
Kiedy Geronimo Rulli w końcu pojawił się między słupkami w spotkaniu ligowym, wszystko było już jasne. Argentyńczyk wygrał z Enautem Zubikaraiem rywalizację o miano pierwszego bramkarza Realu Sociedad i z meczu na mecz spisywał się coraz lepiej. Zwyżkująca forma zwróciła uwagę Taty Martino, który powołał go do kadry Albicelestes na marcowe sparingi. Niemałą furorę zrobił także w Hiszpanii, gdzie dzięki swoim występom wdarł się do jedenastki miesiąca La Ligi i przy okazji uratował kilka punktów drużynie z Kraju Basków.
Być choć trochę jak Chilavert
„Ma niesamowity refleks, świetną koordynację i jest dobry w pojedynkach jeden na jeden” – tak wychowanka Estudiantes La Plata opisywał w trakcie sezonu 2013/14 Xavi Tamarit, asystent trenera Mauricio Pellegrino w argentyńskim klubie. Już wtedy mówiło się o potencjalnym transferze młodego bramkarza do jednej z drużyn na Starym Kontynencie. Barcelona, Manchester City, Atlético Madryt, FC Porto, Benfica – te kluby figurowały na szczycie listy zainteresowanych usługami zawodnika Los Pincharratas.
Zostanie bramkarzem było mu pisane. To nie jest historia z cyklu „nie było komu bronić, stanąłem i już tak pozostało”. Mały Geronimo uwielbiał oglądać popisy paragwajskiej legendy José Luisa Chilaverta i właśnie one skłoniły go do założenia rękawic. Już jako pięciolatek występował w Ateneo Popular z rok starszymi od siebie kolegami. Jedna z anegdot mówi, że podczas swojego pierwszego meczu pokazał niespotykany charakter. Wprawił wszystkich obserwujących w osłupienie każąc uciszyć się swojemu ojcu, kiedy ten zza bramki udzielał mu wskazówek.
Charakterystyczna dla Argentyńczyka jest gra w długich spodniach. Występuje w nich niemal zawsze, na palcach jednej ręki da się policzyć spotkania, w których ich nie nosił. W marcowym meczu z Córdobą na przeszkodzie stanęły przepisy – Kalifowie występowali w czarnym komplecie strojów, a golkiper Txuri- Urdin nie zabrał ze sobą pary w innym kolorze. Według Omara, taty bramkarza, wszystko zaczęło się w dzieciństwie – „Dzieci były wtedy uzależnione od oglądania Kapitana Tsubasy, Oliver i Benji. Jak rozpoznać Benji’ego? Po spodniach, to proste”.
W sierpniu 2010 roku został włączony do pierwszej drużyny Estudiantes na finałowy dwumecz Superpucharu Ameryki Południowej. O debiucie nie było mowy, ale znalazł się na ławce rezerwowych w jednym ze spotkań i po raz pierwszy posmakował wielkiej piłki. Szczególnie ciepło wypowiadał się o Juanie Sebastianie Verónie, z którym przyszło dzielić mu jeden pokój: „Jako chłopiec oglądałem go w telewizji podczas mundialu, a dzisiaj jest moim kolegą z zespołu. Trudno w to uwierzyć”.
Na debiut przyszło mu poczekać jeszcze niemal trzy lata. 8 kwietnia 2013 roku rozpoczął spotkanie przeciwko Arsenalowi de Sarandi. I jak już do bramki wszedł, tak miejsca w drużynie nie oddał. Przy okazji pobił o 48 minut rekord bez puszczonej bramki należący od 1991 roku do Marcelo Yorno. Seria Rulliego trwała 588 minut. Całkiem nieźle jak na debiutanta, prawda? W kolejnym sezonie zagrał we wszystkich 38 meczach nie oddając placu nawet na minutę. Czas na Europę.
Poza boiskiem jest zwykłym chłopakiem. Lubi grać na konsoli Playstation i słuchać muzyki swoich ulubionych zespołów – Los Redondos oraz Indio Solari. Rodzice mówią, że Gero nigdy nie miał problemów z nauką, próbował nawet sił na uczelni wyższej, gdzie przez rok studiował administrację. Nie mógł jednak pogodzić tego ze sportem toteż na razie marzenia o dyplomie musi odłożyć na bok.
Być choć trochę jak Buffon
Jeszcze zanim Argentyńczyk przeniósł się do Europy, to w programie ‘Esports en Xarxa’ przyznał, że jest wielkim fanem umiejętności włoskiego bramkarza. „Buffon był i będzie najlepszym golkiperem w historii”.
Latem 2014 roku 80% karty Geronimo Rulliego zostało wykupione za ok. 4 miliony dolarów przez jeden z funduszy inwestycyjnych działających na południowoamerykańskim rynku. Nowi właściciele zdecydowali się na wypożyczenie zawodnika do Europy. Padło na Real Sociedad, który właśnie poszukiwał kogoś do obsadzenia pozycji bramkarza, ze względu na odejście do Barcelony Claudio Bravo. Przedstawiciele funduszu i klubu szybko doszli do porozumienia, i Rulli dołączył do klubu jeszcze podczas ich obozu przygotowawczego w Holandii.
Swoją szansę dostał w rewanżowym meczu IV rundy eliminacji do Ligi Europy w rosyjskim Krasnodarze. Na tle mizernych kolegów swoją postawą znacząco się wyróżniał, ale w końcówce spotkania doznał kontuzji i musiał opuścić murawę. Diagnoza okazała się fatalna – złamana kość śródstopia i trzy miesiące przerwy od piłki.
Leczył się do końca listopada i wracał w momencie, w którym większość piłkarzy już zademonstrowała swoje umiejętności przed Dawidem Moyesem. Pierwsze minuty otrzymał w Pucharze Króla, gdzie bronił w wygranym dwumeczu z Realem Oviedo. Droga do wyjściowej jedenastki w meczu ligowym zajęła mu niewiele ponad dwa tygodnie. Zubikarai wrócił na dobrze znane mu przez całą karierę miejsce w futbolowej hierarchii, czyli na ławkę rezerwowych. Argentyńczyk tymczasem w każdym kolejnym spotkaniu udowadnia, że Moyes podjął dobrą decyzję. Pierwsza połowa wyjazdowego spotkania z Getafe była jego popisem, bronił wszystko i wszystkim, nawet głową.
Co dalej?
Nie jest tajemnicą, że włodarze Realu Sociedad widzą w Rullim kogoś więcej niż tylko opcję tymczasową i chcieliby zatrzymać go na stałe. Jednak fundusz, będący właścicielem młodego Argentyńczyka, jest zorientowany na sprzedaż praw za większe pieniądze niż te, które mogą dostać teraz.
– Rulli jest niesamowicie szczęśliwy w San Sebastian. Ma świetny kontakt z kolegami z zespołu, pokochał miasto – mówi Oier Fano, dziennikarz z Donostii. – Chce zostać w Realu, porozumiał się już z klubem, ale fundusz inwestycyjny niczego nie ułatwia – kontynuuje.
W prasie można było przeczytać o możliwym kolejnym wypożyczeniu piłkarza, a taki obrót sprawy, choć bardzo możliwy, na dłuższą metę może zadowolić bardziej fundusz niż klub. Ewentualne dobre występy Rulliego będą tylko podbijały jego cenę, a mogą mu się z bliska przyglądać skauci najlepszych europejskich zespołów. Real Sociedad poza usługami piłkarza, dostanie tylko i wyłącznie trochę czasu na znalezienie kolejnego bramkarza.
– Ciężko przewidzieć co się stanie. Może zostać wykupiony nawet w przyszłym tygodniu, ale im dłużej nie ma informacji na ten temat, tym trudniejsza staje się sytuacja – dodaje Fano. Wydaje się, że tylko naprawdę duża oferta mogłaby skłonić właścicieli Rulliego do sprzedaży.
Biorąc pod uwagę kończący się w czerwcu kontrakt Zubikaraia, to w najczarniejszym scenariuszu Real Sociedad na początku lipca może zostać bez bramkarzy.
Sytuacja nie jest więc wesoła. Po stronie Realu przemawia fakt, że Argentyńczyk nie jest zainteresowany rolą bramkarza numer dwa w żadnym większym klubie i chce rozwijać się w Kraju Basków. Fundusz za to do końca będzie oczekiwał na najlepszą ofertę, pozostawiając zarówno klub, jak i zawodnika w niepewności. Niczym za to nie musi się przejmować reprezentacja Argentyny, która doczeka się następcy Sergio Romero i być może bramkarza na długie, długie lata.
https://www.youtube.com/watch?v=uNWuYFE6fEY