Gdy w roku 2010 Szejk Abdullah Al Thani przejmował władzę w Máladze z rąk Fernando Sanza wszyscy kibice Los Boquerones z optymizmem spoglądali w przyszłość. Katarski biznesmen szumnie obiecywał zerwanie z madrycko-barcelońskim duopolem, a Málaga miała stać się piłkarską wizytówką południa.
Al Thani, choć miał być zbawicielem dla klubu z Andaluzji, stał się jego największym przekleństwem. Z perspektywy czasu plany zbudowania na La Rosaleda wielkiego ośrodka brzmią równie niedorzecznie, co walka o Ligę Mistrzów w wykonaniu Widzewa Łódź Wojciecha Stawowego. Na dziś Boquerones, zamiast bić się o mistrzostwo, znajdują się na przeciwległym biegunie Primera División. I co gorsza niewiele wskazuje, aby cokolwiek miało się zmienić…
Miłe złego początki
Już pierwsze ruchy na rynku transferowym przeprowadzone przez Al Thaniego pokazały, iż zamierza obrać nieco inną strategię aniżeli Szejk Mansour z Manchesteru. Sprowadzanie wielomilionowych gwiazd nie było celem Katarczyka, który postanowił połączyć młodość z doświadczeniem, zważając jednocześnie na cenę, co było dużą różnicą względem innych inwestorów z Bliskiego Wschodu. Zakupy przemyślano, przeprowadzano bez presji natychmiastowego sukcesu i niewiele z nich można było określić mianem pomyłki. Zakontraktowanie takich piłkarzy jak Cazorla czy Joaquín okazało się strzałem w dziesiątkę, a decyzja o sprowadzeniu Isco była prawdziwym majstersztykiem.
Początkowo projekt powierzono Jesulado Ferreirze, portugalskiemu szkoleniowcowi odnoszącemu duże sukcesy z FC Porto, lecz na stanowisku utrzymał się zaledwie cztery miesiące. Mimo transferów Rondóna, Baptisty czy Demichelisa start kampanii był mocno rozczarowujący, bowiem Boquerones po 9. kolejkach znajdowali się w strefie spadkowej z dorobkiem zaledwie dwóch zwycięstw. Kontynuatorem projektu okazał się Manuel Pellegrini, który chciał wyzbyć się zadry wywołanej przez roczny pobyt w Madrycie. Decyzja ta okazała się być najlepszą z możliwych.
Już w kolejnym sezonie Málaga zaczęła grać na miarę potencjału i ambicji Szejka Al Thaniego. Wzmocniona kolejnymi transferami drużyna prezentowała futbol ofensywny, a z La Rosaledy zrobiła istną twierdzę – lepszy bilans w meczach na własnym stadionie posiadała jedynie Barcelona i Real Madryt. Prezentowany na boisku styl pociągnął za sobą dobre wyniki, czego efektem było wywalczenie szansy na start w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, pokonując w walce o czwartą lokatę m.in. Atlético z Radamelem Falcao w składzie, które w tamtym sezonie sięgnęło po puchar Ligi Europy.
Pierwsze dwa lata panowania w klubie Al Thaniego określane były w samych superlatywach. Pierwszy cel, jakim był awans do Ligi Mistrzów, osiągnięto bardzo szybko mimo stosunkowo niewielkich nakładów finansowych. Málaga budowana była z głową, fundamenty położone pod tę drużynę wydawały się bardzo solidne. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku, a najważniejsze rozgrywki europejskie miały być trampoliną pozwalającą na osiągnięcie poziomu hiszpańskich gigantów. Jednak problemy przyszły niespodziewanie i nikt nie przypuszczał, że kryzys pojawi się tak nagle…
Odcięty dopływ petrodolarów
Już przed startem sezonu 12/13 wiadomości krążące wokół klubu zaczęły budować wątpliwości wokół katarskiego biznesmena. Na początku sierpnia coraz więcej zaczęło się mówić o tym, że klub nie wypłaca pensji zawodnikom. Na niekorzystną sytuację finansową wskazywały ruchy transferowe Málagi – zawodnicy sprowadzani byli za darmo bądź w ramach wypożyczenia a gracze, którzy mieli budować siłę Boquerones w najbliższych latach, czyli Cazorla, Monreal i Rondón zmuszeni byli do odejścia. Zapytany o komentarz w tej sprawie Weligton powiedział: „Nie da się nie zauważyć tego co się dzieje. To trudna sytuacja, zwłaszcza po podpisaniu kontraktów z wieloma piłkarzami i głośnych prezentacjach”.
Oficjalnym stanowiskiem klubu i Al Thaniego wobec skromnych transferów było uchronienie klubu od regulacji związanych z finansowym Fair Play. Mimo to niewielu było zwolenników takiej teorii i coraz częściej pojawiały się informacje o konfliktach na linii Al Thani – władze regionalne. Jak się okazało – Málaga miała być jedynie narzędziem w rękach katarskiego biznesmena. Szejk liczył, że klub będzie miał wpływ na uzyskanie zielonego światła od władz na inwestycje w Marbelli. George Prior, reporter z angielskiej wersji gazety „Sur”, mówił: „Krążą pogłoski, że stracił zainteresowanie z powodu braku porozumienia z hiszpańskimi władzami w odniesieniu do reszty jego projektów – hotelu w Marbelli, portu w Marbelli i piłkarskiej akademii, którą chciał stworzyć w Máladze. To go frustrowało”. To spowodowało, że po dwóch latach od objęcia władzy Al Thani zdecydował się na ucieczkę, a klub został wystawiony na sprzedaż. Ostatecznie nikt nie podjął wyzwania naprawy sytuacji u andaluzyjskich Albicelestes, a Katarczyk pozostał na stanowisku.
Problemy finansowych i niewypłacalność klubu nie wpłynęły na wyniki, gdyż piłkarze wciąż robili to, co do nich należało. I to w najlepszym możliwym wydaniu. Drużyna z Andaluzji wyeliminowała w kwalifikacjach Panathinaikos, a fazę grupową Boquerones przeszli bez szwanku, nie zaliczając ani jednej porażki. Ich przygodę z Ligą Mistrzów zakończyła dopiero Borussia Dortmund, finalista tamtej edycji, na etapie ćwierćfinału. Mimo porażki na Signal Iduna Park Málaga żegnała się z rozgrywkami z podniesionym czołem, a awans BVB odbył się w mocno kontrowersyjnym stylu. Ligowe zmagania Málaga zakończyła na 6. pozycji, lecz piłkarzom nie było dane świętować awansu do Ligi Europy…
W związku z zaległościami w wypłatach dla zawodników UEFA nałożyła na klub odpowiednie sankcje. Málaga została wykluczona z europejskich pucharów w sezonie 13/14 oraz musiała zapłacić 300 tysięcy kary. Dodatkowa kara wykluczenia z europejskich rozgrywek mogła zostać podtrzymana do sezonu 14/15 jeśli klub nie uregulowałby zaległości do 31 marca.
Szara rzeczywistość
Liga Mistrzów i ambitna gonitwa za czołówką Primera División okazała się być jedynie pięknym snem dla kibiców Málagi. Mimo, że Szejk Al Thani wciąż trzyma władzę w klubie to duże transfery, takie, jak w 2011 roku, pozostają co najwyżej w sferze marzeń sympatyków Boquerones. Obecnie drużyna z La Rosaleda bazuje w dużej mierze na wychowankach, a zakupy przeprowadzane są za skromne kwoty, nie przekraczające 4 milionów euro.
Málaga, choć w poprzednich dwóch sezonach spokojnie uplasowała się w okolicach środka tabeli, pogrążona jest w swego rodzaju marazmie. Nikłe nakłady finansowe inwestowane w klub blokują rozwój, a obecna sytuacja zespołu jest mocno rozczarowująca. Boquerones plasują się na 16. lokacie i jedynie bilans bramkowy sprawia, że nie znajdują się w strefie spadkowej. Po dwóch porażkach z występującym na co dzień w Segunda División Mirandés Málaga pożegnała się z rozgrywkami Copa del Rey. Drużyna Javiego Gracii prezentuje nudny futbol, zupełne przeciwieństwo tego, czym zachwycała Málaga Pellegriniego. Zespół ma duże problemy ze stwarzaniem sytuacji podbramkowych, brakuje kreatorów gry, co przekłada się na haniebny wynik pod względem zdobytych bramek.
Jeszcze w czerwcu nadzieję w serca kibiców wlało możliwe przekazanie władzy w klubie na rzecz chińskiego konsorcjum, lecz oferta w wysokości 30 milionów euro została odrzucona. Al Thani szybko zabrał głos po spekulacjach: „Nie sprzedamy Málagi. Będziemy kontynuować projekt dla Was, kibców. To Wy jesteście najważniejsi”. Zważywszy jednak na obecną stagnację to ciężko mówić o jakimkolwiek projekcie, a komentarze katarskiego właściciela wydają się być jedynie pustymi słowami.

Trener Javi Gracia wymienia pozdrowienia z Ahmedem Al-Rajehim i Nasserem Al-Thanim / Fot. eldesmarquemalaga
Mimo rozczarowujących wyników w tym sezonie trener Javi Gracia wciąż posiada zaufanie ze strony właścicieli. Nasser Al Thani, wiceprezydent klubu, po zwycięstwie nad Rayo udał się na stację Marii Zambrano, aby osobiście pogratulować trenerowi i piłkarzom trzech punktów. Mimo wsparcia ze strony oficjeli nic nie wskazuje, aby w grze Boquerones cokolwiek miało się zmienić, a znaki na niebie mówią, że celem Málagi w tym sezonie jest walka o utrzymanie. Z drużyny, która jeszcze dwa lata temu czarowała w Lidze Mistrzów Andaluzyjczycy spadli w okolice strefy spadkowej. Pomimo ambitnego projektu, bardzo szybko wróciła do szarej rzeczywistości sprzed panowania katarskiego biznesmena. Cóż, widocznie nie każdy zasługuje na sukces…