Powoli ku końcowi zbliża się wrześniowy maraton w La Liga. Władze ligi zaplanowały aż trzy kolejki od 20 do 28 września. Na deser zaserowanych zostanie nam kilka arcyciekawie zapowiadających się spotkań. Najgorętszym z nich, istną wisienką na torcie, będzie mecz pomiędzy Sevillą a Atlético. Choć kibice obu klubów za sobą nie przepadają, jest pomiędzy nimi wiele podobieństw. Jakie będzie rozstrzygnięcie w starciu tytanów?
Jak równy z równym
Sevilla i Atlético mają bardzo bogatą historię pojedynków. Drużyny te rozegrały między sobą już 147 spotkań. Co jednak wyjątkowe — żadna z drużyn nie uzyskała znacznej przewagi. Aż 46 razy padał remis, tyle samo razy wygrywała Sevilla, a w pozostałych starciach 55-krotnie triumfowali Rojiblancos. Także ilość strzelonych bramek potwierdza jak wyrównana była dotychczasowa rywalizacja pomiędzy klubami — 220:212 na korzyść obecnego mistrza Hiszpanii. Zaciekłą rywalizację widać także po karach indywidualnych. Jeśli chodzi o drużynę z Andaluzji, „lepszy” bilans ma tylko ze swoim największym rywalem — Betisem.
Atlético (wtedy Atlético Aviación) odegrało swoją rolę w największym sukcesie jaki osiągnęła Sevilla — mistrzostwo Hiszpanii z sezonu 1945/46. Na ławce trenerskiej Andaluzyjczyków zasiadał wówczas Ramón Encinas Dios, dla którego było to już drugie podejście, jedenaście lat wcześniej z tą samą drużyną zdobył Copa del Rey. Z kolei ekipę ze stolicy prowadziła legenda — Ricardo Zamora Martínez. Na koniec sezonu Sevilla wyprzedziła Barcelonę o jeden punkt, a w spotkaniach z madryckim klubem ci pierwsi uzyskali właśnie o jedno oczko więcej.
Oczywiście Rojiblancos nie zrobili tego celowo. Mieli swoje zatargi z Sevillistas sprzed dziesięciu lat. Wtedy jeszcze Athletic Aviación (nazwa Atlético Aviación wprowadzono na początku lat 40-tych, po ogłoszeniu dekretu gen. Franco zakazującego używania słów wywodzących się z obcych języków w nazewnictwie klubów sportowych) od kilku lat próbowała przebić się do najwyższej klasy rozgrywkowej. W sezonie 1933/34 frustracja kibiców i ludzi związanych z klubem mogła być gigantyczna. Kiedy to po raz kolejny wydawało się, że do awansu zabraknie jednego miejsca — pierwsze miejsce zajęła Sevilla, drugie Athletic, a promocję otrzymywał tylko mistrz drugiej ligi. Po kilku miesiącach wszyscy związani z madryckim klubem mogli odetchnąć z ulgą — reforma ligi poprzez jej powiększenie spowodowała, że w rozgrywkach 1934/35 Rojiblancos grali już w Primera División.
Tacy sami…
…a ściana między nami. Tak mogliby zaśpiewać kibice obu drużyn. Dla Los Colchoneros Sevilla to druga najbardziej znienawidzona ekipa w Hiszpanii. Z wzajemnością. Sevillstas umieszczają Atlético na liście trzech klubów, które budzą ich największą niechęć (naturalnie pierwsze z nich zarezerwowane jest dla odwiecznego rywala — Betisu).
Wracając jednak do wspólnych cech. Co prawda Atlético ma na koncie więcej sukcesów od Sevilli, jednak w ostatnim okresie można zauważyć wiele podobieństw. Agresja, pressing, a przede wszystkim sposób gry w środku pomocy. Jeszcze do niedawna o stylu tych drugich decydował w głównej mierze Ivan Rakitić. Jednak po jego odejściu i transferze Grzegorza Krychowiaka, widać, znacznie uwypukliła się rola defensywnych pomocników w drużynie. Duet Iborra – Krychowiak, a następnie M’Bia – Krychowiak świetnie wprowadził w sezon piłkarzy Unaia Emery’ego.
To co różni obie ekipy to szkoleniowcy. Szalony Bask, który jednak często ma problemy z utrzymaniem dyscypliny w drużynie (choć jak pokazują ostatnie spotkania i trafienie Deulofeu, trener potrafi okiełznać trudnych zawodników) i zdarza mu się podejmować dziwne decyzje, a po drugiej stronie barykady Diego Cholo Simeone. Ulubieniec wielu entuzjastów La Liga znudzonych dominacją madrycko-barcelońskiego tanedemu, człowiek, który stworzył kolektyw w Atlético i doprowadził je do wielkich sukcesów, mimo o wiele mniejszych nakładów finansowych od rywali. Warto zauważyć, że sam Argentyńczyk stwierdził prawie rok temu: „Gdybym nie trenował Atlético, chciałbym być szkoleniowcem Sevilli”. Zresztą Simeone był przez dwa sezony zawodnikiem drużyny z Andaluzji. Właśnie w niedzielnym spotkaniu powróci na ławkę trenerską po surowej karze jaka została mu wymierzona po utarczce z arbitrem technicznym.
Nie tylko Cholo zauważa podobieństwa pomiędzy tymi klubami. Kapitan Atlético, Gabi powiedział nawet, że Sevilla gra teraz jak Rojiblancos w tamtym sezonie, dodając: „To defensywnie nastawiona drużyna, która gra dobrze z kontrataku, z bardzo szybkim napastnikiem, mają wiele świetnych zawodników w ofensywie, którzy w każdej chwili mogą przesądzić o losach meczu”. Z dużą dozą pewności można wiec stwierdzić, że o zwycięstwie w meczu nie zadecydują nowinki taktyczne, a detale, pojedynczy błąd, stały fragment gry (w których obie ekipy spisują się przecież świetnie).
Warto zauważyć, że spotkanie zostało uznane za mecz podwyższonego ryzyka, jako jedyne w La Liga. To tylko podkreśla jak gorąco jest pomiędzy fanami obu ekip. Warto dodać, że i zawodnicy są równie temperamentni. Co prawda w tym meczu takiego starcia nie zobaczymy, ale kiedy w styczniu drużyny mierzyły się ze sobą, Diego Costa i Federico Fazio wymienili między sobą „uprzejmości”:
Takie sytuacje są oczywiście rzadkością i nie można wyrokować, że powtórzy się to i tym razem. Natomiast w tym spotkaniu nikt nogi odstawiać nie będzie. Nie w meczu, w którym na przeciwko siebie w środku pola staną Krychowiak z M’Bią i Gabi z Koke. Istne starcie tytanów.
Wiele szacunku dla rywala ma Emery, który po meczu z Realem Sociedad przyznał: „Mecz z Atlético będzie trudny, a zwycięstwo nad nimi byłoby piękne. Ale to ekipa Simeone, aktualni Mistrzowie Hiszpanii i faworyci tego pojedynku”. Unai podkreślił także, że sytuacja w tabeli jest w tym momencie dość korzystna, lecz jakiekolwiek wnioski będzie można wysnuwać w drugiej połowie sezonu, teraz nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Nie wszyscy jednak do sytuacji podchodzą z takim dystansem. Skrzydłowy Sevilli, Aleix Vidal odniósł się do słów Emery’ego: „Jesteśmy bezpośrednimi rywalami Atlético, co prawda to dopiero początek sezonu, ale w tabeli jesteśmy zarówno przed Realem jak i Rojiblancos. Nie oglądamy się na innych”.
Do drużyny Rojiblancos wraca Mario Mandžukić, który przez jakiś czas będzie musiał grać w specjalnej masce:
Passa nie do przerwania?
W ostatnich sezonach Atlético było dla Sevilli nie do pokonania. Andaluzyjczycy nie wygrali z ekipą z Madrytu od 2010 roku, notując 9 meczów bez porażki ze swoimi rywalami. Co jednak ważniejsze, Estadio Vicente Calderón to od 20 meczów twierdza nie do zdobycia. Atlético zwyciężyło w 15, a 5 z nich zakończyło się podziałem punktów (w tym pojedynek z Sevillą).
To właśnie dzięki świetnej postawie na własnym terenie, Rojiblancos spisywali się w ostatnim czasie tak świetnie. Co prawda drużyna z Andaluzji całkiem nieźle radzi sobie na wyjazdach, wygrywając 45% spotkań (na ostatnich 20 meczów) na cudzym terenie, jednak jeśli chodzi o wyniki z czołowymi ekipami, nie są one już tak optymistyczne – zaledwie trzy zwycięstwa.
Sytuacja jest jednak szczególna, Atlético nie prezentuje tego samego bezkompromisowego futbolu, który mimo braku estetycznych fajerwerków zachwycał fanów piłki na całym świecie. Właśnie w tym należy dostrzegać szansy Sevilli — w idealnie naoliwionej i ustawionej maszynie, po wspaniałym sezonie poluzowały się śrubki. A drużyna dowodzona przez Emery’ego w tamtej kampanii pokazała, że potrafi być śrubokrętem, wygrywając Ligę Europy i notując fantastyczną drugą część sezonu. Osobiście bliższy jestem słowom Aleixa Vidala — w powietrzu pachnie kolejną sensacją, którą może nam zgotować Sevilla na Vicente Calderón zdobywając wreszcie madrycką twierdzę.