trafieniami, ale i tak był ważną częścią zespołu, o czym niech świadczy fakt, że zagrał w 36 spotkaniach, tylko pięć razy wchodząc z ławki. Do tego dołożył też pięć asyst, co było najlepszym wynikiem w drużynie. No, i Realowi też bramkę strzelił.
Spośród wszystkich starych wyjadaczy, Molina może pochwalić się najmniejszym doświadczeniem w La Liga. To będzie dopiero jego szósty sezon. Przez długi czas związany był z Betisem i to właśnie w koszulce Verdiblancos rozegrał najwięcej spotkań – 212, a w samej Primera División 113. Strzelił 29 goli.
Sergio Ramos (1986)
Na koniec małe, albo może i większe zaskoczenie. Piłkarz, który dopiero skończył 32 lata i nazywać go starym? No, nie jest to na miejscu, ale jest to też lista weteranów ligowych. A jak nie nazwać Sergio Ramosa, jak nie weteranem? Obrońca i kapitan Realu zaczyna właśnie swój – uwaga! – siedemnasty sezon, w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii. Najwięcej spośród wszystkich zawodników obecnie grających. Jednak jeśli chodzi o liczbę występów, tylko Joaquin ma ich więcej, ale różnica nie jest spora. Gracz Betisu ma 488 spotkań, a Ramos 431. Czy pobije w końcu wiecznie młodego skrzydłowego Betisu?
AUTOR: WOJCIECH OLSZOWY