Sevilla do niedawna uważana była za jedną z rewelacji tej tempoardy. Nie do końca słusznie. Po dziewięciu kolejkach (niemal ćwierć sezonu) odnotowała najlepszy start w historii. 22 punkty na 27 możliwych, zdobycz o oczko lepsza niż rekord zespołu za Juande Ramosa z kampanii 2006/07. To fakt. Zwykle jednak nikt nie dopowiada, że pomógł w tym terminarz.
Sevillistas nie zagrali jeszcze ani z Realem Madryt, ani z Barceloną. Pojedynek z Atlético zakończył się klęską, choć wymiar kary był zbyt wysoki. Trzy kolejne, silne (przynajmniej na papierze) drużyny: Valencię, Real Sociedad i Villarreal podopieczni Emery’ego podejmowali na własnym stadionie, gdzie nie przegrali ligowego starcia od lutego.
W dodatku Nervionenses mają już za sobą spotkania z czterema ostatnimi drużynami w tabeli. Świetna zdobycz punktowa fałszuje obraz sytuacji. Obecna drużyna jest z pewnością lepsza niż ta sprzed roku, natomiast ustępuje Sevilli z rundy wiosennej, która niczym walec przetoczyła się po La Liga. Przyzwoita dyspozycja pozwoliła na uniknięcie większych wpadek. Mecz z Athletic nią nie jest, bowiem San Mamés to niegościnne miejsce dla Sevillistas. Od kampanii 2010/11 na La Catedral doznają samych porażek. Także w drugim sezonie pracy Marcelo Bielsy, gdy Baskowie nie byli szczególnie mocni. Najbardziej na miano rozczarowania zasługuje podział łupów w bitwie z Levante. Goście okazali się twardsi, bardziej agresywni, co wyeliminowało Trémoulinasa i Fernando Navarro z udziału w najbliższym spotkaniu. Można też zauważyć, iż Nervioenenses wyrównali w tym momencie stan rywalizacji z Granotas z minionej temporady. Tak, Sevilla odnotowała wtedy z Żabami remis na wyjeździe oraz przegraną na Ramón Sánchez Pizjuán.
Bieg przez płotki
Emery i prezydent José Castro swoimi stonowanymi wypowiedziami próbowali ściągać na ziemię fanów, którzy odlecieli zbyt wysoko w swoich marzeniach. Ale ich słowa mogły nie trafiać do adresatów. Niezadowalający wynik na tablicy świetlnej to zdecydowanie lepszy budzik. Jestem świadomy jakie przeprawy czekają jeszcze Sevillistas, aby zakończyć sezon na czwartym czy piątym miejscu. Pomijając pierwsze mecze i rewanże z gigantami, dochodzi chociażby dwumecz z Celtą. Duma Nervión doznała z nimi dwóch pechowych porażek w ostatniej kampanii, a Celtowie są przecież silniejsi niż przed rokiem. Do tego trzeba dodać inne andaluzyjskie drużyny, które stają na głowie, by pozbawić Blanquirojos statusu najlepszej ekipy w regionie, przynajmniej w bezpośrednich starciach na własnym terenie. Wyjątkiem jest tutaj Córdoba, im po prostu zabrakło argumentów.
Na to nałożyć się może okres zapaści, pojawiający się co roku gdzieś pomiędzy końcówką grudnia a początkiem lutego. Nie jest to bynajmniej nic wyjątkowego, bowiem każdy zespół musi zmieniać intensywność treningów, aby przygotować szczyt formy piłkarzy na decydującą moment rundy rewanżowej. W przypadku Nervionsnses ta zmiana miewa jednak gwałtowny przebieg. W minionym sezonie kryzys zakończył się serią siedmiu spotkań bez zwycięstwa: trzema porażkami i czterema remisami.
Żywioł
Baskijski szkoleniowiec nadal realizuje swoją wizję zespołu kompletnego. W zamyśle Emery’ego Sevilla ma być raz tsunami, a innym razem kroplą cierpliwie drążącą skałę. Ma być elastyczna. Wszystko w zależności od przeciwnika i aktualnej potrzeby. Można założyć drugiemu zespołowi hokejowy zamek, ale gdy to nie przynosi rezultatu, trzeba odpuścić, pozwolić mu na uchylenie drzwi i wpuszczenie powietrza między linie obrony i pomocy. Jeśli rywal stawia na defensywę, jak Elche czy Levante, należy zmusić go do ataku pozycyjnego, a samemu uderzać kontrami. Jeżeli nie można umiejętnościami indywidualnymi lub kolektywną grą przewyższyć konkurenta trzeba być twardszym niż on.
Oczywiście nie jest możliwe, aby jedna drużyna była wybitna we wszystkich aspektach futbolowego rzemiosła. W przypadku Sevilli nadal skuteczne są stałe fragmenty (choć, ze względu na utratę Rakiticia oraz Fazio, już nie tak jak w zeszłym sezonie). Dobrze funkcjonuje gra obronna, zwłaszcza z udziałem Krychowiaka i M’Bii w środku pola oraz Pareji z Carriço na pozycji środkowych obrońców. Sevillistas potrafią szybko przejść z defensywy do ataku, lecz wykończenie kontr nie zawsze jest na najwyższym poziomie. Największymi mankamentami są z kolei: wyprowadzenie piłki z własnej połowy, atak pozycyjny oraz obrona stałych fragmentów. Testowanym lekarstwem na dwie pierwsze dolegliwości ma być wystawianie Evera jako cofniętego rozgrywającego. W meczu z Deportivo to rozwiązanie się sprawdziło, natomiast w starciu z Levante już nie. Spotkania w Lidze Europy (szczególnie pierwszy mecz ze Standardem czy z Rijeką), udowadniają, że nowi rezerwowi: Kolodziejczak, Banega czy Aspas, jak do tej pory, nie są w stanie zastąpić na boisku podstawowych zawodników bez strat na jakości gry.
Denis Suárez + Deulofeu
Nie sposób pominąć tematu dwóch zawodników Barcelony w kadrze Sevilli, którzy na dodatek będą mogli wystąpić w spotkaniu przeciwko własnemu zespołowi. Doskonale obrazuje to jak różne podejście mają oba kluby w swojej polityce użyczania piłkarzy. Nervionenses wprowadzają tak zwaną “klauzulę strachu”(z hiszp. “cláusula del miedo”) w każdej umowie wypożyczenia. Nawet jeśli dotyczy ona Javiego Hervasa, który trafił do drugoligowego Sabadell. Nie zawsze jest to całkowity zakaz występu w meczach z Sevillistas, ale obwarowany na tyle dużą kwotą za przyzwolenie na grę, by w praktyce uczynić go nieopłacalnym.
Nadal jestem pod wrażeniem postępów Denisa Suáreza. Został rzucony na bardzo głęboką wodę, na niezwykle trudną i odpowiedzialną pozycję, mimo to wychodzi z tego wyzwania obronną ręką. Wychowanek Celty z osiemnastoma stworzonymi w lidze szansami (asysty plus kluczowe podania) jest najbardziej kreatywnym zawodnikiem w zespole. W poczynaniach Deulofeu również można zauważyć progres, przynajmniej w grze obronnej. Przeciwko Levante zaliczył aż trzy przechwyty, co przy średniej 0,4 na mecz stanowi wręcz niewyobrażalne osiągnięcie. Jest użyteczny w ataku, zwłaszcza gdy nie zapomina o tym, że warto podać futbolówkę lepiej ustawionemu koledze. Jednakże jedną z najsilniejszych broni Gerarda okazały się dogrania ze stałych fragmentów. W ten sposób zdobył trzy z pięciu asyst na swoim koncie, dwie z Feyenoordem i jedną, w najlepszym swoim występie, przeciwko Depor.
Dla Suáreza i Deulofeu pojedynek z Barceloną będzie wyjątkowym wydarzeniem. Także Emery zapewnia, że spotkanie z Barcą “to wyzwanie, a motywacja w drużynie jest przez to bardzo wysoka”. Nie wątpię. Jestem przekonany, iż zawodnicy będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony. Trudno jednak kibicom wyzbyć się sceptycyzmu, gdy Sevillistas już od dwunastu lat czekają na ligowe zwycięstwo na Camp Nou. W październiku 2011 roku udało się im wywieźć punkt, po tym jak Javi Varas obronił karnego w ostatnich minutach spotkania. Powtórka z rozrywki jest mało prawdopodobna, ale lubię miłe niespodzianki.