Czy komukolwiek z nas przyszło się wcześniej zmierzyć z klubami Olímpic Xàtiva bądź Sant Andreu? Może w porywach zamiłowania do hipsterstwa wirtualnym trenerom udało się zaliczyć epizodyczną przygodę w Football Managerze, ale generalnie nie posądzamy nikogo o nadmiar wiedzy w tej materii. Otóż przy okazji Copa del Rey postanowiliśmy przeanalizować sylwetki pucharowych rywali „wielkiej trójki”, by oszczędzić wam szoku poznawczego. Trzecia liga, a jakże, również potrafi inspirować!
Cartagena – Barcelona
Słyszymy Cartagena, myślimy Kartagina i nie jest to wcale mylne skojarzenia, bo miasto to zawdzięcza swą nazwę właśnie starożytnemu miastu-państwu, a konkretnie jego wodzowi Hazdrubalowi Starszemu, który w czasie wojen punickich założył je jako bazę do podboju Półwyspu Iberyjskiego. Na współczesne miano miasto musiało jednak czekać aż do wieków średnich, kiedy to na Kartagenę przechrzcił je Jakub I Zdobywca.
Historia klubu z południa Hiszpanii nie sięga jednak czasów aż tak zamierzchłych. Ba, na futbolowej mapie Półwyspu Iberyjskiego ten trzecioligowiec jest prawdziwym świeżakiem. Początki klubu datowane są bowiem na rok 1995. Nie znaczy to jednak, że wcześniej w mieście w piłkę nie kopano. Czyniono to, ale pod odwróconym szyldem Cartageny FC od 1919 roku. Projekt ten jednak wyzionął ducha w latach 90-tych na skutek kryzysu finansowego, by na początku XXI wieku zostać reaktywowanym, najpierw jako rezerwy wyżej notowanej FC Cartageny, a później jako samodzielny twór bijący się w Tercera División.
Mimo że FC Cartagena to twór młodszy od niejednego z nas, jego historia jest niewiele mniej burzliwa niż dzieje starożytnej Kartaginy i nie mniej burzliwa niż…relacje damsko-męskie. Jeśli wierzyć ludowym prawdom w każdym związku po 7 latach przychodzi czas na kryzys. Dokładnie tyle czasu potrzebowała także Cartagena by znaleźć się na krawędzi. Przed upadkiem ekipę z Estadio Cartagonova uratował lokalny biznesmen, Francisco “Paco” Gómez, do dziś prezesujący trzecioligowej drużynie.
Jak to zwykle bywa w przypadku klubów, w których władza skupiona jest w rękach jednostki, a nie zarządu, przez skład Cartageny przewinęło się kilku ciekawych piłkarzy. Wszak prezes musi mieć swoje “gwiazdki”. Taką gwiazdką był z pewnością francuski obrońca Pascal Cygan. Zawodnik znany z występów w Arsenalu i Villarreal właśnie w Kartagenie, w wieku 37 lat, zakończył swoją karierę.
Największe szczęście w klubie z regionu Murcii mieli jednak do bramkarzy. Przez skład Efesé tacy porteros jak Rubén Iván Martínez (wychowanek Barcelony, obecnie strzegący bramki Rayo), Manuel Almunia (wieloletni golkiper Arsenalu, dziś gracz Watfordu) czy Kiko Casilla (produkt szkółki Realu Madryt, aktualnie zawodnik Espanyolu i jeden z lepszych bramkarzy La Liga).
Właśnie w Cartagenie na szersze wody wypłynął, dobrze znany wszystkim fanom hiszpańskich rozgrywek, trener Realu Valladolid Juan Ignacio Martínez. Były szkoleniowiec Levante miał dwa podejścia do klubu Paco Gómeza. Za pierwszym razem, w sezonie 2005/06 udało mu się zwyciężyć w rozgrywkach IV grupy Segunda División B, ale poległ w barażach o awans na zaplecze pierwszej ligi i rozstał się drużyną. O jego umiejętnościach przypomniano sobie w 2009 roku, gdy klub uzyskał wreszcie promocję do Liga Adelante. Martínez stał się ojcem największej sensacji sezonu 2009/2010 osiągając z beniaminkiem piąte miejsce, ulegając ekipom do dziś bijącym się z powodzeniem w Primera División – Realowi Sociedad, Realowi Betisowi czy Levante. W drugim roku pracy już tak kolorowo nie było, ale Martinez utrzymał drugą ligę dla miasta. Jednocześnie dostrzeżono jego talent na Estadio Ciudad de Valencia i już rok później 49-letni trener ogrywał Real Madryt i wprowadzał Levante do Ligi Europy, a Cartagena spadała do Segunda División B.
Dziś w drużynie FC Cartageny próźno doszukiwać się głośnych nazwisk, a jeśli już takowe znajdziemy (Francisco Javier Tarantino), nie nasuwają one skojarzeń ze światem futbolu. Z aktualnej kadry epizodziki na pierwszoligowych boiskach mają w swym dorobku wspomniany Tarantino (Athletic Bilbao), Diego Segura (Real Betis), Fernando Rodríguez Ortega (Sevilla FC) i wypożyczony z Espanyolu 20-latek Eric López.
FC Cartagena 2013/14 to drużyna własnego podwórka. Na Estadio Cartagonova drużyna z południowo- wschodniej częsci Hiszpanii punkty straciła ledwie raz, ulegając ekipie La Hoya Lorca 1:2. W ostatnich sześciu pojedynkach na swoim obiekcie popularni Efesé mogą się jednak pochwalić zdobyciem kompletu osiemnastu punktów. Problem polega na tym, że w starciu z Barceloną atut własnego boiska będzie miał marginalne znaczenie. Dlaczego? Otóż siedziba klubu z autonomicznej wspólnoty Murcii została stworzona na wzór obiektu rezerw Barcelony – Mini Estadi – i może pomieścić zbliżoną liczbę fanów miejscowej ekipy. Wszystko to jest zasługą katalońskich architektów, Josepa Casalsa i Ramóna Domenecha, odpowiedzialnych za zaprojektowanie obu budowli. W historię obiektu wpleciony jest także wątek polski. 26 stycznia 2000 roku w Kartagenie rozegrany został towarzyski mecz między La Furia Roja, a reprezentacją Polski. Spotkanie, będące jednocześnie debiutem Jerzego Engela w roli selekcjonera Biało-Czerwonych, zakończyło się tryumfem La Selección 3:0. 2 gole zdobyła legenda Athletiku Bilbao, Ismael Urzaiz, a wynik ustalił Raúl. W drużynie gospodarzy po boisku biegały takie znakomitości klubu z Camp Nou jak Luis Enrique czy Josep Guardiola.
O tym, że Katalończycy czują się w Kartagenie jak u siebie mogliśmy się przekonać podczas krótkiej obecności drużyny należącej do Francisco Gómeza w Segunda División. W sezonie 2010/2011 do tegoż miasta, tym razem już w roli trenera, zawitał ponownie Luis Enrique. Dowodzona przez niego Barca B poniosła na Estadio Cartagonova dotkliwą porażkę 1:5, ale już w następnym sezonie pod batutą Eusebio Sacristána zrewanżowała się w stu procentach, gromiąc rywala 4:0. Ozdobą tamtego spotkania był gol Rafinhi Alcantary, zdobyty po podaniu Isaaca Cuenki i zjawiskowym rajdzie młodej nadziei Dumy Katalonii, Alejandro Grimaldo.
Piłkarzom Cartageny znajoma architektura stadionu drugiej drużyny Barcelony już tak nie sprzyjała. Dwie wycieczki do stolicy Katalonii nie zostały przez nich uczczone żadna zdobyczą bramkową, a barcelońska młodzież wykazywała się nader wysoką skutecznością, aplikując kolejno trzy i cztery bramki.
Skoro ekipa dowodzona obecnie przez Luisa Teveneta nie była w stanie przysporzyć problemów narybkowi katalońskiego giganta, nie wydaje się by kłopoty miała drużyna naszpikowana takimi gwiazdami jak Neymar, Fabregas czy Busquets. Zamiast trzeciej z rzędu porażki Blaugrany spodziewać się należy raczej tego, że drużyna Gerardo Martino uczyni z przedstawicielem Segunda Division B to samo, co w 146 r. p.n.e. z Kartaginą zrobiły rzymskie wojska.
Cartagena vs Barcelona | 06.12, 22:00
Marcin Serocki
Sant Andreu – Atlético

fot. uesantandreu.cat
Nawet jeśli to tylko trzecia siła Barcelony, to i tak mecz Sant Andreu z Atletico Madryt będzie miał wymiar nie tylko sportowy, ale także i polityczny. Choć biorąc pod uwagę różnicę klas obydwu drużyn, to raczej polityka będzie miała większe znaczenie. Ultrasi klubu z północy Barcelony – Desperdicis na pewno przygotują specjalną oprawę na mecz z drużyną ze stolicy Hiszpanii.
Sant Andreu to kataloński klub założony w 1909, jednak nie zdążył załapać się na ten sam pociąg co FC Barcelona i Espanyol, który dwie najbardziej utytułowane drużyny z Katalonii zaprowadził do Primera División . Ekipa z Narcís Sala ani razu bowiem nie mierzyła swoich sił na poziomie La Liga, najczęściej grywała w Tercera (w sumie 38 sezonów), siedemnaście lat spędziła w Segunda B, a tylko przez jedenaście sezonów przebywała w drugiej klasie rozgrywkowej.
Trenerem Los Cuatribarrados jest legenda Celty Vigo Patxi Salinas. Ten urodzony w Bilbao szkoleniowiec dwukrotnie wystąpił w reprezentacji Hiszpanii, dwa razy też zdobywał ze swoim macierzystym klubem – Athleticiem Bilbao mistrzostwo kraju. Z kolei w sezonie 1983-84 zdobył on podwójną koronę.
Katalońska drużyna to zdecydowanie drużyna własnego boiska. W tym sezonie Segunda B u siebie jeszcze nie przegrali i dwanaście z czternastu strzelonych bramek zdobyli właśnie na Narcís Sala . Ta przewaga w zdobyczach nie przekłada się na stracone bramki, tutaj dysproporcja jest zdecydowanie mniejsza – Sant Andreu u siebie stracili siedem z dziewiętnastu bramek. Największą gwiazdą zespołu jest lewy obrońca Rubén Canelada , który mimo swojej pozycji na boisku zdobył już dwie bramki, o jedną mniej od najlepszego strzelca drużyny – szybkonogiego Francisa Ferrona.
Kapitanem zespołu Patxi Salinasa jest 36-letni bramkarz José Morales, który ma szansę na zostanie rekordzistą klubu, jeśli chodzi o liczbę występów w Sant Andreu. Morales rozegrał już 187 meczów w żółto-czerwonych barwach i goni innego bramkarza – liderującego Antonio Moyę. Do rekordu brakuje mu 43 meczów.
Sant Andreu jeszcze ani razu nie miało okazji mierzyć się z Atletico, jednak zdarzyło im się grać z innymi klubami z Madrytu. Zanim Getafe CF zastąpiło upadłe Getafe Deportivo, Katalończycy zagrali z tymi drugimi dwa mecze. Ani razu jednak nie wygrali, a tylko raz zdołali uciułać remis. Los Cuatribarrados więcej spotkań rozegrali z kolei z Rayo Vallecano. W szesnastu meczach między tymi dwoma zespołami padły tylko dwa remisy, ale bilans jest bardziej korzystny dla drużyny z Vallecas – wygrali oni osiem spotkań, a tylko sześć razy z boiska zwycięsko schodzili piłkarze Sant Andreu.
Sant Andreu – Atlético | 07.12 | 16:00
Jacek Staszak
Xàtiva – Real Madryt
Na pierwszy ogień Królewskim podano Olímpic Xàtivę, czyli — jak może sugerować renoma obu klubów — mięso armatnie dla stołecznych. W 81-letniej historii walenckiego klubu nie znaleziono miejsca nawet na drugoligowe rozdziały. Jak dotąd, drużyna z Xàtivy nie przekroczyła bariery Segunda División B, więc nie będzie naciągnięciem powiedzenie, że miodowe lata klubu przypadły akurat na obecną dyspozycję. Miasto mogło zasłynąć jako jeden z pierwszych ośrodków produkcji papieru oraz jedwabiu, ale futbol nad Albaidą chluby jeszcze nie zagwarantował. Cóż, lepszej okazji może nie być. Niecodziennie trzecioligowym zawodnikom z okolic Walencji nadarza się okazja do zagrania na nosie Garethowi Bale’owi oraz innym kosmicznym dziwolągom, znanym dotąd jedynie z gier komputerowych oraz telewizji.

Campo de Fútbol La Murta
Xàtiva, choć mocno utożsamiona z Katalonią, leży około 60 kilometrów od Walencji. Niespełna 30-tysięczne miasteczko nie zrobi wrażenia na przyjezdnych, skoro więcej ludzi ogląda ich mecze z trybun na Bernabéu. Słowem: takiego święta dawno nie było ani w mieście, ani tym bardziej w kilkudziesięcioletniej historii walenckiego kopciuszka. La Murta, czyli 9-tysięczny obiekt gospodarzy, nigdy nie przyjmował tylu milionów na raz. Wiekopomna chwila musi trwać, więc klub z tej okazji przygotowuje dystrybucję okolicznościowych szalików dla upamiętnienia rywalizacji z Realem Madryt. Ponadto, „Socarrats”, a więc najzagorzalsi sympatycy Xàtivy przygotowują efektowną mozaikę, by zapaść w pamięć graczom z innej galaktyki, a jednocześnie zmotywować swoich ulubieńców.
Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, lepszego momentu na mecz z Los Merengues nie można było znaleźć nawet na przestrzeni dekad. Olímpic Xàtiva jest niepokonana od siedmiu meczów, a goryczy porażki zaznała ostatnio w październiku. Klub dzielą ledwie dwa punkty od strefy barażowej, co oznacza niepowtarzalną szansę na upragniony awans do Segunda División, o ile drużyna nie spotka nagłego kryzysu. Klub z La Murty wyjdzie defensywniej niż zwykle, a priorytetem dla trenera będzie zachowanie czystego konta i jednocześnie podtrzymanie serii bramkarza Francisa, który nie wyciągał piłki z siatki od 641 minut.
Bez względu na rezultat, 250 fanów już zadeklarowało wyjazd do Madrytu na rewanż. Taki dwumecz jest dla nich niczym gwiazdka z nieba. Zarządcy Xàtivy podjęli nawet odpowiednie kroki ku zwiększeniu liczby miejsc siedzących. Cały kompleks wręcz zrewolucjonizowano – począwszy od stworzenia stref technicznych, przez zwiększenie personelu oraz ochrony, aż po malowanie obiektu. Przyjazd Realu motywuje do jak najlepszego zaprezentowania się światu, więc klub staje na głowie, by nie dać plamy. Choć warto uwagi jest fakt, że obie ekipy będą miały… wspólne prysznice. Dla madrytczyków nieco inna bajka organizacyjna. Natomiast Galaktyczni najprawdopodbniej wykorzystają ten dwumecz do ogrywania młodych zawodników potrzebujących minut, czyli choćby Isco, Jesé, Casemiro czy Moratę. Oni nie mają czasu na celebrowanie takich wydarzeń, podejdą do spotkania jak do każdego kolejnego, bez sentymentu.
Nic dziwnego, że zarówno wśród mieszkańców miasteczka, jak i pracowników klubu od tygodni panuje szczególna motywacja do działań oraz chęć jak najlepszego pokazania się światu. Na La Murta szykuje się jedna wielka biesada, celebracja i radość, nawet mimo całkiem możliwej manity. Symatycy Xàtivy chcą po prostu wykorzystać ten czas, kiedy ich klub walczy z najlepszymi. Teoretycznie powinniśmy nałożyć na nich kreskę i odpuścić sobie jakiekolwiek dywagacje, ale futbol niejednokrotnie ujawnił swoje piękne i zaskakujące oblicze. By nie szukać daleko, warto przypomnieć nieszczęsny AD Alcorcón, który znajdując się niemal w identycznej sytuacji pozwolił sobie cztery lata temu na wyeliminowanie gigantycznego Realu.
Póki piłka w grze, wszystko jest możliwe, tym bardziej że gospodarze naprawdę są w gazie, więc zagrają na niebywałej ambicji. Może chociaż u siebie nie pozwolą na blamaż, a to już byłaby historia powielana potomnym przez następne lata. A jeśli nie, to przynajmniej nie będzie trzeba się martwić o budżet klubu, który wynosi ledwie 200 tysięcy euro.
Xàtiva chce walczyć, jak zaznacza ich trener. Na jednej z konferencji Toni Aparicio rzucił odważne: „Vamos a ganar al Madrid”. Po takich deklaracjach nie można przynieść wstydu. Zdaje się jednak, że to bardziej odpowiednik naszego „na pohybel” niż prawdziwe rzucenie rękawicy Królewskim.
Xàtiva – Real Madryt | 07.12, 22:00
Dominik Piechota
Wszystkie spotkania:
- 12:00 Lleida 1 – 2 Real Betis
- 16:00 Villarreal – Elche
- 18:00 Algeciras – Real Sociedad
- 20:00 Santander – Sevilla
- 22:00 Cartagena – Barcelona
- 22:00 Valladolid – Rayo Vallecano
- 16:00 Sant Andreu – Atletico Madryt
- 18:00 Girona – Getafe
- 20:00 Celta Vigo – Athletic Bilbao
- 22:00 CD Olimpic Xativa – Real Madryt
- 22:00 Recreativo Huelva – Levante
- 12:00 Alcorcon – Granada
- 17:00 Gimnastic – Valencia
- 17:00 Las Palmas – Almeria
- 19:00 Real Jaen – Espanyol
- 21:00 Malaga – Osasun