Różne były koleje losu Chelsea w ostatnich latach, ale zazwyczaj ich występy łączył wspólny mianownik. Dobra lub bardzo dobra forma Césara Azpilicuety. Hiszpan jest jednym z tych piłkarzy z półwyspu Iberyjskiego, bez którego trudno sobie wyobrazić Premier League.
W 2014 roku Jose Mourinho wypowiedział szeroko komentowane zdanie. – Drużyna z jedenastoma Azpilicuetami w składzie, mogłaby spokojnie powalczyć o wygranie Ligi Mistrzów, ponieważ futbol nie opiera się tylko na talencie. Chodzi także o charakter i osobowość. Azpilicueta ma wszystko co składa się na osobowość zwycięzcy – czytamy w angielskich mediach. Nawet jeśli Portugalczyk odrobinę przesadził, to jego “miłość” do hiszpańskiego bocznego obrońcy jest całkiem zrozumiała. Kiedy przychodził do stołecznego klubu w sierpniu 2012 roku, komentatorzy angielski mogli zadrżeć ze względu na jego trudne nazwisko. Od samego początku dał się poznać jako bardzo zdystansowana i zabawna osoba. Tradycją na Stamford Bridge jest, że świeżak musi się przywitać ze swoim zespołem… śpiewając piosenkę. Jak czytamy w felietonie Sida Lowe w Guardianie, piłkarze zazwyczaj sięgają po coś prostego, co może się kojarzyć większości kolegom. Jako przykład Lowe podaje Juana Matę, który śpiewał typową dla Hiszpana Macarenę. Tymczasem Azpilicueta sięgnął po taki oto utwór:
– Niektórzy ruszyli w taniec, ale nie rozumieli słowa z tej piosenki – wspomina ze śmiechem.
Naturalnie to nie poczucie humoru decydowało o sprowadzeniu go na Stamford Bridge. W stolicy szybko musieli się zorientować, z jakim piłkarzem mają do czynienia. Jak na bocznego obrońcę nie jest gigantem efektowności. W pierwszej drużynie Osasuny, nie zdołał strzelić ani jednego gola. W przypadku defensora może nie jest to jakaś zatrważająca statystyka, ale biegający na flankach zazwyczaj mogą pochwalić się jednak konkretniejszymi liczbami. Pomimo tego, na Estadio Reyno de Navarra był postacią wybijająca się zdecydowanie ponad przeciętny poziom. Nikogo zatem nie dziwi fakt, że jest drugim najdroższym transferem z klubu w historii. Jego przejście do Marsylii kosztowało francuski klub sześć milionów euro, oraz trzy i pół w bonusach. Co ciekawe, do szesnastego roku życia grał w drużynie z Nawarry jako napastnik, czyli przeszedł przez lata transformację podobną do Łukasza Piszczka. Był to zwiastun wszechstronności, którą oglądamy już w czasach Chelsea. Pracowitość, charakter i przywiązanie sprawiły, że w wieku dwudziestu lat stał się najmłodszym zawodnikiem w historii Osasuny, który rozegrał 100 meczów w klubie. Wcześniej rekord należał do Iñigo Larrainzara.
Awans sportowy jaki zaliczył, pomimo tego, że Marsylia gra w słabszej lidze udokumentował znakomitą grą m.in. w Lidze Mistrzów. Do tej pory mamy przed oczami znakomite spotkanie, które rozegrał przeciwko Borussi Dortmund. 28 września 2009 roku, francuski zespół rozbił w swojej świątyni BVB z trzema Polakami na w składzie, a Azpilicueta wyglądał znakomicie na boku obrony i neutralizowanie poczynań ekipy z Niemiec – znakomicie łączył z podłączaniem się do akcji ofensywnych. Swoją drogą, to właśnie w tym sezonie Chelsea FC udało się zdobyć wyśniony przez Romana Abramowicza puchar, a tuż przed sierpniowym meczem o superpuchar z Monaco, do klubu trafił pewien Hiszpan, który miał się okazać transferowym strzałem w dziesiątkę.
Niespełna dziewięć milionów euro, zapłacone Marsylii za urodzonego w Pampelunie piłkarza, to patrząc na dzisiejsze poczynania chociażby Manchesteru United na rynku transferowym – robota na medal. Aż dziw bierze, że w całym procederze nie brał udziału genialny Monchi. Sezon 2012/13, okazał się nie być tym wyśnionym przez kibiców. Najpierw gigantyczne rozczarowanie w Superpucharze Europy, później horror w Lidze Mistrzów i ostateczne pożegnanie się z rozgrywkami już na szczeblu fazy grupowej, aż wreszcie pożegnanie z Roberto Di Matteo. Niechciany przez trybuny Stamford Bridge Rafael Benítez, uratował co się da. Chelsea przynajmniej zawojowała Ligę Europy, ale pomimo to kontrakt z Hiszpanem nie został przedłużony. Wtedy własnie zaczął się etap z Jose Mourinho. – Mam znakomite wspomnienia z pracy z Mourinho. Wszystko było pozytywne. Nauczyłem się bardzo wiele. Będzie bardzo trudno, gdy mamy go za rywala – to fragment z wywiadu z 2016 roku, który można przeczytać na portalu goal.com
W zasadzie nic wielkiego nie zostało tu powiedziane, ale Azpilicueta niejednokrotnie podkreślał, że to najlepszy trener z jakim kiedykolwiek miał okazję współpracować. Trudno się temu dziwić, skoro współpraca obu panów układała się wręcz wzorcowo. Już od pierwszych dni Hiszpan pokazał, że może z powodzeniem grać na obu stronach defensywy, czym dał przysłowiowego pstryczka w nos ekspertom, którzy przewidywali dla niego rolę zmiennika Branislava Ivanovicia. Sezon później zostaje wybrany przez kolegów MVP sezonu, mimo zaledwie jednej (!) asysty na koncie, o golach nie wspominając. Wszystko dzięki harówce, która jest nieodłącznym elementem gry 27-latka. Jego rodak, Juan Mata przegrał u Mourinho brakiem zaangażowania. Jeśli chodzi o Dave’a, bo taki pseudonim został nadany Azpilicuecie, Portugalczyk nawet nie pomyślałby o podobnym zarzucie.
Kampania 2014/15 była już tym, czego regularnie oglądający Premier League kibic długo nie zapomni. Dominacja zespołu Chelsea z Azpilicuetą w składzie była porażająca, a ich końcowy trium niemal niezagrożony, nawet pomimo nieco słabszej gry w 2015 roku. Zarówno w tym, jak i w poprzednim rozdaniu, czternastokrotny reprezentant swojego kraju miał na koncie 29 spotkań rozegranych w lidze. Jeszcze lepszy pod tym względem był ostatni sezon. Kiedy The Blues przegrywają u siebie z takimi drużynami jak Southampton czy Bournemouth, a The Special One jest szkoleniowcem drużyny, to wiedz, że dzieje się coś strasznego. Zaczyna się szukanie winnych. Kiepska forma Edena Hazarda, dużo mniej skuteczny Diego Costa, zdecydowana obniżka formy Ivanovicia itd. Warto zwrócić uwagę, że we wszystkich tych rozważaniach zawsze brakowało naszego bohatera, a można powiedzieć, że ofensywnie było jeszcze lepiej. Pamiętny gol z West Bromem na wyjeździe, po wymienieniu przez zespół Chelsea 25 podań, był jedną z ozdób tamtej kampanii.
Forma Azpilicuety była stabilna, co owocowało 37 rozegranymi meczami w lidze i powołaniem na mistrzostwa Europy. – Sekret to po prostu praca, praca i jeszcze raz praca. Nie wyobrażam sobie innego pojmowania futbolu – przekonuje zawodnik w wywiadzie dla portalu goal.com. Same Euro we Francji zakończyło się rozczarowaniem dla Hiszpanii. La Roja poległa w starciu z drużyną prowadzoną przez Antonio Conte, który miał być kolejnym trenerem Azpilicuety.
W marcu 2016 roku przekonywał nas, że chce zostać na Stamford Bridge na długie lata. Na portalu Daily Mail wyrażał się też bardzo pochlebnie o Conte, który objął posadę menedżera Chelsea. Okazało się, że Włoch przygotował dla niego niespodziankę. System 3-5-2, który oglądaliśmy wielokrotnie za czasów włoskiego trenera w Juventusie oraz w reprezentacji Italii postanowił wdrożyć także u The Blues. Wychowanek Osasuny spełnia w nim rolę… stopera. To właśnie na tej pozycji wyszedł u boku Ivanovicia oraz Davida Luiza w wyjazdowym starciu z Hull, a ponieważ drużyna wygrała to spotkanie – można się spodziewać, że Conte zamierza ten wariant wykorzystywać w przyszłości.
Żeby być w pełni obiektywnym, trzeba oczywiście surowo ocenić start Hiszpana w sezonie 2016/17. Nie popełnia on może poważnych gaf, ale zdarzają mu się słabsze mecze, jak chociażby przegrana konfrontacja z Liverpoolem z 16 września. Pomimo tego – możemy być pewni, że Azpilicueta się odnajdzie nawet, jeśli Conte zechce przesunąć go na stałe do środka pola, a nikt na Samford Bridge – z przymrużeniem oka – nie bałby się nawet od jego formę w bramce!.