Ile to już razy zaczynając tekst miałem ochotę napisać: “a nie mówiłem?”. A nie mówiłem, że Les Blues wgniotą w murawę Islandczyków, brutalnie urywając sny o strefie medalowej? A nie mówiłem, że odpuszczą nieco spotkanie ze Szwajcarami, dzieląc się z nimi solidarnie punktami? A nie mówiłem, że finał to minimum, a jednocześnie obowiązek tej reprezentacji? Zawsze jednak wstrzymywałem się przed napisaniem tych zdań wiedząc, że jest wiele aspektów, o których faktycznie “nie mówiłem”. Samuel Umtiti jest jednym z nich. Wszedł, posprzątał i teraz nie trzeba już mówić, czy jest to zawodnik odpowiedni dla Barcelony. Na pewno nie trzeba?
Umtiti spadł Deschampsowi z nieba
Tak jak głosi jeden z nagłówków, który mogliśmy przeczytać w piątek o poranku. Z całą sympatią do autora, które bardzo cenię, to nie – to nie tak. Z nieba to spadł Kapustka. Nie Umtiti. On wokół gwiazd krąży już od pięciu sezonów. Wokół gwiazd, najpierw jako widz, później jako zmiennik, następnie jako partner, teraz jako jedna z nich. Gwiazd ligi francuskiej, oczywiście. Teraz wskakuje na poziom wyżej. Jeszcze jako 17-latek budował własną pewność siebie i potwierdzał swój potencjał, dostając od Remiego Garde szanse debiutu w podstawowym składzie Olympique Lyon. Siedemnastolatek na środku obrony, w klubie walczącym o mistrzostwo – wyobrażacie to sobie, jakie musiał mieć papiery na granie? I nie była to kwestia jednego występu, zakończyło się bowiem na dwunastu, a w efekcie pierwszy skład w sezonie następnym. Nie może więc spaść z nieba ktoś, kto stanowi kluczowy punkt defensywy jednej z najlepszych drużyn we Francji przez ponad 1000 dni.
Owszem, rozumiem, że chodziło o fakt bycia dopisanym do składu na wskutek kontuzji reszty. Jednak już przy ogłaszaniu pierwotnej kadry słychać było głosy oburzenia z racji ominięcia Umtitiego. On miał być jednym z tych, który dobrą i równą grą wywalczył w ostatecznym rozrachunku prawo do bycia wśród wyróżnionych przez Deschampsa. Jednak, jak słyszeliśmy tłumaczenia, ten nie chciał “następnego lewonożnego, środkowego obrońcę”. Nie chciał? Ale dostał. I z pewnością nie może lamentować.
Z Islandią? Pisano o DNA Katalonii, a więc stuprocentowej skuteczności podań do partnerów z drużyny, znamionującą słuszną przynależność do zespołu lubującego się w utrzymywaniu piłki. DNA na zasadzie – dobrze i celnie podaje, więc będzie pasować. Sprytnie unikano, że tak naprawdę popełnił kilka prostych błędów w ustawianiu czy kryciu zawodników – bądź co bądź – z peryferiów poważnej piłki. Spotkanie z Islandią nie mogło i nie powinno dać żadnych konkretnych wniosków na temat tego, czy Barcelona to odpowiedni kierunek. Natomiast spotkanie z Niemcami już tak, już może.
Pewny. Skoncentrowany. Ratujący zespół ostatnim wślizgiem. Dobrze współpracujący z resztą. Szybki w decyzjach, szybki w zrywach. Nie tracący sił ani skuteczności z każdą następną minutą. Silny – jak czołg, co jest jego potężną zaletą. No i po prostu, dający uczucie, że można na nim polegać. Nie jest tylko dziewiątym środkowym obrońcą (Koscielny, Varane, Zouma, Sakho, Rami, Mangala, Laporte, Mathieu – zobaczcie na tę jakość!). Nie jest kimś, przy kim dajemy numerek w szeregu, a po prostu środkowym obrońcą reprezentacji Francji. Jednym z tych, którzy zapewnili medal – niezależnie, czy będzie to złoty, czy srebrny.
“Cześć, ponoć się znasz. Czy Umtiti jest dobry?” – nawet nie wiecie, ile takich wiadomości, często z błędami, otrzymywałem w ostatnich dniach. Tak, jest dobry. Tak, zasłużył na transfer do lepszego, silniejszego, bogatszego klubu. Tak, odczuwam lekkie ukłucie smutku, że faktycznie odchodzi. Tak, poradzi sobie. Tak. Tak. Tak. Dziś już nie muszę odpowiadać. Umtiti powiedział “cześć” całemu światu, kłaniając się nisko z uśmiechem na ustach po bardzo dobrym spotkaniu. Zatrzymał czempionów świata, będąc debiutantem na tych mistrzostwach, gołowąsem, świeżynką. Nie poddał się presji, nie stracił panowania – zrobił swoje, a więc to, co robił od dawna.
Pokazał jakość i swoje wysokie umiejętności. Gratuluję Barcelonie dobrego transferu. Obrońca na lata, który nota bene od lat udowadnia, że młody wiek nie jest przeszkodą w byciu ostoją defensywy. Dwadzieścia dwa na koncie, a już multum doświadczeń. Zaraz dojdzie następne – finał ME. Doskonały moment na transfer.