Wraz z awansem Barcelony do finału Copa del Rey na nowo rozgorzała coroczna dyskusja pt. „gdzie powinien zostać rozegrany finał Pucharu Króla?”. To pytanie pojawia się zresztą zawsze, gdy poznajemy finalistów tych rozgrywek. Cóż, jeśli polskie przysłowie mówi, że „uczymy się na błędach”, to Hiszpanii to raczej nie dotyczy.
W przeciwieństwie do rozgrywek Ligi Mistrzów i Ligi Europy oraz wielu pucharów krajowych (m.in. Puchary Anglii, Niemiec, Francji, Włoch czy nawet Polski), miejsce rozegrania meczu finałowego w Hiszpanii wybierane jest dopiero po poznaniu pary finalistów. W tym roku decyzja może zostać podjęta jeszcze później niż zwykle z powodu zbliżających się wyborów prezesa RFEF. Ángel María Villar, który w najbliższym czasie ustąpi ze stanowiska tylko po to, by (prawdopodobnie) ponownie zostać na nie wybranym, chce by kluby zgadzały się co do miejsca finału, które powinno być obiektem neutralnym. Warto jednak zaznaczyć, że latem zeszłego roku Villar zaproponował, by wyznaczać organizatora decydującego meczu jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Pomysł został jednak odrzucony.
„Wojna” o Bernabéu
Nie jest więc zaskoczeniem, że podobnie jak i w poprzednich sezonach, również teraz wybuchła polemika nt. miejsca rozegrania finału. Już nazajutrz po awansie Barcelony do finału, kataloński dziennik „Sport” na pierwszej stronie zamieścił wielki napis „Barcelona chce Bernabéu”, powołując się na Radio SER, według którego przedstawiciele Blaugrany uznali, że stadion Realu Madryt jest najlepszym miejscem do organizacji finałowego starcia z Alavés.
Na odpowiedź Realu Madryt nie trzeba było długo czekać. „Na naszym stadionie nie można, ponieważ przeprowadzamy prace remontowe” – przyznał Florentino Peréz. „Finał na Bernabeu? Nie ma mowy!” – grzmiała słowami prezydenta kolejna okładka katalońskiego dziennika. Zaczęło się więc zamieszanie, którego można było się spodziewać. Znowu wybór finałowej areny stał się tematem pierwszych stron gazet w Hiszpanii.
Barcelona w finale pucharu, czyli najwyższy czas na kolejny odcinek serialu pod tytułem "finał na Bernabeu".
— Janusz Banasiński (@JBanasinski) February 8, 2017
W związku z reakcją Realu Madryt, ruszyła cała lawina argumentów i wylewania jadu po obu stronach barykady, zarówno w hiszpańskiej prasie, jak i – a być może nawet przede wszystkim – wśród polskich sympatyków obu zespołów. Barcelona miała opowiadać się za organizacją meczu na Santiago Bernabéu, ponieważ za tym stadionem przemawia duża pojemność obiektu, a także rozbudowana komunikacja i baza hotelowa (argumenty podawane przez Cadena SER – przyp. red). Kibice Dumy Katalonii liczyliby z kolei na powtórkę z 1997 roku:
Realowi najczęściej zarzuca się niechęć goszczenia na własnym stadionie Barcelony, gdzie Katalończycy najpewniej sięgną powalczą o swój 29. Puchar Króla. Warto jednak zwrócić uwagę, że Santiago Bernabéu nie do końca spełnia warunek neutralnego z uwagi na historię rywalizacji obu drużyn. Jako trzecia strona tego konfliktu (gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, że jestem fanem Atleti;) uważam, że nie trzeba go tłumaczyć. Real Madryt nie chce organizować finału, którego wyraźnym faworytem jest Barcelona i temu dziwić się nie można. Należałoby tylko dodać – Real ma do tego pełne prawo, ponieważ jest właścicielem stadionu, a ani Barcelona, ani Federacja Hiszpańska nie może na nim wymóc organizacji meczu finałowego. Inna sprawa, że termin prac remontowych na stadionie został uzgodniony już w listopadzie zeszłego roku.
Poza tym, istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo, że Barcelona zdobędzie puchar oraz – co wydaje się jeszcze ważniejsze – jest obawa, że separatyści, którzy identyfikują się z Barçą wygwiżdżą hymn i króla Filipa VI bardziej, niż gdziekolwiek indziej. Dodatkowo, jak stwierdził w swojej codziennej rubryce dziennikarz AS’a, Alfredo Relaño, Florentino Peréz nie potrzebuje wymówki o pracach remontowych na stadionie, by nie dopuścić do organizacji meczu na Bernabéu. Wystarczyłoby powołać się, że taka jest wola socios lub zarządu klubu. W podobnym tonie wypowiada się Manolo Lama, z Radio COPE. „Każdy klub ma prawo odmówić organizacji finału Pucharu Króla na swoim stadionie. Jedyny problem to tanie wymówki, które bywają żałosne”.
Nikt nie chce finału
W całej tej polemice na dalszy plan zostało zepchnięte zdanie przedstawicieli Deportivo Alavés, którzy jako pierwsi zajęli oficjalne stanowisko w sprawie wyznaczenia areny finałowej. Klub wystosował oficjalną prośbę o rozegranie meczu z Barceloną na San Mamés w Bilbao. Szybko jednak nadeszła informacja zwrotna: w Bilbao też nie da rady, bo 30 maja odbędzie się tam koncert Guns n’ Roses.
Wobec patowej sytuacji, na czoło wysunęła się kolejna kandydatury – Estadio Vicente Calderón, który po sezonie pójdzie pod młotek. Problem wydawał się zatem rozwiązany, ale Hiszpanie nie byliby sobą, gdyby nie pojawiły się kolejne głosy domagające się veta. „Nie dla finału na Vicente Calderón” – taką akcję rozpropagowali w serwisach społecznościowych kibice Atlético, którzy chcą, by ostatnim meczem rozegranym na legendarnym stadionie był ten z udziałem Los Rojiblancos. Wobec wielkiego poruszenia wśród fanów, Atleti nie podjęło żadnych kroków na drodze do przejęcia meczu Barcelona-Alavés. A co warto zauważyć, Los Colchoneros to jedyny klub, który każdego roku zgłasza chęć organizacji finału. Prezes Atlético, Enrique Cerezo zawsze podsuwa RFEF kandydaturę Vicente Calderón.
Rok | Finaliści | Wynik | Miejsce |
---|---|---|---|
2016 | FC Barcelona – Sevilla | 0:0 (d. 2:0) | Estadio Vicente Calderón, Madryt |
2015 | FC Barcelona – Athletic Bilbao | 3:1 | Camp Nou, Barcelona |
2014 | Real Madryt – FC Barcelona | 2:1 | Estadio Mestalla, Walencja |
2013 | Real Madryt – Atlético | 1:1 (d. 1:2) | Estadio Santiago Bernabéu, Madryt |
2012 | FC Barcelona – Athletic Bilbao | 3:0 | Estadio Vicente Calderón, Madryt |
2011 | Real Madryt – FC Barcelona | 1:0 | Estadio Mestalla, Walencja |
2010 | Sevilla – Atlético | 2:0 | Camp Nou, Barcelona |
2009 | FC Barcelona – Athletic Bilbao | 4:1 | Estadio Mestalla, Walencja |
2008 | Valencia – Getafe | 3:1 | Estadio Vicente Calderón, Madryt |
2007 | Sevilla – Getafe | 1:0 | Santiago Bernabéu, Madryt |
Atleti rozwiąże problem?
Jeszcze niedawno padały stwierdzenia, że prędzej świnie zaczną latać niż Hiszpanie zrozumieją, że lepiej wybierać miejsce finału przed rozstrzygnięciem półfinałów Pucharu Króla. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednak na to, że hiszpański futbol dojrzał do takiej decyzji. W tym tygodniu doszło do spotkania przedstawicieli Atlético i RFEF, na którym miały zostać dopięte szczegóły dotyczące organizacji kolejnych finałów. Chcąc skończyć z coroczną debatą, Los Rojiblancos zaproponowali swój nowy stadion, Wandę Metropolitano jako stałą arenę finałów Pucharu Króla.
Czerwono-biali na nowy stadion przeniosą się na początku nowego sezonu. Jego pojemność (67 tysięcy miejsc) oraz lokalizacja (w odniesieniu do całej Hiszpanii) sprawiają, że to najlepsza, a w dodatku całkowicie neutralna kandydatura. Więcej o planowanej przeprowadzce Atleti można przeczytać tutaj. Warto także pochylić się nad odgórnym ustaleniem terminu decydującego spotkania, by uniknąć takich sytuacji, jak ta z 2013 roku, gdy ostateczny termin finału Copa del Rey wyznaczono dopiero w marcu, a to z powodu odbywającego się w dniu pierwotnego terminu… konkursu Eurowizji.
Jeśli zaś mowa o tegorocznym finale, jestem wielkim zwolennikiem rozegrania tego meczu na Camp Nou. Dla Alavés sam ten mecz to wspaniała historia, a nie raz już w przeszłości okazywało się, że decydujące spotkanie w jaskini lwa może przynieść nieoczekiwane rozstrzygnięcia, jak np. w 2002 roku, gdy świętujący wówczas stulecie Real Madryt przegrał Copę przed własną publicznością z Deportivo, czy we wspomnianym już 2013 roku, gdy ten sam Real musiał uznać wyższość Atlético. Zresztą, jeden z uczestników nadchodzącego finału – Deyverson przyznał, że stadion dla niego nie ma znaczenia, chociaż gdyby mógł wybierać, to między Maracaną a Camp Nou, gdzie swoją drogą Alavés już wygrało z Barceloną 1:2. Problem dojazdu? Jeśli odpada Bilbao, a w dalszej kolejności również Madryt to Alavés wszędzie będzie miało daleko. Ktoś zapyta, a co z neutralnością stadionu? O to przecież też do pewnego stopnia można się zatroszczyć. Podział biletów będzie 50:50, więc ściany nie będą pomagać gospodarzom, o ile faktycznie kibice Blaugrany nie będą głośniejsi. Dodatkowo pamiętam, jak Cholo zabiegał o „wyrównanie szans” przed finałem na Bernabéu. Poniżej cytat z książki „Simeone. Mecz po meczu”:
Kiedy zbliżał się finał na Santiago Bernabéu, kazałem sprawdzić, kim będą chłopcy do podawania piłek, a w klubie się temu dziwili. Powiedziałem im: „Wybierają Bernabéu, ponieważ jest najlepszy dla wszystkich, ponieważ ma większą pojemność, ich obsługę, ich ochronę, wybierają ławkę rezerwowych i jeszcze biorą swoich chłopców do podawania piłek. W ten sposób zagramy w finale tak, jakbyśmy rozgrywali zwykły mecz ligowy w roli gości, a tak przecież nie jest. Finał to finał”.
Dlatego też zaproponowaliśmy, żeby wymieszać ich chłopców do podawania piłek z naszymi, co na szczęście można było zrobić. Dla wielu może się to wydawać nieco dziwne, ale to jest bardzo ważne, ponieważ chłopiec, który widzi, że jego drużyna prowadzi 1:0, wolniej podaje ci piłkę. Jeśli dwunastu chłopców jest od nich, to już jesteś martwy, ale jeśli jest po sześciu z obu klubów, to szanse są bardziej wyrównane, ponieważ kiedy trafi na naszego, to będzie działał na naszą korzyść. W ten sposób, za sprawą takich detali, informowaliśmy wszystkich ludzi związanych z Atlético Madryt, że chcemy zdobyć puchar. Uważam, że to właśnie dzięki takim pozornie mało znaczącym drobiazgom zaczyna się wygrywać wielkie finały i my też tak zaczęliśmy zwyciężać.
Naturalnie oprócz tych detali są jeszcze kwestie taktyczne, psychiczne i piłkarskie, które mają ogromne znaczenie, ponieważ ostatecznie jest to mecz – możesz wygrać albo przegrać. Ale jako że mieliśmy trochę czasu, by się przygotować – co jest logiczne przy meczach tego kalibru – byliśmy w dobrej dyspozycji po zgrupowaniu, omówiliśmy wszystkie szczegóły, a dzień przed finałem pokazaliśmy chłopcom wideo. W tym przypadku było ono bardzo poruszające.