Andaluzja to ojczyzna gorącego flamenco. Z kolei tradycyjny taniec z ulic Buenos Aires ma swoje dalekie korzenie w kulturze południowej Hiszpanii. Nie ma zatem zaskoczenia w tym, że kibice Sevilli rozkochali się w temperamentnym, piłkarskim tangu zaproponowanym przez Jorge Sampaoliego.
Tango z ulicy przedarło się na europejskie salony. Zupełnie jak Sampaoli, który karierę trenerską zaczynał w klubach amatorskich. Tango to szuka improwizacji. Nie ma stałego układu, a do tej samej muzyki można postawiać różne figury. Istnieje ich kanon, istnieją reguły na otwarcie i zakończenie tańca, określone sposoby obejmowania się tańczących, kilka rodzajów kroków podstawowych, przejść między nimi, kilka poz… lecz ich kolejność, ostrość wyrazu to poddanie się chwili, burzy uczuć między partnerami. Taka jest dzisiejsza Sevilla, choć wtłoczona w rygory taktyczne, to jednocześnie targana falami emocji, swobodna i czasem pełna polotu w ofensywie.
Jest tu miejsce i na szaleńcze 6:4 z Espanyolem, niebywałą intensywność, otwarcia w zabójczym tempie, które mogą skutkować odciskami już w połowie występu. Jeśli za Unaia Emery’ego Sevilla miała pięć biegów, to za Sampaoliego potrafi wrzucić i szósty. Jednakże są też i mecze stonowane oraz te, kiedy Los Nervionenses oddają scenę dla popisów rywala. Popisów groźnych, aczkolwiek zwykle nie robiących wielkiej krzywdy ekipie Argentyńczyka.
Sevilla zagrala w tym sezonie wiele bardzo srednich meczow – wygrala wiekszosc z nich. Valencia zagrala kilka dobrych – przegrala wszystkie
— Rafal Lebiedzinski (@rafa_lebiedz24) November 26, 2016
Kanon
Jak zatem wyglądało dotychczasowe, typowe spotkanie Sevillistas pod wodzą Sampaoliego? Sevilla zaczynała starcie od nauki podstawowych kroków często gubiąc rytm, stawiała je niedbale i jedynie od czasu do czasu przeplatała próbami piłkarskich piruetów. Budziła się powoli, rozpędzała, by w drugiej części meczu, im bliżej jego końcówki tym lepiej, przeprowadzić cruzadę – przejście umożliwiające stawianie kroków w różnych kierunkach. Takim impulsem mogło być np. wejście z ławki Vitolo, o ile nie znajdował się na murawie od początku pojedynku. Dopiero wówczas mogliśmy się przekonać czym rzeczywiście dysponują Los Nervionenses. Tak jakby przed ostatnim gwizdkiem, przed zamarciem w finałowej pozie corte, chcieli wpakować do występu pokaz wszystkich figur, których nie zademonstrowali do tej pory. Podkręcali tempo, błyskawicznie zmieniali kierunki ataków oraz pozycje i zachwycali inwencją, śmiałością oraz temperamentem. Wszystko to przy intensywności, od której rywale dostawali oczopląsu.
Czy zamierzone, czy też nie, w odwracanie losów pojedynków w drugiej odsłonie meczu zdało swój egzamin. Ponadto, same gole strzelone końcówce, po 80 minucie starć, pozwoliły Sevilli odrobić straty w czterech spotkaniach – czyli dopisać do puli 12 punktów w niecodziennych okolicznościach:
– Sevilla – Las Palmas, z 0:1 do 2:1 po golach w 89′ i 94′
– Sevilla – Deportivo Alavés, po wyrównującym golu gości w 84′, ponowne objęcie prowadzenia w 90′,
– Leganés – Sevilla, decydujące trafienie na 3:2 w 85′.
– Deportivo La Coruña – Sevilla, wyciągnięcie wyniku z 0:2, na 3:2 z golami w 87′ i 93′.
Moglibyśmy nazwać te przypadki jedynie szczęściem, choć są one powtarzalne. Blanquirojos końcowe momenty podszywali olbrzymią wolą walki. Zupełnie jakby drużynie przeszczepiono żywiołowość porywczego Sampaoliego, skaczącego za linią boczną. Z drugiej strony ze Sportingiem Gijón, Eibarem czy Granadą, zabrakło Sevillistas czasu i pomysłów na rozwinięcie skrzydeł.
Własne partytury
Na spotkania z najlepszymi, pucharowe czy te w rozgrywane na europejskich arenach naczelny choreograf i kompozytor Sevilli pisał specjalne układy. Sampaoli i jego Sevilla znalazły się w fazie pucharowej Ligi Mistrzów oraz na trzeciej pozycji w lidze z najlepszym dorobkiem punktowym zdobytym przed Świętami od dekady, ponieważ Argentyńczyk nie bał się eksperymentować. Słynne „wyciąganie wniosków” nie było dla niego tylko frazesem, który wypowiada się po przegranym spotkaniu. Czerpał cenne lekcje także ze zwycięstw. Najlepszym przykładem jest wygrana 6:4 z Espanyolem. Wszystko dobrze się skończyło, lecz na dłużą metę wymiana ciosów, poważne straty i błędny w defensywie nie mogły przynieść zespołowi niczego dobrego. Jak bowiem wyglądałaby Sevilla gdyby ich przeciwnikiem był tego dnia rywal z wyżej półki? Najprawdopodobniej zostaliby rozstrzelani na miejscu. Cóż zatem zrobił Sampaoli mając w perspektywie pojedynek z Villarrealem Frana Escriby, dla którego gra w obronie jest oczkiem w głowie? Argentyński szkoleniowiec postawił na bardziej stonowaną postawę swojej ekipy. Nie było to już zapierające dech w piersiach widowisko pełne żywiołu i nieprzemyślanych ruchów, pewnie i Sevillla nie funkcjonowała tak jakby chciał, jednakże ostatecznie opłaciło się to wywalczeniem cennego punktu na El Madrigal.
Argentyńczyk nie okazał się trenerem z klapkami na oczach wiernie zapatrzonego w ołtarzyk ze zdjęciem Marcelo Bielsy i jego nuty. Nie jest Don Kichotem walczącym z wiatrakami. Zdecydował się na herezję względem nauk swojego guru, żeby zrealizować cel doraźny. Tym przewyższył swojego mistrza. Nie oznacza to wcale, że utracił wiarę w futbol totalny, oj nie. Nadal szuka sposobów, żeby zaimplementować Andaluzyjczykom swoją wizję, ostatnio powrócił chociażby do zestawiania wyjściowego składu z trzema obrońcami. Potrafił jednakże swoje idee schować do kieszeni, kiedy rozsądniej było zatańczyć do melodii rywali. Właśnie dzięki temu Sevilla awansowała do dalszej fazy Ligi Mistrzów. Z Turynu Sevillistas wyjechali z punktem, ponieważ przez 90 minut murowali dostęp do swojej bramki, a następnie w ostatnim spotkaniu grupowym, w ten sam sposób na wyjeździe w Lyonie, wybronili przewagę nad miejscowym Olimpique. Za wyjątkiem potyczek z chorwackim Dinamem, podopieczni Sampaoliego grali w Europie bardziej zachowawczo niż w lidze. Efekt? Pięć czystych kont w sześciu starciach grupowych, gdy w La Liga udało im się to jedynie czterokrotnie w szesnastu meczach.
Instrumenty
Jak nieodzownym w klasycznej muzyce do tanga jest bandoneon, instrument przypominający akordeon, tak w zespole „El Loquito” niezbędny jest Samir Nasri. To on nadaje grze Sevilli melodię, płynność oraz wyjątkowy kunszt. Należy do najbardziej kreatywnych zawodników i choć ilościowo nie tworzy najwięcej sytuacji, to wyróżniają się one jakością oraz polotem. Imponuje celnością podań, a nie wybiera najłatwiejszych rozwiązań. Upraszczając znaczy dla Los Nervionenses tylce co, Andrés Iniesta dla Barcelony.
43 – @SamNasri19 is the player with the most passes in #celtasevillafc at halftime (43), with a 95,3% of good ones. Compass pic.twitter.com/XKrCVopYVK
— OptaJose (@OptaJose) December 11, 2016
Niestety Nasri trafił niedawno pod lupę AEPSAD, hiszpańskiej agencji antydopingowej. W trakcie świątecznej przerwy zawodnik udał się do USA i tam w klinice Drip Doctors otrzymał litr „cieczy nawadniającej”, która powinna pomóc mu utrzymać odpowiednią ilość płynów w organizmie podczas wyczerpującego sezonu. Agencja zamierza sprawdzić czy nie przyjął tam substancji niedozwolonych, bądź też czy nie przyjął zbyt dużej dawki tych dozwolonych, ale jedynie w ograniczonych ilościach. Klinika pochwaliła się wizytą piłkarza na swoim Twitterze, a zatem jeśli stosowane przez nich praktyki są niedozwolone to jej pracownicy musieliby się wykazać olbrzymią naiwnością.
Któż jeszcze stanowi trzon orkiestry Sampaoliego? Oczywiście należy do niej Steven N’Zonzi porównywany do Sergio Busquetsa w swojej najlepszej formie. Okazało się, iż Francuz radzi sobie nawet lepiej bez Grzegorza Krychowiaka u boku. Należy do nich również Vitolo, posiadający niespożyte siły i potrafiący wzniecić wiatr na flankach Sevilli, Pablo Sarabia – etatowy wykonawca stałych fragmentów, który odnajduje się w nawet na pozycji lewego obrońcy czy wahadłowego, a także Luciano Vietto najlepszy strzelec i lider klasyfikacji kanadyjskiej zespołu. Można wymieniać i kolejnych.
Niespodziewanie jednak do żelaznego zestawu dołączył jeszcze jeden, Vicente Iborra. W ostatnich dwóch ligowych meczach, w których wychowanek Levante odegrał wiodącą rolę, Sevilli udało się z utrzymać nawet trzybramkową przewagą. W Primera División nie zdarzyło się to od początku sezonu. Normą były wygrane z różnicą jednego gola, a Los Nervionenses potrafili nawet stracić dwie bramki w przeciągu dwóch minut z Leganés. Umówmy się, to nie jest normalne dla drużyny, która chce być klasową ekipą. Tymczasem w ostatnich spotkaniach widać znaczącą poprawę. Czy zatem Sampaoli odnalazł wreszcie brakujący element i receptę na zbalansowanie formacji w zespole? Przekonam się już niebawem w meczach z Realem Madryt.
Ambicja
Wyniki Sevilli są imponujące, lecz Sampaoli ma jeszcze ambitniejsze plany. Trener prosił zarząd klubu o wzmocnienia, żeby móc sprostać rywalizacji na wszystkich frontach. Władze przychylił się do tej prośby. Choć szkoleniowiec oczekiwał początkowo czterech, pięciu transferów, nie jest pewne czy akurat taka liczba piłkarzy przybędzie zimą na Ramón Sánchez Pizjuán. Jeden z członków zarządu potwierdził w mediach, iż Sevilla ma zabezpieczone środki na przynajmniej dwa transfery. Same dane z zeszłego sezony mogą potwierdzać możliwości finansowe Andaluzyjczków, bowiem Los Nervionenses zakończyli poprzednią kampanię z zyskiem 15,6 milionów euro, bez zaległości względem skarbówki itp. oraz z dodatkowym 31,5 miliona na koncie w banku. Ponadto, letnie okno transferowe zakończyło się na znacznym plusie, a można spodziewać się także kolejnych wpływów do budżetu ze względu na awans do dalszej fazy Ligi Mistrzów.
Na kogo mają zostać przeznaczone? Priorytetem jest napastnik, co brzmi nieco dziwnie jeśli zauważymy, iż Sevilla to trzeci zespół La Liga pod względem zdobytych bramek. Niemniej Luciano Vietto oraz Ben Yedder lubią się „zniknąć” na murawie, gdy przeciwnik twardo się broni, a drużyna nie potrafi przeciwstawić się szybszym rozgrywaniem akcji. Potrzebny jest zatem napastnik silniejszy fizycznie, który będzie w stanie przepychać się z obrońcami. Kolejna luka to środkowy lub/i boczny obrońca. Benoît Trémoulinas jest od początku wyłączony z powodu kontuzji, a Gabriel Mercado łata dziury na każdej możliwej pozycji w defensywie, odstawiając przy tym na bocznicę Timothée Kolodziejczaka. Francuz z polskimi korzeniami jest już jedną nogą poza klubem. Reszta stoperów ma tendencje do łapania urazów, dlatego też brakuje zmienników na boki obrony/ wahadłowych, lub kogoś kto odciąży argentyńskiego „Pitbulla” z roli zapchajdziury. Trzecia prawdopodobna opcja to środkowy pomocnik. Możliwe, że będzie trzeba uzupełnić skład, jeśli Hiroshi Kiyotake i Jonathan Correa zostaną wypożyczeni. Nie można powiedzieć o Japończyku, iż jest słabym piłkarzem, niemniej nie do końca odpowiada Sampaoliemu. Być może problemu należy szukać w barierze językowej i kulturowej, w końcu Argentyńczykowi było już wcześniej nie po drodze i z Jewhenem Konoplanką. Czyżby ci piłkarze nie czuli jego tanga? Co gorsza Azjata zajmuje miejsce dla zawodnika bez paszportu UE, czym uniemożliwia szkoleniowcowi Sevilli dokooptowania do składu kolejnego z rodaków (o ile potencjalny kandydat nie posiada innego obywatelstwa).
„Chcemy włączyć się do grupy najlepszych drużyn na świecie, zbuntować się przeciwko rzeczywistości. Historia podpowiada nam, że być może powinniśmy skupić się tylko na jednym celu, ale my będziemy walczyć o wszystko. Nie wiem czy uda nam się wszystko zdobyć, ale będziemy walczyć” – stwierdził dobitnie Jorge. Sevilla i mistrzostwo? W tym momencie pewnie niejednemu z was zapala się czerwona lampka z napisem „niemożliwe”. Oczywiście, jest to cel na wyrost, lecz gdyby ludzie nie przekraczali własnych barier to bracia Wright nie wynaleźliby samolotu, a tango nadal byłoby rozrywką marginesu w podejrzanych spelunach.