Tytuł czwartej części sagi o Gwiezdnych Wojnach pasuje jak ulał do transferu, który dokładnie tydzień temu został oficjalnie potwierdzony. Pedro Rodríguez trafia do Chelsea i ma przed sobą bardzo poważne zadanie. Sprawić, by The Blues byli postrachem każdej defensywy w Premier League po obu skrzydłach.
Niedoceniany bohater
Należy się chwilę zatrzymać nad pytaniem, dlaczego jest taki rozchwytywany? Dlaczego Manchester City, Manchester United, a wcześniej także Arsenal i Liverpool chciały mieć w swoim składzie piłkrarza z Wysp Kanaryjskich? Ostatecznie wyścig po Hiszpana wygrała Chelsea, prowadzona do boju przez Jose Mourinho, a jeśli The Special One pragnie mieć danego zawodnika w swojej drużynie to musi mieć ku temu swoje powody.
What really happened pic.twitter.com/G0MG4axcAM
— Footy Jokes (@Footy_Jokes) August 19, 2015
Przecież statystyki skrzydłowego w poprzednim sezonie mówiąc delikatnie, nie rzucały na kolana. Sześć strzelonych bramek, wygrane zaledwie 40% pojedynków w La Liga powodowało, że co po niektórzy kibice Barcelony coraz częściej wątpili w przydatność Pedro. Tym większe było moje zdziwienie, gdy ogłoszono transfer do zespołu The Blues. Pierwsza moja myśl była wielce błędna, gdyż wątpiłem w mobilność zawodnika i jego balans między obroną a atakiem. Hańba! Szybko z tego błędu wyprowadzili mnie na Twitterze inni fani Barcelony, którzy przypomnieli mi, że nawet jeśli 28-latek nie powalał w ofensywie, to oddawał całe swoje serce walce na całej szerokości boiska. O tym pisał także na łamach naszego portalu, mój znakomity kolega Mariusz Bielski. Portugalski szkoleniowiec ekipy z Londynu nie pozwoliłby przecież na dołączenie do jego drużyny zawodnika, który nie wracałby regularnie na własną połowę. Mourinho nigdy nie przepadał za gwiazdami. Od kiedy pamiętam był zdania, że ważniejszy jest zespół. Tutaj z pewnością trafił na piłkarza, który zawsze był w cieniu innych, nawet mimo swoich kluczowych bramek w finale Ligi Mistrzów czy chociażby ratowanie niezwyciężonego Pep Teamu podczas spotkania z Estudiantes La Plata w finale Klubowych Mistrzostw Świata. Gdyby nie bramka strzelona w 89 minucie, przez urodzonego w Santa Cruz de Tenerife piłkarza, nie byłoby historycznego sextete. Zawsze w cieniu Messiego, Neymara czy Villi, ale wciąż potrzebny. To właśnie cały Pedrito.
Alternatywa dla Edena
Problemem The Blues u progu nowego sezonu jest z pewnością przewidywalność. Podczas gdy defensywa rywali jest skupiona na powstrzymaniu Edena Hazarda, mistrzowie Anglii nie mają kim postraszyć po drugiej stronie boiska. Co by nie powiedzieć o Brazylijczyku Willianie, którego historia notabene bardzo przypomina zawirowania transferowe z Pedro, nie jest on sennym koszmarem obrońców w Premier League. 27-latek z Kraju Kawy był bardzo blisko podpisania kontraktu w Tottenhamie, ale ostatecznie w 2013 roku trafił na Stamford Bridge, gdzie regularnie był chwalony przez swojego trenera. – Nawet jeśli nie strzela bramek, daje bardzo dużo naszej drużynie – podkreślał The Special One na początku stycznia 2015 roku. A cóż miał biedak rzec? Skoro ściągnięta w zimowym okienku transferowym alternatywa dla Brazylijczyka, Juan Cuadrado był jedynie obiektem kpin i źródłem zabawy twórców internetowych memów. Kibice Chelsea zdają sobie sprawę, że nawet jeśli Willian jest pożytyczny, pracowity jak mrówka, to 2 gole i 3 asysty w sezonie ligowym 2014/15 są stanowczo zbyt małym dorobkiem jak na skrzydłowego ekipy, walczącej o najwyższe cele nie tylko na Wyspach, ale także w Lidze Mistrzów. Tutaj pojawia się szansa dla Pedra, który powinien połączyć obowiązki w defensywie z dołożeniem przynajmniej 7-8 bramek w sezonie. W Barcelonie prowadzonej przez kolejnych trenerów, problemem naszego bohatera było przywiązanie do linii bocznej co mocno niwelowało jego atuty. Ubrany na niebiesko z pewnością będzie miał większą swobodę. Podstawową kwestią jest sprawienie, aby akcje Chelsea nie były jednowymiarowe. Trzeba przyznać, że tercet ofensywny Hazard – Oscar – Pedro może ten palący problem rozwiązać.
Nowy, “hiszpański” Jose?
Po transferze Pedro, za którego Chelsea zapłaciła 27 milionów euro + ewentualne 3 miliony “bonusów”, zwiększyła się na Stamford Bridge kolonia zawodników z Półwyspu Iberyjskiego. Do tej pory Cesar Azpilicueta, Cesc Fabregas i Diego Costa stanowili najliczniejszą nację w podstawowym składzie drużyny z Londynu. Jeśli liczba Hiszpanów w pierwszej jedenastce The Blues zwiększy się do czterech, a wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazują, to należy sobie zadać pytanie czy będzie to miało znaczący wpływ na zmianę stylu gry preferowanego przez portugalskiego szkoleniowca. Podczas kampanii 2014/15 mogliśmy wielokrotnie obserwować Chelsea grającą futbol kombinacyjny, ładny dla oka. To w dużej mierze zasługa Cesca Fabregasa, który w pierwszej części sezonu znajdował się w swojej optymalnej formie. Teraz najwyraźniej ktoś mu nie uzmysłowił, że to znów jest runda jesienna i wychowanek Barcelony gra jak wiosną. Czy przybycie Pedra może coś zmienić? Przecież sam Fabregas miał przekonywać swojego kolegę, z którym grał jeszcze w Barcelonie do zmiany klubu i ubrania niebieskiej koszulki. W końcu Hiszpanie mają w genach dominację nad rywalem, długie utrzymywanie się przy piłce i kombinacyjne rozmontowywanie rywala. Szkielet drużyny zawierający czterech reprezentantów mistrzów świata z 2010 roku może podłożyć podwaliny pod taki styl gry.
Chociaż przybycie urodzonego w Santa Cruz de Tenerife zawodnika nie rozwiąże wszystkich problemów jakie obecnie gnębią mistrzów Anglii jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to z pewnością przynajmniej zapewnia alternatywę dla pracowitego acz nieskutecznego Williana oraz dla pokracznego Cuadrado, którego rychłego końca w Chelsea wypatrywała większość jej zwolenników, aż w końcu z odsieczą przybył Juventus. Już w pierwszym spotkaniu rozgrywanym w ostatnią niedzielę na The Hawthorns, zdążył strzelić bramkę, oddać fatalny strzał, który skończył się asystą przy trafieniu Diego Costy oraz skrzywić się niemiłosiernie po fatalnym pudle Williana i utracie kolejnego punktu w klasyfikacji kanadyjskiej.