Nie czuł się na tyle silny, aby móc przekonać Guardiolę o swojej wartości. Nie odbudował się w Milanie ani Ajaxie. Wbrew wszystkim prawom fizyki oraz logicznym schematom, Bojan Krkić znalazł swój dom w Stoke-on-Trent. Jak to się stało, że obiekt pełen fascynacji siłową piłką stał się zbawieniem dla skrzydłowego wychowanego w Barcelonie?
Miłe, złego początki
Jest 26 stycznia 2015 roku, wiatr i stara angielska, deszczowa pogoda daje się we znaki niemal w całym kraju. Stoke City jedzie do Rochdale, aby zagrać swój mecz w ramach FA Cup. Bojan daje swojej drużynie prowadzenie, a jego team zwycięża w stosunku 4-1. Co z tego, skoro kontuzja kolana wyklucza go do końca sezonu. Z obiecującego początku w drużynie Marka Hughesa, nie zostaje już nic. Ze spuszczoną głową, będzie mu dane jedynie obserwować poczynania swoich kolegów. Koszmar trwa.
1 kwietnia 2008 roku. Wśród Prima Aprillisowych żartów, kibice Barcelony w Polsce pewnie wymieniali porażkę w pierwszym meczu z Schalke w ramach 1/4 finału Ligi Mistrzów. Ich ulubieńcy bynajmniej nie podchwycili tematu. W 12. minucie, Manuel Neuer nie jest w stanie utrzymać piłki po strzale Henry’ego, ten dopada do niej ponownie, zagrywa, ją do swojego partnera, Bojana, który daje prowadzenie, a jak się później miało okazać, cenne, wyjazdowe zwycięstwo swojej drużynie. Ma 17 lat, 7 miesięcy i 4 dni. Uczy się jeszcze do szkolnych egzaminów, ale w jego kontekście pojawiają się określenia nobilitujące wychowanka: “Skarb”, “Perła La Masii”, “Jeden z niewielu, z magicznym dotknięciem” i wiele, wiele innych. Tak przecież musi wyglądać człowiek wychowany w słynnym ośrodku Barcelony. Świetny technicznie, szybki, z dobrym dryblingiem i potrafiący zrobić różnicę na boisku. Strzela gole. Ważne gole. Zapewnia Hiszpanii Mistrzostwo Europy do lat 17, bije rekord Messiego jako najmłodszego strzelca goli w La Liga, jest na fali. Niestety, dla młodego, urodzonego w Linyoli zawodnika, pojawia się czynnik, który niejednemu przewrócił życie do góry nogami. Presja. Presja, przyjaciółka, która jest z Tobą niemal zawsze. Nie wybacza. Bojan nie wykorzystuje szansy. Powołany do kadry La Furia Roja , na Euro 2008, nie wytrzymuje tego. Ostatecznie zostaje odsunięty od kadry. – Byłem psychicznie i fizycznie rozbity. Po zmroku, nie mogłem nawet spokojnie chodzić po ulicach. Nie mogłem pójść na imprezę urodzinową czy do kina – czytamy w Guardianie.
Jakby tego było mało, z Barceloną żegna się Frank Rijkaard. Człowiek, który “wynalazł” Bojana i obdarzył go niewiarygodnym zaufaniem. – To człowiek ze wspaniałą osobowością, nigdy, z nikim innym nie miałem podobnej relacji – przyznaje zawodnik.
Chociaż Rijkaarda zastąpił Pep Guardiola i, jak wszyscy pamiętamy, Barcelona wygrywała z Pepem co się da, to dla naszego bohatera był to straszny cios. Odstawiony na dalszy plan przez nowego szkoleniowca, który wprawdzie był autorem pochlebnych opinii na temat 25-letniego obecnie napastnika, to nie widział w nim konkurenta chociażby dla Pedro. Wchodząc na boisko zazwyczaj z ławki rezerwowych, Bojan miał coraz mniejszy wpływ na swój zespół i w końcu zdecydował się opuścić Barcelonę w 2011 roku. – Guardiola to najlepszy trener na świecie, ale personalnie odczuwałem ból. W niektórych sytuacjach nie zachowywał się fair wobec mnie i to był jeden z powodów, dla których odszedłem – podkreślił.
Odszedł, aby podbić Serie A. Serie A, tak niewdzięczną i tak przy tym nielubianą przez napastników. W przypadku Bojana miało być inaczej. Wybrał Romę, w której rządy na ławce trenerskiej obejmował wówczas Luis Enrique. Zatem wszystko po jego myśli. Trener, który wyznaje futbol ofensywny, znający dobrze realia Barcelony, którą dopiero co Bojan opuścił. Niestety, siedem goli w 33 ligowych meczach nie zadowala nikogo, a już na pewno nie ambitnego Bojana. Jak określiła korespondent Guardiana, Susan Campanale: – Serie A jest pełne mocnych osobowości, a on nie był jedną z nich. Zawsze wydawał się cichy i jakby niepewny siebie – dość wymowne. Nie pomaga wypożyczenie do Milanu. Tutaj w zasadzie nie ma nad czym się rozpisywać.
Wreszcie, ostatni przystanek przed Anglią, Ajax. Niegrający w najbardziej wymagającej z lig zespół, uwielbiający efektowną grę, trampolina do wielkiej piłki dla ogromnej liczby zawodników. Niestety, statystyki są porażające. Bojan potrzebuje 665 (!) minut, aby zdobyć pierwszą bramkę dla swojego nowego klubu. Holandia nie okazuje się zbawieniem, jest kolejnym zakrętem na zjeździe dla młodego wychowanka Barcelony, który miał świat u stóp.
Każdy ma swoje miejsce
Wyobraźmy sobie, że Stefan z uwielbianego przez Polaków filmu “Poranek Kojota”, wychodzi na scenę podczas zorganizowanego przez siebie bankietu. – Jeżeli ktoś by państwu powiedział, że mały, zagubiony piłkarz, Bojan Krkić przejdzie do Stoke City i odnajdzie tam swoje miejsce, popukalibyście się w czoło i powiedzielibyście, że tego nie da się zrobić. Jeżeli czegoś nie da się zrobić, potrzebny jest ktoś kto o tym nie wie. Przyjdzie i to zrobi – puenta godna podziwu.
Tak się stało. Wybrał Stoke. Pomyślmy przez chwilę, z czym nam się kojarzy ten zespół? Czy to nie aby kontuzje zawodnika naszej ulubionej drużyny po starciu z Shawcrossem czy innym Whelanem? A może ze stylem gry przypominającym rugby? A może z ostatnim miejscem na ziemi, gdzie pasuje wychowany w La Masii, lubującej się w efektownej grze i przyciąganiu przed telewizory pokolenia, zawodnik. Bojan, Marc Muniesa, Erik Pieters, a przed sezonem 2015/16 także Ibrahim Afellay oraz Xherdan Shaqiri widzą jednak, że nie wszystko jest takie czarno-białe. Bo Mark Hughes, który objął stanowisko pierwszego trenera zespołu z Britannia Stadium, 30 maja 2013 roku, chce odmienić ich styl. Widzi potencjał, który z czasem ujawnia się coraz mocniej i mocniej.
Wróćmy jednak do Bojana. Od przyjścia przed sezonem 2014/15, zwracał na siebie uwagę. W sparingach prezentował się na tyle dobrze, że wywalczył sobie pierwszy plac na inauguracyjny mecz z Aston Villą. Jego drużyna przegrała tamto spotkanie 0:1, a sam Hiszpan nie spisał się najlepiej. Jak sam wspomina początki w Premier League? – Kiedy przybyłem na Wyspy, ważyłem 66 kilogramów. Wdrożono mi specjalny trening, żeby polepszyć moją muskulaturę, szczególnie w górnych partiach ciała. Szybko zwiększyłem masę ciała, do 70 kilogramów. Kluczem było jednak, aby znaleźć sobie miejsce na boisku – czytamy w Daily Mail.
I kiedy wydawało się, że już je znalazł, nadszedł chłodny wieczór w Rochdale, wspomniany w drugim akapicie. Na szczęście dla Bojana, Mark Hughes ani przez moment nie wyrzekł się filozofii, która zakładała odmianę stylu gry. W efekcie, dziewiąta pozycja na koniec sezonu, okraszona takimi meczami jak 6-1 z Liverpoolem, 3-0 z Tottenham czy 3-2 z Arsenalem. Proces trwał.
Bojan obserwując postęp swojej drużyny, mógł mieć obawy. A co będzie, jak znowu zostanie odsunięty na drugi plan? Przecież wszystko dobrze prosperuje. Dla Marka Hughesa, Bojan jest jednak nadal bardzo ważny. Sam zawodnik wie, że okres kontuzji może także pomóc w życiowych rozważaniach. – To jest ta dobra strona urazów, że wzmacniają Cię w wielu kwestiach. Czas spędzony poza boiskiem pozwolił mi przemyśleć wiele rzeczy, w kwestii sezonu 2015/16. Teraz muszę dać z siebie wszystko, aby osiągnąć najwyższy poziom i pomóc drużynie – powiedział w wywiadzie dla International Business Times, 15 września.
Efekty tych rozważań widać na boisku. 5 grudnia, Stoke pokonało u siebie Manchester City 2:0, a w wieczornym Match of the Day, Danny Murphy oraz Ian Wright zachwycali się grą Garncarzy. Ten pierwszy podkreślał znakomitą współpracę tercetu Arnautović – Shaqiri – Bojan. Wprawdzie gole strzelał tylko ten pierwszy, ale nie byłoby tego bez pozostałej dwójki. Trzeba tutaj pamiętać, jak charakternym piłkarzem jest Austriak. Zachowując wszelkie proporcje i pamiętając o tym, żeby skryć się przed Ibrą w jakimś dalekim miejscu na ziemi, można Arnautovicia porównać do znakomitego szwedzkiego snajpera. Krnąbrny, zawsze mający poczucie, że jest stworzony do wyższych celów, a jednak znalazł wspólny język z Hiszpanem. Goszczący w poniedziałkowy wieczór na antenie RadiaGol, Michał Zachodny podkreślił, że Bojan zagrał bardzo dobre spotkanie, mimo że występował na pozycji środkowego napastnika, która nie jest dla niego codziennością. Zresztą nasz bohater miał swoje chwile chwały także w innych meczach. Jego gol zapewnił wyjazdowe zwycięstwo Stoke nad Southampton, a wcześniej wywalczony karny w Swansea dał trzy punkty The Potters w Walii. – Czuje się ważnym zawodnikiem dla drużyny i dla trenera – podkreśla na łamach Daily Mail.
Stabilizacja kluczem do sukcesu
Podczas meczu Stoke – Manchester City, komentujący to spotkanie na antenie Canal+ Sport, Andrzej Twarowski powiedział: – Umówmy się, Stoke nigdy nie będzie walczyło o mistrzostwo Anglii, raczej na pewno pozostanie ligowym średniakiem – ciężko z tym polemizować. Nie oznacza to jednak, że nie możemy się raz czy dwa razy uśmiechnąć po ich meczu. Mało tego, praca Marka Hughesa jest jak dotychczas gwarantem wrażeń na Britannia. Wprawdzie w meczach jego zespołu nadal pada niewiele bramek, to dla przykładu kibice Manchesteru United powoli mogą sobie zacząć zadawać pytania w stylu: “Dlaczego nasza drużyna nie może grać przynajmniej tak jak Stoke?”. W tym wszystkim Bojan odnalazł dla siebie miejsce. Mam przeczucie, graniczące z pewnością, że jeszcze niejednemu w Premier League ten 25-letni wychowanek Barcelony zajdzie za skórę. Dobrnęliśmy do momentu, w którym Bojan może z wyższością spojrzeć na Pedro, który zajmował jego miejsce w zespole Dumy Katalonii. Teraz to Pedro męczy się nieprawdopodobnie na Stamford Bridge, a jego młodszy o 3 lata kolega oczekuje, z uśmiechem na twarzy, kolejnego spotkania.
Za cztery dni, Hiszpania pozna grupowych rywali, z którymi zmierzy się podczas Euro 2016. Czy Bojan ma prawo wierzyć, że i on się z nimi spotka z na boisku? I tak, i nie. Jego forma z pewnością rośnie, być może nawet będzie na tyle dobra, aby była godna rozpatrzenia w kontekście reprezentacji. Niestety, Vicente del Bosque raczej szuka zawodników w bardziej renomowanych klubach. Musiałoby się zdarzyć coś bardzo efektownego i jednocześnie dającego wymierne efekty, aby zauważył Bojana, w pewien deszczowy wieczór w Stoke-on-Trent.
I chociaż pewnie to się nie stanie, być może nie trafi na okładki największych dzienników, może skończy ze Stoke w środku tabeli, ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze, że odnalazł dom. Odnalazł spokój. Jest ważny.