Bezstresowe wychowanie od lat ma swoich zwolenników i przeciwników, między którymi budzi wiele zagorzałych dyskusji. Stres, jako nieodłączny element w codziennym życiu, ma w myśl tej metody zostać zminimalizowany do niezbędnego minimum. Po ostatnim turnieju 12-latków w Hiszpanii, odnoszę wrażenie, że metodę bezstresowego wychowania zaadaptowali do futbolu. I przynosi im to wymierne korzyści.
Wczoraj FC Barcelona wygrała z Espanyolem 1:0 w finale PAMESA LaLiga Promises – zawodach, znanych i transmitowanych w całej Hiszpanii. XXV Turniej Krajowy PAMESA LaLiga Promises rozegrano tym razem w Villarrealu. Udział wzięło 40 zespołów, w tym ekipy Barcelony, Valencii, Atletico, Realu Madryt czy Espanyolu. Transmisje z meczów nadaje krajowa stacja telewizyjna Gol, skróty i ważne momenty z meczów na swoich portalach społecznościowych umieszcza La Liga TV. Zainteresowanie jest zawsze na wysokim poziomie, podobnie jak umiejętności 12-letnich zawodników.
„Teraz idziemy na rozgrzewkę, z uśmiechem na twarzy. I cieszmy się grą” – powiedział swoim podopiecznym na odprawie w szatni trener Espanyolu przed starciem z FC Barceloną. Bez krzyku, darcia ryja i wywierania niepotrzebnej presji na dzieciakach. Mimo, że to prestiżowe i ogólnokrajowe rozgrywki, chodzi w nich przede wszystkim o zabawę.
"Al final, si se cree, las cosas pasan…".
? Aprendizaje
? Experiencia
? Compañerismo
? Valores
? Diversión
⏰ Recuerdos
⚽ Fútbol¡#LaLigaPromises es inolvidable! pic.twitter.com/WDeeEufC5b
— LaLiga (@LaLiga) June 4, 2018
Po przegranym finale powie zapłakanym chłopcom: „reprezentujecie ten herb lepiej niż ktokolwiek inny”. Na Twitterze pojawią się setki pokrzepiających komentarzy od kibiców pod adresem młodych zawodników i pochwały dla trenera.
Inny obrazek.
Trenerzy dyskutują z 11-letnimi adeptami futbolu z Deportivo o taktyce. Dzieciaki nie tylko przysłuchują się uwagom trenerów, ale sami w rozmowie proponują swoje rozwiązania na to, jak najlepiej wyprowadzić piłkę, żeby stworzyć sytuację bramkową. Scenka kończy się pytaniem trenera do drużyny: „bronimy czy idziemy na nich?”.
Tak powinien wyglądać futbol w wydaniu najmłodszych. Bez wydzierania się. KOR-u na trenerów. Trenerów na dzieci. Dzieci na inne dzieci. W ten sposób nie zbuduje się sukcesów. A fundamenty wylewa się na początku.
Wymienione wyżej urywki nie mogą nie wzbudzać sympatii, ale są też świetnym przykładem. Przecież ile w polskiej piłce mówi się o szkoleniu? Do niedawna byliśmy wręcz bombardowani kolejnymi historiami z udziałem osławionego już Komitetu Oszalałych Rodziców. Pamiętam, jak z jakiś rok temu na Weszło opublikowano list jednego z rodzicieli do trenera jakiejś dziecięcej drużyny, a w nim postulaty o przygotowanie szczegółowego planu treningowego na najbliższe sześć miesięcy. Dajcie spokój, a nie się zwariować. Nie tędy przecież droga. Ja wiem, że to inna skala, bo z jednej strony mamy ekipę Alevín Blaugrany, nad którą czuwa przynajmniej kilku koordynatorów i trenerów, a co innego trener w Pcim Dolnym prowadzący treningi z dzieciakami w ramach wolontariatu. Ale poza poziomem organizacji, mam wrażenie, że jedną z najpoważniejszych chorób jest właśnie mentalność. Futbol młodzieżowy, czy nawet futbol dzieci, to nie jest profesjonalna piłka nożna. Problem w tym, że wciąż pisze się o tym dość dużo, a niewielu zdaje sobie z tego sprawę. Bo wyniki. Bo tu i teraz. Bo przecież tak funkcjonuje seniorska piłka i jak dzieciaki mają się uczyć futbolu.
? TIKI-TAKA! ?@FCBMasia on their way to being crowned #LaLigaPromises champions! pic.twitter.com/BDchN6jHZQ
— LaLiga (@LaLigaEN) June 4, 2018
A suma summarum chodzi przecież o wychowanie przez sport i kształtowanie wartości, bo – nie oszukujmy się – ilu z tych dwunastolatków zostanie kiedyś profesjonalistami? Taki np. Espanyol ma w swojej akademii 12 grup wiekowych, a w nich łącznie 199 juniorów. Ilu z nich przebije się do pierwszej drużyny? Eufemistycznie rzecz ujmując, pewnie niewielu. Procent wyrażany jedną cyfrą. A mimo, mimo braku nacisku na wynik sportowy, wynik szkoleniowy osiągają.
Nie chciałbym zostać posądzony o stwierdzenie, że w Polsce “nie ma szkolenia”, bo z roku na rok, mam wrażenie, jest w tym zakresie coraz lepiej, a świadomość znaczenia szkolenia dla sukcesów w sporcie i zdrowego, nowoczesnego społeczeństwa wzrasta również dzięki działaniom PZPN. Różnica polega na tym, że tam, w Hiszpanii taki 12-letni chłopak nie usłyszy od swojego trenera ponadczasowego okrzyku “nie kiwaj!”. Tutaj, wystarczy, że przejdziemy się na jakiś turniej szkolny i ta komenda nas zagłuszy. Zastanawiam się więc, kiedy na dobre wyjdziemy z naszych drewnianych chatek.