W 2011 roku, w wieku szesnastu lat przeniósł się z Barcelony do Arsenalu. Hiszpan, szesnastolatek, transfer na linii Barça-Arsenal… Skojarzenie nasuwa się samo. Czy Héctor Bellerín ma papiery by podążać ścieżką wyznaczoną mu przez Cesca Fàbregasa? Jak sobie radzi kolejny bohater naszego cyklu?
Trudne miłego początki
Okazuje się, że przejście do klubu ze stolicy Wielkiej Brytanii wcale nie było takie oczywiste. Przez długi czas w wyścigu o prawego obrońcę wygrywał… Real Betis.
“Mój ojciec jest bético i płynie we mnie zielonobiała krew” – deklarował sam zawodnik.
Ostatecznie jednak po urodzonego w Katalonii piłkarza zgłosił się Arsenal. Kiedy w lipcu 2012 roku podpisywał profesjonalny kontrakt z Kanonierami, był w zasadzie anonimową postacią. Jego debiut przypadł na start w Capital One Cup, w meczu przeciwko West Bromwich Albion. Wypożyczony w listopadzie tego samego roku do Watfordu, Héctor Bellerín nie mógł spodziewać się, że zaledwie rok później będzie pierwszym wyborem Arsene’a Wengera na prawej obronie. Ostatecznie w barwach ekipy z Vicarage Road zagrał zaledwie osiem spotkań. Wypożyczenie do klubu z Championship miało w zamyśle obowiązywać do końca sezonu 2013/14, jednak 18. lutego zawodnik powrócił na Emirates Stadium, ponieważ francuski szkoleniowiec miał co do niego własne plany.
Przełomowy sezon?
Kiedy latem 2014 roku klub Bellerína zdecydował się na zakupy takich graczy jak Mathieu Debuchy czy Calum Chambers wydawało się, iż szanse Katalończyka na regularne występy w wyjściowym składzie Kanonierów są znikome. Tymczasem tego pierwszego trapią kontuzje, zaś pozyskany z Southampton nastolatek nie spełniał pokładanych w nich nadziei, notując pod koniec roku występy poniżej oczekiwań. Ten zespół czynników sprzyjających Bellerínowi, plus dobra forma samego prawego obrońcy sprawiły, że teraz to właśnie Hiszpan wychodzi regularnie w podstawowym składzie. Na ten moment rozegrał on 1125 minut w sezonie dla pierwszej kadry Arsenalu, zdobywając jednego gola i notując asystę. Premierowe trafienie w lidze zaliczył przeciwko Aston Villi, a jego zespół rozbił The Villans w wymiarze 5:0. Dziennikarz angielskiego magazynu Metro postanowił wykorzystać sytuację i skwitował to zdarzenie w następujący sposób: „Arsenal’s rookie defender Hector Bellerin is better in front of goal than Liverpool’s Mario Balotelli”. Oczywiście jest to kolejna szpilka wbita we włoskiego snajpera, który jak wiemy w końcu także do siatki trafił. Bramka za 20 milionów funtów, tak to mniej więcej leciało.
Sam zawodnik podchodzi do swojej szansy w bardzo wyważony sposób. “Gdy grasz pierwsze mecze w nowej drużynie, kiedy dopiero zaczynasz, jesteś ostrożny. Starasz się popełniać jak najmniej błędów. Dopiero potem nabierasz pewności siebie i zaliczasz występy na swoim naturalnym poziomie. Tę pewność dają Ci koledzy i trener. Z każdym meczem czuje się tu coraz pewniej. Chcę podziękować za to całemu klubowi. Teraz czuję swobodę w grze.” – powiedział Bellerín w grudniu 2012 roku.
Cała wypowiedź składa się w logiczną całość. Młody obrońca nie chce być bohaterem z pierwszych stron gazet, ani pokazywać swojej wyższości nad rywalem, z którym konkuruje o miejsce w wyjściowym składzie. Filozofia rozwoju Héctora Bellerína polega na stawianiu coraz to pewniejszych kroków i cierpliwym budowaniu swojej pozycji w hierarchii czołowego klubu Premier League. Z pewnością okolicznością sprzyjającą jest fakt, iż w zespole poważne role odgrywają jego rodacy: Santi Cazorla oraz Nacho Monreal. Ich obecność wpłynęła kojąco na młodszego kolegę i pomogła mu w aklimatyzacji. Teraz wydaje się, że Hiszpan jest już zawodnikiem, który pozbył się wewnętrznej blokady. Regularnie podłącza się do akcji ofensywnych, nie popełnia widocznych błędów w obronie i praktycznie nie daje Wengerowi powodów na kwilenie w kącie za kontuzjowanym Debuchym. Zaledwie wczoraj zawodnik wychowany w legendarnej La Masíi słuchał hymnu Ligi Mistrzów z płyty boiska na Emirates Stadium. Mało tego, słynny ekspert angielskich stacji Gary Neville na łamach Daily Mail prognozuje, że zawodnik Arsenalu rozwija się na czołowego bocznego obrońcę w Europie. Trudno się z byłym gwiazdorem Manchesteru United nie zgodzić. Bellerín ma do zaoferowania podstawowe atuty bocznego obrońcy. Zacznijmy od szybkości.
Wyobraźmy sobie scenę rodem z teleturnieju Jeden z Dziesięciu. Tadeusz Sznuk swoim przenikliwym głosem odczytuje pytanie:
– Panie Marcinie, sport. Kto jest najszybszym obecnie piłkarzem londyńskiego Arsenalu?
Ironiczny uśmiech uczestnika, bo przecież pytanie należy do tych z gatunku śmiesznie prostych.
– Theo Walcott, to oczywiste.
<dźwięk utraconej szansy>
– Otóż nie. Héctor Bellerín.
Konsternacja, szok, niedowierzanie? Na łamach The Independent sam Walcott przyznaje, że Hiszpan pobił jego rekord w sprincie na 40 metrów. Wcześniej Anglik pokonał na tym dystansie Thierry’ego Henry. A teraz klubowy rekord należy do dzieciaka z La Masíi. Nieźle jak na niespełna dwudziestolatka.
Oprócz szybkości trzeba zwrócić uwagę na koncentrację. Balans pomiędzy defensywą a atakiem to to jeden z podstawowych problemów z jakim muszą się zmagać boczni obrońcy. W tym sezonie przydarzył się tylko jeden mecz, w którym Bellerín wyraźnie zaniedbywał obowiązki defensora. Było to spotkanie na Britannia Stadium, gdzie Arsenal poniósł bolesną porażkę 2:3, a Katalończyk został zmieniony po godzinie gry i zebrał bardzo słabe noty. “Spokojnie chłopie, na Stoke niejeden sobie nogę połamał” – chciałoby się rzec.
Patrząc na pozostałe spotkania, jak chociażby uwieńczony golem występ przeciwko Aston Villi, można śmiało stwierdzić, iż proporcje między defensywą a atakiem są przez tego zawodnika w pełni zachowywane. Nieźle ułożona noga przy dośrodkowaniach, świetna technika, jak na gracza z cantery Barcelony przystało oraz chłodna głowa, w zestawieniu dają obraz bocznego obrońcy na lata. Obrońcy dla drużyny walczącej, przynajmniej w zamyśle, o mistrzostwo Premier League.
Prognozy na przyszłość
Wiele wskazuje na to, że fani na Emirates Stadium mogą się przyzwyczajać do hiszpańskich boków obrony. Po lewej stronie znakomicie prezentuje się ściągnięty z Málagi, Nacho Monreal, zaś na przeciwnej flance nasz bohater czuje się coraz pewniej. Héctor Bellerín nie jest bohaterem skandali. Wygląda na dojrzałego mężczyznę, który po prostu korzysta ze swojej szansy. Jeśli tylko nie przytrafi mu się seria klopsów, podobnych do tego jaki zafundowała cała drużyna Kanonierów w meczu z Monaco w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów, to wróżę mu karierę podobną do tej, którą przeżywa Cesc Fabregas. Owszem, przeciwko francuskiemu klubowi wypadł marnie, ale tak po prawdzie należy się zastanowić czy jakikolwiek boczny obrońca byłby w stanie pomóc stołecznemu klubowi 25 lutego? Za to spotkanie mogą polecieć głowy, ale dostanie się szczególnie potencjalnym liderom drużyny.
Mało tego, Hiszpan nie mógł trafić lepiej jeśli chodzi o osobę trenera. Arsène Wenger to człowiek, który lubi stawiać na młodych piłkarzy, zamiast wydawania wielu milionów na kolejne wzmocnienia. Zakupił, co prawda, w letnim okienku transferowym Mathieu Debuchy’ego, jednak wydaje się, że z przyjemnością odstawi rodaka kosztem Bellerína, jeśli ten utrzyma wysoką formę. Z pewnością moment powrotu francuskiego obrońcy do pełnej dyspozycji będzie kluczowy także i dla Héctora.