Nowy-stary piłkarz Evertonu, Gerard Deulofeu, przybywa na Goodison Park aby przywrócić świeżość, której ekipie z Liverpoolu brakowało w sezonie 2014/15. Fani z niebieskiej części tego miasta są przekonani o wartości dodanej, jaką wychowanek Barcelony przyniesie ze sobą do ich drużyny. Należy jednak pamiętać, że Hiszpan jest tyleż efektowny, co nie zawsze skuteczny.
Perła La Masii?
W wieku dziewięciu lat trafia do szkółki Barcelony. Wszystko tu się zgadza, stopniowy rozwój i coraz to większy podziw dla umiejętności technicznych, które posiada zawodnik urodzony w Riudaneres. Jako trzynastolatek słyszy już o zainteresowaniu swoją osobą takich marek jak Chelsea, Arsenal czy Liverpool. Na przejście do któregoś z klubów wyspiarskich było jednak stanowczo za wcześnie. W sezonie 2010/11 debiutuje w Barcelonie B pod czujnym okiem Luisa Enrique. Tego samego, który później nie znajdzie dla niego miejsca w pierwszej drużynie. Wtedy właśnie przychodzi pierwszy poważny sukces. 1 sierpnia 2011 reprezentacja Hiszpanii do lat 19 zgarnia złoty medal mistrzostw Europy, już z Deulofeu w składzie. Rok później powtarza ten sukces na boiskach Estonii. Nie dość, że na szyi Gerarda wisi kolejny złoty krążek, to on sam zostaje wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju, tzw. Golden Player. Ponadto regularne występy w Segunda División, debiut w Lidze Mistrzów (przeciwko BATE Borysów) i rosnące nadzieje na rychły awans do pierwszej drużyny. Sezon 2012/13 nie jest jednak przełomowy. To znów zaledwie 24 minuty w najwyższej klasie rozgrywkowej i choć nadal mogą imponować statystyki z zaplecza Primera División, to jednak 18 bramek i 6 asyst na tym poziomie nie robią aż takiego wrażenia. Dlaczego nie znalazł on uznania w oczach Tito Vilanovy? Przyczyna była prosta. Deulofeu nie potrafił w żaden sposób dostosować się do taktyki oraz dyscypliny jaka panowała w jedenastce Dumy Katalonii. Gdy dostawał swoje minuty w Lidze Mistrzów (2 występy, 16 minut) to niejednokrotnie wdawał się w niepotrzebne dryblingi i tracił piłki w indywidualnych pojedynkach. Niestety diagnoza dla piłkarza nie jest zbyt korzystna. Powtarza się tu niepokojący schemat dotyczący wychowanków słynnej szkoły Barcelony. Zbyt szybkie okrzyknięcie wybitnie uzdolnionego technicznie zawodnika “nowym Messim” tudzież inne porównywanie do gwiazdorów pierwszej drużyny rywalizującej regularnie o najwyższe cele, odbija się na samym zainteresowanym bardzo niekorzystnie. Rozprężenie oraz stanowczo zbyt duża wiara we własne umiejętności potęgują lenistwo. Przykładów nie trzeba szukać daleko, bo to chociażby Christian Tello czy Isaac Cuenca. Zawodnicy mający miejsce w pierwszej drużynie często notowali stagnację. Pomocną dłoń wyciągnął wtedy do Hiszpana… a jakże, Everton. Tak zaczęła się wzajemna miłość.
Od pierwszego wejrzenia
Nie ma tutaj przypadku. Kibice The Toffees, klubu wiecznie aspirującego do walki o ligowe podium w Premier League, pokochali zawodnika wypożyczonego z Barcelony niemal natychmiast. Bo o ile w Katalonii tak efektownych zawodników mają mnóstwo, o tyle dla niebieskiej części Merseyside jest to towar absolutnie deficytowy. Dostrzegalna była chemia pomiędzy Gerardem a Roberto Martinezem, który wyraźnie ufał swojemu zawodnikowi. W zasadzie wiele wskazuje na to, że Deulofeu idealnie pasuje do angielskich boisk. I wszystko uszłoby mu na sucho, gdyby nie te wścibskie dzieciaki, gdyby dołączył do swojej gry jeden ważny czynnik, mianowicie regularność. Bo znowu dochodzimy do momentu, kiedy gra Hiszpana nam się podoba, czasami wydamy okrzyk “WOW” po udanym dryblingu bądź takiej bramce:
Znowu, wszystko tu się zgadza, technika, show, brakuje tylko liczb. Liczb, które często kłamią, ale są potrzebne. 3 gole i 4 asysty w 900 minut to jednak wynik dość przeciętny. Mimo wszystko należy mówić o progresie. 25 występów na boiskach Premier League, w której nie każdy się odnajduje (Angel Di Maria jest tutaj świetnym przykładem) było dla Hiszpana cennym doświadczeniem i miało w założeniu pomóc odzyskać zaufanie sztabu szkoleniowego Barcelony. Za sterami Dumy Katalonii miał stanąć Luis Enrique. Jak się później okazało, jest to zdecydowanie trudniejsze niż zaskarbienie sobie miłości kibiców Evertonu, która trwa do dziś.
W Andaluzji nie ma przebacz
Zaczęło się od zapewniania, że Deulofeu wpisuje się w plany nowego trenera Barcelony. Po sparingach te plany uległy zmianie. Ówczesny dwudziestolatek ponownie prezentował w nich postawę “jeźdźca bez głowy”, co nie mogło się podobać Lucho. W efekcie nasz bohater trafia na wypożyczenie do Sevilli. Sevillistas prowadzeni przez charyzmatycznego Unaia Emery’ego świeżo po wygraniu Ligi Europy oddali do Barcelony Ivana Rakiticia, zaś z Dumy Katalonii przygarnęli na wypożyczenie Denisa Suareza oraz właśnie Deulofeu. Niestety dla tego drugiego historia lubi się powtarzać. Początek imponował, ale nie miało to przełożenia na liczby. W efekcie 1 bramka i 6 asyst w 17 ligowych występach po raz kolejny nie powaliła na kolana. Szczególnie minuty spędzone na boisku, a raczej ich brak. Bo to w końcu regres w porównaniu z tym, czego wychowanek Barcelony doświadczył w Anglii. Na dodatek po tym, jak nasz bohater został odsunięty od składu Palangany na pierwszy mecz 1/4 finału Ligi Europy z Zenitem St Petersburg, doszło do wymiany zdań między Gerardem a Emerym… na twitterze.
Lo que no te mata, te hace mas fuerte! Arriba!
— Gerard Deulofeu (@gerardeulofeu) April 16, 2015
Na reakcję trenera nie trzeba było długo czekać.
Se puede tener madera de campeón, pero esa madera hay que tallarla con esfuerzo, trabajo y humildad. ¡Forza SFC! pic.twitter.com/VwviCmCWjv
— Unai Emery (@UnaiEmery_) April 16, 2015
– Trzeba miec mentalność zwycięzcy ale tę mentalność należy wypracować dzięki wysiłkowi, pracy i pokorze
To własnie wydaje się być kluczowym problemem młodego Hiszpana. Pokora, dostosowanie się do drużyny i przyswojenie sobie starej znanej maksymy, że czasami “lepiej mądrze stać niż głupio biegać”. Ta lekcja udzielona Deulofeu przez Unaia Emery’ego będzie w przyszłości procentować. Nie wolno nam także zapomnieć, że ten sezon skończył się dla Gerarda wygraną w Lidze Europy. Urodzony w Ruidaneres zawodnik, przyczynił się do tego notując w tych rozgrywkach dwie asysty w pięciu spotkaniach.
Powrót do domu (?)
Przebicie się do składu Barcelony, w której grają Leo Messi, Neymar a także Luis Suarez, graniczyłoby z cudem. 6 milionów euro, które Everton zapłacił Dumie Katalonii za skrzydłowego, zostało przyjęte z entuzjazmem. Z entuzjazmem obu stron, bo kibice The Toffees na wieść o powrocie Deulofeu na Goodison Park zareagowali niczym na zwycięstwo z Liverpoolem w stosunku 4-0.
Everton seal £5m deal for Barcelona’s Gerard Deulofeu… with the option to buy back. Great signing.
— BleedBlue (@BIeedBlue) June 25, 2015
Deulofeu to Everton For £5M is a Bargain, Potentially The same Level Talent as Sterling and 1/10th the price.
— Benny & The 6 (@MrBenjiHannon) June 25, 2015
Nie zabrakło oczywiście porównań do wzmocnień rywala,
Deulofeu > Firmino
— Karthik (@highonsport) June 25, 2015
Sam zainteresowany także pali się do gry pod skrzydłami Roberto Martineza. – Kiedy byłem tutaj pierwszy raz, to był wspaniały rok. Czułem się kochany przez fanów i byłem otoczony przez wspaniałych kolegów z drużyny. Kiedy wchodziłem na Twittera, z 50 powiadomień, aż 40 było od fanów Evertonu, pytających co u mnie! Oczywiście były inne opcje, ale byłem zdecydowany – czytamy na portalu SkySports.
Twitterowa historia związana z kibicami pokazuje jak cieszą się oni z “odzyskania” Deulofeu. Teraz on sam musi dołożyć do swojej efektownej gry strzelone gole oraz asysty, a wtedy pokochają go także postronni obserwatorzy Premier League. Angielska ekstraklasa przyzwyczaiła nas do swojej bezwzględności. Na Wyspach nie można sobie pozwolić na chwilę słabości, ponieważ bardzo szybko można sobie zacisnąć pętlę na szyi. Hiszpan musi zrozumieć przede wszystkim, że czasami warto odegrać do blisko ustawionego partnera, niż raz po raz zapuszczać się w akcje z cyklu “mission impossible”. Bo o ile Eden Hazard może ograć czterech piłkarzy i zakończyć akcję pięknym golem, o tyle w przypadku Deulofeu takie szanse wynoszą jakieś 5%. Ostatnią kwestią jest aktywność piłkarza na portalach społecznościowych. Oczywiście, kontakt z kibicami tamże jest czymś miłym dla młodych fanów, ale nasz bohater ewidentnie jej nadużywa. O ile doświadczeni, mający pewne miejsce w swoim klubie zawodnicy mogą sobie na takową pozwolić, o tyle w przypadku młokosów może być zgubna. Zresztą, nawet ci teoretycznie bardziej obyci potrafią pogubić się w internecie. Wystarczy zapytać Wojciecha Szczęsnego.
Convierte los muros que aparecen en tu vida en peldaños hacia tus objetivos! pic.twitter.com/LumJZtieBO
— Gerard Deulofeu (@gerardeulofeu) June 16, 2015
– Zmień mury, które pojawiają się na twojej drodze w szczeble wiodące cię do osiągnięcia celów
Najlepiej by było, gdyby Deulofeu po prostu wziął sobie do serca, co sam pisze. Mniej tego typu zdjęć, a więcej konkretów pod bramką rywala. Kibice Evertonu z pewnością liczą, że 21-latek nie pójdzie w ślady Kevina Mirallasa. Belg w ostatnim sezonie skupiał się głównie na dawaniu do zrozumienia, że w sumie to najchętniej by odszedł z klubu i jego brak zaangażowania odbijał się na antagonistycznych relacjach z trenerem. Kto wie, może gdy i Mirallas uzmysłowi sobie, że warto jednak nadal się poświęcać drużynie, a nie strzelać fochy, to Everton będzie miał jedne z najmocniejszych skrzydeł w lidze? Kto wie.