Sezon 2016/17 ma się kojarzyć w dużej mierze z przyjściem Pepa Guardioli na Etihad Stadium. Padło wiele głosów, że Hiszpan znowu przychodzi w momencie, gdy projekt jest niemal idealny. Obecna kampania zadaje kłam tej teorii. W błękitnej części Manchesteru mają bardzo poważny problem, a rozwiązania, jak do tej pory, próżno wypatrywać.
Jak szwajcarski ser
Najgorzej wygląda defensywa. Po transferze Nicolása Otamendiego, wydawało się, że City może mieć najlepszą parę stoperów w lidze. Niespełna 45 milionów euro zapłacone za czołowego stopera La Liga (niektórzy twierdzili, że nawet najlepszego) nikogo nie dziwiło, bo taki przecież jest rynek. Wszyscy szczęśliwi, The Citizens mają wymarzonego partnera dla Kompany’ego, a Valencia przytula dużą ilość gotówki. Przez pierwsze pięć ligowych kolejek, wszystko wskazywało na to, iż oczekiwany scenariusz ma wielką szansę na wejście w życie. Niestety Belg, który miał liderować defensywie klubu z Etihad Stadium traci dużą część sezonu przez kontuzje, a Otamendi…. no cóż. W styczniu, na łamach Daily Mail można było przeczytać, że jego tatuaże mają wywoływać strach u rywali. No i może to nawet zdawało egzamin, ale piłkarze Liverpoolu czy Leicester nie wydawali się być specjalnie przejęci. W efekcie, City przyjęło cztery bramki od The Reds i trzy od sensacyjnego lidera Premier League, na własnej ziemi! Duży w tym udział Argentyńczyka, który wyglądał jak dziecko we mgle. Oczywiście nie można wszystkiego zrzucać na barki byłego obrońcy Valencii, ponieważ należy pamiętać, iż partnerowanie Demichelisowi nie należy do najprzyjemniejszych chwil w życiu, gdyż rodak Otamendiego nigdy nie należał do czołówki światowych stoperów i nie wróżę mu Złotej Piłki w 2017 roku. Niestety, gdy dwa gole na swoim boisku tracisz po strzałach Roberta Hutha, któremu nic nie ujmując, nie przydarza się to bardzo często, to należy poszukać winnych i jak się przyjrzeć całym rozgrywkom to Otamendi wygląda jeszcze gorzej, niż jego niezbyt rozgarnięty kolega. Być może w meczu przegranym 1:3 z Leicester chciał zbyt wiele udowodnić? W końcu w pierwszym starciu obu ekip, 29 grudnia, zrobił coś takiego:
Nie zaskarbił sobie tym wielu fanów. A przecież przychodził po sezonie, w którym nie dość, że był ostoją defensywy Nietoperzy, to jeszcze w dodatku potrafił strzelić sześć bramek w samej La Liga. Obecnie w barwach City ma na koncie jedną i porażające statystyki w defensywie.
Squawka policzyła mu także zaledwie jeden błąd w defensywie. Wygląda to jak bug z FM-a. Każdy kto Premier League oglądał przynajmniej w miarę regularnie, ten wie, że błędów było o wiele więcej.
To pierwszy orzech do zgryzienia Guardioli, gdy ten już przybędzie do Manchesteru. Sprawić, żeby jego drużyna przypominała monolit w defensywie jak w poprzednich kampaniach. Bo może i 28 straconych bramek w lidze nie wygląda najgorzej, ale to już jest wynik zaledwie na poziomie piątego miejsca w lidze. Drużyna, która gra w defensywie takimi piłkarzami jak Morgan, Huth, Simpson oraz Fuchs, ma zaledwie jednego gola straconego więcej. To musi boleć. Jeżeli Pep sprawi, że Otamendi włączy “La Liga mode” i przy tym będzie miał odrobinę szczęścia jeśli chodzi o zdrowie Kompany’ego, to widoki na poprawę są, ale ogrom pracy jaki czeka hiszpańskiego trenera jest niepodważalny.
Zardzewiała maszyna do zabijania
Jeszcze rok lub dwa lata temu większość drużyn, przyjeżdżających na Etihad, spodziewało się wyjechać stamtąd ze sporym bagażem bramek. Wynikało to z idealnie współpracujących ze sobą Silvy i Agüero, a swoje dodawał Yaya Touré. Iworyjczyk po kapitalnym sezonie 2013/14, w którym zanotował aż dwadzieścia bramek w lidze jako defensywny pomocnik, był na ustach wielu kibiców City, mimo swojego trudnego charakteru oraz licznych fochów. Teraz zostały tylko fochy, a dobrej gry jest jak na lekarstwo. W najważniejszych meczach, takich jak ten z Leicester czy wizyta Tottenhamu na Etihad, 32-latek był nieobecny, jakby już myślami był przy transferze do innego klubu. Nie od dziś wiemy, że to Guardiola zrezygnował z Touré jeszcze w czasach Barcelony, ponieważ wolał Busquetsa. Pewnie obecnie nikt w Barcelonie nie płacze z powodu tej decyzji, a w Manchesterze City mają spory problem. Kiedy kontuzji doznał Kevin De Bruyne, a Raheem Sterling jest w formie przypominającej wygasły wulkan, to wówczas ciężar zdobywania bramek i ich kreowania, ciąży na wyżej wymienionym tercecie hiszpańsko-argentyńsko-iworyjskim. Ten ostatni zostaje wystawiany na pozycji nr 10 zarówno w meczu z Leicester, jak i w pojedynku z Kogutami i choć zdajemy sobie sprawę, że nie jest to jego ulubiona pozycja, to niejednokrotnie potrafił dać odpowiedni impuls swojej drużynie grając wyżej niż zazwyczaj.
Z kolei Silva przypominał prawdziwego lidera jedynie na początku rozgrywek, gdzie notował regularnie asysty. W efekcie osiem wypracowanych kolegom bramek wygląda nieźle, ale już pod koniec 2015 roku i na początku obecnego w oczy Hiszpana zajrzała przeciętność. Poświęciłem 30-latkowi osobny artykuł, ale trzeba to przypomnieć. Gdy nie idzie, wymagamy od niego więcej. To on musi wziąć na siebie ciężar rozgrywania piłki, zagrać niekonwencjonalnie, zrobić różnicę. Nie robi tego i od razu ofensywa cierpi. W idealnym dla City świecie, problemy rozwiązywałby Sergio Agüero. Niestety Argentyńczyka ponownie nie omijają kontuzje, które są jego zmorą od czasów Bitwy pod Cedynią. Co prawda czternaście zdobytych bramek w lidze nadal wygląda przyzwoicie, ale jak przyjrzymy się szczegółom, to problem ma wielkie oczy. Zdobywane gole w zaledwie ośmiu spotkaniach, w tym aż pięć przeciwko koszmarnie usposobionej tamtego dnia drużynie Newcastle pokazuje, że 27-latek nie odciska już tak wielkiego piętna na swojej drużynie jak chociażby sezon wcześniej, gdy o jego braku miejsca w gronie nominowanych do nagrody piłkarza sezonu można było mówić z ironicznym niedowierzaniem. Gole strzelane Leicester czy Liverpoolowi nieco poprawiają morale Kuna, ale już ich okoliczności są mało przyjemne. Zazwyczaj było to ratowanie honoru, a nie tzw. gamechangery.
Jak widać na załączonym obrazku, Pep będzie miał niemały orzech do zgryzienia. Problemy w defensywie wcale nie równoważą się nielimitowanymi opcjami w ataku. Zmiennicy istnieją tylko teoretycznie, bo za wyjątkiem młodego Iheanacho, impulsu z ławki rezerwowych praktycznie nie ma. Nadal zdarzają się festiwale bramkowe, jak chociażby przy okazji wizyt Newcastle czy Sunderlandu, ale przy lepszych przeciwnikach wygląda to dużo gorzej.
Egzamin z budownictwa
O Pepie mówi się różne rzeczy. W Barcelonie podobno miał do dyspozycji piłkarzy, z którymi nawet Wojciech Stawowy awansowałby do Ligi Mistrzów. Wygrał w niej wszystko co możliwe, ale to również nie przekonuje malkontentów do jego umiejętności. W Bayernie jest już nieco gorzej. Odpadł z Ligi Mistrzów po srogim laniu od potwora, którego sam pomógł stworzyć. Rekordy w Bundeslidze są o tyle słabą weryfikacją, że Bayern jest od kilku lat w innym wymiarze. Idealnym klubem dla udowodnienia swojej wielkości jest właśnie Manchester City, który znalazł się na ligowym zakręcie. Awansował co prawda do 1/8 finału Ligi Mistrzów i jeszcze kilka tygodni temu powiedziałbym, że połknie Dynamo Kijów bez zmrużenia okiem. Teraz nie jestem tego taki pewien, bo City oprócz mentalności zwycięzców, której w Europie jeszcze nie pokazało, traci także swoje argumenty sportowe. Czeka Pepa równanie z dwoma niewiadomymi. Po pierwsze trener, który wygrał w europejskim futbolu wszystko, co było do wygrania, musi tym bakcylem zarazić swój zespół Po drugie, trzeba będzie przegrupować towarzystwo, które znowu będzie trzęsło ligą. Czy jest w stanie uzależnić to od Agüero, który z wielkim prawdopodobieństwem opuści kilka ważnych spotkań? Wiemy, że Guardiola bardzo sobie ceni współpracę z Robertem Lewandowskim. Obecny sezon pokazuje, że to właśnie Polak może być odpowiednim antidotum dla The Citizens. Zdrów jak ryba, dostarczający regularnie worki z bramkami i mający jeszcze wiele do wygrania. Już teraz hiszpański szkoleniowiec mówi o nim jako o najinteligentniejszym piłkarzu, z jakim miał do czynienia w swojej karierze. Zwykła pochwała, czy zapowiedź najgorętszego transferu lata? Robert Lewandowski w Premier League? Dla fanów tej ligi, byłby to przedwczesny prezent pod choinkę.
Abstrachując od tego, czy Pep odciśnie znacząco swoje piętno na Manchesterze City, moim zdaniem klub ten strzelił sobie w stopę w momencie, w którym ogłosił co nastąpi po sezonie. Manuel Pellegrini to wielki profesjonalista, ale zakomunikowanie mu w trakcie sezonu, że od następnego już cię chłopie z nami nie będzie, to na pewno nie pomaga. Znaleźć motywację, utrzymać autorytet u zawodników, udowadniać cokolwiek? Przecież wyrok już zapadł. Zostawię ich dla nowego szkoleniowca, któremu już pewnie chcą się pokazać. W newralgicznym momencie sezonu było to posunięcie co najmniej niezrozumiałe. Oczywiście, że chilijski szkoleniowiec mógł przeczuwać co nastąpi. Media swoje w tej sprawie zrobiły i nie ma co z tym specjalnie polemizować, że świadomość zmiany była. Nie mniej jednak to zupełnie co innego, niż oficjalny komunikat z klubu. Weź tu teraz przekonaj Yayę, że jeszcze mamy wiele do ugrania w tym sezonie. C’est impossible.
Breaking news. Manchester City confirm the worst kept secret in football: Pep Guardiola will be their coach next season.
— Gary Lineker (@GaryLineker) February 1, 2016
Jedno jest pewne. Manchester City znalazł się w bardzo trudnym położeniu. Do tego stopnia, że hiszpański szkoleniowiec mógł się zastanawiać, czy w kontrakcie chodziło o drużynę z Etihad, czy może o City z Leicester? Nie wiadomo nadal, czy klub zagra w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów. Swoją droga, Guardiola w Lidze Europy to byłby diabelnie osobliwy widok. Sześć punktów przewagi nad piątym w tabeli rywalem zza miedzy wygląda obiecująco, lecz wynika głównie z nierównej gry Czerwonych Diabłów. Dla Pepa, przyzwyczajonego do piłkarzy ze ścisłego, piłkarskiego TOP-u, będzie to prawdziwy egzamin. Kogo wymienić? Czy oprzeć ponownie drugą linię na przeciętnym w tym sezonie Silvie? Co zrobić z Touré, którego już raz skreślił? Wreszcie co począć, aby ławka rezerwowych była przynajmniej tak dobra, jak obecnie w Tottenhamie? Na pewno pomoże współpraca z Txikim Bergistainem, którego przecież bardzo dobrze zna. Zapowiada się znakomite okienko transferowe, a po nim bardzo ciekawy sezon. Sezon, w którym Guardiola może wiele wygrać, ale też może swoją reputację nadszarpnąć. Tym razem trzeba będzie przede wszystkim budować, a nie usprawniać to co już wcześniej działało.